Stracone pokolenie

Niemal w rok od wybuchu protestów w Syrii armii rządowej udało się spacyfikować miasto Homs, stolicę rewolucji. Tymczasem wokół Syrii toczy się gra o kontrolę nad całym regionem. Młodzi Syryjczycy płacą za nią życiem.

05.03.2012

Czyta się kilka minut

Homs upadł. Z miasta wycofali się bojownicy, nazywający się Wolną Armią Syryjską – tuż przed tym, jak oblegane i ostrzeliwanie od miesiąca miasto zostało zajęte przez armię prezydenta Baszara al-Asada. Homs, blisko milionowe centrum przemysłowe, położone na przecięciu głównych syryjskich szlaków transportowych, zamieszkane zarówno przez sunnitów, alawitów, jak i chrześcijan, było dotąd bastionem oporu. A zwłaszcza jego najbardziej zbuntowana dzielnica, Baba Amr, której mieszkańcy najgłośniej domagali się wolności.

Zatem reżim ukarał ją najsurowiej: pozostali w Homs aktywiści – tak siebie nazywają; w powszechnym użyciu jest arabskie słowo „naszit” („aktywista”, „działacz”) – mówią o zbiorowych egzekucjach i podpalaniu domów. Być może podobnie jak dziś Homs, rok temu wyglądałoby libijskie Bengazi – gdyby Rada Bezpieczeństwa ONZ nie przyjęła rezolucji pozwalającej na interwencję, i gdyby zachodnie lotnictwo nie zatrzymało pod Bengazi czołgów Kaddafiego.

Tym razem świat nie zrobił nic. „Homs nie da się porównać do żadnej innej strefy wojennej, w której pracowałem. Może z wyjątkiem Czeczenii” – mówił w rozmowie z BBC Jacques Beres, lekarz, który spędził tam dwa tygodnie, operując rannych w polowych szpitalach (improwizowanych w prywatnych mieszkaniach). Beres, 71-letni chirurg, współzałożyciel międzynarodowej organizacji „Lekarze bez Granic”, do i z Homs został przeszmuglowany przez opozycję. „Tym, którzy zostali ranni w głowę lub klatkę piersiową, nie mogliśmy pomóc” – mówił.

Asad szybko nie upadnie

Właśnie z Baba Amr pochodzi 21-letni Abdel Baset al-Sarut, przez młodych uważany za głównego bohatera ich rewolucji. Przed jej wybuchem Abdel Baset był jednym z najlepszych w kraju piłkarzy. Gdy się zaczęła, przewodził wielkim antyreżimowym demonstracjom w Homs. Nagrania wideo z jego udziałem, na których mówi o zbrodniach dokonywanych w mieście, pokazuje zabitych i rannych, oglądają rzesze dwudziestoparoletnich Syryjczyków i Syryjek, którzy tak jak on oddali się sprawie.

Wśród nich jest dwudziestokilkuletni Jusif. Przez blisko rok był zaangażowany w rewolucję, w końcu musiał uciekać z kraju – zaczęła o niego pytać bezpieka. Nie tylko on zdecydował się na emigrację. Wielu jego rówieśników – sunnitów, ale też alawitów i chrześcijan – jest już poza krajem. Albo wkrótce będzie się usiłowało z niego wydostać.

A poszukiwanym numer jeden w Syrii jest – jak mówi Jusif – właśnie Abdel Baset. Jusif codziennie sprawdza jego stronę na Face¬booku, słucha rewolucyjnych songów w jego wykonaniu. Zwłaszcza jednego: tego o życiu, którego nie żal oddać za ojczyznę, o wolnych ludziach z Homs, z Rastanu, z Jisr Szughur i innych miast, które zasłynęły z oporu.

– W Homs była prawdziwa wojna – mówi mi Jusif, jakby z zakłopotaniem. Bo ma poczucie, że powinien tam teraz być. Gdy w minionym tygodniu artyleryjski ostrzał miasta ustał – po tym, jak wkraczać zaczęły do niego wojska rządowe – mieszkańcy wylegli na ulice, by zbierać śnieg, bo w Homs od tygodni brakuje wody. A także prądu, leków, oleju opałowego.

W trakcie nieustającego ostrzału z dział i moździerzy mieszkańcy nie mieli nawet gdzie się schronić: domy w Homs nie mają piwnic, kanały są zbyt ciasne. Ginęli więc od artyleryjskich pocisków albo od kul snajperów. Ci zwykle mierzą w szyję. Jeśli nie zabiją, okaleczają trafionych. Tylko w ostatnich 27 dniach regularnego oblężenia Homs miało zginąć około 700 osób, tysiące zostało rannych (tak twierdzi Human Rights Watch). Ktoś policzył, że na zdjęciach satelitarnych widać co najmniej 640 zniszczonych budynków.

Pacyfikacja Homs to cios dla opozycji. Dla tych Syryjczyków, którzy dotąd wierzyli w sukces rewolucji. Upadek Homs każe im myśleć, że reżim szybko nie odejdzie, a kraj pogrąży się w długiej i wyniszczającej wojnie domowej.

