Po jasnej stronie mocy

Safia jest muzułmanką, Janusz katolikiem. Kiedy się pobrali, teściowa Safii powiesiła nad ich łóżkiem krzyż.

02.11.2011

Czyta się kilka minut

Rok 1985, grudzień. Na ulicach kolejki, w sklepach pustki. Zdarzało się, że ludzie pytali ją, czy przyjechała tu po to, żeby wyjadać to, co jeszcze zostało na półkach.

Safia Rabati-Roczniak - niewysoka, szczupła kobieta o stanowczym spojrzeniu. Przyjechała do Polski, żeby studiować. Opuszczając Afganistan, znała język polski jedynie ze słyszenia: przez jej dom w Kabulu wśród licznych przybyszów przewijali się także Polacy. Najpierw trafiła do Gdańska, szlifować język, a potem podjęła studia w Krakowie: dziennikarstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Teraz pracuje jako archiwistka.

Lekcja wyniesiona z domu

Na studiach poznała Janusza Roczniaka, swojego przyszłego męża. Kończył nauki polityczne, pierwsze trzy lata tego kierunku i dziennikarstwa były wspólne; dziś zajmuje się przygotowywaniem inwestycji do budowy. Kiedy spotkał Safię, był niezaangażowanym katolikiem: sporadyczna obrzędowość i niepogłębiona duchowość. Choć rodzina, z której pochodził, zwłaszcza mama, była bardzo wierząca. Janusz, rosły i postawny mężczyzna w sile wieku, mówi pewnie i spokojnie: - Moja obojętność wobec religii wynikała z fałszywego pojęcia o Bogu. Wydawało mi się, że skoro jestem taki mały, to czemu Bóg miałby się mną interesować.

Musiało minąć kilka lat, żeby zmienił się jego sposób myślenia. W tym czasie to Safia była bardziej religijna. Jej rodzina wyznawała sufizm: intelektualny prąd w łonie islamu, obudowany literaturą, poezją i sztuką. - Kobiety modliły się w domu - wspomina i dodaje: - Nie jestem praktykująca, modlę się od czasu do czasu, recytuję wersy z Koranu, także z pamięci, ale nie potrzebuję do tego meczetu.

Jak sama mówi, z pięciu głównych zasad islamu stosuje się tylko do pierwszej: wyznania wiary w jednego Boga. Dobrze pamięta dziadka, który codziennie przed świtem wstawał na modlitwę. - I ja wstawałam razem z nim, patrzyłam, jak myje się przed modlitwą, jak się później modli - wspomina. - A potem recytowaliśmy razem Koran. To było niesamowite, patrzeć, jak wschodzi słońce, i widzieć starszego, modlącego się człowieka, który potem mnie przytulał. To moje najpiękniejsze wspomnienia z tamtych lat.

Dziadek był osobą, która miała spory wpływ nie tylko na religijność Safii, ale także postrzeganie świata. Pewnego dnia, wracając ze szkoły, po raz pierwszy w życiu zobaczyła czarnoskórego mężczyznę. Pobiegła opowiedzieć o tym dziadkowi. Pogłaskał ją po głowie i powiedział: "Pamiętaj, że on też jest istotą, którą stworzył Bóg. Nie wolno ci go gorzej traktować". Te zasady pomogły jej odnaleźć się w Polsce i stworzyć tu udane małżeństwo. Rodzina, która pozostała w Afganistanie, zaakceptowała jej kolejne wybory. Nawet gdy bliscy dowiedzieli się, że wyjdzie za katolika. I gdy przystała na chrześcijańskie wychowywanie dzieci. Safia tłumaczy to muzułmańską tradycją, w której dziecko przejmuje wiarę ojca. A skoro Janusz jest katolikiem, to jego dzieci też nimi będą.

Dziś kontakt Safii z rodziną jest utrudniony, głównie telefoniczny. Jedna siostra mieszka w Holandii, druga w Afganistanie - udało jej się odwiedzić Polskę tylko raz. Trzy lata temu dostała specjalną wizę: przyjechała na leczenie, bo została ranna na skutek wybuchu bomby.

Sprzeciw i szacunek

Ślub cywilny wzięli w 1993 r., choć on nie lubi formalności. Ale dzięki temu Safia już po dwóch miesiącach otrzymała polskie obywatelstwo. Jeszcze przed ślubem urodziło się ich pierwsze dziecko, Anusza. - Teściowa przychodziła do mnie do szpitala codziennie. Bardzo się bała, że stracę to dziecko, i mocno się modliła, żeby urodziło się całe i zdrowe. Przyniosła mi nawet obraz Matki Boskiej Fatimskiej - wspomina Safia.

- A kiedy wyszłam za mąż, teściowa powiesiła nad naszym łóżkiem krzyż. Zapytałam męża, czy jego mama chce wygonić szatana z niego, czy ze mnie - śmieje się. Krzyża jednak nie usunęła. - Teściowa nigdy nie dała mi odczuć, że jeśli jestem muzułmanką, to jestem gorsza.

