Ofiary własnego sukcesu

Z PiS czy bez, prawdopodobieństwo, że zaraz po objęciu rządów PO zdoła zmienić podatki, jest bliskie zera. PO mogłaby zapewne wrócić do kwestii podatków za rok, gdy nie będzie prezydenta, który użyje weta.

ANDRZEJ BRZEZIECKI: - Czeka nas wkrótce polityczne trzęsienie ziemi: nowy parlament i rząd, nowy - po dziesięciu latach - prezydent i być może w nieodległym czasie referendum konstytucyjne. To dla naszej demokracji spore wyzwanie, a mimo to rynki finansowe są spokojne.

JANUSZ JANKOWIAK: - Trzęsienie ziemi? Bez przesady. Sytuacja trochę przypomina rok 2001. Wynik wyborów parlamentarnych jest stosunkowo łatwy do przewidzenia. Rokowania co do wyborów prezydenckich stają się też coraz bardziej jasne: Donald Tusk w roli stabilizatora na dwie kadencje wygląda obiecująco. Odpada nam więc sporo elementów niepewności i zaskoczenia. Co prawda nie wiemy jeszcze, która z obu szykujących się do rządów partii uzyska większość. Ale i tu nie ma szczególnych powodów do niepokoju. Na krótką metę dlatego, że ze znanym nam już i nieźle przyjętym projektem budżetu Gronickiego na rok 2006 niewiele da się zrobić; na dłuższą metę dlatego, że Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość zakreśliły swoje pola zainteresowań w gospodarce. Wiemy, że PiS interesują dwa istotne dla regulacji, ale peryferyjne z punktu widzenia polityki gospodarczej, resorty: Infrastruktura i Skarb Państwa. Reszta gospodarki, bez względu na ostateczny wynik wyborów, przypadnie przyjaznej rynkowi Platformie.

Można więc spodziewać się kontynuacji pozytywnych trendów na rynku finansowym. Innymi słowy: złoty mocny przed wyborami może być jeszcze mocniejszy, a ujednolicanie rynkowych stóp procentowych będzie sobie spokojnie postępować w tempie dyktowanym przez datę wejścia do strefy euro. Przyszli koalicjanci są więc już teraz ofiarami własnego sukcesu; im mocniejszy będzie rząd po wyborach - tym silniejszy będzie złoty i wyższe ceny obligacji. Przynajmniej do późnej wiosny 2006, kiedy inwestorzy zaczną się interesować projektem budżetu na rok 2007.

  • Podatkowe boje

- Niektóre sondaże mówią, że PO do samodzielnych rządów zabraknie raptem 20 posłów. Rynki pewnie wolałyby u sterów państwa samą Platformę?

- W pierwszym momencie wzbudziłoby to z pewnością entuzjazm. Wyparowałby nawet ten składnik ryzyka i niepewności, jaki wnosi ze sobą do koalicji PiS. Zaraz potem jednak okazałoby się, że - przynajmniej z początku - nie bardzo jest się z czego cieszyć. PO deklaruje, że natychmiast po wyborach dokona istotnych zmian w systemie podatkowym, które sprzyjać będą przedsiębiorczości i powstawaniu nowych miejsc pracy. Niestety, aby taka obietnica mogła być zrealizowana, pakiet zmian musiałby być gotowy do 30 listopada tego roku. To znaczy, do tego czasu musiałby przejść przez pełen proces legislacyjny: komisje sejmowe, Sejm, Senat, jeszcze raz Sejm, a na koniec zostałby jeszcze podpis obecnie urzędującego prezydenta. Dlaczego tuż przed ustąpieniem z urzędu prezydent Kwaśniewski miałby podpisać się pod propozycjami podatkowymi Platformy, skoro nie chciał się już zgodzić na znacznie mniej radykalne obniżki podatków proponowane przez Balcerowicza?

Moim zdaniem, z PiS czy bez, prawdopodobieństwo, że zaraz po objęciu rządów PO zdoła zmienić podatki, jest więc bliskie zera. PO mogłaby zapewne wrócić do kwestii podatków za rok, gdy nie będzie prezydenta, który użyje weta. Z tego punktu widzenia idealnym rozwiązaniem byłoby, gdyby PO wzięła wszystko, bo, prawdę mówiąc, Lech Kaczyński nie wygląda na większego od Aleksandra Kwaśniewskiego fana podatkowych pomysłów Platformy.

