Tajne wojny Ameryki

Tim Weiner, autor bestsellera o historii CIA: Podczas zimnej wojny szpiegowanie nie było trudne. USA, w przeciwieństwie do ZSRR, symbolizowały demokrację, wolność i sprawiedliwość. Teraz, szczególnie wśród muzułmanów, symbolem USA stały się niesławne Abu Ghraib, Guantanamo, symulowane topienie przesłuchiwanych. Rozmawiał Tomasz Nowak

08.04.2008

Czyta się kilka minut

Ale CIA nie ponosi za to winy. Odpowiedzialny jest prezydent Bush.

Tomasz Nowak: Czym różniły się działania wywiadu USA w czasie II wojny światowej od metod stosowanych później, gdy zaczęła się konfrontacja z ZSRR?

Tim Weiner: Stany Zjednoczone nigdy wcześniej nie miały w czasie pokoju cywilnego wywiadu. Pomysł stworzenia go narodził się w Berlinie: wiosną i latem 1945 r. w zrujnowanej i podzielonej już na sektory alianckie i sektor sowiecki stolicy Niemiec doszło do spotkania kilku pracowników Office of Strategic Services, amerykańskiego wywiadu z czasu II wojny światowej. Wśród nich byli Allen Dulles i Richard Helms, późniejsi dyrektorzy CIA. Dołączyli do nich Amerykanie niemieckiego pochodzenia, którzy wprawdzie urodzili się w Niemczech, ale po wyemigrowaniu służyli w armii USA, np. Henry Hecksher i Peter Sichel, czy urodzony w Budapeszcie Tom Polgar. Mieli po 20-30 lat i przy nich 50-letni Dulles wydawał się podstarzały. Wszyscy oni uważnie przyglądali się wydarzeniom po sowieckiej stronie i to, co tam widzieli, zupełnie im się nie podobało.

Skuteczność Rosjan tak ich zaskoczyła?

Wiedzieli, że raczej wcześniej niż później dojdzie do nowego konfliktu i że po jednej stronie staną wtedy Amerykanie i Niemcy z Zachodu, a pod drugiej - Sowieci i ich wschodnioniemieccy sojusznicy. Byli przekonani, że ten konflikt szybko się nie skończy. Ich zdaniem do takiej długotrwałej konfrontacji cywilny wywiad bardziej się nadawał niż wojskowy. Tak wyglądała geneza CIA powołanej do życia w 1947 r.

Co było wtedy zadaniem CIA?

Początkowo główne zadanie polegało na pozyskiwaniu informacji przy pomocy szpiegów i ich analiza.

A tajne operacje?

Pojawiły się trochę później. W 1948 r. kilka osób w amerykańskim rządzie, szczególnie z MSZ i Pentagonu, doszło do wniosku, że CIA powinna przejąć niektóre metody, którymi posługiwali się Sowieci. Działania te obejmowały "walkę polityczną", przy czym nie mam na myśli wyłącznie propagandy, lecz także kupowanie wyborów i opłacanie polityków.

W jakich krajach?

Najpierw we Włoszech w 1948 r. CIA kupowała tam za pieniądze polityczną lojalność. Jednocześnie wspierała paramilitarne działania różnych grup ruchu oporu w krajach za żelazną kurtyną.

Tworzono oddziały, których zadaniem w czasie wojny byłoby spowolnienie marszu Armii Czerwonej. Zakładano, że w pierwszych dniach wojny Sowieci będą chcieli przerwać front w dolinie rzeki Fuldy, gdzie leży miasto o tej samej nazwie [to miejsce w centralnych Niemczech najlepiej nadawało się do ofensywy wojsk pancernych - red.]. I oczywiście chciano im w tym wszelkim sposobami przeszkodzić.

Na ile skuteczna była działalność CIA w latach 50.?

Propaganda i "walka polityczna" okazały się efektywne. CIA przyczyniła się do wygrania wyborów we Włoszech przez siły niekomunistyczne i pomogła w konsolidacji centrolewicy i umiarkowanej prawicy. Wielkim sukcesem okazało się też Radio Wolna Europa, choć wydaje mi się, że rock and roll był jeszcze bardziej skuteczny.

Zachodnie rozgłośnie były Pana zdaniem środkiem walki propagandowej czy raczej próbą mówienia prawdy o sytuacji za żelazną kurtyną?

