Rdzewiejąca Ameryka

Charlie LeDuff, dziennikarz i autor książek o kondycji USA: Nie głosowałem na Trumpa. Ale muszę przyznać, że do czasów Trumpa nikt nie zwerbalizował problemów, z którymi ludzie się borykają od dwóch dekad. On powiedział to, co ludzie czuli.

17.06.2019

Czyta się kilka minut

Detroit, dawniej symbol potęgi amerykańskiego przemysłu, 2014 r. / CEM OZDEL / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES
Detroit, dawniej symbol potęgi amerykańskiego przemysłu, 2014 r. / CEM OZDEL / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES

JAN SMOLEŃSKI: Fajne masz buty – kowbojki z amerykańską flagą.

CHARLIE LEDUFF: To moja trzecia para. Pierwsze zrobiła mi żona na 40. urodziny. Były piękne, czerwono-biało-niebieskie, ręcznie malowane. Te, które noszę teraz, ktoś mi kupił po tym, jak poprzednie sprzedałem na aukcji charytatywnej. Poszły za 3 tys. dolców, to trochę hajsu jest! To taka historia: po tym, jak Detroit zbankrutowało, sposobem na wyjście z dołka było cięcie pensji, ubezpieczeń zdrowotnych i emerytur policjantom, strażakom i sanitariuszom. Zorganizowaliśmy więc imprezę ze zbiórką pieniędzy. Byłem pijany, krzyknąłem, że zlicytuję swoje buty. A tę nową parę, którą noszę, wyprodukowano w Meksyku. Tak jak wszystko inne, bo nikt już nic nie produkuje w Stanach.

Dezindustrializacja mocno uderzyła w Twoje rodzinne Detroit. Obraz, który wyłania się z Twojej książki o tym mieście, jest przygnębiający.

Nic, k..., nie mów. Bieda, degradacja środowiska, przemoc, brak pieniędzy na edukację dzieci, bezrobocie. Ludzie potrzebują dobrej pracy. W zasadzie jakiejkolwiek pracy, dzięki której będą mogły się utrzymać rodziny. To nie zbieg okoliczności, że przemoc czy analfabetyzm szybują, gdy znika praca. Potrzebujemy pracy, żeby mieć poczucie własnej wartości. I oczywiście brak pracy rodzi resentyment, nie tylko w USA. Dlaczego mamy tylu Trumpów na świecie? Dlaczego w tym samym czasie? Czemuż to, ach, czemuż? Mówią, że gospodarka ma się dobrze... Gówno prawda.

Podtytuł Twojej książki to „Sekcja zwłok Ameryki”. Co jest uniwersalnego w historii Detroit?

My w Detroit byliśmy pierwsi – i wtedy, gdy było dobrze, i kiedy zaczęło się robić źle. Niegdyś Detroit było motorem amerykańskiego bogactwa. To było najbogatsze miasto Stanów, licząc na głowę. Trzecie największe miasto w kraju. W Detroit więcej ludzi było właścicielami domów, w których mieszkało, niż gdziekolwiek w USA. Spójrz, jak teraz to wygląda.

Całe kwartały opustoszały, ludzie się wyprowadzili. Ale gdy chodzisz po Manhattanie, to tam nowe wieżowce rosną na lewo i prawo.

Jak chodzę po Los Angeles, to widzę chaty dla hipsterów. A jak chodzę po Miami, to widzę ogromne budynki mieszkalne. Ale tam nikt nie mieszka.

W Nowym Jorku też jest coraz więcej pustych mieszkań.

Detroit przeciera szlaki w jeszcze jeden sposób. Otóż ktoś wpadł na pomysł, że jeśli damy kasę milionerom po to, żeby postawili budynki w środku miasta, to nagle w magiczny sposób wszyscy znów będziemy mieć pracę. To nie ma sensu! Usługi opiekuńcze? Podawanie kawy? Z tego nie ma ani pieniędzy, ani ubezpieczenia zdrowotnego. Jest coś fałszywego w pieniądzach, które teraz zarabiamy – albo raczej, które zarabiają niektórzy z nas – bo nie opierają się one na żadnej produkcji. Zamieniliśmy się w gospodarkę usługową, wykombinowaliśmy, jak majstrować przy rynkach finansowych. Ale to nie jest nic trwałego.

Co masz na myśli?

