Pejzaż nie byle jaki

Stefan Kuryłowicz /fot. M. Czechowicz

12.05.2007

Czyta się kilka minut

Krzysztof Mielnicki: - Czym jest piękno dla Pana Profesora - nie tylko w architekturze?

Stefan Kuryłowicz: - W najprostszym rozumieniu piękno kojarzy mi się ze spokojem. Oznacza harmonię, brak kontrastów, dramatów. Dotyczy to zarówno naszego codziennego życia, które jest piękne, jeśli jest spokojne, jak i odbioru przestrzeni: jeśli jest spokojna, uporządkowana, zharmonizowana, zorganizowana w oparciu o czytelne kryteria, bądź instynktownie odczytywane reguły, to również staje się piękna.

Złoty podział

- Przed wiekami mówiąc o pięknie, odwoływano się do proporcji kształtów, harmonii barw, dźwięków, a nawet liczb na czele ze "złotym podziałem", wykorzystywanym m.in. w estetycznych koncepcjach architektonicznych. Dzisiaj przyjmujemy, że wzory piękna nie są stałe, ale zależne od kręgów kulturowych oraz okresów, w których powstawały. Dlaczego odrzucamy dawne zasady estetyczne?

- Geometria i wynikające z niej zasady obowiązywały do wieku XVII. Następnie systematycznie od nich odchodzono, rozszerzając jednocześnie zakres pojęć stosowanych przy ocenie dzieł sztuki. Samo piękno jest jedynie jedną z wartości estetycznych. Zadaniem sztuki jest dążenie do wartości, te zaś stale ulegają przemianom. Pojawiły się pojęcia, których nie stosowano uprzednio: idea, przekaz, znaczenie. Nasze rozumienie pojęcia idei jako czynnika świadczącego o działalności twórczej ma swe korzenie w sposobie myślenia starożytnego, jednak pojęcia takie jak "przekaz" i "znaczenie" są nowe, a przenoszone przez architekturę, uwzględniają komplet czynników, które współcześnie umożliwiają jej powstanie.

Jeżeli w starożytności można było bronić tezy, iż "...każde dzieło wytworzone przez artystę istnieje istnieniem materiału, z którego zostało wykonane" (P. Jaroszyński, "Metafizyka i sztuka"), to w odniesieniu do współczesnej twórczości architektonicznej znacznie bliższe jest stwierdzenie Johna Ruskina, że "budynek nie powinien tylko dobrze wyglądać, ale też dobrze mówić" i że "..nie ma architektury od znaczeń wolnej".

Nie oznacza to, iż kwestie geometrii, harmonii, proporcji, w tym "złotego podziału" nie mają zastosowania. Odwołując się do własnego doświadczenia, mogę powiedzieć, że w przypadku powstałego około 20 lat temu kościoła Franciszkanów przy ul. Modzelewskiego w Warszawie kształt jego bryły i proporcje poszczególnych elementów budowane były właśnie w oparciu o zasadę "złotego podziału". Klasyczne reguły można zatem stosować nadal.

- Jednak współczesny świat zdaje się zapominać o nich.

- Coraz częściej strony w powstawaniu architektury najważniejsze, jakimi są architekt i klient, mają znacząco inną hierarchię ważności problemów. Jeżeli dla architekta-twórcy rola piękna jest najważniejsza, to badania statystyczne wykazały, że wartości estetyczne są dopiero na 10 pozycji na liście kryteriów, jakimi kierują się klienci, dokonując wyboru architekta, i jest nim zainteresowany jedynie co piąty z nich. Nie zmienia to faktu, że najbardziej wartościowe budynki powstają we współpracy z wymagającymi i mającymi własną wizję projektu klientami. Mamy obecnie wielką różnorodność środków, z których możemy kształtować przestrzeń. Dostępny jest niemal każdy materiał, dysponujemy prawie nieograniczonymi możliwościami technicznymi. Jednocześnie wielokrotnie najwyżej oceniane są realizacje, których twórcy potrafią narzucić sobie umiar i dyscyplinę w doborze środków wyrazu.

- Czy piękno w każdym przypadku da się połączyć z konkretną funkcją, przyporządkowaną danemu dziełu architektonicznemu?

