Polowanie w rodzinie

U Adeline Dieudonné rodzinna przestrzeń staje się terenem polowania i polem ludobójstwa w miniaturze, gdzie zwierzyną łowną i ofiarą – w symbolicznym i fizycznym wymiarze – są kolejni członkowie rodziny.

14.09.2020

Czyta się kilka minut

 / TRISTAN REYNAUD / SIPA / EAST NEWS
/ TRISTAN REYNAUD / SIPA / EAST NEWS

Jeśli komuś zdarzyło się być w 2018 r. w Paryżu, miał szansę natknąć się na okładkę debiutanckiej powieści Adeline Dieudonné, „La vraie vie”. Wielkie oko lwa wyglądające z okna domu o klinkierowej fasadzie, otoczonego równiutko przystrzyżonym trawnikiem i nie mniej zadbanymi krzewami. Baśń dla dzieci? Egzystencjalistyczny traktat o konflikcie natury i kultury? Autobiografia 36-letniej wówczas autorki?

Późne wkroczenie w świat literatury zwiastowało coś w rodzaju mocnego wejścia: albo faktycznie kumulowane przez trzy dekady emocje i przeżycia znalazły wreszcie ujście w bezpardonowym rozprawieniu się z własną przeszłością, albo chociaż – może to nawet lepsza opcja dla wydawcy? – profesjonalnie przygotowana pisarka, sprawnie pociągając za gotowe przecież sznureczki literackiego sukcesu, wyrychtowała bestseller.

Kampania reklamowa w paryskim metrze zdawała się wskazywać na to drugie rozwiązanie, potwierdzone wyróżnieniami dla poczytnych książek: Première Plume, Filigranes, Prix du Roman FNAC, Renaudot des Lycéens czy Grand Prix des Lectrices Elle. Adeline Dieudonné – belgijska architektka wnętrz i aktorka, twórczyni i odtwórczyni monodramu „Bonobo Moussaka”, gorzkiej refleksji nad przyszłością świata, w którym przyjdzie żyć jej dwóm córkom – swoją pierwszą powieścią ewidentnie rozbiła bank.

Zwierzyna łowna

Historia, którą opowiada w „Prawdziwym życiu”, przełożonym na polski przez Beatę Geppert, nie należy jednak do lekkich, łatwych i przyjemnych. Ba, można by nawet, przy odrobinie dobrej czy złej woli, faktycznie uznać ją za rodzaj autobiograficznej spowiedzi, bolesnego wspomnienia o traumie życia w, jak to się eufemistycznie określa, rodzinie dysfunkcyjnej. Opowieść prowadzona raczej z krótkiej perspektywy czasowej przez pierwszoosobową, bezimienną narratorkę ma wiele cech, do których przyzwyczaiła nas współczesna literatura, nie tylko francuskojęzyczna: sięgnięcie do świata dzieciństwa z jego radościami i (głównie) dramatami, konstrukcja narracyjna ocierająca się o pakt autobiograficzny, mówienie o sprawach, którymi chętnie żywią się media, nasycenie tekstu emocjami i szeroko rozumiana troska o prostotę przekazu.

Dieudonné z niemałą sprawnością prowadzi intrygę osnutą wokół rodzinnego dramatu rozgrywającego się na przestrzeni pięciu lat w dość posępnej scenerii osiedla Pokazowego na belgijskich przedmieściach. Mówiąc dokładniej, owe pięć lat ogranicza się właściwie wyłącznie do okresów wakacyjnych, w czasie których na początku 10-letnia, na końcu już 15-letnia bohaterka prowadzi walkę o własną autonomię, o swojego brata, lecz w końcu także o przeżycie. Nietrudno się domyślić, dlaczego o taką stawkę toczy się tu gra.

„Na ścianach w ramkach wisiały zdjęcia ojca pozującego ze strzelbą w dłoni nad ciałami martwych zwierząt. Zawsze stał w tej samej pozie, ze stopą na zwierzęciu, z jedną ręką wspartą na biodrze, drugą zwycięskim gestem wznoszącą broń, przez co bardziej przypominał napakowanego adrenaliną członka jakiejś buntowniczej milicji w ludobójczej akcji niż ojca rodziny”. Portret ten, zamieszczony już na pierwszej stronie „Prawdziwego życia”, wisi w ostatnim z pomieszczeń, o których mówi incipit powieści: „W domu były cztery pokoje. Mój, mojego młodszego braciszka Gilles’a, rodziców i trupów”.

Pokój trupów i ojciec jako naładowany adrenaliną bojówkarz od samego początku ustawiają odbiór utworu: w opowieści o uzależnionym od polowań, terroryzującym rodzinę tyranie nie będzie miejsca na niuanse i wyrafinowaną psychologię. Przestrzeń rodzinnego domu staje się tu terenem polowania i polem ludobójstwa w miniaturze, gdzie zwierzyną łowną i ofiarą – zarówno w symbolicznym, jak i fizycznym wymiarze – są kolejni członkowie rodziny.