Jeśli spojrzysz na zarobki i pominiesz 10 proc. najlepiej zarabiających, okaże się, że pozostałe 90 proc. ludzi w ostatnich 20 latach nie widziało podwyżki na oczy. Nie mają dobrego ubezpieczenia zdrowotnego, żyją na kredyt. Nie kupują rzeczy. A jednak zyski korporacji są najwyższe w historii.

Amerykański sen się skończył?

A czy on kiedykolwiek był rzeczywistością?

A nie był po II wojnie światowej?

Wtedy nasze fabryki były obstawione pracownikami i gotowe do produkcji. Budziłeś się rano, szedłeś do pracy, a wieczorem zasypiałeś wiedząc, że jutro będzie jeszcze lepiej. Nie mieliśmy żadnej konkurencji na świecie. Ale nasz złoty wiek trwał raptem kilka dekad. Teraz tych fabryk już nie ma. To zupełnie inna era.


Czytaj także: Filip Springer: Miasta po zapaści


Amerykański sen zawsze był mitem. Ale kiedyś ludzie mieli przynajmniej poczucie, że następne pokolenie będzie miało lepiej niż oni sami. To się skończyło, bo dobrze płatna praca w fabrykach się skończyła. Czy wróci? Czarno to widzę. Dlatego ludzie stają się wredni.

Dlatego stan Michigan głosował na Trumpa?

Zwycięstwo w Michigan zapewnili Trumpowi biali robotnicy z hrabstwa Macomb. Tam wcześniej wygrał Reagan. Dlatego raz na 20 lat socjologowie sobie o nich przypominają i z notesikami chodzą, pytając, dlaczego robotnicy głosowali na konserwatystów.

Ale oni nie głosowali na Trumpa z powodów, które im przypisują elity medialne.

A jakie to niby powody?

Że my, „rednecki” [slangowe określenie biednych białych farmerów; dziś oznacza w ogóle osoby biedne i niewykształcone – red.] i robole z Detroit, jesteśmy na tyle tępi, by uwierzyć, że te wszystkie wyprowadzone do Meksyku miejsca pracy wrócą do USA.

Nie wrócą, to oczywiste. Niedawno usłyszałem, że Trump mobilizuje konflikty rasowe.

Niektórzy głosowali na niego z tego powodu.

Ale inni gotowi byli przymknąć na to oko. Co ich obchodzi mur! [na granicy z Meksykiem – red.].

To dlaczego na niego głosowali?

Mamy jeszcze kilka fabryk, które nie zostały przeniesione do Meksyku. Może przynajmniej one nie znikną? Dlatego na niego głosowali: żeby zatrzymać to, co jeszcze im zostało.

Ale lęk wywołany sytuacją gospodarczą nie był jedynym powodem.

Nie głosowałem ani na Trumpa, ani na Hillary Clinton. Ale muszę przyznać, że aż do czasów Trumpa nikt nie zwerbalizował problemów, z którymi ludzie się borykają od dwóch dekad. Jeśli potrzebujesz porównania, to pomyśl o ludziach z małych miejscowości w Polsce – kto z nimi rozmawia?

Trudno nie zauważyć mizoginii wobec Clinton.

Ale tam była niechęć do całej klasy, którą Clinton reprezentowała. Pamiętaj, że nie tylko Trump wygrał w Pasie Rdzy [północno-wschodnia część USA, kiedyś ostoja przemysłu ciężkiego, dziś dotknięta deindustrializacją – red.]. Wcześniej wygrał tam Obama. Oni startowali przeciw tej samej osobie – przeciw Hillary – i mówili podobne rzeczy. Oczywiście innym językiem. Ale to, co wyborcy w Michigan usłyszeli, to potępienie skorumpowanego establishmentu: że to Clintonowie są odpowiedzialni za ich los, że Clintonowie byli za wojną w Iraku, że Bill Clinton doprowadził do deregulacji systemu bankowego...

...i że zreformował system opieki społecznej tak, że wielu straciło zasiłki.

...i że czarnych mężczyzn wsadził do więzienia, i że podpisał NAFTA [umowa o wolnym handlu między USA, Meksykiem i Kanadą, którą Trump rewiduje – red.]. Hillary Clinton olała Pas Rdzy. Nie pojechała tam, nie rozmawiała z ludźmi o ich życiu, tylko nazwała ich godną pożałowania bandą. No i nie pomogło jej, że elity medialne z mainstreamu ją lubiły. Zwykli ludzie nie lubią mediów. I słusznie, bo media wielu rzeczy kompletnie nie zauważyły. Skoro te wszystkie gadające głowy są takie mądre, to jakim cudem Kaczyński i Trump pierwsi wykombinowali, jak dotrzeć do wyborców?