- Zdecydowanie tak. Piękno i harmonia, są cechami niezależnymi od przeznaczenia obiektu, jego wielkości i znaczenia. Obowiązkiem twórcy jest dążenie do tego, aby cechy te można było przypisać każdemu z jego dzieł. Jednak architektura ma zadanie znacznie szersze niż kreowanie piękna. Ma funkcje społeczne, socjalne, jak i czysto użytkowe. Niesie w sobie ponadto pojęcie odpowiedzialności. Ponosimy tę odpowiedzialność przed społeczeństwem, indywidualnymi użytkownikami tworzonych przez nas obiektów i przestrzeni publicznych, wreszcie przed zleceniodawcą, który powierza nam projekt. Ich oczekiwania, a tym samym ocena efektów naszej działalności, są często rozbieżne zarówno w kategoriach estetycznych, jak i etycznych. Wrażliwość, umiejętność wsłuchania się w nie zawsze jasno formułowane oczekiwania, a czasem umiejętność znalezienia kompromisu, minimalizującego negatywne, "nieetyczne", w rozumieniu użytkowników architektury, efekty naszej działalności są wpisane w ten zawód i często są najtrudniejszą jego częścią.

Coś więcej

- Dawna sztuka wznoszenia budowli odpowiedziała na zapotrzebowanie społeczne, kreując piękno estetyczne i duchowe, czego wyrazem jest artystyczna i religijna wielkość licznych dzieł stworzonych przez architekturę. Jak, w tym kontekście, postrzega Pan Profesor obecną rolę oraz powinności twórcze i społeczne architektów?

- Tak postawione pytanie zawęża płaszczyznę dyskusji do budowli sakralnych, szczególnie tych, w których udało się ich twórcom stworzyć tło do refleksji religijnej i skupienia duchowego. Współcześnie, poszukując sacrum, za nadrzędne uważamy logikę przestrzeni i spokój, który pozwoli na niezakłócony kontakt z Bogiem. Jednocześnie środki używane w architekturze, takie jak światło, proporcje, relacje z otoczeniem, pozostają na dobrą sprawę od lat niezmienne i dotyczą budynków o krańcowo różnym charakterze, w tym także komercyjnych.

Zakres współczesnej praktyki architektonicznej, dostępność materiałów i elementów, skala i ilość realizowanych kubatur oraz powodowana naszą mobilnością intensywność kontaktów z otoczeniem powodują, iż zanika podział na architekturę, która w przeszłości z definicji była nośnikiem znaczeń i idei - jak kościoły, pałace, muzea. Większość projektowanych współcześnie budynków to obiekty komercyjne, służące na co dzień nam wszystkim. Poprzez swą ilość i zagęszczenie decydują o jakości i charakterze naszego otoczenia, architektury, z którą się stykamy, i za której jakość jesteśmy odpowiedzialni. Wierzę, że w architekturze prawdziwe zadanie zaczyna się z chwilą, gdy spełnione są wymagania funkcjonalne i techniczne, a w tworzone dzieło trzeba tchnąć coś więcej. Czasem wbrew woli, czy bez świadomości klienta-zleceniodawcy.

- Jak budować świątynie dzisiaj, w świecie laicyzującym się, a jednocześnie na różne, nieortodoksyjne sposoby poszukującym metafizyki?

- Odpowiadając na to pytanie, posłużę się spostrzeżeniami wyniesionymi z obserwacji działań i dyskusji grupy roboczej UIA, "Miejsca Duchowe", prowadzonej przez prof. Ewę Kuryłowicz. Współczesna duchowość nie ma tylko religijnego charakteru, lecz jest związana z miejscami budzącymi emocje podobne do wzniosłości, która była wspólnym mianownikiem większości przestrzeni sakralnych w przeszłości. Tej wzniosłości można doświadczyć obecnie tak w miejscach kultu, jak i w świeckich miejscach pamięci. Sakralność coraz częściej uzyskiwana jest bez obowiązkowej w przeszłości, w obiektach sakralnych, monumentalności. Przykłady realizacji współczesnych wskazują, iż w większym stopniu udaje się to osiągnąć w świątyniach protestanckich. Ze świątyń rzymskokatolickich, do najbardziej udanych, w mojej opinii, należałoby zaliczyć niewielki kościół Notre Dame de Pentecote w dzielnicy La Defense w Paryżu, czy kościół parafialny Englise Notre Dame de'l Arche d'Alliance, a z realizacji polskich, kościoły projektowane przez Stanisława Niemczyka. To ważne, że Kościół jako instytucja nadal jest mecenasem sztuki. Należy dołożyć do tego, aby stało się zasadą, iż treści sakralne mogły być wyrażane jedynie poprzez dzieła natchnionych twórców.

