Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zapewne nie wszyscy pamiętają, że w takiej właśnie osobliwej “poetyce" znajdowała swój wyraz radosna twórczość peerelowskiej cenzury. W tym konkretnym przypadku nie spodobał się cenzorowi utwór mówiący o powojennej hekatombie czeskiego Kościoła, a także o głębokiej wierze w jego przyszłe odrodzenie.
Blask światła chwały
Wiersz Jana Zahradníčka “Spalony kościół" zaczyna się obrazem ruin świątyni wtopionych w pejzaż żywej przyrody:
Po zielonych falach pagórków płynie wrak nawy twej.
Zawsze jednaki w zmieniającej się liturgii kwitnienia i dojrzewania.
Tylko teraz złote świeczniki dziewanny płoną na twym zwalonym dachu
Brzózki powiewają, a płomyki czerwonych kwiatów w szparach twych murów
z oddali przypominają łunę Zielonych Świątek...
Dewastacja kościoła, nie tylko jako budynku, ale również jako instytucji i wspólnoty, nie oznacza końca jego istnienia. Wrak przecież płynie dalej. Sprawowanie liturgii w zdesakralizowanym świecie przejmuje chwilowo przyroda. W zakrytą dla oczu profanów ceremonię włącza się ludzkie cierpienie i cicha, pokorna modlitwa. Dzięki temu na dnie upodlenia rodzi się przyszła chwała:
Co za cud, co za cud,
że serca więźniów za siedmioma murami, za siedmioma kratami
są wolne i powiewają jak chorągwie na wietrze
w czasie eucharystycznej procesji na ulicach miast przyszłości.
Co za cud, że biskupi, kapłani i diakoni
nie drepcą nieustannie w kółko w więziennych habitach hańby,
ale idą odziani w olśniewający, gwiaździsty blask jego chwały,
w blask światła chwały,
nienawiścią go nikt nie zadusi, piekłem nie zadepcze.
Jest zawsze... Jest wszędzie.
Zarówno czytelników, jak i komentatorów tej poezji od lat nurtuje pytanie o źródła tak mocnej, niezłomnej wiary u Zahradníčka w obliczu klęsk dziejowych oraz osobistych nieszczęść, którym pisarz musiał stawić czoło.
Urodzony 17 stycznia 1905 r. w Mastníku koło Třebíča na Wyżynie Czesko-Morawskiej, “krainie łagodnych pagórków pokrytych lasami", już w dzieciństwie dotknięty trwałym kalectwem, wątły i kruchy, “przypominający zimorodka" (tego porównania użył jeden z jego przyjaciół), dorastał w atmosferze nasyconej obecnością sacrum, o czym z taką nostalgią pisał jego wielki krajan, poeta Jakub Deml: “W czasach mojej młodości rano i wieczór wszystkie Twoje dzieci - mężczyźni, kobiety, starcy - klękały na kolana. Modlitwą zaczynano dzień i modlitwą kończono. Wesoło i radośnie szło się do pracy. Kto mógł, chodził do kościoła, nawet w dzień powszedni. (...) Bóg był wodzem naszego narodu. Bóg był ponad wszystko" (przeł. A. S. Jagodziński).
Tradycje religijne, zwłaszcza na Morawach, musiały być wciąż jeszcze bardzo silne, skoro - przy całym antykatolickim i antyklerykalnym nastawieniu Czechosłowacji epoki Masaryka - rozwinęła się w tym kraju niezwykle prężna i płodna intelektualnie, nowoczesna literatura katolicka. “Wszystko - pisze Ivan Slavík we wstępie do opracowanej przeze mnie antologii czeskiej poezji metafizycznej “Na ostrzu płomienia" (Wydawnictwo “W drodze" 1998) - co w czasach Pierwszej Republiki, Protektoratu, a także w okresie powojennym miało jakąś wagę, otarło się o jej wpływ, czy będzie to Jakub Deml, Bohuslav Reynek, Jaroslav Durych, czy młodsi - Jan Zahradníček, Jan Čep, Karel Schulz, František Křelina, František Lazecký, Josef Knap. Wartość ich dzieła była tak wielka, że zdobyli sobie uznanie w środowiskach dominującej kultury lewicowej".
8 244 lata więzienia
Jakże radykalnie zmienia się sytuacja kulturowa po lutym 1948 r., kiedy to postulat realizmu socjalistycznego doprowadza do całkowitego wyparcia z literatury i sztuki duchowych aspektów ludzkiego bytu. Wstrząsające świadectwo procesu dechrystianizacji człowieka i narodu stanowią zwłaszcza dwa wielkie poematy Zahradníčka: “La Salette" i “Znak mocy".
