Powrót do źródeł wykluczenia

Didier Eribon opisuje miejsce, w którym się urodził, a także procesy, które go ukształtowały. I miejsce, i procesy były źródłem opresji, z którą walczy do dziś.

16.09.2019

Czyta się kilka minut

 / PATRICE NORMAND / LEEMAGE / EAST NEWS
/ PATRICE NORMAND / LEEMAGE / EAST NEWS

Dziennikarz, filozof, socjolog, wykładowca akademicki. Autor kilkunastu książek, w tym biografii Michela Foucaulta oraz rozmów z wielkimi antropologami, Georges’em Dumézilem i Claude’em Lévi-Straussem.

Po lekturze „Powrotu do Reims” jestem przekonany, że Didier Eribon co najwyżej z pobłażliwością odnosi się do tego rodzaju biogramów. Jego książka pokazuje bowiem, że listy dokonań rodem z encyklopedii nie mówią o człowieku nic. A już na pewno nie mówią nic o świecie, w którym ten człowiek żył i dorastał. Tymczasem to właśnie ten świat oraz rządzące nim mechanizmy dominacji i przemocy są kluczowe dla zrozumienia, kim jesteśmy.

Autoanaliza

Czym jest książka Eribona? Od biedy można by ją określić jako autobiograficzny esej. Jest to jednak formułka równie nietrafna, jak wiele innych, które krytyka francuska stosowała w odniesieniu do tej książki. Może za najbliższe uchwycenia gatunkowej charakterystyki „Powrotu do Reims” – choć brzmieniowo niezbyt szczęśliwe – należałoby uznać „autosocjoterapię” i „etnografię intymności”. Zwłaszcza tę ostatnią, z uwagi na skojarzenia z tekstami Michela Leirisa, dla którego etnograficzna misja w Afryce stała się okazją do eksploracji samego siebie. I do odkrycia, którego znaczenia dla nowoczesnej humanistyki nie sposób przecenić, i bez którego nie byłoby też książki Eribona, a mianowicie, że jedyną drogą do prawdziwego obiektywizmu jest skrajny subiektywizm. Innymi słowy: że tylko pisząc szczerze o sobie samym, o swojej pozycji w świecie, jesteśmy w stanie powiedzieć coś wiarygodnego.

Znamy to, znamy. Leiris był może potrzebny, aby to steoretyzować, ale przykłady żywotów człowieka mniej lub bardziej poczciwego – w XX w. raczej mniej niż bardziej – już dawno weszły do historii literatury i filozofii, przede wszystkim francuskiej. „Ja sam jestem materią mej książki: nie ma racji, abyś miał używać swego wczasu na tak letki i błahy przedmiot” – kokietuje czytelnika Montaigne („Próby”). „Chcę pokazać moim bliźnim człowieka w całej prawdzie jego natury; a tym człowiekiem będę ja” – zapowiada, Rousseau w „Wyznaniach”. Pierwsze strony „Powrotu do Reims” obiecują podobne przedsięwzięcie: „Pojechałem do matki. To był początek pogodzenia się z nią. A ściślej, pogodzenia się z sobą, z całą tą częścią mnie, na którą nie chciałem przystać, którą odrzucałem, której się wyparłem”. Czytając owe pierwsze strony, ustawiamy więc tryb lektury na „sobąpisanie” – by użyć spolszczenia francuskiego écriture de soi, jakie zaproponował w swoim przekładzie Foucaulta Michał Paweł Markowski – zadowoleni, że tak szybko rozpoznaliśmy ton tego pisarstwa, podyktowany niezliczonymi przecież, zwłaszcza w ostatnich latach, „próbami” i „wyznaniami”.

Tyle tylko że do podstawowych strategii pisarskich Eribona należy gra z horyzontem oczekiwań czytelnika. Kiedy jesteśmy przekonani, że już-już przyłapaliśmy autora na jakiejś kliszy czy uproszczeniu, a nasze lekturowe pragnienie dominacji – kto zaprzeczy, że coś takiego istnieje? – już było w ogródku, Eribon, szast-prast, zrywa zasłonę, za którą spodziewaliśmy się wszystkiego, tylko nie lustra. Być może dlatego recepcja „Powrotu do Reims” we Francji ograniczyła się niemal wyłącznie do kręgów literackich, a świat naukowy właściwie zbył ją milczeniem. Akademia nie znosi, gdy mówi się do niej nowym językiem, gdy zbija się ją z tropu i wpuszcza w maliny. Na domiar złego Eribon pozwala sobie na daleko idącą introspekcję, niespotykaną w socjologii.