- Dzisiaj architekci głoszą w swoich dziełach zwykle potęgę jakiejś korporacji.

- Architektura - budownictwo o charakterze świeckim stanowiło także w przeszłości znaczącą część substancji ówczesnych miast. Miała ona bardzo zróżnicowany, często dość "podły" charakter. Przetrwały głównie najtrwalsze oraz najbardziej wartościowe zespoły i ich fragmenty. Wiele z nich poddanych zostało znaczącej przebudowie w wieku XIX i pierwszej połowie XX. W podobnym stopniu mitologizujemy rolę naszego zawodu w przeszłości. W czasach budowy katedr gotyckich, architektura nie była przedmiotem studiów akademickich, a pozycja społeczna architekta była relatywnie niska. Rysunki i modele przygotowywano przede wszystkim po to, aby zaprezentować je fundatorowi - inwestorowi kościoła czy pałacu i uzyskać jego akceptację. "Murator", nazywany czasem "mistrzem dzieła", pracował bezpośrednio na budowie, często na dniówkę. Ta zaś bywała niższa od dniówki wykwalifikowanego kamieniarza. Ludwik XIV - "król Słońce" przyjmował swoich architektów budowniczych podczas powrotu ze spaceru, na schodach pałacu, w jednej grupie z bastardami. Nie świadczyło to o wysokiej pozycji zawodu.

Współcześnie nasza pozycja jest zróżnicowana. Niemniej, najwybitniejsze dzieła uzyskują znaczenie niegdysiejszych katedr, są przedmiotem dumy miast, w których powstały i traktowane są jako element promocji, a ich twórcy uzyskują status osób publicznych.

- Od czego zależy to zróżnicowanie pozycji architekta i na czym polega?

- Najprościej byłoby odpowiedzieć, iż od wielkości danego mu przez Boga talentu. Nie jest to jednak prawdą. Czynników różnicujących naszą pozycję jest znacznie więcej i zaliczają się do nich tak warunki ekonomiczne, w jakich przychodzi nam tworzyć, jak i stale wzrastający stopień skomplikowania powierzanych nam do projektowania obiektów. 85 proc. z nas tworzy biura jedna lub kilkuosobowe, niemniej największe i najbardziej prestiżowe budowle z reguły zlecane są interdyscyplinarnym strukturom zatrudniającym kilkadziesiąt i więcej osób. Przyjmując, iż pozycję architekta określa wartość tworzonych przez niego przestrzeni, o jej jakości zaś decyduje podejście do zagadnień takich jak "idea', "znaczenie' i "wyraz" tworzonej architektury, pozycję tę można próbować określić, posiłkując się stwierdzeniem Ludwiga Wittgensteina: "Różnica pomiędzy dobrym i złym architektem polega na tym, że każdy ulega pokusie, ale ten właściwy jej nie ulega".

Ikony

- Współcześnie wzniesione obiekty, jak np. Muzeum Guggenheima w Bilbao, Centrum Pompidou w Paryżu, Dom Sztuki w Grazu, a także kilka całościowych założeń przestrzennych jak paryskie La Defense czy stolica Brazylii Brasilia, stały się ikonami architektury, kultury.

- Tak. Są celem turystycznych "pielgrzymek", narzędziem promocji, czasem kontrowersji. Co ważne, są zawsze dowodem odwagi i wyobraźni tych, którzy zadecydowali o ich budowie. Czasem ryzykując, jak przy decyzjach o kształcie dzielnicy La Defense w Paryżu, której charakter określiła dopiero budowa La Grande Arche, projektu Johana von Spreckelsena. Jest tam też piękny, niewielki, bardzo współczesny budynek kościoła pod wezwaniem Notre Dame de la Pentecote, projektu Franka Hammontene. Ma skromną fasadę wykonaną z tafli szkła, w których wytrawiono znak krzyża. W tym miejscu, mimo ogromnej skali i chaosu sąsiedniej zabudowy, człowiek uspokaja się i wycisza. Ogromna szkoda, że budynek kościoła o podobnym charakterze nie ma szans na akceptację w Polsce.

