Pięć minut wolności

od tego wydarzenia minęło właśnie trzydzieści osiem lat. W słoneczne niedzielne południe 25 sierpnia 1968 roku, gdy kremlowski zegar zaczął wybijać dwunastą, ośmioro ludzi usiadło na Placu Czerwonym niedaleko cerkwi Błogosławionego Bazylego, przy tak zwanym Miejscu Poczesnym (Łobnoje Miesto), skąd ogłaszano carskie ukazy i gdzie tracono zbrodniarzy stanu, z czterema transparentami i flagą Czechosłowacji, protestując przeciw inwazji wojsk Układu Warszawskiego na ten kraj.
 /
/

Zmobilizowani natychmiast milicjanci i kagiebiści zabrali plakaty i zatrzymali uczestników straceńczego protestu, brutalnie ich bijąc. Pięcioro demonstrantów - Larysa Bogoraz, Konstantin Babicki, Wadim Delaunay (Delone), Władimir Dremluga i Paweł Litwinow - stanęło 9 października tegoż roku przed moskiewskim sądem. Po trzydniowym procesie Delaunaya i Dremlugę skazano na dwa lata i dziesięć miesięcy więzienia, pozostałych na kilkuletnie zesłanie. Sprawę Wiktora Fajnberga, któremu podczas pacyfikowania demonstracji wybito cztery zęby, wyłączono do osobnego postępowania.

Na wolności pozostała Natalia Gorbaniewska, samotnie wychowująca dwóch synków (młodszy z nich, trzymiesięczny wówczas Osia, był wraz z nią na Placu Czerwonym, a w jego wózku znajdowały się transparenty). Uznana za niepoczytalną, oddana została pod kuratelę matki. Aresztowano ją ponownie 24 grudnia 1969 roku i ponad dwa lata spędziła przymusowo najpierw w moskiewskim Instytucie im. Serbskiego, a potem w kazańskim więzieniu psychiatrycznym. Nim to się jednak stało, zdążyła wydać w samizdacie dokumentalną książkę poświęconą demonstracji na Placu Czerwonym i procesowi. Książkę przedrukowano wkrótce na emigracji, a następnie przełożono na wiele języków. Przekład polski, przygotowany u schyłku lat 80. i poprzedzony datowanym na styczeń 1992 przedsłowiem Wiktora Woroszylskiego, ukazuje się dopiero teraz. W tekście znalazły się (w nawiasach kwadratowych) cenne uzupełnienia i dopowiedzenia autorki, dodane w roku ubiegłym.

Sylwetki Natalii Gorbaniewskiej - poetki, działaczki opozycyjnej, od 1975 roku emigrantki, redaktorki "Kontinientu", współpracowniczki "Russkoj Mysli", a także, last but not least, świetnej tłumaczki dzieł polskich pisarzy, znajdującej się dziś w zespole miesięcznika "Nowaja Polsza" i posiadającej obywatelstwo naszego kraju - przedstawiać bliżej w "Tygodniku" nie trzeba. Warto jednak przypomnieć, że to ona właśnie stworzyła wiosną 1968 roku słynną samizdatową "Kronikę Wydarzeń Bieżących", szczegółowy i precyzyjny rejestr faktów związanych z naruszaniem praw człowieka i społecznym oporem w ZSRS. Rzeczowy styl "Kroniki" odnajdujemy w książce o demonstracji na Placu Czerwonym i procesie jej uczestników: jak najmniej osobistych emocji, jak najwięcej dokumentów i relacji świadków. I to właśnie sprawia, że czytamy "Dwunastą w południe" z dreszczem przejęcia, niby powieść, która bez reszty nas angażuje. Wchodzimy w tamten świat, w którym gest odwagi kosztował tak wiele, z podziwem dla tych, którzy mimo wszystko potrafili się nań zdobyć.

***

Najpierw mamy konfrontację głosów z napadniętej Czechosłowacji - i publikacji prasy sowieckiej. Inwazję jednomyślnie popierają: załoga moskiewskiej Fabryki Samochodów; Poeta Ludowy Łotewskiej SRS Ian Sudrabkaln; pracownicy Wileńskiej Fabryki Aparatury Paliwowej; rektor Politechniki Dalekowschodniej; naftowcy z Tatarii...