To się nie wyklucza. Najlepsza propaganda to taka, która zawiera elementy prawdy. Za to działania paramilitarne prawie zawsze kończyły się katastrofą. CIA wierzyła, że może opierać się na metodach, które OSS stosowało skutecznie np. w okupowanej Francji i zaadaptować je do nowych warunków. Próbowano działać w ten sposób w Polsce, na Ukrainie, a także, z opłakanym skutkiem, na koreańskim teatrze wojennym: w Chinach i Północnej Korei. Stracono wtedy wielu ludzi.

Sztuka mówienia prawdy politykom

Co było największym sukcesem CIA?

Moim zdaniem, analityczne dokonania CIA. W połowie lat 60. CIA przestrzegała prezydenta Johnsona przed kontynuowaniem wojny w Wietnamie. Analitycy CIA uważali, że nie da się jej wygrać środkami wojskowymi, bo wola walki wietnamskich komunistów była olbrzymia i nie można jej było złamać lotnictwem, artylerią itd. Prezydent niechętnie tego słuchał. W końcu udało się go przekonać i był to jeden z powodów, dla którego nie kandydował w wyborach w 1968 r. Mówienie prawdy ludziom sprawującym władzę nie jest prostą sprawą, tymczasem na tym polega zadanie CIA. Kolejny sukces: w latach 70. CIA i wywiad satelitarny walnie przyczyniły się do kontrolowania wyścigu zbrojeń, co z kolei zapobiegło przemienieniu się zimnej wojny w wojnę gorącą.

A po zimnej wojnie?

Przez krótki, 14-miesięczny, okres gdy w administracji George´a Busha seniora dyrektorem CIA był Bob Gates, wywiad pracował dobrze. Bush senior był zresztą jedynym prezydentem, który rozumiał CIA. Nic dziwnego, sam był wcześniej jej dyrektorem.

Między rokiem 1991 a 1993, w czasie ostatnich podrygów sowieckiego komunizmu, CIA bardzo dokładnie informowała o zachodzących w Rosji zmianach. Miała swoich agentów w centrali KGB na placu Dzierżyńskiego, co pomogło w uspokojeniu sytuacji. Jak wiadomo, najgroźniejszą fazą rewolucji jest zawsze moment bezpośrednio po przejęciu władzy przez nową ekipę. Wtedy może być niebezpiecznie. Zachowaliśmy wówczas spokój i nie tańczyliśmy na ruinach muru berlińskiego. Zimna wojna skończyła się bez jednego wystrzału. To był prawdziwy sukces.

Zastanawiam się, dlaczego nie wymienił Pan jako sukcesu akcji dozbrajania afgańskich mudżahedinów. CIA była z tego dumna, z jej pomocą pokonali Sowietów.

W Afganistanie byłem kilka razy. Zacząłem do niego jeździć jeszcze w czasie sowieckiej okupacji, w 1987 r. Z mudżahedinami spędziłem kilka tygodni, przeżyłem sowieckie bombardowania, później wracałem tam jeszcze sześć razy. Ostatni raz byłem tam w 2001 r. i wtedy zbombardowali mnie Amerykanie. Tak więc koło się zamyka... To prawda, że CIA wspólnie z Arabią Saudyjską, Egiptem, Pakistanem i Chinami zaopatrywała mudżahedinów w broń o wartości setek milionów dolarów. Pomogło to w zmuszeniu Armii Czerwonej do odwrotu i mogło także przyspieszyć upadek ZSRR. Ale jestem przekonany, że Afgańczycy walczyliby również bez naszej pomocy, swoimi karabinami z czasów I wojny światowej, a Sowieci i tak musieliby się ostatecznie wycofać. Choć niewątpliwie pomoc USA ograniczyła skuteczność rosyjskich helikopterów i zachęciła mudżahedinów do dalszej walki.

Co stało się później? Poszliśmy sobie, gdy wydawało się nam, że to koniec gry. A nowa rozgrywka dopiero się zaczynała. Niebawem mudżahedini skierowali przeciw sobie broń, którą dała im CIA. Użyto jej przeciw mieszkańcom Kabulu. Dopiero wtedy miasto zostało obrócone w gruzy, setki tysięcy Afgańczyków zginęły w walkach. Wszystko to potęgowało chaos, którego przyczyną była polityczna próżnia: za nią jesteśmy współodpowiedzialni. Z chaosu wyłonili się talibowie i Al-Kaida. Nie możemy więc mówić o sukcesie afgańskiej operacji CIA bez uwzględnienia jej niezamierzonych skutków.

Ochotnik Kukliński

Współpraca z pułkownikiem komunistycznego wojska polskiego Ryszardem Kuklińskim, który przekazał Amerykanom 50 tysięcy stron tajnych dokumentów, musi być chyba także uznawana za jeden z największych sukcesów CIA w latach 80.? Jaką wartość miały te dokumenty?