- Jakie wartości kryją w sobie te ikony, co uzewnętrzniają; odwagę artystyczną, siłę technologii, wiarę w przyszłość?

- Na pewno odwagę i wiarę w przyszłość. Tak twórców, jak i "fundatorów" - inwestorów i lokalnych społeczeństw. Zastosowane materiały i środki techniczne są po prostu pochodną wiedzy oraz przekonania właściwego ludziom światłym, że postęp i zmiany technologiczne są procesem naturalnym.

- Współczesna architektura, w przeciwieństwie do dawnej, dosyć szybko starzeje się, traci walor nowości. Czy jest to zjawisko powszechne, groźne? Jak w tym kontekście sytuuje Pan Profesor dominujące trendy architektury współczesnej - minimalizm, postmodernizm?

- Czas obecnie płynie znacznie szybciej, świat zaś dzięki nowym środkom komunikacji jest coraz mniejszy. Kiedy zacząłem zajmować się architekturą, od roku 1972, pojawił się nurt określany jako "high tech" zapoczątkowany budową centrum Pompidou autorstwa znakomitego duetu Renzo Piano i Richarda Rogera. W okresie późniejszym: Centrum Pompidou musiało zostać poddane gruntownej modernizacji i przebudowie; pojawił się (w twórczości niektórych z nas) i szczęśliwie zaniknął nurt określany jako postmodernizm, którego czołowe realizacje obecnie śmieszą; zmarł Jacques Derrida, twórca systemu filozofii dekonstruktywistycznej, a tytani bazującego na jej elementach awangardowego nurtu architektury mają lat około 60. To wszystko wydarzyło się w okresie trzydziestu lat. W przeszłości do takich przemian potrzebne byłyby stulecia. W niczym nie umniejsza to wartości oraz celowości poszukiwań nowych teorii i kierunków. Minimalizm zaś w architekturze był obecny od zawsze. W przeszłości przykładami architektury "minimalistycznej" były klasztory cystersów. Obecnie można do niej zaliczyć osiągnięcia całej plejady twórców zaliczanych do najwybitniejszych europejskich, amerykańskich, japońskich, jak Kengo Kuma, Tadao Ando czy Herzog & de'Meuron i wielu innych.

- W Polsce nie mamy współczesnych ikon architektury. Są u nas jednak istotne obiekty historyczne. Które z nich ze względu na artyzm, związek z tradycją, z duchowością naszego narodu, powinniśmy cenić najbardziej i czy z tej architektury czerpiemy naukę, inspirację?

- Mamy "ikony" w naszej skali, na miarę naszych możliwości i aspiracji zamawiających. Te zaś jeszcze długo będą odstawały od średniej w krajach o mniej zagmatwanej historii i braku przerw w gospodarce rynkowej. Większość z architektów tworzących w Polsce dorastała, była wychowywana i kształcona w oparciu o wzorce ze swego bezpośredniego otoczenia i w codziennym z nimi kontakcie. Tworzy więc w sposób naturalny, często podświadomie odnosząc się do nich. Nie sposób natomiast wskazać jednego, najbliższego naszej tradycji i duchowości wzorca. Jest to niemożliwe i chyba niepotrzebne, chociażby z racji naszej skomplikowanej historii i różnorodności wzorców.

- Jakie były przyczyny degradacji przestrzeni publicznej, która dokonała się w PRL? Zawiniła powojenna bieda, poddana ideologicznej presji estetyka, bojaźliwi, mało kreatywni architekci i urbaniści, a może my wszyscy wraz z naszą niewiedzą i destrukcyjnym indywidualizmem?

- Struktura przestrzenna naszego kraju była niszczona przez długie lata i to nie tylko w PRL. Przyczyniły się do tego powstania, wojny, jak też późniejsza marginalizacja najbardziej wartościowych, wykształconych grup społecznych. Dla twórcy podstawową kwestią jest istnienie tych, którzy chcą i mogą odbierać jego sztukę. Brak odbiorcy, brak wysokich oczekiwań wobec sztuki działa zawsze destrukcyjnie.

Swojsko i nijako

- Jaką Polskę dostrzega Pan Profesor przez pryzmat naszej współczesnej architektury?

