Polski James Bond

Ewa Junczyk-Ziomecka, prezeska zarządu Fundacji Edukacyjnej im. Jana Karskiego: Słyszę od nauczycieli, że popularność Karskiego czy Witolda Pileckiego zaspokaja dziś głód autorytetów wśród młodzieży.

18.04.2016

Czyta się kilka minut

Pokaz wideo na fasadzie siedziby Polskiej Akademii Nauk w ramach obchodów 100-lecia urodzin Jana Karskiego, przygotowany przez Muzeum Historii Polski. Warszawa, 23 kwietnia 2014 r. / Fot. Włodzimierz Wasyluk / REPORTER
Pokaz wideo na fasadzie siedziby Polskiej Akademii Nauk w ramach obchodów 100-lecia urodzin Jana Karskiego, przygotowany przez Muzeum Historii Polski. Warszawa, 23 kwietnia 2014 r. / Fot. Włodzimierz Wasyluk / REPORTER

BEATA CHOMĄTOWSKA: Jaki był Karski?

EWA JUNCZYK-ZIOMECKA: „Antybohaterski bohater” – tak go nazwał historyk Szymon Rudnicki na konferencji „Pamięć i odpowiedzialność”, zorganizowanej przez naszą Fundację w 2014 r. Rudnicki, naukowiec, który studiuje biografie wybitnych postaci, zaliczył go „do tych nielicznych, niemających w swoim życiorysie faktów, które moglibyśmy ocenić negatywnie”.

Nie miał słabości?

To, co u niektórych może być oznaką słabości, u Karskiego było siłą. Takim go zobaczyłam po raz pierwszy w 1985 r., w filmie „Shoah” Lanzmanna. Dyplomatę, bohaterskiego emisariusza Polskiego Państwa Podziemnego, a wówczas dystyngowanego profesora znakomitego jezuickiego Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie, który płakał przed kamerą. Płakał, gdy wrócił do wspomnień z warszawskiego getta, gdzie dwukrotnie został przemycony, by na własne oczy zobaczyć piekło Zagłady. Ten dwudziestokilkuletni oficer nie tylko widział straszne rzeczy za murami getta i w obozie przejściowym w Izbicy Lubelskiej, ale z empatią i odpowiedzialnością przejął się nimi osobiście. Potem apelował do przywódców wolnego świata w Wielkiej Brytanii i USA o pomoc. Oczywiście w uzgodnieniu i w imieniu polskiego rządu. Ale przed ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Edenem czy prezydentem Rooseveltem stawał przede wszystkim jako naoczny świadek, o wielkiej wrażliwości, głęboko wierzący katolik, który w tak młodym wieku zetknął się z bezmiarem ludzkiego nieszczęścia i totalitarną zbrodnią.

A jaki był, gdy Pani go poznała?

Był uroczym dystyngowanym starszym panem po siedemdziesiątce, z jasnymi niebieskimi oczami. Palił papierosy i miał ulubiony drink: Manhattan. Wysoki i szczupły, lekko pochylony do przodu, zdawał się tak kruchy, jakby lada chwila miał się złamać niczym trzcina na wietrze. Ale gdy stawał na podium i mówił o swej misji, prostował się i mówił z magnetyczną energią, wzbudzając zaufanie oraz podziw.

Wtedy już nie milczał. Do mówienia o tym, czego był świadkiem, skłonił go Elie Wiesel – ocalony z Zagłady laureat pokojowego Nobla. Karski uległ jego prośbom i zgodził się wystąpić na międzynarodowej konferencji z udziałem wyzwolicieli obozów, na której zaczął swe wystąpienie od pytania: „Gdzie wtedy był człowiek?”. To wywołało poruszenie, gdyż wśród ocalonych, zwłaszcza w religijnych środowiskach żydowskich, pytano: „Gdzie wtedy był Bóg?”. Na tej konferencji wyznał: „Jestem praktykującym katolikiem. I chociaż nie chciałbym wygłosić tu jakichś herezji, moja wiara wciąż mówi mi, że ludzkość popełniła drugi grzech pierworodny. Ten grzech prześladuje mnie. I chcę, aby tak było”. Jego siła moralna wyrażała się m.in. w tym, że uznając tragedię Żydów za nieporównywalną z niczym w historii, miał nieustające poczucie winy. Żył z tym zapomniany, zresztą z własnego wyboru, i dopiero po latach przerwał milczenie, pozostając skromnym człowiekiem. O sobie mówił: „Sam nie znaczyłem nic.