Twoja książka „Shitshow” o funkcjonowaniu mediów w USA nie zostawia złudzeń: brakuje w nich analiz i reportaży, jeszcze mniej jest prób zrozumienia, o co chodzi. Naprawdę jest tak źle? To problem z indywidualnymi dziennikarzami czy systemowy?

Naprawdę jest tak źle. Po wygranej Trumpa wielu dziennikarzy uznało, że muszą bardziej się angażować. Ale nic takiego się nie stało. Na konferencjach prasowych grają w „Candy Crush” [darmowa gra na komórkę – red.], zatweetują coś, zadadzą pytanie od czapy i myślą, że ich praca jest skończona. A potem siedzą w studiu i gadają sami ze sobą, jakby walka się toczyła o to, który zajmie lepsze miejsce na kolacji dla ważniaków.

A nie chodzi o prezentowanie różnych poglądów?

Znasz określenie circle jerk? Kiedyś ekran był podzielony na dwie części. Teraz masz tych boksów osiem. To kółko wzajemnej masturbacji. Słuchaj, któregoś razu jestem gościem w Fox News [konserwatywna telewizja popierająca Trumpa – red.] i gadamy o tym, że milenialsi są za grubi, by służyć w wojsku. Okej, mogę o tym gadać, w końcu jestem z rodziny wojskowych. Ale potem pomyślałem sobie, czemu nie zaprosili takiego Tommiego, kumpla, z którym byłem w Iraku? Dlaczego nie spytają go, jak się czuliśmy, gdy okazało się, że nie było broni masowego rażenia, jak się czuliśmy, gdy nagle zmieniono cel misji, i co to robi facetowi z głową, jeśli musi tam pojechać na trzy zmiany? Chciałbym widzieć więcej materiałów tego rodzaju, a nie dyskusji o grubych milenialsach. Wtedy jako dziennikarze lepiej byśmy się przysłużyli społeczeństwu. Bo normalni ludzie zaczynają nas nienawidzić.

Przy raporcie Muellera media też zawiodły? Kiedyś powiedziałeś, że raport to pic.

Dalej tak uważam.

Nie zgadzam się. Było mnóstwo powodów, by pisać o tym, od zachowania Trumpa wobec śledztwa i jego kłamstw po zachowanie prokuratora generalnego Williama Barra, gdy raport Muellera ujrzał światło dzienne.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Dobrze wiemy, że przydupasy w sztabie Trumpa mieli kontakty z Rosjanami i to było nikczemne. Słusznie, że w tej sprawie prowadzono śledztwo. Nie ma wątpliwości, że ten dupek kłamał i najpewniej utrudniał działanie wymiaru sprawiedliwości. Przynajmniej tak mi to wygląda. Ale Trump utrudniał śledztwo w sprawie przestępstwa, którego nie popełnił! Wszyscy wiedzieliśmy od początku, że bez zdjęcia Putina i Trumpa w łóżku to śledztwo prowadzi donikąd. To był pieprzony cyrk! W efekcie osłabiliśmy nasze instytucje, prezydent osłabił swój urząd, a media osłabiły same siebie. A my wciąż mamy tylko ogólniki, wciąż tylko gadamy i nic się nie zmienia.

Jeśli prezydent utrudniał śledztwo, to nie powinien zostać usunięty z urzędu?

Demokraci nie powinni do tego dążyć. Nie powinni przez to przeciągać całego kraju. Niech lepiej powiedzą, jaką mają wizję. Chyba już 25 z nich ogłosiło, że chcą się ubiegać o urząd prezydenta, ale nikt nie wie, o co tej partii chodzi. Czy są socjalistami, jak Alexandria Ocasio-Cortez? Ona nawet w Dakocie Północnej nie była. Czy są partią ludzi pracujących? Partią ­hollywoodzkich elit? Partią – jak wy to nazywacie – ciepłej wody w kranie?

Bernie Sanders zyskał wiele głosów w Pasie Rdzy. Niektórzy mówią, że wygrałby z Trumpem w 2016 r., gdyby miał nominację. Teraz też startuje, ma klarowny program.

