Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pod koniec 2014 r. na jednym z facebookowych profili związanych z prawicą narodową oskarżono Reya o „dziwne zachowanie” wobec małoletniej dziewczynki. Tekst był kopią anonimowych postów używanych do szkalowania osób publicznych (podmieniono tylko dane). W podkrakowskich Dobczycach, gdzie mieszka działacz, pojawiły się ulotki z jego podobizną i nieprawdziwą informacją, że we Francji, w której się wychowywał, skazano go za gwałt na dwóch dziewczynkach. Zmyślone imiona domniemanych ofiar (Eura i Asia) nawiązywały do znanej doktryny strategicznej Kremla, zaś „Giwi” (nieistniejąca miejscowość, gdzie miało dojść do przestępstw) oraz występująca w ulotkach „Motorola” to pseudonimy rosyjskich dowódców walczących na Ukrainie.
Sympatycy skrajnie prawicowych organizacji Falanga i Obóz Wielkiej Polski doprowadzili nawet do czasowego zamknięcia publicznego profilu Reya na Facebooku (opisywał m.in. domniemane powiązania środowisk kresowych skupionych wokół ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego z siłami prorosyjskimi na Ukrainie). Portale szerzące informacje o „przestępstwach” Reya dzieli tylko kilka linków od grup dyskusyjnych z informacjami, jak dołączyć do Rosjan w Donbasie.
Rozpowszechnianie nieprawdziwych oskarżeń o pedofilię to jedna z metod walki FSB z przeciwnikami Kremla. W ten sposób gnębiono już m.in. żyjącego w Kijowie niemieckiego historyka Andreasa Umlanda oraz rosyjskiego blogera Rustema Agadamowa, który w obawie przed represjami uciekł do Pragi.
Sprawa Marcina Reya zjednoczyła media: o nagonce na niego informowała zarówno „Gazeta Wyborcza”, jak „Gazeta Polska”. W rozmowie z „TP” bohater całego zamieszania twierdzi, że nie przejmuje się pogróżkami, a nawet że motywują go do dalszego działania. Teraz współtworzy na Facebooku profil „Rosyjska V kolumna w Polsce”.
Sprawców prowokacji w Dobczycach – pomimo nagrania wideo, na którym widać, jak rozrzucają szkalujące Reya ulotki – policja jak dotąd nie wykryła. ©℗