Społeczeństwo sieciowe

Alek Tarkowski, dyrektor Centrum Cyfrowego Projekt: Polska: Obywatel na co dzień korzysta z sieci, funkcjonuje na portalach, do urzędu zaś można najwyżej napisać podanie, a głosuje się raz na kilka lat.

30.01.2012

Czyta się kilka minut

 / rys. Marek Tomasik
/ rys. Marek Tomasik

MICHAŁ KUŹMIŃSKI: Jest Pan m.in. koordynatorem projektu Creative Commons Polska, promującego alternatywę dla klasycznych praw autorskich. Czy teraz, gdy ACTA została podpisana, Pańska praca idzie na marne?

ALEK TARKOWSKI: Nie jest tak, by dokument ten bezpośrednio szkodził modelom wolnego licencjonowania, ale w oczywisty sposób jest on w duchu przeciwny tym modelom, bo opiera się na zupełnie innej filozofii. Według ACTA właściwym rozwiązaniem jest zaostrzenie reżimu własności intelektualnej, zamiast jego modyfikacji. Co ważne, istnieją już międzynarodowe systemy ochrony własności intelektualnej, w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO) czy Światowej Organizacji Własności Intelektualnej (WIPO), i choć organizacje te nieraz ostro krytykowano, dziś mówi się, że w kontekście ACTA lepiej byłoby już pozostać przy ich systemach. Bo przynajmniej wiadomo, czym są.

A nie wiadomo, co nas czeka w ramach ACTA?

To skomplikowany dokument, napisany bardzo ogólnikowym językiem, utrudniającym jego jasną interpretację. Zarzuty, które się wobec ACTA zgłasza, są zbyt poważne, by je ignorować. Podnosi się np. problem naruszania prywatności czy przerzucenia egzekwowania ochrony praw z sądów na pośredników komercyjnych, np. dostawców internetu czy serwisy społecznościowe.

Jak to było z konsultacjami społecznymi wokół ACTA?

Niestety, funkcjonuje w Polsce model konsultacji z wybraną grupą podmiotów – w tym wypadku: z przedstawicielami dostawców treści. Administracja uważa, że taki model wystarczy. Tymczasem w dobie internetu istnieją wręcz idealne warunki dla modelu otwartych konsultacji. Jednak administracja się ich boi – obawia się liczby uwag, trudności z ich uwzględnieniem lub uzasadnieniem odrzucenia. Być może to jednak mniejszy koszt niż ten, który przychodzi ponieść, gdy nie przeprowadzi się konsultacji, a problemy i tak się ujawniają, tyle że prowadzą już do obywatelskich protestów.

Na premierze raportu „Obiegi Kultury”, przygotowanego przez Centrum Cyfrowe Projekt: Polska, dr Wojciech Machała, prawnik z UW, wskazał, iż bardzo długo o prawie autorskim rozmawiało się wyłącznie z perspektywy dostawców treści, a więc twórców i pośredników. Wszystko to działało w świecie przedinternetowym, bo tego właśnie grona dotyczyły regulacje. Tymczasem w świecie internetowym kopiowanie stało się czynnością powszechną, publikowanie zaś – w miarę powszechną. I musi dojść do debaty nie tylko z dostawcami, ale też z odbiorcami – mówiąc inaczej – użytkownikami, a tak naprawdę po prostu obywatelami. W konsultacjach wokół ACTA zabrakło obywateli.

A kto miałby ich reprezentować?

To prawda, trudno wskazać, kto jest przedstawicielem społeczeństwa sieciowego. Ale po pierwsze, nie jest to żadne wytłumaczenie, bo w konsultacjach mogą brać udział indywidualni obywatele, a po drugie, takie podmioty się przecież powoli wyłaniają, nawet spontanicznie: w sieci łatwo się organizować.

Doszliśmy do momentu, w którym działa kilka nieprzystających do siebie modeli komunikacji w społeczeństwie. Obywatel na co dzień korzysta z sieci, funkcjonuje w serwisach społecznościowych, z wieloma instytucjami jest w intensywnym kontakcie, gdy tymczasem do urzędu można najwyżej napisać podanie, a głosuje się raz na kilka lat. To podstawowe zagrożenie dla angażowania się ludzi w życie publiczne.

Polska Partia Piratów to jakieś rozwiązanie?

Wątpię, by reprezentacja partyjna była tu najlepszym sposobem. Są ciekawsze modele zaangażowania, np. tzw. Otwarty Rząd, gdzie próbuje się włączać obywateli w szukanie problemów i wymyślanie rozwiązań. W Anglii zalecono, by urzędnicy zajmujący się pomocą społeczną aktywnie uczestniczyli w forach internetowych dla samotnych matek, osób chorych, itd. – i traktowali je jako miejsce dialogu oraz źródło wiedzy.

ACTA nie odpowiada w ogóle na zmianę kulturową spowodowaną przez sieć?

System prawa autorskiego niewiele się zmienił od początku XX w. Jak ma być przygotowany na rzeczywistość cyfrową? Dodanie jeszcze jednego międzynarodowego systemu opartego na ściganiu i egzekwowaniu praw zastanych cementuje tylko stare zasady. Prawo autorskie musi być respektowane, ale potrzebujemy nowych jego modeli: pozytywnych, szukających legalnych alternatyw, opartych na idei otwartości.

Czy to nie piękna utopia? Przecież koniec końców chodzi o pieniądze.