Część pierwsza zawiera relacje z Placu Czerwonego - w tym Gorbaniewskiej, a także Tatiany Bajewej, ósmej uczestniczki demonstracji, która potem powiedziała śledczym, że przy Miejscu Poczesnym znalazła się przypadkiem. Część druga dotyczy przesłuchań na komisariacie i dalszego śledztwa, jest tu także list Gorbaniewskiej z informacją o demonstracji, wysłany 28 sierpnia do redakcji "Rudego Prava" i kilku dzienników zachodnich. Część trzecia, najobszerniejsza, obejmuje materiały z trzydniowego procesu i rozprawy kasacyjnej, a także świadectwa tych, którzy bezskutecznie próbowali obserwować przewód sądowy. Bohaterem części czwartej jest Wiktor Fajnberg, skatowany podczas zatrzymania, a potem umieszczony w więziennym szpitalu psychiatrycznym; komentarzem do jego losu (a także, o czym Gorbaniewska jeszcze nie wiedziała, przyszłego losu jej samej) są dokumenty poświęcone represyjnej roli sowieckiej psychiatrii.

Część trzecia słusznie nosi tytuł "Farsa sądowa". Szczegółowy zapis przebiegu procesu daje bowiem obraz schizofreniczny: z jednej strony mamy jawną rozprawę, role procesowe rozdzielone pomiędzy prokuratora, sędziego i obrońców, szereg świadków. Z drugiej - na salę wpuszcza się tylko wybranych, przyjaciele oskarżonych zgromadzeni pod gmachem sądu są przedmiotem prowokacji ze strony rzekomych "przedstawicieli ludu pracującego", większość świadków jest "ustawiona", a spośród wspomnianych trzech podmiotów procesu uczciwie swoją rolę wypełniają jedynie adwokaci - piękne sylwetki Sofii Kallistratowej i Diny Kamińskiej! - tyle że ich wnioski są z reguły przez sąd oddalane. No i absurdalne jest samo oskarżenie...

Tym większe wrażenie wywierają wypowiedzi podsądnych. Larysa Bogoraz - wówczas żona Julija Daniela, skazanego wcześniej wraz z Andriejem Siniawskim - odmawia przytoczenia treści transparentu, który trzymała podczas demonstracji, a na pytanie sędziny, dlaczego to robi, odpowiada: "Nie ma znaczenia, który z transparentów trzymałam... Nie uchylam się od odpowiedzialności za żaden z transparentów", po czym podaje treść wszystkich. A w ostatnim słowie mówi: "Stanęłam w obliczu wyboru: protestować lub milczeć. Dla mnie milczenie oznaczałoby aprobatę działań, z którymi się nie zgadzam... Nie wystarczyło mi wiedzieć, że nie ma mojego głosu »za« - dla mnie ważne było, że nie będzie mojego głosu »przeciw«".

21-letni Wadim Delaunay, który zdecydował się przyjść na Plac, mimo że ciążył już na nim wyrok w zawieszeniu za podobne "przestępstwo", tłumaczy: "Działałem w głębokim przekonaniu o własnej słuszności... Rozumiałem, że za pięć minut wolności na Placu Czerwonym mogę zapłacić latami pozbawienia tej wolności". Paweł Litwinow stwierdza dobitnie: "Dla mnie pytanie - pójść czy nie pójść - nie istniało". A Władimir Dremluga dodaje: "Cieszę się, że znaleźli się ludzie, którzy wraz ze mną wyrazili protest. Gdyby ich nie było, poszedłbym na Plac Czerwony sam".

***

Rano tamtej sierpniowej niedzieli Natalia Gorbaniewska wykonała dwa transparenty. Na jednym napisała "At' žije svobodné a nezávislé československo!". Na drugim umieściła - po rosyjsku - swoje ulubione hasło "Za wolność waszą i naszą!". Wybrała to "hasło polskich powstańców, którzy walczyli o wyzwolenie swojej ojczyzny, i polskich emigrantów, ginących na całym świecie w imię wolności innych narodów", bo, jak tłumaczy, "dla mnie, od wielu lat zakochanej w Polsce, przez te dni szczególnie nie do zniesienia było to, że razem z naszymi wojskami na terytorium Czechosłowacji weszli także żołnierze Wojska Polskiego".

Czytając tę poruszającą książkę, warto więc pamiętać o Polakach, którzy zdobyli się w kraju na protest. O Jerzym Andrzejewskim i Zygmuncie Mycielskim, o anonimowych autorach ulotek i napisów na murach. I o Ryszardzie Siwcu, który nie mogąc się pogodzić z udziałem Polaków w inwazji, złożył ofiarę z własnego życia. (Oficyna Wydawnicza Atut, Wrocław 2006, ss. 344 + fotografie. Z oryginału rosyjskiego przełożyli Anna Tyszkowska i Tadeusz Gosk. Słowo wstępne - Jarosław Broda. Wprowadzenie "O Natalii Gorbaniewskiej i jej książce" - Wiktor Woroszylski.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2006