Najbardziej, by tak rzec, naturalną „zwierzyną” jest w tej rodzinie matka. Nawet przez córkę nazywana amebą, jest uosobieniem ofiar patriarchalnego porządku świata. Milcząca, zajmująca się domem, poniewierana, bita i ciemiężona, zredukowana do półprzezroczystej fizycznej obecności, a jako postać literacka jakby sklecona z raportów na temat przemocy w rodzinie, matka bohaterki jest zwierciadłem, w którym młoda dziewczyna ogląda siebie za kilkanaście czy parędziesiąt lat: a właściwie zwierciadłem-ostrzeżeniem, negatywnym modelem wskazującym wektor ucieczki.

Dojrzewanie nastolatki jest w tym wypadku – powieściowym, ale i społecznym – również dojrzewaniem do bycia ofiarą. Dostrzeganym przez narratorkę i jej otoczenie cielesnym przemianom towarzyszą niepokojące oznaki zainteresowania ze strony ojca: nie seksualnego – „Prawdziwe życie” nie jest opowieścią o kazirodczym molestowaniu – lecz jak gdyby „łowieckiego”. To, co mogłoby być tylko mniej lub bardziej udaną metaforą rodzinnej przemocy, zostaje przez belgijską autorkę wyzyskane dosłownie: w jednym z paru zapadających w pamięć epizodów powieści dziewczyna uczestniczy nocą w myśliwskiej „zabawie” polegającej na tym, że jako zwierzyna łowna ma uciekać po lesie przed kolegami ojca i własnym bratem.

Naznaczeni

Młodszy brat, Gilles, egzemplifikuje tu tradycyjne rozróżnienie na wychowanie męskie i kobiece. Otrzymawszy od ojca na ósme urodziny karnet na strzelnicę, zostaje symbolicznie przyjęty w poczet lepszych istot – tych, które w okresie, gdy nie mogą akurat realizować jednej ze swoich testosteronowych pasji, mają prawo pić whisky, oglądać telewizję i rozbijać głowę żony o stół. W chłopięcej wersji przyjmuje to na razie postać męczenia, potem mordowania zwierząt domowych – szynszyli, kotów i kóz – włącznie z nagrywaniem dźwięku tych tortur.

Tak, brat narratorki jest postacią wyjętą z powieści Stephena Kinga tudzież z seriali o zombie (obie te aluzje pojawiają się na kartach powieści). Dziwny, na poły letargiczny stan, w jakim Gilles znajduje się przez większość czasu, ma swoje źródło w wydarzeniu, które silnie naznaczyło oboje dzieci, lecz przede wszystkim jego: to śmierć objazdowego sprzedawcy lodów, spowodowana wybuchem syfonu z bitą śmietaną. Epizod ten z jednej strony pokazuje, że Dieudonné łamie konwencję powieści realistycznej, sięgając po groteskę czy, na poziomie konstrukcji postaci, karykaturę, z drugiej zaś wprowadza zalecane na kursach twórczego pisania „pęknięcia”, naruszające z kolei czarno-biały obraz świata, gdyż zakorzeniające „zło” w wydarzeniach z przeszłości.

Dotyczy to także postaci ojca, płaczącego przy piosence Claude’a François: „Często się zastanawiałam, dlaczego płacze. Zwłaszcza przy tej piosence. Wiedziałam, że nie znał swojego ojca, ale nikt mi nie wyjaśnił, dlaczego. Czy umarł? Czy go porzucił? Czy nie wiedział, że ma syna? W każdym razie ta nieobecność wypaliła jakąś dziurę w piersi ojca, pod samą koszulą. Nikt nie potrafił jej zaleczyć. Dziura wciągała i miażdżyła wszystko, co się do niej zbliżyło. Dlatego nigdy nie brał mnie w ramiona. Rozumiałam i nie miałam do niego pretensji”.

Obecna nie tylko w tym fragmencie zgrzebna powieściowa psychologia, mająca być może odpowiadać mentalności nastoletniej dziewczynki, schodzi w „Prawdziwym życiu” na dalszy plan, przesłonięta wydarzeniami w rodzaju eksplozji syfonu czy nocnego polowania, a także rozmaitymi strategiami ucieczki, jakie obierają poszczególni członkowie rodziny. O ile ojciec ucieka przed własną przeszłością w przemoc, a Gilles w dręczenie zwierząt, o tyle dla matki ucieczką jest opieka nad zwierzętami, przede wszystkim hodowanymi na podwórku kozami. Sugerowane przez francuską, ale i polską okładkę książki starcie natury z kulturą stanowi rodzaj wszechobecnej matrycy, sama natura zaś staje się tu etycznym i ontologicznym punktem odniesienia: „Lubiłam przyrodę i jej idealną obojętność. Jej staranne przestrzeganie planu przeżycia i reprodukcji niezależnie od tego, co się działo ze mną. Ojciec niszczył matkę, a ptaki miały to w nosie. Uważałam to za kojące”.