W różnej skali, ale takie modele się już wprowadza. Za wcześnie, by orzekać, czy to utopia, czy nie. Ważne, by stworzyć przestrzeń, w której nowe rozwiązania można by testować. Amerykański komik Louis C.K. udostępnił nagranie swojego występu do ściągnięcia za 5 dolarów, do promocji wykorzystał sieci społecznościowe, i w miesiąc zarobił milion. Ciągle trwa poszukiwanie modelu biznesowego, który pozwoli na tym zarobić – i na to potrzeba jeszcze czasu.

W Polsce rozwijają się sieciowe serwisy filmowe takie jak Ipla czy Iplex – oparte na reklamach. Okazuje się, że filmy, za których obejrzenie płaci się w kinie duże pieniądze, można za darmo i legalnie oglądać w sieci, a płacą za to reklamodawcy.

Ale komercyjne treści to tylko jedna strona medalu. Internet umożliwia też rozwój twórczości społecznej – nie ma lepszego przykładu niż Wikipedia. To przecież utopia wdrożona w życie. Kto by sobie 20 lat temu wyobrażał, że ludzie, pracując przez sieć, stworzą wielką encyklopedię?

Kłopot widzę tam, gdzie już na starcie wprowadza się ograniczenia przy pomocy przestarzałych narzędzi, w dodatku opartych na strachu.

Czy z piractwem da się konkurować jego własną bronią?

Wyniki badań „Obiegów kultury” pokazały, że właściwie wiadomo już, jak skonstruować legalną alternatywę dla nielegalnego obiegu: trzeba ludziom zapewnić aktualność i dostępność oferty w sieci oraz rozsądną cenę.

W modelu tradycyjnym zdobycie licencji i załatwienie formalności długo trwa. Tymczasem ludzie chcą łatwego i szybkiego dostępu do treści kultury. Pirackie tłumaczenia „Harry’ego Pottera”, tworzone społecznościowo i rozpowszechniane przez sieć, pojawiały się już w kilka dni po angielskiej premierze. Trudno powiedzieć, co z taką nieuczciwą, idącą na skróty konkurencją robić. Są ludzie, zdaniem których model formalny, skoro jest niewydolny, musi w naturalny sposób przegrać. Według mnie tradycyjni pośrednicy są potrzebni: uwiarygodniają treści, dostarczają im wartości dodanej. Weźmy choćby rolę redaktorów. Trzeba jednak skupić się na szukaniu nowych, twórczych rozwiązań.

W Polsce z jakichś przyczyn ciągle brakuje legalnych serwisów zdolnych konkurować z piractwem. Jak pokazał podczas prezentacji naszego raportu Krzysztof Król, doradca prezydenta w sprawach cyfrowych, o ile w Europie dużą część ruchu w internecie stanowią dane przesyłane za darmo z YouTube oraz treści z pirackich sieci P2P, o tyle w USA najwięcej stanowi ruch z legalnego serwisu Netflix. To dowodzi, że da się inaczej. Zwróćmy uwagę, że w USA przeciwko SOPA – bliźniaczemu dla ACTA dokumentowi – wystąpili nie tylko użytkownicy, ale też nowe biznesy sieciowe.

Czy podejście, w którym na piractwo reaguje się zmianą systemu, a nie zacieśnieniem sankcji, to nie pójście na ustępstwo?

To pytanie, czy normy społeczne powinny dostosować się do prawa, czy prawo do norm. Uważam, że przy pewnej skali zjawisk, które zresztą nie zawsze dają się zakwalifikować jako kradzież – to system prawny musi oswoić pirackie praktyki, zapewniając tak ochronę praw, jak i zaspokojenie potrzeb użytkowników. Gdy podczas premiery naszego raportu przedstawiciele biznesu mówili, że ludzie nie rozumieją pojęcia praw autorskich, i że trzeba ich edukować, w odpowiedziach z sali wyraźnie brzmiała sugestia, że biznes też trzeba edukować na temat tego, kim są dziś ludzie. Dwustronna edukacja to już dialog.

Inaczej rzecz by się miała, gdyby nie było pomysłów na to, jak piractwu zaradzić. Ale skoro takie pomysły są, ściganie piractwa jest ślepą uliczką. To legalne opcje najskuteczniej niszczą piractwo. I tu wielką rolę mogą też odegrać treści tworzone przez instytucje publicznie: materiały mediów publicznych, filmy współfinansowane przez PISF, zbiory instytucji kultury. Wymaga to przede wszystkim zmiany mentalności. Przyjęcia, że w dobie sieci to, co zostało sfinansowane publicznie, powinno też być w otwarty sposób dostępne.

Dlaczego trzeba było ACTA i włamań na rządowe strony, żebyśmy zaczęli wreszcie o tym wszystkim dyskutować?

Bo wydarzenia te wymusiły wreszcie otwartość rządu w sprawach, w których dotychczas wolał milczeć. Szkoda, że dzieje się to w sposób tak dramatyczny. Ale skoro już się tymi sprawami zajmujemy, to należy szansę wykorzystać. Mam nadzieję, że dzięki sprawie ACTA przeprowadzimy w Polsce poważną dyskusję obywateli z rządem o własności intelektualnej, funkcjonowaniu kultury i prawach podstawowych w internecie. Oraz że wprowadzimy od dawna potrzebne reformy.

ROZMAWIAŁ MICHAŁ KUŹMIŃSKI

Dr ALEK TARKOWSKI jest socjologiem, dyrektorem Centrum Cyfrowego Projekt: Polska i koordynatorem projektu Creative Commons Polska. Był członkiem zespołu doradców strategicznych przy premierze, obecnie jest wiceprzewodniczącym Rady Informatyzacji przy Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2012