- Czy ten rok zwłoki to duża strata?

- Niekoniecznie. Spokojne przygotowanie reformy podatkowej na rok 2007 dałoby czas na docieranie się opinii koalicjantów w sprawie jej skutków, nie tylko budżetowych, ale też i społecznych.

- Hasło "3x15" brzmi efektownie, ale czy tak naprawdę ktoś policzył, co ono oznacza dla gospodarki?

- Otóż nie. Nikt tego nie policzył. Nikt tak naprawdę nie wie, co znaczy “3x15". Po to, by stwierdzić, jaka jest efektywna stawka opodatkowania w podatkach pośrednich, obecna opozycja musiałaby mieć dostęp do potężnego instrumentarium. Jest tylko jeden model makroekonomiczny w Polsce, przy którego pomocy można próbować oszacować skutki propozycji “3x15". To duży model równowagi ogólnej CGE, składający się z ok. 11 tys. równań. CGE jest bardzo skomplikowanym i mocno niestety jeszcze niedoskonałym narzędziem analitycznym, tworzonym we współpracy z Bankiem Światowym przez Ministerstwa Gospodarki, Finansów i Narodowy Bank Polski.

Według mojej wiedzy wyliczenie efektywnej stawki opodatkowania VAT na podstawie tego modelu jest trudne, o ile w ogóle możliwe. A to, co z niego wychodzi, nie wygląda dla PO szczególnie obiecująco. Efektywna stawka VAT, ze względu na częste przesunięcia w czasie rozliczeń tego podatku, okazuje się różna w różnych grupach artykułów. Co zaś najciekawsze i sprzeczne z obiegową opinią, jeśli chodzi o propozycję 15-procentowego VAT-u, to okazuje się, że w grupie artykułów żywnościowych, uwzględniającej również żywność przetworzoną, rzeczywista stawka opodatkowania jest zbliżona właśnie do 15 proc., natomiast w pozostałych grupach dóbr konsumpcyjnych okazuje się znacznie niższa.

- Czyli jedzenie znikające z lodówki w reklamówce PiS...

- ...to kompletna brednia. Propozycja PO, wbrew telewizyjnej wiedzy, nie zmieniłaby przeciętnych cen żywności, za to zasadniczo podniosłaby ceny pozostałych dóbr konsumpcyjnych. Czyli jedzenie w lodówce pozostanie, za to z samą lodówką może być już gorzej.

- PiS też proponuje obniżenie podatków, np. CIT.

- PiS twierdzi, że w roku 2006 zmiany w podatkach ograniczać się mają do ulg na dzieci w PIT. Ten pomysł dobrze zresztą oddaje istotę propozycji podatkowych tej partii: przez system podatkowy realizuje się politykę socjalną, promocję inwestycji i inne ważne rzeczy. Zamiast jednolitego, powszechnego systemu podatkowego o jak najszerszej bazie i jak najniższych stawkach proponuje się skomplikowane narzędzie realizacji różnych polityk rządu, zachęcając przy okazji do nadużyć i korupcji oraz wzmacniając - co logiczne - system kontroli i represji. Taka wańka-wstańka. To zdecydowany krok wstecz nawet w stosunku do tego, z czym mamy obecnie do czynienia.

- PiS ma jeszcze jedną propozycję: zniesienie "zupełnie idiotycznego" podatku od oszczędności w bankach.

- Każde rozwiązanie, które zachęciłoby Polaków do oszczędzania, należy poprzeć. Z całą pewnością ten podatek temu nie sprzyja. Ale podpisaliśmy już, a precyzyjniej: pan wicepremier Kołodko podpisał zobowiązanie objęcia podatkiem wszystkich dochodów kapitałowych. Mleko się rozlało. Teraz można co najwyżej starać się, by kałuża była jak najmniejsza. Ten podatek można zredukować.

- Jakie niebezpieczeństwa czają się jeszcze w programie PiS?