Choć główna bohaterka również buduje sobie mały azyl poprzez adopcję zwierzęcia – jest nim pies o imieniu Dow­­ka, nazwany tak na cześć Marii Skłodowskiej-Curie – jej podstawowa droga ucieczki wiedzie, także w nawiązaniu do noblistki, przez naukę. Motywowana baśniowym marzeniem o zbudowaniu machiny mogącej – jak w „Powrocie do przyszłości” Roberta Zemeckisa – cofnąć czas, tak aby uratować lodziarza i tym samym brata, pasja do fizyki, jakiej oddaje się narratorka, wyznacza tyleż magiczny, co naukowy właśnie wątek w rozwoju akcji i samej bohaterki. Wątek niepozbawiony zresztą znowu przemocowego akcentu: chodząca w masce żona profesora Younga (który w oryginale nosi nazwisko Pavlović) padła ofiarą ataku po tym, jak założyła organizację wspierającą kobiety maltretowane przez mężów. W takich właśnie okolicznościach młoda nastolatka wchodzi w „prawdziwe życie”.

Powieść z epoki TikToka

Powieść Dieudonné wpisuje się więc wyraźnie w model powieści inicjacyjnej. Nauka życia nie prowadzi tu, rzecz jasna, przez szkolne mury ani, jak chciałby ojciec dziewczyny: przez okrutną imitację i zarazem parodię rytuału wtajemniczenia, jaką jest nocna ucieczka przez las. Przestrzenią inicjacji są raczej ściany rodzinnego domu – także te pokryte głowami wypchanych zwierząt – i rozchodzące się dokoła ścieżki. Jedne wiodą do enigmatycznej Moniki, będącej figurą czarodziejki, inne – do profesora i jego żony, a jeszcze inne – do pary młodych ludzi i ich malutkich dzieci, którymi opiekuje się bohaterka, zarabiając po kryjomu na prywatne lekcje fizyki. To zresztą właśnie z młodym ojcem-sąsiadem przejdzie narratorka inicjację seksualną, zaliczając tym samym obowiązkową, symboliczną rysę na swojej bohaterskiej biografii, zanim w ostatniej scenie książki zaliczy już niesymboliczną rysę w walce wręcz z despotycznym ojcem, co stanowi interesującą wariację na temat założycielskiego dla całych kultur, ale i pojedynczych męskich biografii, ojcobójstwa.

Powieść inicjacyjna nie wyczerpuje jednak repertuaru form gatunkowych, z jakich korzysta Adeline Dieudonné. Dominujący wątek przemocowy powinien pociągać za sobą konwencję realistyczną, lecz ta, jak widzieliśmy, zostaje podważona przy pomocy elementów baśniowych, fantastycznych i groteskowych. Czytelnik szukający prawdy psychologicznej czy analizy społecznej, o którą motyw dysfunkcyjnej rodziny aż się prosi, będzie srodze zawiedziony. Zręby tych ważnych składowych nowoczesnej powieści pojawiają się wprawdzie – wątek społeczny choćby w obrazie osiedla i jego mieszkańców, a także w reperkusjach zwolnienia ojca z pracy – lecz tylko w postaci szczątkowej, podporządkowane głównemu zwornikowi intrygi, jakim jest narastanie przemocy i przesączanie się jej do życia poszczególnych postaci. Jeśli bowiem „Prawdziwe życie” jest powieścią inicjacyjną, to jest to powieść inicjacyjna epoki TikToka, w prostych, krótkich sekwencjach próbująca zdać relację z emocji towarzyszących dorastaniu, a także – co w tej konwencji skazane było na porażkę – z kondycji kobiet, nie tylko młodych, w świecie późnej nowoczesności.

Kulturowe wybory, jakich dokonuje Dieudonné, są jednak interesujące, wymowne, a może i ważne dla zrozumienia języka, jakim próbuje się dziś opisywać ów świat. Wspomniałem już o filmie Zemeckisa, o powieściach Stephena Kinga – będących dla „Prawdziwego życia”, mimo wszystko rodzinnego thrillera, niedościgłym wzorem – czy też o figurze zombie. Do tego zestawu dodać można bez wahania harlequiny, w których zaczytuje się bohaterka, jak również – z nieco innego porządku – utwór „Du Hast” grupy Rammstein, wedle słów autorki towarzyszący jej nieustannie przy pisaniu powieści. W wyliczeniu tym nie chodzi mi o to, że układem odniesienia jest tu kultura popularna: to zjawisko tyleż banalne, co oczywiste, a ignorować pop­kulturę decydują się dziś chyba tylko nadęci literaci zamknięci w coraz mniej licznych wieżach z kości słoniowej.