A przecież jego książka – czy można ją nazwać rozprawą? – to, powtórzmy, próba analizy mechanizmów klasowej przemocy. Próba przeprowadzona jednak – zdawać by się mogło: wbrew naukowym regułom – za pomocą „autoanalizy”. Słowo to powraca zresztą na kartach książki jako część tytułu jednej z najważniejszych prac, do których odwołuje się autor, „Esquisse pour une auto-analyse” („Szkic do autoanalizy”, 2004) Pierre’a Bourdieu. Jeden z ojców współczesnej socjologii, przyjaciel i nauczyciel Eribona, w pewnym sensie ustanowił swoją ostatnią książką – wydaną już po jego śmierci – precedens. Opowiedział o swoim życiu nie w celu autobiograficznym („Ceci n’est pas une autobiographie”, „To nie jest autobiografia” – mówi na wstępie, parafrazując Magritte’a), lecz wyłącznie socjologicznym. Nie zmienia to faktu, że „Esquisse...” jest opowieścią o nim samym, podczas gdy „Powrót do Reims” to tyleż opowieść, co opis – warunków życia, które u(nie)możliwiły karierę naukową i zamianę tego, co niegodne i wyparte, w źródło wstydu, lecz także dumy.

Pride

Co stoi u źródeł tych uczuć? „Przychodzimy na świat – pisze Eribon – w którym wyrok już został wydany, i w takim czy innym momencie naszego życia zajmujemy miejsce tych, którzy zostali skazani na publiczną wendetę, na życie z wymierzonym w nich oskarżycielskim palcem”.

Zdanie to pojawia się w części poświęconej przemocy wobec homoseksualizmu – tematowi, który w „Powrocie do Reims” zajmuje stosunkowo niewiele miejsca, jeśli wziąć pod uwagę, że większość wcześniejszych prac Eribona dotyczy tej właśnie kwestii. Ale właśnie tutaj ten typ poniżenia staje w rzędzie obok innych: klasowego, rasowego i kolonialnego. Wnioski wysnute z analizy homofobii zostają przeniesione na inne obszary społecznej i politycznej przemocy. Kusi, by owe wcześniejsze książki przeczytać na nowo w świetle „Powrotu do Reims”. By ze zdania Toni Morrison, zaczerpniętego z jej wykładu noblowskiego – „Opresyjny język jest czymś więcej niż ilustracją przemocy: on jest przemocą” – uczynić nie tylko motto do „Réflexions sur la question gay” („Rozważania o kwestii gejowskiej”, 1999 – tytuł parafrazujący klasyczną rozprawę Sartre’a), lecz do całej twórczości Eribona. By do całej przestrzeni społecznej odnieść jego smutny wniosek z jednej z konferencji, gdy po obradach na temat możliwości karania homofobicznej mowy nienawiści na równi z nienawiścią rasową Eribon stwierdza, że trudno byłoby karać cały porządek społeczny. By wreszcie historię całego tego „porządku” zacząć od słów otwierających „Réflexions”: „Na początku była zniewaga”.

W „Powrocie do Reims” Didier Eribon starannie unika jednak powtarzania swoich wcześniejszych tez. Można powiedzieć, że w książce tej podnosi poprzeczkę – czytelnikowi i samemu sobie – skupiając się na kwestiach chyba trudniejszych, gdyż nie tak otwarcie związanych z przemocą i zniewagą. W pewnym sensie przenosi ciężar rozważań z czynów czy też performatywów – takich jak słowna i prawna agresja – na afekty: przede wszystkim wstyd. Ten zaś nie jest już tak bardzo związany z byciem gejem, lecz raczej z pochodzeniem społecznym. Jak to ujmuje Eribon, „wyjście z seksualnej szafy, pragnienie przyjęcia i afirmacji homoseksualności w moim przypadku zbiegło się z wejściem w to, co mógłbym określić jako szafę społeczną”. Jego historia bowiem to historia cierpienia wynikającego z awansu społecznego i bycia osobą „transklasową”, by użyć neologizmu zaproponowanego przez Chantal Jaquet w pracy „Les transclasses ou la non-reproduction” („Transklasowość albo nie-reprodukcja”, 2014).

Tytuł przywołanej książki jest, rzecz jasna, ironiczny. Podobnie jak Eribon i Bourdieu, francuska socjolożka nie ma złudzeń co do tego, że awans społeczny oparty na zasługach i umiejętnościach mieści się w granicach błędu statystycznego i jest czystym konstruktem politycznym, umacniającym porządek społeczny. Kiedy zaś już się wydarza, okazuje się – tak jak o tym opowiada Eribon – paradoksalnym cudem, opartym na kłamstwie i wyparciu. W jednym z wywiadów, udzielonych po ukazaniu się „Powrotu do Reims” i opublikowanych następnie w tomie „Retours sur »Retour à Reims«” („Powroty do »Powrotu do Reims«”), kładzie akcent właśnie na ową „zdradę klasową”. Podobnie jak bohaterowie literaccy, Georges Duroy z klasycznej powieści Maupassanta „Bel-Ami” czy też Proustowski skrzypek Morel, bardziej obawiający się, że ludzie odkryją jego niskie pochodzenie niż homoseksualną relację z baronem de Charlusem, Eribon okupuje wejście w inne środowisko fałszem i wstydem.