Kilka lat później poeta zapisuje w celi pierwsze słowa “Spalonego kościoła" na kartach zeszytu, który podarował mu litościwy klawisz. I pomyśleć, że gdyby nie ten ludzki odruch strażnika socjalistycznej “praworządności", literatura czeska zubożona byłaby o znakomite świadectwa poetyckie epoki stalinowskiej - zbiory “Dom Strach" i “Cztery lata". Wiersze te, zanim ujrzały światło druku, przez długi czas wiodły żywot ukryty. Taki był zresztą los zdecydowanej większości dzieł tworzonych z pobudek chrześcijańskich po komunistycznym puczu 1948 r. w Czechosłowacji. A cóż dopiero mówić o losie autorów, którym na początku lat 50. niemal hurtem wymierzono w sfingowanych procesach kary wieloletniego więzienia!
O tym, że na przemiał przeznaczono wtedy około 27 milionów książek odbiegających od jedynie słusznej ideologii i że prawie czterystu twórców objętych zostało zakazem publikacji, pisałem już nieraz na różnych łamach. Ale dopiero niedawno odkryłem rzecz absolutnie szokującą - dokument pt. “Perzekuce v oblasti kultury" (Represje w dziedzinie kultury) o wielce wymownym podtytule: “Poúnorový kulturní hřbitov je děsivý" (Polutowy cmentarz kulturalny jest przerażający). Nie jest to, oczywiście, lista pełna, ponieważ zawiera nazwiska głównie tych, którzy otrzymali wyroki w jawnych procesach. Lista intelektualistów skazanych potajemnie musiałaby być nieporównanie dłuższa. Obliczono, że suma wszystkich wyroków wynosi 8 244 lata!
Pisząc “Spalony kościół", Zahradníček najgorsze miał już za sobą. Po likwidacji przez władze znakomitego czasopisma “Akord", którym kierował do 1949 r., został aresztowany w czerwcu 1951 r. i skazany w procesie tzw. zielonej międzynarodówki na 13 lat więzienia. W połowie 1956 r. przeżył dramat najboleśniejszy - tragiczną śmierć swoich córek, które zatruły się grzybami. Pisarzowi pozwolono wziąć udział w pogrzebie, obiecując, że nie wróci już do więzienia. Był to jednak tylko okrutny żart ówczesnej władzy - po dwóch tygodniach nastąpiło ponowne aresztowanie i zaczął się drugi etap kary, trwający do maja 1960 r. Wolnością cieszył się poeta zaledwie pięć miesięcy; zmarł 7 października 1960 r.
Święte przestrzenie
Ostatnio, po latach przerwy, sięgnąłem ponownie do czeskiej edycji dzieł zebranych Zahradníčka (“Dílo I-IV" ukazało się po “aksamitnej rewolucji"). Próbowałem uchwycić zasadniczy rys tej poezji i dostrzegłem, że niezależnie od sytuacji życiowej autora i stanu jego ducha, rysem tym jest gest poetycki służący sakralizacji świata, płynący z głębokiej, wewnętrznej potrzeby.
“Gdyby tak być ptakiem, / mającym dwa skrzydła dla świętego niepokoju swego" - czytamy w wierszu “Tyle przestrzeni". Właśnie ta kategoria - kategoria przestrzeni staje się szczególnie podatna na zabieg uświęcania. Zarówno w przestrzeni “podniebnej", jak i “naziemnej" poeta odnajduje najwięcej śladów Boga. Nierzadko obie te przestrzenie nawzajem się przenikają. Mamy więc z jednej strony niezwykle widowiskowy, barokowo monumentalny “Teatr w chmurach", z drugiej - swojski, przytulny “Pejzaż świąteczny", ale mamy także “Firmament", gdzie dokonuje się swoista “osmoza" nieba i ziemi:
...Twoje błękitne łąki z dmuchawcami gwiazd
są odbiciem zielonych łąk z gwiazdami dmuchawców.
Niczego nie znajdziemy u góry, czego nie byłoby na dole.
Niczego nie znajdziemy na dole, czego nie byłoby u góry.
Przeglądające się w sobie łąki błękitne i łąki zielone dają niezwykły efekt multiplikacji, niczym dwa ustawione naprzeciwko siebie lustra - tworzą przestrzeń nieskończoności. Od pierwszych swych zbiorów Zahradníček wytrwale i systematycznie budował lub raczej rozbudowywał i formował swoją wyobraźnię przestrzenną. Kształtowała się ona przede wszystkim pod wpływem wiary, niewzruszonej w swych fundamentach, lecz stale ewoluującej i dojrzewającej wewnętrznie.