„Blok” sunnicki kontra „blok” szyicki

Jest oczywiste, która strona w tym zmaganiu jest silniejsza – z jednej strony nieuzbrojeni aktywiści i wspierający ich bojownicy, występujący pod nazwą Wolnej Armii Syryjskiej (i w najlepszym wypadku posiadający ręczne wyrzutnie rakietowe), a z drugiej w pełni uzbrojona armia rządowa. Jest też oczywiste, że główna organizacja opozycyjna, Syryjska Rada Narodowa, jest coraz bardziej podzielona i nie reprezentuje wszystkich nurtów rewolucyjnych.

Rada ogłosiła jednak ustanowienie „biura wojskowego”, które ma koordynować działania opozycji i pozyskiwać dla niej broń. Wsparcia będzie szukać – już je zresztą znajduje – w krajach Zatoki Perskiej i Libii. O konieczności arabskiej interwencji zbrojnej w Syrii od dawna mówi premier Kataru. Dozbrajanie rebeliantów za „świetny pomysł” uważa Arabia Saudyjska.

Dla Saudyjczyków, którzy starają się zbudować regionalną przeciwwagę dla Iranu i jego podopiecznych, upadek reżimu Baszara al-Asada jest jak najbardziej pożądany. Nie da się zaprzeczyć, że obalenie rzekomo świeckich i proamerykańskich dyktatur w Egipcie i Tunezji oraz zastąpienie ich – na drodze wolnych wyborów – przez lokalne odłamy Bractwa Muzułmańskiego umocniło odwieczny podział regionalny na dwa „bloki”: sunnicki (to Arabia Saudyjska i kraje Zatoki Perskiej, a także Jordania, częściowo Bracia Muzułmanie i obóz Haririego w Libanie) oraz szyicki (to Iran, Syria pod rządami Asada, Irak, Hezbollah w Libanie).

Charakterystyczne dla nowej sytuacji jest zdystansowanie się przez palestyński Hamas od swych dotychczasowych – szyickich – sojuszników. Khaled Mashal, regionalny przywódca Hamasu, zamknął swe biuro w Damaszku i wyruszył z wizytą po stolicach państw „bloku sunnickiego”.

Wielka gra, nie tylko o Syrię

Ale na syryjskiej arenie ścierają się nie tylko interesy regionalne. Także Rosja i Chiny, popierające reżim Asada, toczą tu swoją współczesną wersję „zimnej wojny” z Amerykanami. Ci zaś powtarzają, że Asad musi odejść i – puszczając oko do opozycji – niewiele robią, by powstrzymać rzeź w Homs i innych miastach.

Cenę za tę wielką grę, toczącą się wokół Syrii, płacą Syryjczycy: cywile, a przede wszystkim młodzi aktywiści jak Abdel Baset i Jusif. To oni giną, dokumentując wydarzenia, ewakuując rannych, dostarczając pomoc, organizując protesty. – Nie bałem się śmierci, bałem się aresztowania – mówi Jusif. To jego pokolenie wypowiedziało rok temu walkę reżimowi w Damaszku. Dziś los tego pokolenia – kolejnego już straconego syryjskiego pokolenia? – jest przedmiotem rozgrywki regionalnej i międzynarodowej.

W minionych dniach co najmniej kilkunastu aktywistów zginęło, próbując wydostać z Baba Amr zachodnich dziennikarzy. – Nie musieli tego robić, ale mieli wobec nich, jako obcokrajowców, poczucie obowiązku – tłumaczy Jusif. Z Homs wywieziono i następnie przerzucono przez zieloną granicę do Libanu ostatnią dwójkę z szóstki dziennikarzy, których polowe centrum prasowe zostało ostrzelane dwa tygodnie wcześniej. To wówczas zginęła 44-letnia Marie Colvin, weteranka dziennikarstwa wojennego, korespondentka „Sunday Times”, i 28-letni Francuz, fotograf Remi Ochlik.

Wcześniej w Syrii zmarł bejrucki korespondent „New York Timesa” Anthony Shadid, ikona dziennikarskiej rzetelności i pięknego stylu. Shadid przez kilka lat pracował w Iraku, opisując dla amerykańskich i międzynarodowych czytelników inwazję na ten kraj, widzianą oczami jego mieszkańców. Do Syrii dostał się z pomocą przemytników. Zmarł nie od kuli, ale w wycieńczającym ataku astmy, już w drodze powrotnej.

***

Śmierć Shadida, Colvin i Ochlika odbiła się echem w świecie, gdyż te ofiary miały konkretne nazwiska i rozpoznawalne twarze. Zabici przez bomby, rozstrzelani, pogrzebani pod gruzami mieszkańcy Homs pozostaną anonimowi. Równie anonimowi co ponad osiem tysięcy ludzi, którzy zginęli w ciągu minionego roku, od początku rewolucji. – Syryjska krew jest tania – mówi Jusif i włącza ulubiony rewolucyjny song.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2012