„Powrót do Reims” to już zapis kolejnego etapu afektu: wstydu, że się wstydziłem. Przekucia wstydu w dumę, w pride (by raz jeszcze zestawić transklasowość z doświadczeniem bycia gejem). W tym momencie jednak pojawia się istotna różnica. O ile bowiem duma seksualna – a także rasowa – kontestuje dominujący porządek społeczny, o tyle duma społeczna go umacnia. Stosunek dominacji jest więc w tym wypadku bardziej złożony, gdyż – zwłaszcza we współczesnym społeczeństwie, w którym konsumpcja zastąpiła świadomość klasową – dominacja ta właściwie nie jest odczuwana, co na dobrą sprawę uniemożliwia jakikolwiek bunt (nie wspominając o rewolucji). Eribon dokonuje wprawdzie rehabilitacji tego, co nazywa tu „wartościami robotniczymi”, ale nie towarzyszy temu nostalgia, a tym bardziej mitologizacja. No, może odrobinę. Populizm przesącza się dziś także, niestety, do tak dobrych książek.

Odcięcie

Trzeźwemu przeważnie spojrzeniu na warstwę ludową towarzyszy jeszcze trzeźwiejsze spojrzenie na własny stosunek do tej grupy społecznej. W recenzji napisanej dla „Le Nouvel Observateur” uwagę Annie Ernaux przykuło przede wszystkim obnażenie przez Eribona własnej hipokryzji, polegającej na zarzucaniu rodzicom, że nie są wykształceni, a zarazem – że nie odpowiadają robotniczemu ideałowi, o którym tyle się naczytał u Trockiego i Sartre’a. Francuska pisarka staje się zresztą w „Powrocie do Reims” swego rodzaju starszą transklasową siostrą autora. To u niej bowiem znajduje on prefigurację własnej relacji z matką: „od rana do wieczora podawała klientom ziemniaki i mleko, żebym mogła siedzieć w auli uniwersyteckiej i słuchać wykładów o Platonie”. Z kolei pierwowzór własnego stosunku do ojca znajduje Eribon w „Zapiskach nieodrodnego syna” Jamesa Baldwina, które pozwoliły mu zrozumieć, że „wszystko, czym był mój ojciec, to znaczy wszystko, co mu wyrzucałem, wszystko, za co go nienawidziłem, ukształtowała przemoc świata społecznego”.

Na okładce kieszonkowego wydania „Powrotu do Reims” we Francji widnieje fotografia małego Didiera, z której ojciec został wycięty. To, rzecz jasna, symboliczne odcięcie się od rodzinnej przeszłości, które „Powrót do Reims” choć częściowo próbuje zrekompensować. Ale to także symboliczne i zarazem metodologiczne odcięcie się od Edypa, edypalności i wszystkiego, co proponuje psychoanaliza, łącznie z literacką tradycją wywnętrzania się, która zaprowadziła współczesną literaturę francuską w ślepy zaułek. Zarazem jednak przy lekturze książki Eribona trudno nie pomyśleć, że to odrzucenie psychoanalizy – a wraz z nią biologicznego materializmu jest trochę niekonsekwentne i że analiza nieco na tym traci. Kiedy filozof podkreśla, że obca jest mu „mistyka korzeni” i że rzucanie przez pijanego ojca butelkami nazywa „sceną pierwotną” nie w psychoanalitycznym sensie tego słowa, to – oczywiście, zgodnie z freudowską logiką – tym bardziej domyślamy się w tym psychoanalitycznego podłoża. Tak samo jak wtedy, gdy pisze o zagrożeniu dziedziczną chorobą Aalzheimera czy też o tym, że „ślady tego, kim byliśmy w dzieciństwie i jak przeszliśmy proces socjalizacji, trwają”. Albo gdy bez pardonu atakuje Raymonda Arona.