- Duże państwo, etatyzm, interwencje. Niedocenianie problemów równowagi makroekonomicznej, związanych z finansowaniem konsumpcji kosztem większego deficytu. Platforma przynajmniej rozumie, że zwiększenie deficytu jest uzasadnione wyłącznie w jednym wypadku - kiedy finansuje on inwestycje. PiS tego nie czuje. Stąd zresztą bierze się chęć wpływania na autonomiczną politykę monetarną. PiS skrajnie ideologizuje kwestię euro, co świadczy o niezrozumieniu funkcjonowania unii monetarnej i lekceważeniu korzyści, jakie polscy przedsiębiorcy i konsumenci mogą odnieść z wyeliminowania ryzyka kursowego. Długo można by jeszcze wyliczać. Ale po co? Przecież i tak nic z tego programu nie będzie.

  • Kiedy ręce opadają

- A co Pan myśli o rządzie, który na odchodnym forsuje kontrowersyjne prywatyzacje?

- Myślę, że obowiązkiem każdego rządu, szczególnie gdy nie wypełnił planu przychodów prywatyzacyjnych, jest sprzedawać po dobrych cenach do ostatniego dnia urzędowania. Jeśli są to oferty publiczne, to w ogóle nie ma o czym gadać. Skandalem jest za to, że ktoś, kto chce formować następny rząd, straszy inwestorów renacjonalizacją. Takie słowa kosztują.

- Czy ta postawa tyczy się tylko jednego specyficznego przedsiębiorstwa, jakim jest PGNiG, czy odzwierciedla postawę obu partii wobec problemów prywatyzacji?

- Liderzy PO i PiS, mówiąc o prywatyzacji strategicznych dziedzin gospodarki, brzmią niekiedy bliźniaczo podobnie. Może to tylko taka przedwyborcza danina złożona na ołtarzu populizmu. Mam nadzieję.

- PiS przynajmniej w kwestiach gospodarczych jest konsekwentny. W Sejmie wielokrotnie głosował jak LPR czy Samoobrona. Niedawno poparł wcześniejsze emerytury.

- Także PO, jeśli chodzi o doraźne głosowania, np. w sprawie zwrotu VAT w budownictwie, głosowała jak PiS. Tym samym obie te partie wyjęły sobie z przyszłorocznego budżetu 3 mld złotych.

Przywileje emerytalne dla górników, przeforsowane głosami PiS, tym razem przy rozsądnym sprzeciwie PO, są nie do obrony. Ta ustawa psuje logikę reformy systemu emerytalnego. Jest też groźna na dłuższą metę dla finansów publicznych. Nie wyobrażam sobie, aby ustawa o specjalnych przywilejach górniczych mogła wejść w życie. Następny rząd powinien jeszcze w październiku przyjąć projekt ustawy o emeryturach pomostowych przygotowany przez grupę pracującą pod patronatem prezydenta Kwaśniewskiego. A jeśli nie chciałby z tego skorzystać, powinien skierować do Sejmu własny projekt “pomostówek", który uchyliłby przywileje górnicze. Pierwsze rozwiązanie miałoby tę zaletę, że projekt wychodzący od prezydenta nie musiałby już być poddawany konsultacjom w Komisji Trójstronnej. A to dość istotnie skróciłoby procedurę i zapobiegło pustemu ględzeniu.

PiS, który zafundował nam ten pasztet, powinien zgodzić się na wprowadzenie do umowy koalicyjnej punktu o likwidacji specjalnych przywilejów dla górników i uchwalenie w to miejsce kompleksowej ustawy o emeryturach pomostowych, finansowanej częściowo przez pracodawców zatrudniających ludzi w szkodliwych warunkach.

- Partia Kaczyńskiego głosowała też za podniesieniem płacy minimalnej.

- Żeby tylko ona jedna. Poselski analfabetyzm ekonomiczny nie zna partyjnych granic. Co to jest wyższa płaca minimalna? To taki mechanizm, który skutecznie wycina z rynku pracy ludzi młodych, starających się o zajęcie. Kiedy bezrobocie jest duże, pracodawca, mając do wyboru zatrudnić za płacę minimalną pracownika młodego bez doświadczenia lub starszego, ale za to z doświadczeniem, zawsze wybierze tego drugiego, bo on mu wnosi w wianie zaraz na wejściu większą wydajność pracy. Politycy płaczący nad losem 40 proc. bezrobotnych w grupie dwudziestolatków i uchwalający zarazem podwyżkę płacy minimalnej są faryzeuszami czystej wody. Trzeba namawiać młodych, żeby nie głosowali na ludzi, którzy skutecznie odbierają im miejsca pracy, szczerząc się zarazem do nich z billboardów i klipów reklamowych. Tylko kto ma im to wszystko wyjaśniać?

