Sinusoida moralnego protestu

Prof. Lew Gudkow, dyrektor moskiewskiego Centrum im. Lewady: Putin gra na strachu. Ale dziś zaostrzenie kursu może tylko rozdrażnić jego przeciwników. Jeśli nie będzie reform systemowych, ludzie będą nadal protestować.

12.03.2012

Czyta się kilka minut

TOMASZ KUŁAKOWSKI: Kto jest głównym zwycięzcą wyborów prezydenckich?

LEW GUDKOW: Mimo wszystko Putin, choć to zwycięstwo jest niejednoznaczne. Wbrew ogromnym wysiłkom administracji państwowej i terytorialnej, wybory nie przyniosły oczekiwanej mobilizacji rosyjskiego społeczeństwa, nie dają wiary w lepszą przyszłość, nie budują zaufania do rządzących. Zainteresowanie społeczeństwa wyborami było mniejsze niż cztery lata temu, poziom niechęci wobec Putina znacznie wzrósł. Ponad 35 procent Rosjan uważa, że prezydent nie ma legitymacji do rządzenia. Putin będzie zapewne słabym, autorytarnym prezydentem. Sytuacja w kraju nie zadowala żadnej grupy społecznej: ani jego zwolenników, finansowanych z budżetu, ani tym bardziej jego negatywnego elektoratu, czyli „klasy kreatywnej” z wielkich miast.

Zacznijmy od tych, którzy poparli Putina...

Jest ich ok. 45 procent. To żelazny elektorat: biedna prowincja, ludzie, którzy oczekują od państwa ochrony, pracy, pensji na czas, darmowego systemu ochrony zdrowia i edukacji, a na starość emerytury. Ci ludzie żądają państwa aktywnego w sferze socjalnej i gospodarczej. Jednak oni zagłosowali za realizacją socjalnych obietnic przedwyborczych, za wzrostem świadczeń, na które nie ma pieniędzy. Poza tym wśród zwolenników Putina jest wielu wyższych urzędników, którzy rozumieją, że mamy do czynienia ze stagnacją. Wybory w 2008 r. i wcześniejsze dawały nadzieję, że nowy bądź wybrany ponownie prezydent poświęci obywatelom więcej uwagi i rozwiąże ich problemy. Teraz takich oczekiwań nie ma.

Natomiast jedna trzecia wyborców, która głosowała przeciw Putinowi, jest sfrustrowana tym, iż kolejnych sześć albo nawet dwanaście lat ma rządzić prezydent niemający do tego legitymacji. To jego „moralni przeciwnicy”. Zauważalna gotowość Putina do przykręcania śruby będzie rozpalać negatywne emocje.

Co można powiedzieć o negatywnym elektoracie Putina? Poparł on komunistę Ziuganowa, ale również miliardera Prochorowa, liberała.

Realny elektorat Ziuganowa wynosi 11 procent. Fakt, że zdobył on o 6 procent więcej, to dowód, że głosowano nie za Ziuganowem, ale przeciw Putinowi. Natomiast Prochorow to postać ciekawa, choć niejednoznaczna. To był kandydat Kremla, którego celem było rozbicie opozycji. Jednak i tak poparł go elektorat liberalny, antyputinowski, zmęczony głosowaniem na „stare twarze”. Część społeczeństwa ma nadzieję, że Prochorow jest w stanie wybić się na niezależność i zainicjować prozachodnie reformy ekonomiczne – w ramach obecnego systemu politycznego. Prochorow jest ostrożny, nigdy publicznie nie wystąpił przeciw Putinowi. Odniósł sukces, bo potrzebne są nowe twarze.

Co dalej z ruchem protestu?

Po fali powyborczych demonstracji nastroje protestacyjne będą wygasać, bo władza nie reaguje na żądania opozycji, więc nie ma sensu znów wychodzić na ulice. Pozostanie jednak atmosfera napięcia, frustracja z ludzi nie ujdzie. Ten ruch protestu wyłonił się spośród beneficjentów putinowskiego wzrostu gospodarczego, który trwał od 2002 r. aż do kryzysu gospodarczego z przełomu 2007/08 r. Dzisiejsi demonstranci wczoraj byli konformistami, grubiejące portfele rekompensowały im deficyt demokracji i swobód obywatelskich. Kryzys obalił ten układ, „bonusy” od władz zżera inflacja. Protesty nasilą się jesienią 2012 r., a powodem do ponownego wyjścia na ulice będą podwyżki cen za usługi komunalne w czerwcu, od 12 do 15 procent. One miały być, jak co roku, w styczniu, ale przełożono je z powodów politycznych.