Janusz wspomina dziś, że jako człowiek religijnie letni spotkał osobę, która przeżywała wiarę dużo głębiej niż on. Być może to, niecałkiem świadomie, pchnęło go znów w stronę religijności. - Nie było tak, że żona namawiała mnie do modlitwy czy chodzenia do kościoła. Po prostu przebywając blisko siebie, ludzie na siebie oddziałują. I to nie tylko ludzie, ale Ktoś więcej działa przez nich - przekonuje. Bo czuł niedosyt w życiu bez wiary. Powrót do niej doprowadził go do pytania o sakrament małżeństwa. Ale jak poślubić muzułmankę?

Trzeba zdobyć dyspensę od biskupa. A ten udziela jej tylko wtedy, gdy strona katolicka oświadczy, że zrobi wszystko, by nie utracić wiary i wychować dzieci po katolicku. Ale współmałżonek musi być poinformowany o tych zobowiązaniach. To teoria. Jest jeszcze praktyka: - Było dla mnie dziwne, że księża tak kategorycznie przeciwstawiali się temu ślubowi - Safia wspomina z wyrzutem.

Kiedy wreszcie dopięli formalności, nadszedł dzień ślubu: 2006 rok, kościół św. Piotra i Pawła na krakowskim Starym Mieście. Ślubu udzielał młody wikary. Osobną homilię wygłosił do Janusza, osobną do Safii. Potem oboje złożyli przysięgę. - To było niesamowite przeżycie - ożywia się filigranowa Safia. - Moje wcześniejsze kontakty z księżmi były nie najlepsze. Często traktowali islam jak gorszą religię. Dla mnie to był szok, że ten młody ksiądz ma wiedzę i słownictwo potrzebne do mówienia o mojej wierze. Dzięki temu odczułam, że jestem traktowana z szacunkiem.

Codzienne problemy

Safia i Janusz mają dwójkę dzieci: Anuszę, która jest już pełnoletnia, i 11-letnią Mitrę. Obie są ochrzczone. - Chciałam, żeby dzieci wierzyły w Boga - mówi Safia. I mówi to pewnie. - Skoro mieszkają w Polsce, a ich ojciec jest katolikiem, to chrzest wydawał mi się rozsądniejszy. Ciężar wychowania religijnego dzieci spada jednak głównie na Janusza.

Jeśli pojawiają się jakieś pytania, zwracają się z nimi do taty. Safia, jeśli trzeba, zaprowadzi młodszą córkę na katechezę lub zmobilizuje ją do wyjścia do kościoła. Anusza jako dziecko została zapisana przez mamę Janusza do przedszkola sióstr felicjanek, które nie zmieniły swojej decyzji, kiedy dowiedziały się, że matka dziewczynki jest muzułmanką. Natomiast do katolickiej podstawówki nie została przyjęta: potrzebne było potwierdzenie od proboszcza, że córka jest wychowywana w wierze. Ale Safia i Janusz nie mieli wtedy jeszcze ślubu kościelnego, więc decyzja była odmowna. I choć siostra przełożona zmieniła ją jeszcze tego samego dnia - w radiu informowali wtedy akurat o spotkaniu papieża z duchownymi muzułmańskimi - to Safia posłała córkę do szkoły państwowej.

Dziewczynki wychowywały się w różnym czasie, więc mają inne doświadczenia. - Starsza córka nie miała we mnie dobrego przykładu, więc jest raczej obojętna w kwestii religii - uważa Janusz. - Jest na tym etapie, na którym ja byłem kiedyś. Młodsza jeszcze się nie buntuje i często chodzi ze mną do kościoła.

Zdarza się, że idzie z nimi też Safia. Wykorzystuje wtedy ten czas na swoją modlitwę. Ale nie zwracając niczyjej uwagi - wstaje, siada i przyklęka ze wszystkimi.

W ich domu obchodzi się wyłącznie święta chrześcijańskie. Safia się z tym pogodziła: jeśli dzieci zechcą kiedyś poznać obyczaje muzułmańskie, to im o nich opowie.

Boże sposoby

W ich domu nie ma konfliktów na tle religijnym. Janusz z błyskiem w oku przekonuje, że tak naprawdę to bardziej różnią ich geny i charaktery niż wiara. Żona jest od niego bardziej skrupulatna, dokładna, ale także ekspresyjna, co powoduje spięcia. Z kolei Safii przeszkadza niekiedy, że Janusz zbyt często chodzi na Msze. Bo przecież mógłby ten czas poświęcić rodzinie, albo chociaż pomóc w prowadzeniu domu.

Jednak Janusza w rachunku sumienia gryzie co innego: kiedy słyszy telefoniczną rozmowę Safii z rodziną, wie, że znów zapomniał złożyć jej i im życzenia z okazji jakiegoś święta muzułmańskiego. Znów nie pamiętał o tym, co dla niej ważne.

Ale oboje wierzą, że ponad zasadami obyczajowymi jest jeszcze ta nadrzędna zasada Miłości, twardy punkt odniesienia, wobec którego trzeba czasem iść na kompromis i korygować własną postawę. Są przekonani o tym, że w sposób podskórny, niewypowiedziany, wiara tak naprawdę bardziej łączy ich, niż dzieli. Wiara na co dzień, wiara jako sposób bycia dobrym. Nigdy też żadne z nich nie próbowało przeciągać współmałżonka na swoją stronę. - To byłoby bez sensu, jesteśmy przecież po tej samej stronie - mówi Janusz i dodaje: - Pan Bóg mówi do ludzi na różne sposoby.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2011