Operacja trwała 18 miesięcy. W tym czasie pułkownikowi Kuklińskiemu udało się tylko kilka razy nawiązać kontakt z CIA. Kukliński odsłonił przed amerykańskim wywiadem tajne plany armii sowieckiej. Ujawnił szczegóły sowieckiej strategii i wyjaśnił, jak Moskwa zamierzała w wypadku wojny dowodzić armiami Układu Warszawskiego, a zarazem kontrolować swych sojuszników. Pokazał też, jak ZSRR prowadziłby wojnę w Europie Zachodniej, wspomniał o sowieckich planach użycia broni atomowej. Plany te nie różniły się zresztą zbytnio od opracowanych w latach 60. amerykańskich koncepcji wojennych.

Ale amerykańska doktryna wojenna miała charakter defensywny.

Niezupełnie. Amerykańska strategia w latach 60. wyglądała następująco: w momencie, w którym zauważylibyśmy jakikolwiek sowiecki atak przez granicę niemiecko-niemiecką lub na Berlin Zachodni, odpalilibyśmy wszystkie 3 tysiące rakiet balistycznych. W wyniku tego wszystkie miasta między Łabą a Władywostokiem zamieniłyby się w radioaktywne ruiny.

Kukliński mówił później, że właśnie świadomość, iż w wyniku starcia Wschód-Zachód także Polska zostałaby zniszczona, skłoniła go do współpracy z CIA.

Nie można zapominać, że Kukliński nie został zwerbowany. On sam się zgłosił. Od CIA otrzymał urządzenie przypominające dzisiejszy minikomputer blackberry [komputer kieszonkowy, na rynku od 1999 r., obsługuje bezprzewodowe usługi informacyjne - red.] Decydująca była odwaga Kuklińskiego. CIA zapewniła mu tylko środki łączności. Wiadomości, jakie przekazał Ameryce, okazały się niezwykle użyteczne. Dzięki nim można było po raz pierwszy poznać sowiecką strategię wojenną.

Czy tajemnicza śmierć obu synów Kuklińskiego była sowiecką zemstą?

Tego nie wiem. Prawdopodobnie nikt tego dokładnie nie wie. Lecz to możliwe.

Największa pomyłka

Mówi Pan, że za rządów Busha seniora CIA działała skutecznie. A za Clintona?

Było strasznie. Fatalnie. Bill Clinton nie rozumiał, co CIA może dla niego zrobić, a co przekracza jej możliwości. Między rokiem 1990 a 1996 wywiadem kierowało aż sześciu dyrektorów. Przy tylu zmianach nie można nawet sensownie prowadzić drużyny piłkarskiej. Dopiero w 1998 r. Clinton zaczął poświęcać wywiadowi więcej uwagi, ale było za późno.

Przecież Clinton był zdolnym politykiem.

Też się dziwię, jak tak inteligentny człowiek mógł popełnić tyle błędów i to w tak istotnej kwestii. Nie możemy jednak zapomnieć, że 15 lat temu, gdy Clinton obejmował władzę, dominowało przekonanie o końcu historii. Zimna wojna należała do przeszłości i wydawało się, że Ameryka jako dobrotliwy imperator obejmie teraz ster globalnych rządów. Wolny handel był sednem naszej polityki zagranicznej. Tak jakby sprzedawanie snickersów w Chinach mogło przyspieszyć proces demokratyzacji. To była krótkowzroczna faza naszej polityki. Miało się wrażenie, że wywiad nie będzie już potrzebny. CIA powstała jako instrument zimnowojenny, tamta wojna dobiegła końca i CIA stała się rodzajem wikipedii: gigantycznej bazy danych zajmującej się wszystkim, począwszy od problemu powiększania się Sahary po kwestię wzrostu znaczenia ewangelików w Ameryce Łacińskiej. Sama CIA nie miała pomysłu na swą przyszłość. A jeśli nawet miała, to nie spotykało się to ze zrozumieniem prezydenta. I tak wszystko zaczęło się rozłazić. Osłabienie CIA w latach 1993-98 było bardzo wyraźne: utracono talent, wiedzę i doświadczenie. Skuteczność CIA stale się zmniejszała.

Zamachy z 11 września 2001 r. były porażką CIA. Jak mogło do tego dojść?