- Jak nazwać pomysł PiS na ustalenie maksymalnych cen na podręczniki szkolne?

- No właśnie... Jest cały szereg takich pomysłów. Można by z nich sporządzić kącik humoru. Próby dyrygowania rynkiem mogą być wysublimowane lub proste jak cep. Kiedy ceny dla producenta ustala się jako minimalne, a ich poziom jest dostatecznie wysoki - mamy do czynienia z zachęcaniem do nadprodukcji. Kiedy ceny dla konsumenta ustalane są jako maksymalne, a ich poziom jest niski - mamy wprost sformułowaną zachętę do marnotrawstwa. Zniekształcamy grę podaży i popytu ręczną manipulacją, doprowadzając do takiego “cenowego raju", który uszczupla zasób narodowego bogactwa, zamiast go powiększać. Próba wytłumaczenia tego politykom ciągle napotyka na te same, odnawialne trudności. Czasem ręce opadają.

  • Naczynia połączone

- Czy pomysły obu partii na obniżenie bezrobocia, np. ulga aktywizacyjna, zwolnienia z części opłat ZUS-owskich czy szybsza amortyzacja, czyli możliwość wykazywania większych kosztów, przyniosą pożądany skutek, czy to tylko kosmetyka?

- Rozwiązania, które mają zmniejszać koszty pracy poprzez wprowadzenie do systemu parapodatkowego - jakim są składki ZUS - ulg i preferencji, są wątpliwe. Ulgi bywają uznaniowe, czasowe, warunkowe. Po drugie, i tak ktoś za nie musi zapłacić. Budżet to system naczyń połączonych; mniej składek do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, przy wzroście zatrudnienia, oznacza, że ci, którzy pracują na normalnych warunkach, nie objętych ulgami, nie mogą liczyć na spadek obciążeń parapodatkowych.

Systemowe rozwiązanie, które powinno sprzyjać likwidacji czy obniżeniu pozapłacowych kosztów pracy, jest jedno: trzeba zwiększyć liczbę pracujących płacących składki. Jeśli w Polsce zaczęłoby pracować milion więcej ludzi, oznaczałoby to, że te parapodatkowe koszty pracy można by zmniejszyć z dnia na dzień o 10 proc. Milion miejsc pracy to dokładnie tyle, ile straciliśmy za rządów SLD. Jak sprawić, by ten milion wrócił do aktywności zawodowej? Dobre pytanie. W kampanii można mówić, co się chce. Ale po wyborach trzeba natychmiast radykalnie ograniczyć koszty wejścia i wyjścia z rynku pracy. Zestaw przedsięwzięć deregulacyjnych jest akurat tym, co PO ma chyba dobrze przygotowane.

- Obie partie mówią wiele o zmniejszaniu podatków, czyli wpływów do budżetu, ale milczą na temat ograniczeń wydatków państwa.

- Od lat politycy podchodzą do kwestii konsolidacji fiskalnej i deficytu budżetowego wyłącznie od strony dochodów, bo to łatwiejsze i bardziej ponętne. Jedną z nielicznych prób odejścia od tej nieśmiertelnej reguły był plan Hausnera. Był to jedyny całościowy program, który do kwestii konsolidacji fiskalnej podchodził w sporej części od strony wydatków budżetu. Skończyło się wiadomo jak.

Trzeba powiedzieć jasno: nie ma mowy o zasadniczej redukcji obciążeń podatkowych, której nie będzie towarzyszyć zmniejszanie wydatków. Tak długo, jak politycy będą opowiadać dyrdymały, że uda się zmniejszyć deficyt tnąc koszty administracji, likwidując i łącząc agencje rządowe, a nie tkną istoty rzeczy, czyli sięgających 70 proc. budżetu wydatków zdeterminowanych, w tym przede wszystkim transferów socjalnych, tak długo będziemy karmieni bajkami o żelaznym wilku.

- W propozycjach oszczędzania na administracji przoduje PiS.

