Pierwsi przyszliśmy, ostatni odejdziemy

W ostatnich tygodniach pojęłam, jakim szczęściem jest żyć w Kijowie. To miasto niespokojne, w którym w ubiegłym tygodniu padli zabici. Ale to miasto dumne i zjawiskowe.

27.01.2014

Czyta się kilka minut

Kijów, 22 stycznia 2014 roku / Fot. Andrey Stenin / RIA NOVOSTI / EAST NEWS
Kijów, 22 stycznia 2014 roku / Fot. Andrey Stenin / RIA NOVOSTI / EAST NEWS

Bo my, mieszkańcy Kijowa, walczymy chyba od zawsze. Sprzeciwiamy się wyburzaniu starych kwartałów miasta, chaotycznej zabudowie historycznych miejsc. Walczymy tak rok za rokiem o pamięć i tożsamość. A teraz przyszło nam stać na barykadach i walczyć o prawa obywatelskie, polityczne i społeczne obywateli Ukrainy.
Chcieliśmy walczyć pokojowo, ale przemoc rodzi jeszcze większą przemoc. Za zamordowanych na ulicy Hruszewskiego odpowiedzialność spada na władzę. Bo władza odmówiła dialogu ze społeczeństwem i wciąż nie chce słuchać głosu tych, którzy mają dość kłamstwa, dość społecznej nierówności, dość korupcji, która przeżarła wszystkie szczeble ukraińskiej władzy, dość chuligańskich ataków na biznesmenów. Ukraińcy mają dość życia w poczuciu ciągłego niebezpieczeństwa, kiedy nie chroni ich nikt i nic, żadne prawo.
GDY WYROSŁY BARYKADY
30 listopada 2013 r. – to data graniczna. Do tego czasu Ukraińcy wychodzili na Majdan, by bronić swego prawa nie tylko do nazywania się Europejczykami, ale także prawa do bycia Europejczykami. W chwili, gdy oddziały specjalne Berkut użyły siły przeciw młodzieży, bezpieczeństwa i godności młodych ludzi wyszli bronić ich rozzłoszczeni rodzice. Do żądań wysuwanych przez protestujących – aby Kijów powrócił na drogę ku zjednoczeniu z Europą i podpisał umowę stowarzyszeniową z Unią – dołączyło żądanie ukarania winnych siłowego rozegnania demonstrantów.
Potem, nocą 11 grudnia 2013 r., dla ludzi, którzy wyszli na Majdan, stało się zrozumiałe – władza ich nie słyszy. Władza nikogo nie ukarze. Władza pozostanie bezkarna. Przekształcenie Majdanu w terytorium wolne od władzy Janukowycza i jego otoczenia dokonało się właśnie tamtego 11 grudnia na oczach wysokich przedstawicieli przybyłych z Unii Europejskiej i USA, którzy przyjechali do Kijowa z misją prowadzenia rozmów. Można jedynie przypuszczać, co czuła Victoria Nuland, reprezentująca dyplomację USA, gdy rankiem zapomniała o protokole dyplomatycznym i wyszła na Majdan, by rozdać śniadanie – i demonstrantom, i młodym studentom Akademii MSW, którzy dostali rozkaz otoczenia tego głównego placu Kijowa.
To właśnie wtedy na Majdanie, a także na głównej arterii miasta – Kreszczatyku – wyrosły barykady. Wtedy też sformułowano oddziały Samoobrony Majdanu, a całe terytorium placu podzielono na części, za których ochronę odpowiadają „kozackie sotnie”. Także w grudniu otwarto punkty pomocy medycznej, pojawiły się polowe kuchnie i – co ważne dla podtrzymania ducha protestujących – zaczęła funkcjonować polowa kaplica, w której służą duchowni reprezentujący różne chrześcijańskie wyznania. Na scenie Majdanu każdego dnia modlili się kapłani chrześcijańscy; do manifestujących przychodzą też przedstawiciele religii muzułmańskiej i judaizmu.
ZWĄ NAS EKSTREMISTAMI
Wtedy Majdan zaczął się rozrastać: protestowało nie tylko centrum Kijowa, zaczęły protestować miasta w całym kraju. Poparcie dla Majdanu płynące z zachodniej Ukrainy można było przewidzieć. Ale pojawiania się setek małych Majdanów na wschodzie (włączając Donbas, macierz Janukowycza) prezydent nie przewidział. Idea kremlowskich „polit-technologów”, by kolejny raz „podzielić Ukrainę”, okazała się nierealna. Cała Ukraina zażądała, by wznowić rokowania z Unią, ukarać winnych pacyfikacji i zdymisjonować rząd Mykoły Azarowa. Dziś kolejnym ważnym żądaniem jest wolność dla więźniów politycznych, wśród których jest Julia Tymoszenko, ale także aresztowani w ostatnich tygodniach lub porwani z Majdanu.
Władze nazywają protestujących „ekstremistami”, „terrorystami” i „obiecują” – wedle nowego prawa, funkcjonującego od stycznia 2014 – surowe kary. Kary przewiduje się m.in. za „organizowanie masowych manifestacji”, „zajmowanie budynków państwowych” i „wznoszenie barykad w miejscach publicznych”.