Najważniejsza była moja misja”.

Gdzie jest lepiej znany – w Polsce czy USA?

Obawiam się, że wciąż jeszcze w USA. W Polsce mieszkał tylko 28 lat, a tam przez resztę życia, tj. dalsze 58 lat. Po tamtej konferencji i filmie Lanzmanna nazwano go „człowiekiem, który usiłował powstrzymać Holokaust”. Doceniono jego wysiłki, a takie organizacje jak Liga Przeciw Zniesławieniu (ADL) czy Amerykański Komitet Żydowski (AJC) ustanowiły nagrody jego imienia. Nie bez wpływu na stan wiedzy o Karskim pozostaje fakt, że jego postawa została przedstawiona w Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie, odwiedzanym masowo przez szkoły z USA, oraz w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie, wpisanym w system edukacji Izraelczyków. Yad Vashem nadał mu tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, posadził drzewko w Ogrodzie Sprawiedliwych i przyznał honorowe obywatelstwo Izraela.

W przypadku Karskiego odstąpiono od zasady przyznawania tytułu na podstawie relacji ocalonej przez niego osoby.

On nie uratował nikogo osobiście, ale usiłował ocalić tych, którzy w 1942 r., gdy dostał się do warszawskiego getta, jeszcze byli przy życiu. Prezydent Wałęsa odznaczył go w 1995 r. najwyższym polskim odznaczeniem, Orderem Orła Białego, a z naszej inicjatywy prezydent Obama w 2012 r. – najwyższym cywilnym odznaczeniem w USA. Polski order przeszedł właściwie bez echa, a do szerokiej publiczności przebiło się pośmiertne odznaczenie amerykańskie. Wiem, co pani przypomni: wpadkę Obamy, który niemiecki nazistowski obóz śmierci nazwał polskim obozem. To było szokujące, ale na szczęście zostało wyjaśnione w doniesieniach medialnych na całym świecie, wytykających Obamie ten drastyczny błąd, a przy okazji opisujących historię Karskiego.

A więc Karski jest znany tylko w kontekście Holokaustu?

Gdy polski rząd w Londynie nie pozwolił emisariuszowi wrócić do kraju po zakończeniu ostatniej misji, Karski napisał książkę „Story of the Secret State”, wydaną w 1944 r. Nie czytałam piękniejszego i bardziej poruszającego opisu Polskiego Państwa Podziemnego. W USA sprzedano szybko 350 tys. jej egzemplarzy.

Staraniem naszej Fundacji drugie wydanie ukazało się w USA trzy lata temu i dociera do amerykańskich szkół i uczelni. Polską edycję, z 2014 r., rozpowszechniamy w programie Fundacji pt. „Karski my Hero” wśród polskiej młodzieży. Innej książce Karskiego „Wielkie mocarstwa i Polska. Od Wersalu do Jałty”, wydanej w USA i Polsce, nasza Fundacja poświęciła debatę pt. „Przekleństwa polskiej geopolityki”, prowadzoną przez Eugeniusza Smolara w 2014 r. Znakomite archiwa polskiego radia dysponują i czasem powtarzają nagrania Karskiego – to wielogodzinne rozmowy dla Głosu Ameryki, prowadzone przez Macieja Wierzyńskiego. Opublikowano je w 2011 r. w książce „Emisariusz własnymi słowami”. Robią wielkie wrażenie i dotyczą wielu nieznanych szerzej spraw związanych z funkcjonowaniem Państwa Podziemnego.

Ale tak jak nie da się oddzielić Karskiego od Państwa Podziemnego i Rządu RP, tak nie da się go oddzielić od Holokaustu, co spowodowało, że do niedawna zapominano o Karskim jako postaci z pierwszego rzędu polskiego panteonu narodowych bohaterów. Całe szczęście, że dziś już mało kto uważa, iż jeśli ktoś uczestniczył lub zajmował się dramatem narodu żydowskiego w kontekście okupowanej Polski, to nie należy do pamięci polskiej, tylko do żydowskiej.