Bernie jest zbyt socjalistyczny. Krzyczy: miliarderzy to, miliarderzy tamto. Ale którzy dokładnie? Darmowy college? „Rednecki” i robole mają swój rozum. Bo jak to niby chcemy zrobić, skoro tu w Detroit mamy problem z pierwszymi klasami podstawówek?

Czytając „Shitshow” miałem wrażenie, że masz problem z tym, jak w USA traktuje się biednych białych.

Żeby była jasność: czarni mają w Stanach przerąbane. Jak powiedział mi jeden gość z Ferguson, gdzie były zamieszki po tym, jak policjanci zastrzelili nastolatka: jeśli czterech czarnych facetów jedzie autem, to przynajmniej jeden skończy na dołku. Mają przesrane. Ale moja frustracja wynika z tego, że po wygranej Trumpa nagle wszyscy zaczęli się pochylać nad biednymi białymi z klasy pracującej.

Czemu to Cię tak wkurza?

Bo ci wszyscy nowi przyjaciele zawsze mieli ich w dupie. Dopiero po tym, jak Pas Rdzy dał Trumpowi zwycięstwo, wszyscy się zorientowali, ilu ich jest. A wcześniej to wszystko, cholera, przeoczyli. I wiesz co? Policjanci strzelają też do białych. Tylko jeśli zabiją białego gościa, to wszyscy uważają, że musiał sobie zasłużyć. Tak, masz coś takiego, jak przywilej białej skóry. Ale czy osiągniemy dobre społeczeństwo, jeśli biały gość będzie miał tak samo przerąbane jak czarny? To chore.

Konserwatywne media pewnie by powiedziały, że im zawsze na sercu leżał los tej grupy ludzi.

Tak? To dlaczego przepchnęliśmy obniżki podatków, które będą korzystne tylko dla najbogatszych? Coś o tym mówili?

Ty rozmawiałeś z biednymi białymi, zanim to było modne. Co spędza im sen z powiek?

Praca – jeśli ją mają. Czy starczy mi do pierwszego? Co z moimi świadczeniami? Raz gadałem z gościem z fabryki samochodów. Pokazał mi swoje zęby: wszystkie przegniłe.

Teoretycznie miał ubezpieczenie stomatologiczne, ale ze współpłaceniem. Mówi mi: „Miałem iść do dentysty, ale dzieciak się rozchorował i musiałem wybierać”. On pewnie myślał też o tym, z czego jeszcze musi zrezygnować, by zabrać dzieciaka do lekarza... Ludzie boją się o przyszłość, bo czasy, gdy jutro miało być lepsze niż dzisiaj, minęły. Czy spłacimy kredyt na dom? Czy zamkną fabrykę? Jak to miejsce, gdzie mieszkam, będzie wyglądać za 20 lat? Uczono nas, jako coś oczywistego, że nasze dzieci będą miały lepiej niż my. Dziś ludzie już tego nie czują. I boją się o swoje dzieci.

Jakim cudem Trump zyskał poparcie takich ludzi?

On po prostu zwerbalizował to wszystko. Krytykował nawet republikański establishment, krytykował Busha za wojnę w Iraku. Powiedział, że Chiny nas dymają – i naprawdę nas dymają. Cholera, on powiedział to, co ludzie czuli! I mówił to normalnie, jak człowiek. No i kpił z oponentów – Mały Marco, Kłamliwy Ted – a oni nie wiedzieli, jak reagować, bo byli zbyt ułożeni. Wiesz, czym jest kampania prezydencka? Najgorszym reality show pod słońcem. Ten gość przynajmniej się na tym zna.

Obiecał też lepszą opiekę zdrowotną i pracę. Ale jedyne, co udało się wprowadzić, to wspomniane obniżki podatków dla bogatych. Mimo to wielu wciąż go popiera.

Bo przynajmniej nie jest gorzej, niż było – to trzyma ludzi przy nim. A przy okazji może opowiadać o konflikcie z Chinami i Meksykiem, o staraniach o zbudowanie muru...

Ale negocjacje z Koreą Północną okazały się fiaskiem...

