Partner sparingowy

Wojciech Skalmowski

---ramka 504977|prawo|1---JAN STRZAŁKA: - Pierwszy list do Sławomira Mrożka napisał Pan w 1970 r., ostatni w 2003. Z jakimi uczuciami czyta Pan dziś swoje listy, np. sprzed trzydziestu lat?

WOJCIECH SKALMOWSKI: - Mając wrażenie, jak gdyby pisał je ktoś całkiem inny, choć z drugiej strony Mrożek powiedział kiedyś - z czym się zgadzam - że naprawdę istnieje tylko przeszłość; czytając więc owe listy czułem, jakby przestały już być moją własnością, ale zarazem istnieją one jako dowód tego, co jest ponad wszelką wątpliwość.

- Co w tej korespondencji opiera się czasowi, co pozostaje Pana nieprzemijającą własnością?

- Trudno mi odpowiedzieć, ale sądzę, że nasze rozważania o Polsce czy zachodniej cywilizacji; reszta zaś to co najwyżej ,,zapis fonograficzny" naszych ówczesnych przeżyć. Sławek jest umysłowością niepospolitą, każdy jego list był dla mnie intelektualną rewelacją. Nie mam ambicji literackich, listy do Mrożka traktowałem zatem jako pretekst, by go ,,szturchnąć" i zmusić do refleksji o literaturze czy kulturze, toteż czułem się jak skromny partner sparingowy Sławka. Trzymając się sportowych porównań - jego piłki okazywały się zawsze celne, szkoda więc, gdyby nasza korespondencja nigdy nie ujrzała światła dziennego lub została opublikowana za pięćdziesiąt lat, bo kogo wówczas zainteresuje?

Przez te wszystkie lata Mrożek odpowiadał mi na każdy list, co jest rzadką wśród Polaków cnotą. Nasza przyjaźń zrodziła się w USA. Wcześniej znaliśmy się przelotnie, ale spotykając go w Krakowie nawet mu się nie kłaniałem, bo Sławek jest krótkowidzem, nie byłem więc pewny, czy rozpoznałby człowieka, z którym przez moment studiował na UJ. Nie chciałem stwarzać wrażenia, że pragnę się wkraść w łaski człowieka już wówczas otoczonego nimbem wielkości. Czytywałem jego wczesne rzeczy, szczególnie jednoaktówki, ale jego wielkość doceniłem dopiero po ,,Tangu", zrozumiawszy, że to jeden z ciekawszych Polaków, umysł na wskroś racjonalny. Mrożek doprowadza do ostateczności kwestie, których nie dostrzegają ludzie obdarzeni mniejszą dozą racjonalizmu. Z owego poczucia rodzą się nawet jego słynne bon moty, choćby ten bodajże z jednoaktówki ,,Na pełnym morzu": gdzie jest prawdziwa wolność? Tam, gdzie nie ma zwykłej wolności...

Wracając do korespondencji - listy Mrożka podarowałem Bibliotece Narodowej, gwarantując sobie, że można je opublikować, gdy obaj będziemy już "out", choć nie zamierzałem się sprzeciwiać, gdyby Sławek zechciał opublikować je za naszego życia.

- To spore ryzyko, bo w korespondencji Panowie się odsłaniają, piszą o ludziach wciąż obecnych w naszym życiu...

- To budziło moje wątpliwości, czy wydawać, czy jeszcze poczekać, niemniej doszedłem do wniosku, że w tej korespondencji nie ma nic, co kompromituje mnie lub Sławka, ani też niczego, co obraża innych ludzi.

- Nie brak jednak sądów ostrych, jak choćby Pańskie opinie o twórczości Iwaszkiewicza, o którym pisał Pan także w "Kulturze"...

- Czego dziś żałuję i nie jestem dumny z tej aroganckiej napaści. Pamiętam, jak ten tekst skomentował mój ojciec, gdy przeczytał go odwiedziwszy mnie w Brukseli: wyobrażasz sobie, jaką przykrość sprawiłeś temu człowiekowi? Ojciec był prawdziwym dżentelmenem, ja zaś co najwyżej jestem dżentelmenem platonicznym, bo choć co do Iwaszkiewicza miałem nieco racji, bowiem na tle literatury zachodniej jego konwencja artystyczna wydawała się już wtedy mocno anachroniczna, ale swoje sądy wypowiedziałem zbyt brutalnie.

- W Pana listach do Mrożka uwagę zwraca szczery opis emigranckiej samotności...

- Emigracja - jak to kiedyś napisałem - jest rodzajem amputacji różnych organów wewnętrznych. Moje listy były zatem często głosem człowieka obłożnie chorego i przykutego do szpitalnego łóżka. Jestem emigrantem od 1968 r., wieści o wydarzeniach marcowych doszły do mnie, gdy byłem na stypendium w Teheranie. Pomyślałem wówczas naiwnie, że gdybym wrócił do Polski, znaczyłoby to, iż podpisuję się pod poczynaniami Gomułki. Wybrałem emigrację, czego nieraz miałem pożałować, bo chleb emigranta - choć brzmi to patetycznie - jest gorzki, szczególnie chleb duchowy. Tę gorycz czuć w moich listach, szczególnie w pierwszych latach brukselskich, mniej natomiast czuć ją w listach Sławka, bo jest on bardziej ode mnie autonomiczny, ja zaś potrzebuję wokół siebie ludzi bliskich. Po '89 r. bywałem w Polsce, czując się w niej jednak obcym. Nigdy też nie powróciłbym do Polski na stałe, tak jak to uczynił Sławek, co było słuszną decyzją, która nie zagroziła jego autonomii, bo umie on bronić się przed naporem rzeczywistości i zachować dystans wobec świata. Gdybym poszedł w jego ślady, w istocie nie wróciłbym wcale, ale wybrał nową emigrację, na co nie mam już sił. Pozostaję więc w Brukseli, bo po latach spędzonych poza krajem nie byłbym zdolny uczestniczyć w naszych entuzjazmach ani w swarach i kłótniach, zwłaszcza tych najnowszych...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2007