- Marzę o porządku harmonii i pięknie, widzę zaś chaos, z elementami architektury o zauważalnej, czasem trwałej wartości. Nawet w warunkach najbardziej sprzyjających na powstanie spójnych zespołów urbanistycznych potrzeba czasu. W pierwszym rzędzie potrzebny jest porządek, budowany konsekwentnie, przez lata, w każdej skali. Piękno przyjdzie z czasem. W skali kraju nie sposób go zaplanować czy zadekretować. Potrzebny jest czas, a przede wszystkim powszechna potrzeba porządku i brak przyzwolenia na "bylejakość".

Jednak dziś najlepiej widoczne jest zaniedbanie, bałagan i "bylejakość". Nie wynikają z braku pieniędzy… Problem tkwi w tym, iż stan ten nikomu nie przeszkadza. Większość z nas czuje się w takim otoczeniu dobrze i swojsko.

- Architekci i urbaniści mogą teraz działać w sposób wolny. Dlaczego zatem w Polsce nadal króluje chaos przestrzenny, a nasze jedyne całościowe rozwiązania urbanistyczne to socrealizm uwieczniony w Nowej Hucie i na warszawskim MDM?

- Najbardziej znaczące założenia urbanistyczne powstawały zawsze na zamówienie silnej, światłej i ambitnej władzy lub dobrze zarządzanych i bogatych społeczności. Paryż został przebudowany w okresie silnej władzy królewskiej. Przekształcenia Berlina w latach 90., to rezultat decyzji politycznych, wspartych zaangażowaniem ogromnych środków finansowych. U nas nie jest spełniony żaden z tych warunków. Nakłada się na to ponadto słabość polskiej urbanistyki i planowania przestrzennego. Na znaczące założenia przestrzenne przyjdzie nam zatem jeszcze poczekać.

- Dyskutując na temat zabudowy wokół Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, powiedziano, że jeśli już nie możemy się porozumieć w sprawie kształtu centrum stolicy, jeśli nie wiemy, co zbudować, to zróbmy coś "pod turystów", w podtekście - gorszego, kiczowatego.

- Turysta mając możliwość obejrzenia autentycznych, wartościowych, historycznych obiektów w Europie, nie będzie przyjeżdżał, aby podziwiać warszawskie makiety. Mamy takie w Elblągu, w rejonie gdańskiej starówki - wyglądają śmiesznie. Dla stworzenia wizji zabudowy centrum Warszawy, nie jest potrzebne "porozumienie", lecz wyobraźnia twórców i odwaga decydentów do akceptacji ich propozycji. Odważni, gotowi podjąć ryzyko inwestorzy - potencjalni "fundatorzy" dzieła znajdą się. Należy dać im szansę.

- Niemieccy architekci przekształcają centrum Berlina w przestrzeń przyjazną ludziom. Na Potsdamer Platz przychodzą tłumy. W Warszawie stawia się zaś pojedyncze wysokościowce, nie ma placów, serca miast, nie ma w tej odhumanizowanej przestrzeni miejsca dla jednostki.

- Niemcy usunąwszy mur, zaczęli poszukiwać koncepcji połączenia dwóch rozdartych przez kilkadziesiąt lat części miasta. Wciągnęli do dyskusji specjalistów z całego świata. Zorganizowali szereg otwartych międzynarodowych konkursów. Powstał plan przekształcenia całego Berlina, w którym ujęto rozwiązania komunikacyjne, infrastrukturę, lokalizacje poszczególnych dużych zespołów kubaturowych i ważnych przestrzeni publicznych. Zbudowano makietę całego miasta, pokazano ją publicznie, dając każdemu możliwość jej obejrzenia i oceny. Dopiero potem przystąpiono do konsekwentnej realizacji, czyniąc z odtworzenia stołecznego charakteru Berlina przedmiot ambicji i dumy każdego Niemca i berlińczyka. Obowiązująca w Polsce ustawa o planowaniu przestrzennym, w połączeniu ze złymi nawykami planistów oraz "genetycznym" brakiem umiejętności osiągania porozumienia i umiejętności docenienia pomysłów innych niż własne, nie dają nam szansy na przebudowę śródmieścia Warszawy w sposób porównywalny ze stolicą Niemiec.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2007