W świeżo wydanej książce “Spisovatelé ve stínu" (Pisarze w cieniu) krytyk Jaroslav Med zauważa, że - począwszy od debiutanckiej, będącej pod silnym wpływem Otokara Březiny “Pokusy śmierci" - w pierwszych czterech zbiorach poezji Zahradníčka istnieje jeszcze wyraźny “konflikt pomiędzy naturalną ludzką zmysłowością a tęsknotą za Absolutem, z którego wyrastała melancholijna gorycz jego wierszy". Potem jednak “konflikt ten zostaje definitywnie przezwyciężony, a cała sfera zmysłowa zaczyna podlegać regułom ducha, który jako fundamentalna zasada wszelkiego bytu przenika i harmonizuje wszystko, przemieniając powierzchowny subiektywizm w prawdziwą głębię".
Mozolnie poszerzanej i jednocześnie uwalnianej od abstrakcyjnych konstrukcji wyobraźni przestrzennej Zahradníček stara się nadać wymiar jak najbardziej ludzki. Stopniowo przestaje odbierać świat w sposób dualistyczny; dochodzi do wniosku, że źródłem radosnego obcowania człowieka z Bogiem może być także zanurzenie się w codzienności, w pięknie przyrody lub sztuki, w bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem. Ten nowy kształt wiary - po latach, w sytuacji fizycznego i psychicznego odosobnienia - stanie się pancerzem ochronnym, a nawet orężem, pozwoli przełamywać pokusę rozpaczy. Więzienna cela nie wywołuje już poczucia klaustrofobii, ponieważ wyostrzone zmysły nieustannie ewokują świat znajdujący się na zewnątrz murów - świat bliski, oswojony, bezpieczny.
Jeszcze wczoraj delikatny śpiew sikorek
jak muzyka Debussy’ego (...)
Gdzieś w niezmierzonej dali zaszczekał pies,
gdzieś opuszczają żaluzję.
To w Pakistanie. Słyszę jak przez całą ziemię
dudni pociąg. Pod drzewami antypodów krok na piasku skrzypi...
I nagle słyszę odgłos kowadła. Słyszę skowronki w zbożu
Brzęczenie trzmieli bombarduje mój słuch
wśród letniej ciszy...
("Odwiedziny")
Wiara ożywiana wyobraźnią i pamięcią tworzy przestrzeń wolności. Dlatego nie przeraża już nawet widok wraku spalonej świątyni:
Zawsze i wszędzie ktoś prosi, ktoś dzięki składa i to jest Kościół,
to co chwilę rozpoczynające się nabożeństwo, które końca nie ma.
I to jest Kościół przekraczający wszelkie granice, wszelkie brzegi.
Czytając wiersze Zahradníčka często odnosimy wrażenie, jakbyśmy uczestniczyli nie tylko w owej “zmieniającej się liturgii kwitnienia i dojrzewania", o której czytamy w pierwszej strofie “Spalonego kościoła", ale także w autentycznym nabożeństwie. Można bez większego ryzyka powiedzieć, że przestrzeń tych utworów jest niemal po brzegi wypełniona gestem i znakiem sakralnym.
Przyroda przywdziewa szaty liturgiczne (“szumią podarte ornaty równiny / i rozczochrany pluwiał łąk"). Ludzki los “przemianie podlega" jak wino, które “jest dobre, / tylko my usta niegodne zanurzamy / w ołtarzowym smaku jego". W świątecznym pejzażu chleb pojawia się jako “śnieg-manna Eucharystii świętej", a kiedy indziej - jako “kruszyna, którą kładą na język umierającym i podnoszą nad tłum" lub “zostawiają w izolatce tabernakulum". Podobnych przykładów obecności sakralnego gestu znajdziemy w poezji Zahradníčka bez liku. Polska bohemistka Aleksandra Pająk zwraca uwagę, że w takich tomikach, jak “Spragnione lato" czy “Pozdrowienia dla słońca" czas odmierzany jest porami modlitwy, a rok przebiega według kalendarza liturgicznego.
Urodziłem się, żeby wielbić,
wetknięty w świat ten jeszcze niegotowy,
fontanną, żalem, wiatrem będę
w nim, i radością - i ona wypowie.
Zmarły przed kilkoma dniami wybitny czeski filozof i teolog Karel Vrána w posłowiu do rzymskiego wydania poematu Zahradníčka “Chusta Weroniki" napisał, że twórczość ta od początku do końca rodzi się z radosnej i natarczywej potrzeby wielbienia, wysławiania świata, życia i ich odwiecznego źródła - Boga: “W głębokim prazdumieniu swojej poetyckiej duszy i swego zakochanego w Pięknie serca Jan Zahradníček dostrzegł pierwotny blask, zachwycającą cudowność wszystkiego, co istnieje".