„Wszystko jest z góry przesądzone! – wykrzykuje w pewnym momencie. – Werdykt został wydany, zanim to dotrze do naszej świadomości. Wyroki są wyryte rozpalonym żelazem na naszych ramionach, a miejsca, które będziemy zajmować, określa i ogranicza to, co nas poprzedza: przeszłość rodziny i środowisko, w którym przychodzimy na świat”. Z naturalistycznej triady race, moment, milieu Eribon wykreśla więc tylko – choć też nie do końca – genetykę, niemal dogmatycznie ogłaszając – co potwierdzi w późniejszej książce „La société comme verdict” („Społeczeństwo jako werdykt”), 2013 – werdykt społeczny jako klucz do zrozumienia świata. A przecież werdykt społeczny nie jest na przykład tożsamy z tym, co można by nazwać werdyktem rodzinnym. Możliwości innej konfiguracji w dramacie awansu społecznego pokazuje choćby film Bernarda Canteta „Zasoby ludzkie”. Wobec całkowitego odrzucenia biologizmu Eribonowi nie przemknie też przez myśl, że poszedł inną drogą niż jego bracia po prostu dlatego, że od urodzenia był od nich zdolniejszy.

Bycie gejem jako cud

Zakończenie książki łagodzi jednak antropologiczne tezy, które wcześniej brzmią momentami zbyt jednostronnie. Determinizm – tak, ale nie stuprocentowy. W pewnym stopniu możemy sami się stworzyć. Możemy przekroczyć parę granic. Co o tym decyduje? „W gruncie rzeczy – pisze Eribon – byłem naznaczony dwoma społecznymi werdyktami: klasowym i seksualnym. Nie da się przed nimi uciec. Noszę w sobie piętno jednego i drugiego. Ale ponieważ w pewnym momencie życia oba te werdykty weszły ze sobą w konflikt, musiałem sam siebie ukształtować, rozgrywając jeden przeciwko drugiemu”. Cudem, który pozwolił, a raczej kazał mu wyzwolić się od losu dziecka z robotniczej rodziny, na jaki był skazany, okazało się odkrycie własnej homoseksualności. Zbawienie przyszło ze strony pragnącego ciała.

Ciała, które jest ulubionym obiektem polityki; różnych polityk. Eribon poświęca temu dużo miejsca we wcześniejszych pracach. W „Powrocie do Reims” na przykładzie własnej rodziny zastanawia się tylko, jak doszło do tego, że klasa robotnicza zaczęła głosować na skrajną prawicę. Obala mit organicznego związku tej klasy z lewicą. Opisuje kompromitację i degrengoladę tej ostatniej. Wspomina o władzy mediów. O przywracaniu godności przy pomocy kozła ofiarnego. Znów moglibyśmy powiedzieć: znamy to, znamy. Teraz już nie z literatury, lecz z własnego podwórka. Kto wie, czy książka Eribona – choć na wskroś francuska – nie jest też trafną analizą politycznych i społecznych mechanizmów ostatnich lat w Polsce: tego, jak przegapiliśmy moment wymazania części społeczeństwa z nowoczesnej historii.

Czy autor „Powrotu do Reims” daje jakieś recepty? Czy proponuje choćby zręby politycznego programu (politycznego w szerokim rozumieniu tego słowa)? „Nie wierzę w utopię – mówi w jednym z wywiadów. – Wierzę w opór”. Być może to, co pisze o splątanych procesach budowania i odrzucania tożsamości na płaszczyźnie indywidualnej, moglibyśmy też odnieść do przestrzeni społecznej. Odejść od tożsamościowości i normatywności na rzecz wspólnot zdolnych do wyjścia poza siebie, do integracji swoich własnych marginesów. Najpierw jednak odnaleźć ten opór w sobie. Przeczytać „Powrót do Reims”.

W Niemczech książka w półtora roku sprzedała się w 80 tysiącach egzemplarzy. Thomas Ostermeier stworzył na jej podstawie znakomity spektakl. Matka Eribona zaś po ukazaniu się publikacji uznała, że obraził w niej rodzinę, a bracia – że ich poniżył. ©

DIDER ERIBON (ur. 1953) – francuski socjolog i filozof. Absolwent uniwersytetu w Reims, uzyskał doktorat na Sorbonie. Pracuje na uniwersytecie w Amiens, wykładał na wielu uczelniach, m.in. w Berkeley, Princeton, Cambridge i Walencji. Napisał kilkanaście książek poświęconych socjologii, filozofii, historii idei oraz gender studies. Do najważniejszych należą: „Réflexions sur la question gay”, „Une morale du minoritaire. Variations sur un thème de Jean Genet”, „La société comme verdict. Classes, identités, trajectoires”. Po polsku ukazały się: „Na tropie Indoeuropejczyków. Mity i epopeje” (rozmowa z Georges’em Dumézilem), „Z bliska i z oddali” (rozmowa z Claude’em Lévi-Straussem), „Michel Foucault. Biografia” oraz „Powrót do Reims” (2019).

Spotkanie z DIDIEREM ERIBONEM, którego tematem będą źródła przemocy i wykluczenia, odbędzie się w sobotę, 26 października, a poprowadzi je Tomasz Swoboda.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2019

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad 02/2019