Słoneczny obłok nade mną

Tadeusz Konwicki: Kraków to w mojej pamięci cudowne, cudowne, pełne tajemnych uroków miasto. I właściwie, powiem coś jeszcze innego, że nawet tych krakowiaków, którzy nie przepadają za mną, za literaturę mnie kąsają, też lubię. Mają jakąś rację. Rozmawiała Kalina Błażejowska

20.12.2010

Czyta się kilka minut

Tadeusz Konwicki / fot. Bartosz Bobkowski, Agencja Gazeta /
Tadeusz Konwicki / fot. Bartosz Bobkowski, Agencja Gazeta /

Kalina Błażejowska: Jak Pan pamięta powojenny Kraków?

Tadeusz Konwicki: Kraków pamiętam jako dwa niepełne lata najbardziej słoneczne w moim życiu. Czytam później, że Kraków ma nienadzwyczajny klimat, są narzekania, że mgły, że deszcze - dla mnie Kraków to jest wspaniałe miasto w słońcu. Opowiem okoliczności, w jakich tam się znalazłem. W maju 1945 roku przedostałem się do kraju wprost z partyzantki. Nie wiedziałem, gdzie się zaczepić, co z sobą zrobić; chwilę się pokręciłem po kraju, parę miesięcy posiedziałem na Śląsku.

Kiedy przyjechałem do Krakowa, zapisałem się najpierw na architekturę, ale przestraszony ciężkimi studiami przeniosłem się na polonistykę. Skromniutki rok, parę było na nim zakonnic, paru księży. W bursie profesora Pigonia brakowało miejsc, więc trochę na korytarzu spałem, trochę ktoś mnie poprzytulał na jakiś czas. Dzięki protekcji Wilhelma Macha wzięto mnie do redakcji "Odrodzenia", gdzie byłem korektorem, a później awansowałem nawet na redaktora technicznego. Tymczasem się usadowiłem w bursie, dostałem miejsce z dwoma kolegami, którzy pochodzili z terenów trzebionych ówcześnie przez UPA, więc nastrój był troszkę napięty.

Co ja robiłem jako student? Za bardzo się pilnie nie uczyłem, ale za to oglądałem Kraków. Po prostu chodziłem od kościoła do kościoła, od budynku do budynku, podziwiałem to wspaniałe miasto. Oczywiście polonistyka stanowiła domenę zawsze kobiet, dziewcząt. No, więc, wstyd powiedzieć, koleżanki - piękne dziewczęta, bardzo sympatyczne - i skromne bywanie gdzieś na jakiejś kawie, bo pieniędzy nie było. Chodziłem z kolegami do jakiejś knajpki, gdzie oni adorowali córkę właściciela - mieliśmy tam jakieś fory.

Mój redaktor naczelny Karol Kuryluk, wspaniały facet, upatrzył sobie mnie na swojego asystenta, dzięki czemu miałem bardzo ciekawe i sympatyczne życie. Pamiętam, jechaliśmy na przykład w styczniu ’46 do Katowic, gdzie nastąpiło otwarcie Teatru Śląskiego sztuką Szaniawskiego "Dwa teatry". Zima, jeszcze jakieś oddziały partyzanckie, niepewność. Ale wszystko przebiegło, bo musiało w słonecznym mieście Krakowie przebiec pozytywnie. No i też tak przyznam się z pewnym wstydem, że troszkę zaczynałem pisać.

To były Pana pierwsze próby literackie?

No, Boże, ja miałem dwadzieścia lat dopiero, a jak przyjechałem do Krakowa - dziewiętnaście, więc trudno żebym miał na koncie już jakieś epopeje napisane. Muszę powiedzieć z ogromnym wstydem, że ponieważ taka moda była wśród młodzieży, to i ja trochę poetyzowałem. Napisałem parę wierszy, i tu jest ciekawostka dotycząca "Tygodnika Powszechnego". Chyba pod jakimś pseudonimem, wstydliwie, wysłałem, nie wiem, trzy czy... parę wierszy do "Tygodnika". Oczywiście dumny "Tygodnik Powszechny", wspaniały tygodnik, odrzucił to. No, ale miałem kontakt. Potem te wiersze gdzieś wydrukowałem, w jakimś "Dzienniku Literackim". Zresztą w ogóle to sześć wierszy napisałem i dałem sobie z tym spokój; ale zacząłem troszkę pisać, jakiś reportaż w 1946 roku z wakacji, potem jakieś recenzyjki.

Czyli ten Kraków był miejscem moich nieśmiałych, ostrożnych poczynań. Jeszcze o mojej sytuacji: Kraków był w takim ukrytym konflikcie z warszawiakami, myśmy w Wilnie nazywali ich warszawiści. To był jakiś psychologiczny konflikt wynikający z doświadczeń wojennych. Ja byłem czysty, niewinny jak anioł, przyjechałem z zupełnie innego obszaru, z innej geografii, tak zwanych Kresów. Nie miałem żadnych urazów w stosunku do Krakowa, ani Kraków w stosunku do tej populacji, która się pojawiła ze Wschodu, wobec tego byłem lubiany przez krakowiaków, i to do tego stopnia, że zapraszano mnie na obiadki, na kolacje. Bywałem u krakowiaków i, wstyd powiedzieć, lubili mnie. Później, jak wyjechałem z Krakowa, trochę się pogorszyło, zacząłem pisać powieści, które nie wszystkim krakowiakom się podobały, więc miałem od czasu do czasu sygnały nieżyczliwe. Ale to nie zmieniło mojego stosunku do Krakowa. Moja żona umarła jedenaście lat temu, ale przed jej śmiercią zdążyliśmy pojechać do Krakowa. Czy jest dalej Hotel pod Różą?

Jest.

Dano nam tam miejsce: po prostu umieraliśmy z zachwytu i szczęścia. Nawet winda była wytapetowana, chyba XIX-wiecz­nymi tapetami z różyczkami, wszędzie były te różyczki. Zetknęliśmy się z jakąś strasznie sympatyczną, przejmującą tradycją. Odwiedziliśmy parę restauracji z krakowskim, wspaniałym jedzeniem. Czyli utwierdziłem w sobie ten obraz Krakowa, Krakowa, któremu strasznie dużo zawdzięczam. Kraków mnie przyjął jako rodzaj sieroty. I przypuszczam, że swoją emanacją psychologiczno-społeczną gdzieś mnie uzbroił na dalsze życie. Po niepełnych dwóch latach wyjechałem do Warszawy, ale z jakimś psychologicznym bagażem krakowskim. W związku z tym: Kraków to w mojej pamięci cudowne, cudowne, pełne tajemnych uroków miasto. I właściwie, powiem coś jeszcze innego, że nawet tych krakowiaków, którzy nie przepadają za mną, za literaturę mnie kąsają, też lubię. Mają jakąś rację.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2010