Wkrótce po tym jak w sierpniu 1998 r. dokonano zamachów terrorystycznych na dwie ambasady USA w Afryce, ówczesny dyrektor CIA George Tenet wysłał raport na ręce Clintona. Zawierał on ostrzeżenie, że jeśli USA nie zmienią sposobu zdobywania i analizowania informacji, to doświadczą katastrofalnej w skutkach klęski wywiadowczej. Raport nosił datę 11 września 1998 r.

Uważam, że ataki na World Trade Center i Pentagon nie były jeszcze tym katastrofalnym błędem wywiadowczym, o którym pisał Tenet. System zawiódł później, gdy CIA poinformowała o posiadaniu przez Irak chemicznej i nuklearnej broni masowego rażenia. Pamiętamy, jak zaraz potem sekretarz stanu Colin Powell, z Tenetem za plecami, wystąpił w ONZ. Powell mówił, że Irak dysponuje bronią chemiczną i atomową, że są to tzw. twarde fakty potwierdzone najlepszymi informacjami wywiadowczymi.

Wojna w Iraku jest ostatecznym błędem naszego wywiadu. Gdy zawodzi wywiad, giną żołnierze. To była katastrofalna pomyłka.

Szpiegować dla Ameryki

Co jest dziś głównym polem działań CIA? Terroryzm czy np. wzrost potęgi Chin?

Bez wątpienia prymat ma wojna z terroryzmem. Oczywiście, pracuje się także nad Chinami, ale kraj ten jest aktualnie na podobnym poziomie rozwoju, na jakim Stany były 100 lat temu. Chiny starają się dołączyć do nowoczesnych państw uprzemysłowionych. Wyobrażenie o tym, jakoby Pekin dysponował potencjałem militarnym, zdolnym do stworzenia realnego zagrożenia dla USA, jest przesadzone. CIA przeobraziła się w służbę antyterrorystyczną. Panuje tam ciągle duch z 12 września 2001 r. Stało się to problemem nie za sprawą samej CIA, lecz ze względu na sposób, w jaki prezydent Bush junior używał i nadużywał CIA. Chodzi mi przede wszystkim o rozkaz zezwalający na maltretowanie więźniów.

CIA ma jedno podstawowe zadanie. Można bowiem odebrać jej pion analityczny i przydzielić go Departamentowi Stanu, a świat się nie zawali. Można oddać wywiad satelitarny pod kompetencje Pentagonu, który i tak go kontroluje. Ale domeną CIA jest praca wywiadowcza i tajne operacje szpiegowskie. Polegają one na werbowaniu agentów za granicą, czyli na przekonywaniu ich do zdrady własnego państwa. Agenci ci mają oszukać swoją armię, partię, nawet zdradzić swoją religię, by szpiegować dla Ameryki.

Tak było zawsze.

Ale podczas zimnej wojny nie było to trudne. USA, w przeciwieństwie do ZSRR, symbolizowały demokrację, wolność i sprawiedliwość. Teraz nie jest to proste, szczególnie wśród muzułmanów, na obszarze rozpościerającym się od Morza Śródziemnego po Pacyfik. Oczywistym powodem tego jest niesławne Abu Ghraib, Guantanamo, tajne więzienia, a także nasze przyznanie się do stosowania np. waterboarding, symulowanego topienia przesłuchiwanych. Taką metodą posługiwała się już hiszpańska inkwizycja.

Potrzeba będzie czasu, by naprawić szkody, jakie wyrządziło to wizerunkowi Ameryki w świecie. Colin Powell powiedział, że świat zaczyna wątpić w moralne podstawy naszej wojny z terrorem. CIA nie ponosi za to winy. Odpowiedzialny jest prezydent.

Jak Brytyjczycy w Indiach

Co CIA powinna zmienić, by stała się bardziej skuteczna?

Jest oczywiste, że przyszły prezydent - obojętnie, czy będzie nim John McCain, Hilary Clinton czy Barack Obama - zakaże tortur jako środka uzyskiwania informacji. Następny prezydent powinien utworzyć też uniwersytet wywiadu, przypominający akademię wojskową, gdzie szkoliłoby się nowe pokolenie oficerów wywiadu. Poznawaliby języki i kulturę regionów, którymi się interesujemy. Uczyliby się arabskiego, pasztu, chińskiego, i po pięciu latach mieliby podstawy do długoletniej pracy za granicą.

Warto zapoznać się ze sposobem działania Brytyjczyków w XIX-wiecznych Indiach. Oni żyli tam całe dziesięciolecia i stali się częścią kraju, który chcieli kontrolować. My tak nie działamy. Wyjeżdżamy gdzieś na krótko. Na podstawie zdobytej w krótkim czasie wiedzy trudno zapanować nad sytuacją.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2008