...nowa NAFTA nie przyniesie aż takich pożytków, a Chińczycy najpewniej nie ustąpią na tyle, aby to było realne zwycięstwo. Ale Trump może mówić, że przynajmniej się stara. No i może mówić, że śledztwo FBI to było polowanie na czarownice, dzięki któremu liberałowie chcieli odebrać wyborcom Trumpa ich zwycięstwo. To działa.

Partia Republikańska stoi murem za Trumpem. Nawet tacy dawni krytycy jak senator Lindsey Graham teraz są jego zagorzałymi zwolennikami.

Stoją za nim, bo się zorientowali, że go potrzebują. Jeden kongresmen z Michigan skrytykował Trumpa mówiąc, że jego działania kwalifikują się do impeachmentu. Wszyscy miliarderzy z Michigan, którzy go wspierali przez lata, nagle się odwrócili. Jeśli zdradzisz partię, to partia cię zdejmie. To jest maszyna.

Demokraci mają szansę w 2020 r.?

Będą musieli przejąć część postulatów Trumpa. Lubię myśleć o polityce amerykańskiej jak o pięciu kropkach na kostce do gry. Na górze elity, na dole biedni. Po prawej – prawica, po lewej – lewica. Środkowa kropka to klasa średnia. Republikańska strategia polega na tym, by zgarnąć prawą górną kropkę, czyli konserwatywne elity, część klasy średniej i prawą dolną kropkę, czyli biednych białych. Demokraci walczą o liberalne elity, część klasy średniej i lewą dolną kropkę, czyli biedne mniejszości: Afroamerykanów, Latynosów itd. Widzisz ten klin dzielący biednych białych i biedne mniejszości? On jest tam nie przez przypadek. Kluczem jest połączenie biednych – białych i niebiałych – oraz klasy średniej. Ten trójkąt przynajmniej ma jakąś stabilną podstawę i są to najliczniejsze grupy.

Ale jeśli mnie spytasz, który z tych 25 Demokratów uzyska nominację, to odpowiem, że Joe Biden. Był wiceprezydentem za Obamy, jest znany. Inni nie są tak ekscytujący, nie wiemy, kim są, rozwadniają się. Joe się wyróżnia, jest poważny. Ale czy zmieni coś w życiu zwykłego człowieka? Nie.

Co należy w takim razie zreformować?

Musielibyśmy pozbyć się wpływu pieniędzy na politykę i dziennikarstwo. Bo kasa zabija także dziennikarstwo.

Jak?

Tak jak mnie załatwili. Szef jest oligarchą, więc dostaje telefon od innego kolegi oligarchy, żeby czegoś nie tykać, i potem mówi mi, że nie ma potrzeby drążyć tematu.

Można też inaczej. W Detroit był miliarder, który wyciągnął pieniądze z systemu oświaty. Potem miasto zbudowało mu arenę. Jest jego na 95 lat, żadnego podziału zysków. Zrobiłem o tym materiał dla lokalnej telewizji. Milioner dzwoni do Nowego Jorku, gdzie jest główna siedziba, Nowy Jork dzwoni do działu lokalnego. Mój przełożony powiedział na wizji, że będzie bronił tego materiału, ale ważne jest też to, co zostało w nim pominięte: to, że ten miliarder to wspaniały facet. To były przeprosiny. Wyemitowano je dziewięć razy w ciągu dwóch dni, a mój materiał zniknął z anteny. Swoją drogą, trzy lata później HBO zrobiła o tym materiał i wszyscy byli w szoku.

Wpływ pieniędzy na politykę jest problemem od dawna.

Owszem, ale to wypacza instytucje tak, by służyły nielicznym. Roger Stone wygrał Bushowi wybory, a potem stał się superlobbystą. Za Clintona darczyńcy mogli się przespać w Białym Domu, jeśli za to zapłacili. Symbolem tego, jak oni wszyscy traktują instytucje publiczne, jest to, że wychodząc zabrali ze sobą popielniczki, mydełka i kubki. ©

 

CHARLIE LEDUFF (ur. 1966) jest amerykańskim dziennikarzem. Zanim został znaną osobowością medialną, pracował w różnych zawodach, np. jako cieśla w Michigan i w fabryce konserw na Alasce. Był reporterem „New York Times”, „Los Angeles Times” i „Detroit News”. Autor książek „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki” i „Shitshow! Ameryka się sypie, a oglądalność szybuje” (w Polsce obie książki ukazały się nakładem Czarnego). Mieszka w Detroit.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2019