- Deficyt FUS sięga dziś 8 proc. PKB. Świadczenia socjalne stanowią 40 proc. wydatków budżetu, podczas gdy administracja nieco poniżej 4 proc. Jeśli mamy do czynienia z dwiema grupami wydatków, z których jedna jest dziesięciokrotnie większa od drugiej, to chyba oczywiste, gdzie należy szukać istotnych oszczędności. Tu się nie ma co oszukiwać. Oszczędzać trzeba wszędzie, ale, na Boga, z sensem, z sensem.

- Wśród zabójców planu Hausnera jest też PO, która mało mówi o oszczędnościach budżetowych.

- W kampanii wyborczej trudne wątki się amputuje. W programie PO brak także innej bardzo niewygodnej kwestii: nie ma tam ani słowa o wejściu Polski do strefy euro. Być może stworzyłoby to trudność w kontaktach z koalicjantem, gdyż PiS programowo odcina się od euro.

Problem jest jednak szerszy. Nasza gospodarka potrzebuje mocnego pchnięcia popytowego, bo tempo wzrostu popytu krajowego po wejściu do Unii Europejskiej siadło nam mocno poniżej dynamiki PKB. Takie “pchnięcie" może nadejść tylko od strony zmian strukturalnych. I tu są dwa wyjścia: albo reforma podatkowa, albo szybkie wejście do strefy euro, co dałoby natychmiast zerowe realne stopy procentowe. PO stawia wyraźnie na zrozumiałe dla większości niskie podatki, które ciężko będzie przeforsować.

W kwestii znacznie mniej zrozumiałego euro, które przy odrobinie wysiłku dałoby się przewalczyć - dyplomatycznie milczy.

- Dążenie do strefy euro wymagałoby pewnych posunięć. Czy przyszła koalicja nie chce ich wykonać?

- Poglądy PiS są jasne: ta partia mówi “dwa razy nie"; nie dla liniowego podatku i nie dla szybkiego wejścia do strefy euro. Platforma, moim zdaniem, popełnia błąd okopując się na polu podatków i marginalizując sprawę euro. Tymczasem w latach 2004-2005 mieliśmy w Polsce znaczący postęp w dziedzinie konsolidacji fiskalnej. Redukcja deficytu budżetowego, według najnowszych danych, wyniesie nie mniej niż 1,5 proc. PKB. Projekt budżetu Gronickiego na 2006 r. zwiększa szanse przyjęcia euro w roku 2009. Warunek jest tylko jeden: ograniczenie deficytu sektora finansów publicznych o kolejny 1 proc. PKB w latach 2007-2008.

Ale szansa na zakotwiczenie równowagi makroekonomicznej na fundamencie euro nie została podjęta. Polska jest obecnie jedynym krajem z grupy 10 nowych członków UE, który nie ma oficjalnego, uzgodnionego między bankiem centralnym i rządem programu derogacji [uchylenia obecnych przepisów prawnych przez nowe - red.] dążącego do euro. Gdyby nawet nowy rząd zabrał się za tę sprawę natychmiast, to i tak data wejścia do strefy euro przesunęłaby się nam na czas wykraczający poza kadencję parlamentu, który teraz będziemy wybierać. To wyraźnie marginalizuje znaczenie tej kwestii dla polityków myślących w kategoriach “od wyborów do wyborów", zdejmując sprawę euro z porządku dnia.

- Czy Pana nie dziwi, że PO nie ma całościowego planu gospodarczego?

- Całościowego, czyli właśnie takiego, którego skutki sięgałyby roku 2010 i dalej? Raczej mnie to martwi, niż dziwi. W kwestiach poglądów gospodarczych między takimi politykami jak Janusz Lewandowski i Jan Rokita jest przepaść. Gospodarczy wizerunek PO tworzony był przez liberałów pokroju Lewandowskiego. Tyle że program liberalny nie może liczyć w tym kraju na poparcie większe niż 10 proc. To za mało, by rządzić. Do głosu doszli więc pragmatycy, których głównym zadaniem jest zdobycie poparcia większości wyborców. Stąd PO jest wyrazista na polu podatków i mętna w kwestii euro.

Janusz Jankowiak jest głównym ekonomistą BRE Banku i publicystą gospodarczym. Z “Tygodnikiem Powszechnym" współpracuje od 1981 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2005