W najbliższych miesiącach będziemy mieć do czynienia z protestacyjną sinusoidą, a rozwój sytuacji zależy od dwóch zmiennych. Pierwszą jest dalsza organizacja ruchu niezadowolonych, ich zdolność do konsolidacji, tworzenia alternatywnych do „ulicy” form protestu. Drugi czynnik to działania władz, które zapewne będą jednocześnie przykręcać śrubę i iść na ustępstwa wobec opozycji, np. wprowadzając liberalnych ministrów do przyszłego rządu premiera Miedwiediewa. Putin pokazał, że jest gotów prowadzić represyjną politykę. Jest przebiegły, gra na emocjach, strachu. Ale zaostrzenie kursu jeszcze bardziej rozdrażni jego przeciwników, a powrót do konformistycznego modelu relacji z władzą jest już niemożliwy. Ludzie będą protestować, jeśli nie będzie reform systemowych.

Kim są ci niezadowoleni? Mówi Pan o nich „klasa kreatywna”.

Z badań wynika, że to jakieś 37 procent mieszkańców Federacji Rosyjskiej, z czego większa część jest aktywna społecznie. To mieszkańcy dużych miast, z wyższym wykształceniem, dobrze poinformowani za sprawą internetu; przedsiębiorcy, specjaliści, menedżerowie średniego szczebla. Oni zaczęli się szanować i zrozumieli, że putinowski reżim jest przeszkodą w rozwoju Rosji – ekonomicznym, socjalnym, intelektualnym itd. Oczekują reform systemowych. Przede wszystkim powstania niezależnego sądownictwa, które będzie chroniło ich interesy, ale też demokratyzacji systemu politycznego.

Wyszli na ulice z powodów ekonomicznych?

Przede wszystkim z powodów moralnych, w buncie przeciw roszadzie Miedwiediewa z Putinem. Ale także z powodów ekonomicznych. Oni mniej zależą od władz niż prowincja, są rodzącą się klasą średnią.

Czy żelazny elektorat Putina też dołączy do protestów, jeśli prezydentowi nie uda się zrealizować populistycznych obiecanek?

W tej grupie społecznej niezadowolenie nie jest na tak wysokim poziomie, aby mogło zaktywizować ludzi. To grupa bierna, nie potrafi się organizować i nie jest gotowa do solidarności. Nie wykluczam incydentalnych wybuchów niezadowolenia, np. w jakimś miasteczku z powodu zamknięcia państwowej fabryki czy niewypłacania przez nią pieniędzy na czas. Jednak wysoki stopień socjalnego niezadowolenia klasy pracującej nie przerodzi się w masowe protesty. Paradoksalnie, ci ludzie uważają, że winą za niepowodzenia nie można obarczać „dobrego cara” Putina, tylko złą lokalną administrację albo konkretny zakład państwowy.

Kto ma większy wpływ na klimat protestu: opozycja czy władze?

Jest to zależne od obu stron. Zmiany we władzach będą możliwe wyłącznie wtedy, gdy zacznie narastać oddolna presja społeczna. Wówczas może rozpocząć się rozkład elity, konflikty interesów i walka o wpływy. Nacisk ze strony demonstrantów i konfrontacja różnych grup interesów w elitach mogą stworzyć nową sytuację.

Nie jestem sceptykiem, ale z dystansem patrzę na zdolność opozycji do organizacji, do tworzenia nowych form protestu. Historia uczy, że opozycyjna inteligencja jest słaba, zakochana w sobie i dość niekompetentna. Że więcej mówi, niż działa. 

Prof. LEW GUDKOW jest socjologiem, dyrektorem Centrum im. Jurija Lewady w Moskwie, uważanego za jeden z najbardziej wiarygodnych ośrodków analitycznych w Rosji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2012