Pocieszenie, jakie daje fikcja

Czym innym jest jednak korzystanie z przebogatych zasobów współczesnej kultury medialnej, a czym innym – jak mi się zdaje – redukowanie języka literackiego do środków podsuwanych przez same media. Przy czym język rozumiem tutaj możliwie szeroko – jako wszelkie środki wyrazu, także tematykę czy konstrukcję.

W książce „Dernières nouvelles du spectacle (ce que les médias font à la littérature”) [„Ostatnie wieści ze spektaklu (co media robią literaturze)”] szwajcarski teoretyk literatury Vincent Kaufmann zwraca uwagę na ważną cechę współczesnej literatury, polegającą na uleganiu wpływom nowych mediów, a przejawiającą się choćby w nachalnej autobiograficzności, przesadnej emocjonalności czy też w tytułowej spektakularności. Nie miejsce tu na szersze przedstawianie jego uwag, o których wspominam dlatego, że „Prawdziwe życie” jest doskonałym przykładem takiej schematyzacji i stereotypizacji języka literackiego. Przejawia się to głównie w nagromadzeniu wizualnych i językowych klisz, a także w prowadzeniu czytelnika za rękę, tak aby przypadkiem nie przegapił jakiejś ważnej wskazówki, jak choćby w scenie przemiany chłopca: „Gilles padł na kolana. Jego wargi drżały. Pogłaskał martwe futro i objął szyję hieny. Jego twarzyczka znalazła się tak blisko ogromnej paszczy zwierzęcia. Po chwili zaczął łkać, a jego drobnym jak u wróbelka ciałem wstrząsały dreszcze przerażenia. Niczym pękający ropień groza wybuchła i popłynęła mu po policzkach. Zrozumiałam, że to dobry znak, coś w nim drgnęło, maszyna poszła w ruch”.

Ale fragment ten wskazuje też może na coś innego niż mimowolne klisze: krótkie zdania mówiące o emocjach, łzach i zwierzętach, trafnie chyba dodane przez tłumaczkę orzeczenia tam, gdzie w oryginale są równoważniki zdań, a przede wszystkim zdrobnienia (twarzyczka, wróbelek) – wszystko to uzmysławia, że bardziej może niż rodzinnym thrillerem jest „Prawdziwe życie” baśnią czy wręcz bajką, współczesną wersją Tomcia Palucha albo Jasia i Małgosi, których motywy zresztą przejmuje i powtarza. Może to nie powieść o kondycji kobiet w patriarchalnym świecie, tylko historia dla dzieci i młodzieży: atrakcyjna i przerysowana; atrakcyjna, bo przerysowana.

Nie bez powodu Adeline Dieudonné, belgijska debiutantka, otrzymała za nią nagrodę licealistów. A jej bohaterka, niczym Bruno Bettelheim albo inny Paul Ricoeur, wyjaśnia bratu przerażonemu legendą o pobliskim Lesie Małych Wisielców: „Historie układa się po to, by zasiać w nas lęk, dzięki czemu jesteśmy pewni, że w prawdziwym życiu nic takiego się nie wydarzy”.

Określenie, które zawędrowało z tego zdania do tytułu całej powieści, ma tu, rzecz jasna, wydźwięk ironiczny: koszmar prawdziwego życia znacznie przerośnie legendę opowiedzianą przez Monikę, tak jak ojciec-ogr okaże się straszniejszy od baśniowego smoka. Ale zdanie to odnieść też można do „Prawdziwego życia” jako tekstu literackiego: nie daje on wprawdzie gwarancji, że w prawdziwym życiu nic takiego się nie wydarzy, ale przy pomocy budzącej grozę opowieści próbuje mówić o starej zasadzie rządzącej życiem ludzi piśmiennych: o pocieszeniu, jakie daje fikcja. ©

ADELINE DIEUDONNÉ (ur. 1982) – belgijska pisarka (występuje również jako stand-uperka). Jej wydana w 2018 r. debiutancka powieść „Prawdziwe życie” zrobiła furorę we frankofońskim świecie literackim, zdobywając kilkanaście prestiżowych nagród (w tym m.in. nagrodę Fnac za powieść, belgijską nagrodę Victor-Rossel, francuską Nagrodę Goncourtów) i rozchodząc się w nakładzie przeszło dwustu tysięcy egzemplarzy. „Prawdziwe życie” opowiada burzliwą historię rodziny żyjącej pod dyktando psychopatycznego ojca, którego główną pasję stanowi myślistwo.

23 października z ADELINE DIEUDONNÉ na Festiwalu Conrada porozmawia Tomasz Swoboda.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2020

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad nr 2/2020