Pani Prezydent?

Przez pierwszą kadencję prezydent myśli, jak zostać na drugą. A podczas drugiej może zająć się tym, co po nim zostanie. To amerykańskie spostrzeżenie spróbujmy dopasować do Polski. Co zostanie po prezydencie Kwaśniewskim, kiedy w 2005 r. opuści stanowisko? Jolanta Kwaśniewska, jako kolejny prezydent III RP?.

28.09.2003

Czyta się kilka minut

Nie będzie nieszczęścia, jeśli pani Kwaśniewska wystartuje, ani gdy wygra. Mogłaby nawet nieźle sprawić się z rolą prezydenta, której teraz przygląda się z bliska. Ale nie wydaje się, aby był to najlepszy pomysł dla państwa polskiego i państwa Kwaśniewskich.

W sondażu przeprowadzonym na zamówienie “Polityki" Jolanta Kwaśniewska zdobyła 34 proc. poparcia jako ewentualny następny prezydent RP. Zawodowi politycy natomiast uzyskiwali od 8 procent do zera. Nie mówi to wiele o tym, jak Polacy głosowaliby w prawdziwych wyborach. W sondażu wyrazili sympatię dla żony prezydenta i, pośrednio, uznanie dla jego prezydentury. Prezydent stał się zresztą na tyle popularny, że spekulowano nawet jakiś czas na temat zmiany Konstytucji, aby mógł kandydować na trzecią kadencję.

Aleksander Kwaśniewski odciął się od tego. I słusznie. Projekt nie zebrałby konstytucyjnej większości, a poza tym - w szanujących się państwach nie robi się takich rzeczy. To psuje opinię nawet Zimbabwe, Białorusi i azjatyckim republikom posowieckim. Zachwytu nie budzi też np. gimnastyka prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy, który chce przed odejściem istotne kompetencje swego urzędu przekazać premierowi, aby następnie ubiegać się o to stanowisko i takim sposobem zachować władzę w państwie. Do podobnych zabiegów zalicza się sukcesję w rodzinie: prezydent Assad i północno-koreański wódz Kim Ir Sen, którzy przekazali władzę synom; czy schorowany prezydent Alijew, lansujący syna na premiera Azerbejdżanu, by z tego stanowiska mógł startować do prezydentury.

Co innego dynastyczna monarchia, konstytucyjna lub nie, a co innego republika, w której funkcja lidera państwa z definicji nie jest jego własnością, lecz ma być każdorazowo powierzana przez suwerenny naród. Nawet gdy zostanie zachowana przy tych manewrach demokratyczna procedura, pozostają podejrzenia o manipulację. Nie jest to wyrazem szacunku dla demokracji. A przecież w Polsce, gdzie prezydent ma niewiele władzy - a jest głową i niejako symbolem państwa, do tego wybieranym bezpośrednio przez naród - znaczenia nabiera nieposzlakowany sposób pełnienia tej roli. Zaś styl, w jakim się stanowisko opuszcza, jest ważniejszy i dłużej pamiętany niźli jego objęcie. Rację ma Leszek Miller, mówiący, że ważne jest, jak mężczyzna kończy. Zaś w przypadku polityka płeć powinna być obojętna.

Przykład Ameryki nie ma tutaj zastosowania. Zanim George Bush junior został prezydentem, jego ojciec po pierwszej kadencji przegrał wybory z Billem Clintonem i synowi, który był autentycznym politykiem, gubernatorem Teksasu, raczej nie pomagała magia nazwiska. Hillary Clinton to samodzielny polityk, senator i jeśli stanie do ciężkiej walki o prezydenturę, to nie jako żona eks-prezydenta, lecz raczej na przekór niemu. To, że wielu polskich wyborców byłoby skłonnych głosować na jakąś osobę tylko dlatego, że to dobra żona i matka, sympatyczna, ładna i elegancka, nie powinno zwalniać kandydata jak i decydentów politycznych od elementarnego szacunku dla urzędu prezydenta i państwa. A szacunek wymaga, aby to stanowisko obejmował polityk sprawdzony na urzędach publicznych, z dorobkiem, wyrobionymi i znanymi poglądami na gospodarkę i politykę zagraniczną. Polski prezydent, nawet jeśli ma ograniczone kompetencje, musi mieć własne zdanie, choćby w sprawie ustaw, które podpisuje, wetuje bądź odsyła do Trybunału Konstytucyjnego. Bycie wielkim jałmużnikiem to mało. W tym przypadku akurat wie lewica, co czyni prawica, a osoba dająca “już bierze nagrodę swoją".