Co pomogło przełamać myślenie o Karskim jako bohaterze związanym głównie z historią żydowską?

Edukacja. Przez wiele lat o Karskim nie wiedziano nic lub kojarzono go tylko z Zagładą. Kto jednak pozna jego los i postawę, ma go za swojego, niezależnie od religii i pochodzenia. Jego dziedzictwo jest uniwersalne, a wartości, które reprezentuje, aktualne.

W latach 80. zaprosiłam prof. Karskiego do Detroit, na spotkanie środowisk żydowskich i polonijnych w Domu Polskim, z okazji emisji jednego z odcinków filmu „Struggles for Poland” pod tytułem „Polacy i Żydzi”. Nie zapowiadało się dobrze. Wielu Amerykanów polskiego pochodzenia nie wiedziało, że gość z Waszyngtonu był Polakiem, i pojawiły się zastrzeżenia: czy to dom polski, czy żydowski? Obejrzeliśmy razem film, pełen kontrowersyjnych opinii. Karski skomentował go mocno i przekonująco. Zaczął od tego, że naród polski straszliwie cierpiał, dotknięty wieloma nieszczęściami w czasie wojny, lecz przetrwał i istnieje, podczas gdy naród żydowski poniósł tak ogromne straty, że w zasadzie kultura żydowska w Europie przestała istnieć. I kontynuował, że każda polska rodzina została naznaczona: traciła bliskich w obozach i codziennych represjach, Polacy byli wysyłani na roboty do Niemiec, zsyłani na Syberię, skazywani na tułaczkę. Ale – mówił dalej – polskie rodziny miały szansę przetrwać i kontynuować swe drzewo genealogiczne, podczas gdy rodziny żydowskie, od starców po niemowlęta, zostały zabite. Mówił o tym z bólem i szacunkiem dla cierpień obu nacji. Na tym spotkaniu był Sprawiedliwym. Uszanował każdego i zjednoczył nas. Rozeszliśmy się z poczuciem godności i wdzięczności dla niego.

Co może być dziś atrakcyjnego w takiej postaci dla młodych ludzi?

W 2014 r., który Sejm ogłosił Rokiem Jana Karskiego, Centrum Dialogu Marka Edelmana w Łodzi – konkretnie: pracujący tam edukator Szymon Pawlak – zorganizowało w szkołach tzw. Kluby Kuriera. Pomysł chwycił: młodzi ludzie zobaczyli w niebezpiecznych misjach Karskiego i innych kurierów podobieństwo do historii brytyjskiego agenta Bonda. Zainspirowani, zaprojektowali przypinki, na których zamiast hasła „My name is Bond. James Bond” napisali: „Karski. Jan Karski”.
Gdy młodzież dowiaduje się, że Karski, pochodzący z biednej łódzkiej dzielnicy, zdawał raport z okupowanej Polski prezydentowi USA, najpotężniejszemu przywódcy świata, to 16- albo 18-latkom zaczynają świecić się oczy, bo przecież był wtedy tylko trochę starszy od nich. Słyszę od nauczycieli, że popularność Karskiego czy Witolda Pileckiego zaspokaja głód autorytetów wśród młodzieży. Zresztą nie tylko szkolnej. Nasza Fundacja współpracuje z Krajową Szkołą Administracji Publicznej, gdzie za kilka dni, 27 kwietnia, inaugurujemy comiesięczne wykłady imienia Karskiego. Dla studentów KSAP-u, gdzie kształci urzędników, Karski to wzór urzędnika. Był nim przed wojną w MSZ, a swą pracę określał słowem „służba”. Studenci KSAP-u wybrali w 2015 r. Karskiego na swego patrona, bo jest dla nich przykładem człowieka z kręgosłupem moralnym. Prawy i odważny, a jednocześnie mądry.

Czy komiks o Karskim, wydany przez Fundację, to skuteczne narzędzie dotarcia do młodych?

Próbujemy różnych sposobów. Komiks „Misja Karskiego – zatrzymać Holocaust” wydaliśmy na początku roku po polsku i angielsku, wspólnie z Muzeum Historii Polski. Dostał dobre recenzje od blogerów w kraju, a w USA od uczniów i nauczycieli.