Jednak ludzie – świadomi tych surowych kar – z jakiegoś powodu się nie boją. Zdaniem psychologa i politologa Olega Pokalczuka, z którym wychodziłam na Majdan, by zrozumieć ten fenomen, próg strachu został pokonany. Ludzie mają już dość bania się. Nie chcą drżeć przed represyjną machiną państwową i korupcją władz, napotykaną na każdym kroku. Ludzie mają dość określania ich mianem „elektoratu”, który przed wyborami otrzymuje od władzy prezenty. Ukraińcy zrozumieli, że to na nich spoczywa odpowiedzialność za ich życie, za życie ich rodzin i za los kraju.
 Wraz z Pokalczukiem idziemy po Majdanie. Zatrzymujemy się przy kotle, w którym gotuje się jedzenie; w namiocie obok mieszkają rolnicy z okręgu czernihowskiego. Wieczorem bronią Majdanu, za dnia odpoczywają i słuchają wykładów o znaczeniu władzy lokalnej. Wykłady organizują niezależni eksperci w sztabie protestu: budynku związków zawodowych. – Prócz tych odczytów chodzę na wykłady Wolnego Uniwersytetu Majdanu – mówi Wiktor z „namiotu rolników”. Dodaje: – Nigdy nie jest za późno, żeby się uczyć. Ja po szkole średniej musiałem iść do pracy w przedsiębiorstwie rolnym, potem sam zacząłem tym przedsiębiorstwem kierować. Nie myślałem, że na Majdanie będę mógł kontynuować naukę.
Sąsiedni namiot okrywają kołdry z koziej sierści, przyciąga nas smaczny zapach. To namiot aktywistów z Zakarpacia. Gotują barszcz i pieką ziemniaki. Jowan miesza aromatyczne warzywa i opowiada: – Gdy zobaczyłem na kanale węgierskiej telewizji, jak milicja bije studentów – nocą 30 listopada – zrozumiałem, że muszę jechać na Majdan. Rankiem przespacerowałem się po mojej rodzinnej miejscowości w okręgu zakarpackim: porozmawiałem z kumem i przyjaciółmi. I zdecydowaliśmy: jesteśmy zdrowymi facetami z dużym życiowym doświadczeniem, które się przyda kijowskiemu Majdanowi. Nie damy bić dzieci. Mój starszy wnuk jest studentem, uczy się w Użhorodzie. Też przyjechał na Majdan.
Przybysze z Zakarpacia zachwycili piosenkarkę Rusłanę, którą Ukraińcy nazywają „twarzą Majdanu”. Częstowali ją barszczem i słodyczami, które żony przesyłają protestującym mężom z domu.
KOBIETY I MĘŻCZYŹNI
Trudno „wyróżnić” kogoś spośród ludzi, których codziennie widuje się na Majdanie. Moim nowym znajomym jest Walek z Horłowki. Niezwykły chłopak: pochodzi z biednej rodziny, do Kijowa przyjechał na zlecenie rządzącej Partii Regionów. Miał stać na wiecach poparcia dla Janukowycza. Uciekł z wiecu i przyszedł na Majdan – zobaczyć, co też za ludzie są tutaj. Gdy stanął przed barykadami ochraniającymi Majdan, zatrzymali go „Afgańcy” – weterani wojny w Afganistanie, chroniący Majdan, pogadali z nim i pozwolili mu pooglądać. Walek popatrzył i został. Teraz pomaga lekarzom – wraz z nimi roznosi lekarstwa i herbatę z cytryną.
Nie mogę nie opowiedzieć Polakom o... No właśnie, chciałabym napisać o wszystkich. O „Afgańcach”, bo to na nich rodziła się Samoobrona Majdanu. Mają hasło: „Pierwsi przyszliśmy, ostatni odejdziemy”. „Afgańcy” prowadzą zajęcia z samoobrony, pomagają prawidłowo rozbić namioty. Pomagają im przedstawiciele ukraińskich kozaków i „Czarnobylcy” – likwidatorzy katastrofy w Czarnobylu w 1986 r. To oni – wspólnymi siłami – bronią Majdanu. Dołączają do nich weterani wojsk wewnętrznych i oficerowie rezerwy.
Nocą na barykadach stoją ludzie różnych zawodów. Są nauczyciele i profesorowie. Kobiecą część Majdanu stanowią wolontariuszki: to lekarki, kucharki, pracowniczki centrum prasowego. Kobiety w różnym wieku, reprezentujące różne zawody. Są deputowane ukraińskiego parlamentu, które na równi z mężczyznami broniły Majdanu w nocy 11 grudnia przed „zwinięciem”. Są studentki, które w dzień się uczą, a nocą zostają na Majdanie.
O każdym z ludzi tu stojących można opowiedzieć osobną historię. Każdy z nich jest niezwykły, unikalny. A napisać należałoby też o mieszkańcach Dniepropietrowska, Lwowa, Symferopola, Doniecka, Charkowa i Odessy, którzy każdego dnia wychodzą na własny lokalny Majdan... 

przeł. Małgorzata Nocuń

BOHDANA KOSTIUK jest dziennikarką Radia Svoboda, działaczką społeczną. W przeszłości była korespondentką wojenną, relacjonowała m.in. konflikt ormiańsko-azerski o Górski Karabach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2014