Prezydent z właściwą mu galanterią stwierdził, że uszanuje każdą decyzję żony. I nie bardzo mu wypadało co innego powiedzieć. Byłoby równie eleganckim posunięciem rodziny prezydenckiej, gdyby pierwsza dama oświadczyła, że nie zamierza kandydować, a zwolennikom dziękuje i prosi ich o poparcie swojej pożytecznej fundacji. Tego jednakże nie uczyniła. Jej postawę da się wyrazić w powiedzeniu: “chciałabym i boję się", a polityk formatu prezydenckiego nie powinien się krygować. Naród ma prawo wiedzieć, czego osoba na takim urzędzie chce, a czego nie chce, jako że przewidywalność jest ważną wartością na szczytach władzy.

Aleksander Kwaśniewski powiedział, że wyobraża sobie siebie jako byłego prezydenta, lecz nie bardzo jako małżonka pani prezydent. On wie, że diabeł tkwi w szczegółach. Będzie chodził pół kroku za żoną przed kompaniami honorowymi, a gdy żona będzie prowadzić rokowania, będzie korzystał z odrębnego programu razem z żonami prezydentów i królowymi? Męskie rozrywki z księciem małżonkiem brytyjskim i duńskim to co innego, lecz takich jest mało. A jeśli nawet eks-prezydent zaszyje się w kącie pałacu prezydenckiego czy leśniczówce, i tak panować będzie przekonanie, że steruje małżonką. Takie “życie po życiu". Nie są to może wielkie narodowe problemy, lecz nie bardzo licowałyby z godnością pierwszego urzędu Rzeczypospolitej.

Pokusa, jeśli się jej zdecydowanie nie odtrąci na początku, zaczyna żyć własnym życiem. Kuszony zaczyna się zastanawiać: a czemu by nie? Jeśli nie ja, to kto? Andrzej Lepper? Zaczyna się coraz przychylniej słuchać zainteresowanych pochlebców. A potem albo się przegrywa, albo wygrywa, ale niesmak, tak czy inaczej, zostaje.

Nie wiemy, kto będzie prezydentem, jeśli nim nie zostanie Jolanta Kwaśniewska. To, że zawodowi politycy są niepopularni, nie wyklucza, że któryś z nich, przy niskiej frekwencji, wygra wybory w drugiej turze, a jakość jego prezydentury będzie już zależała od niego. Prezydent Kwaśniewska tylko potwierdzi marną opinię o klasie politycznej, a w miarę dobry zawodowiec może ją nieco poprawić. Mało prawdopodobne, że będzie to Lepper, choć to polityk wyjątkowy i charakterystyczny. Jego zadeklarowani zwolennicy skorzystali z okazji, aby go poprzeć i dało mu to 8 proc. Rokita, Oleksy i inni nie mają tego rodzaju fanów. Ewentualni zwolennicy będą na nich głosować dopiero w prawdziwych wyborach.

No dobrze, ale co może zostać po prezydenturze Aleksandra Kwaśniewskiego? Miał niewątpliwie wielki wkład we wprowadzaniu Polski do NATO oraz UE. Jednak o dramatycznym wchodzeniu do Paktu mało kto myśli, a kiedy członkostwo w Unii stanie się codziennością, przestaniemy pamiętać o zasługach tych, którzy nas tam wprowadzali. Sprawność polityczna i sympatyczne obejście budują politykowi bieżące poparcie, wyznaczają pewien standard, lecz nie przekładają się na uznanie potomnych. Kto pamięta prezydenta Hoovera, premierów Wilsona czy Debré? By zasłużyć na pamięć potomnych, trzeba wygrać wojnę lub przeobrazić kraj. Franklin Delano Roosevelt zrobił jedno i drugie. Podobnie Charles de Gaulle i, na mniejszą skalę, Margaret Thatcher. Winston Churchill wygrał wojnę. Konrad Adenauer odwrócił skutki przegranej wojny i przeobraził kraj. Wszyscy ci przywódcy objawiali się w dramatycznych okolicznościach, dysponowali realną władzą i mieli osobowość, która pozwalała sprostać historycznemu wyzwaniu.

Aleksander Kwaśniewski nie miał szans na takie przywództwo. W Polsce jest jeszcze wiele do zrobienia, ale dramatyczny przewrót ustrojowy dokonał się nim został prezydentem. Zostaną z nim związani na zawsze: Wałęsa, Mazowiecki i Balcerowicz. A realnej władzy pozbawił się, w dużym stopniu, sam, jako przewodniczący sejmowej komisji konstytucyjnej, myśląc, że osłabia w ten sposób prezydenta Wałęsę. Kara za brak perspektywicznego myślenia była szybka. Później, po paru gafach na początku pierwszej kadencji, był - i jest - dobrym prezydentem, jak na czasy, w których sprawuje ten urząd.

I niechby już obraz jego prezydentury nie był mącony...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2003