Nie obawia się Pani trywializacji historii?

Komiks jest jednym z wielu źródeł wiedzy o Karskim. Jeśli skłoni uczniów do sięgnięcia po poważne opracowania, to znaczy, że jest dobrym narzędziem. Dostosowanym do dzisiejszych czasów, gdy młodzież szuka własnych źródeł wiedzy, zwłaszcza w internecie. Mamy nadzieję, że po przeczytaniu komiksu znajdą w komputerze nasze linki do wystawy o Karskim na platformie Google Cultural Institute, gdzie opowieść o nim jest atrakcyjnie wyłożona z pomocą materiałów źródłowych, krótkich filmów, zdjęć, relacji. Wiele można znaleźć na portalu Muzeum Historii Polski, poświęconym programowi „Jan Karski. Niedokończona misja”.

Jak przełożyć fascynację „polskim Bondem” na kształtowanie konkretnych postaw?

Dziś na bieżąco dowiadujemy się o sytuacji na Ukrainie czy w Syrii, mamy komórki podłączone do internetu, przez który płynie fala informacji. Ale siła przekazu świadka ma wciąż znaczenie. Dlatego poważne media wysyłają dziennikarzy do niebezpiecznych regionów, w oczekiwaniu na ich własne relacje. A Karski musiał się przedzierać przez okupowaną Europę, narażał życie swoje i tych, którzy organizowali jego misje kurierskie, by zdać relacje. Wprawdzie z ogromnym opóźnieniem wobec wydarzeń, ale za to własnymi słowami, z tego, co widział i słyszał. To skłania młodzież, żyjącą wśród wszechogarniających źródeł komunikacji, do refleksji nad wiarygodnością przekazu: kiedy i komu wierzyć? Już to widzą, już zaczęli o tym rozmawiać.

A czy Karski może nauczyć młodych Polaków postawy szacunku dla innych niż my? Jak uwrażliwić na historię żydowską jako część polskiej historii? Bo rzecz można łatwo sprowadzić tylko do „przygodowego” aspektu biografii.

Służył temu czteroletni program, zainicjowany przez Ewę Wierzyńską i realizowany pod jej kierunkiem przez Muzeum Historii Polski. Ogłoszony w 10. rocznicę śmierci Karskiego, a zaplanowany na cztery lata (do 100. rocznicy jego urodzin), jest kontynuowany przez naszą Fundację w partnerstwie z MHP. Fundacja powstała w USA i Polsce, w odpowiedzi na impuls z kraju. W Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku, którym miałam zaszczyt kierować przez blisko pięć lat, zainspirowaliśmy razem inicjatywę stulecia Karskiego i szybko się okazało, że jego nazwisko – jak wtedy w Detroit – połączyło wiele środowisk. Nasze działania wspierają Polacy i Amerykanie, chrześcijanie i Żydzi, a naszym celem jest głównie edukacja.
Wierzę w edukację, choć na jej rezultaty trzeba czekać. Wierzą w nią też szlachetni ludzie z Warszawy, Poznania, Nowego Jorku i Waszyngtonu, bez których poparcia Fundacja nie mogłaby realizować swej misji. Bo mimo wielu wydarzeń, publikacji, filmów, audycji i konferencji wiedza o Karskim i jego dziedzictwie wciąż musi być podtrzymywana. Niedawno byłam w Łodzi, w gimnazjum, do którego on uczęszczał, wtedy pod prawdziwym nazwiskiem – Jan Kozielewski. Jest tam od niedawna tablica jemu poświęconą, dodana do tablicy poświęconej innemu sławnemu absolwentowi – Julianowi Tuwimowi.

W tej szkole publicznej odbywały się kiedyś lekcje trzech religii: katolickiej, żydowskiej i prawosławnej, dla uczniów z różnych środowisk. Karskiego uczył ksiądz, Tuwima prawdopodobnie rabin. W takim otoczeniu i atmosferze wychowywał się przyszły wybitny polski poeta i przyszły polski emisariusz. Tam kształtowała się postawa Karskiego. I choć nie ma już tamtej Polski, wiem, że jest wielu wspaniałych młodych ludzi, którzy może nie słyszeli o Karskim, ale mają w sobie podobną szlachetność charakteru. Chciałabym ich spotkać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2016