Twarz Mariusza T.

Nawoływanie do odwetu, mówienie że „potwora z Piotrkowa” trzeba było powiesić, atmosfera linczu... Stosunek do człowieka, który opuścił więzienie, jest egzaminem z naszego chrześcijaństwa. Które pozwala wyobrazić sobie Jezusa z twarzą Mariusza T.

17.02.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Jakub Szymczuk / GN
/ Fot. Jakub Szymczuk / GN

11 września 2002 r., w pierwszą rocznicę nowojorskiego zamachu, pod koniec wygłaszanej na placu św. Piotra katechezy Jan Paweł II powiedział: „Nie możemy zapomnieć o licznych ofiarach w ludziach, które ten atak pociągnął za sobą. Prosimy dla nich dzisiaj o wieczny odpoczynek u Boga i o zmiłowanie, i przebaczenie dla sprawców tego straszliwego ataku terrorystycznego”. Słyszałem później komentarze zbulwersowanych słowami papieża. Uznali za skandal skierowaną do Boga prośbę o przebaczenie dla terrorystów-zbrodniarzy. Papieskie słowa miały charakter profetycznego przesłania, ukazując tajemnicę Bożego miłosierdzia i ewangelicznego przebaczenia, którego świadkami mają być wierzący w Chrystusa.

Wspominam legendarnego warszawskiego duszpasterza, księdza Bronka Bozowskiego, gorszącego niektórych swoimi mszami odprawianymi za dusze Stalina i Hitlera. Wychodził z prostego założenia, pytając: „A kto za nich się modli?”. Jednak dla wielu taka intencja mszalna brzmiała niczym bluźnierstwo.

Czy ktoś modli się dziś za Mariusza T., „krwawą bestię”, „potwora z Piotrkowa”, „zwyrodnialca, który spóźnił się na szubienicę”? Wątpię. Może czekająca na niego w Piotrkowie matka. Modlitwa za ofiary zbrodni wydaje się nam czymś szlachetnym i oczywistym, ale modlitwa za okrutnego zbrodniarza, przed którym trzeba się chronić? Modlitewna prośba w czyjejś intencji zakłada choćby minimalną empatię, modlić się za kogoś oznacza dobrze mu życzyć... Czy można jednak dobrze życzyć „bestii”?

Jak daleko w naszych ocenach i sądach (o emocjonalnych epitetach nie wspominając) odeszliśmy od paradygmatu Ewangelii? Czy pamiętamy jeszcze, co głosił Nauczyciel z Nazaretu? „Mówię wam: nie rewanżujcie się złu. Ale jeśli ktokolwiek cię uderza w prawy twój policzek, zwróć ku niemu i drugi”. I dalej: „Usłyszeliście, że powiedziane zostało: Będziesz kochał twego bliźniego i nienawidził będziesz twego wroga. A Ja mówię wam: kochajcie waszych wrogów i módlcie się za prześladujących was, żebyście stali się synami waszego Ojca w niebie” (Mt 5, 39. 43-45). Te słowa Jezusa, zaczerpnięte z Kazania na Górze, są chyba najbardziej prowokującymi stwierdzeniami Ewangelii. Są gorszące do tego stopnia, że komentatorzy na kościelnych ambonach dopuszczają się nieraz kaznodziejskiej ekwilibrystyki, by osłabić ich wymowę. Kim jednak będą chrześcijanie pozbawieni Chrystusowego wezwania do wyzbycia się zemsty i zerwania z diabelską dialektyką gwałtu i odwetu?

Jezus mówił jednak całkiem serio. Nie bagatelizował zła. W dramacie swej męki sam wszedł w jego najczarniejszą otchłań. Utożsamił się z każdą ofiarą nienawiści i przemocy, chcąc na zawsze dzielić cierpienie niewinnych. Potrafił także radykalnie upominać (szczególnie hipokrytów z ówczesnych religijnych elit), nigdy jednak nie odzierając człowieka z należnego mu szacunku, pozostawiając zawsze otwartą drogę nadziei. Nawet kanonizując z krzyża powieszonego razem z nim złoczyńcę (kryminalista – pierwszym świętym Kościoła!), nie potępił sprawiedliwie drugiego, miotającego szyderstwa w ostatnich chwilach swego życia...

Biblia o przestępcach i miejscu ich odosobnienia wyraża się w sposób co najmniej dwuznaczny. Czytamy u proroka Izajasza: „Ja Pan powołałem cię (...) abyś wyprowadził z aresztu pojmanego, z więzienia zamieszkujących ciemność” (Iz 42, 6-7). Sługa Pana ma „powiedzieć do uwięzionych: Wychodźcie!” (Iz 49, 9), będzie ogłaszał „wziętym do niewoli uwolnienie i uwięzionym wolność” (Iz 61, 1). Nie jest to bynajmniej naiwne wezwanie do powszechnej amnestii. Nie sposób jednak nie dostrzec w tych słowach niespodziewanej szansy danej uwikłanemu w zło swoich czynów człowiekowi, by mógł doświadczyć odmiany swego losu. Nie bez ryzyka, że z tej szansy nie skorzysta...

W poruszającej scenie sądu ostatecznego w Ewangelii według Mateusza (Mt 25, 31-46) wszyscy są zdziwieni. Jedni, zaskoczeni słowami Przychodzącego, mogą powrócić z radością do drobnych epizodów swojego życia, w których bezinteresowna życzliwość nie pozwalała im przejść obojętnie wobec głodnego, obcego, potrzebującego wsparcia w chorobie, siedzącego w więzieniu... Drudzy, przerażeni, wierząc w świat tłumaczony skostniałą logiką literalnie rozumianej sprawiedliwości, muszą zatrzymać się przy tych, których do tej pory ostentacyjnie omijali... Jest wśród nich Jezus z twarzą Mariusza T.


Ks. GRZEGORZ MICHALCZYK jest krajowym duszpasterzem środowisk twórczych i rektorem kościoła pw. Alberta i Andrzeja w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2014