O wielkich „niechopinistach”...

Jeden z największych ekscentryków pianistycznych XX wieku, Glenn Gould zgłębiać Chopina nawet nie próbował. En block zanegował cały romantyzm.

07.12.2010

Czyta się kilka minut

Aby właściwie odtworzyć dzieło Chopina, pianista musi dysponować doskonałym rzemiosłem, twórczą potencją wykonawczą, wiedzą muzyczną, horyzontami intelektualnymi, rozległą wyobraźnią, odpowiednią emocjonalnością, otwartością na transcendencję, właściwym temperamentem i kulturą duchową. Czy każdy pianista rozporządza wszystkimi cechami? Oczywiście nie, ale bez względu na swe predyspozycje każdy ulega uwodzicielskiej sile muzyki Chopina i każdy chciałby ją grać. Z perspektywy muzyki "wieszcza tonów", pianistów można podzielić na trzy grupy. W pierwszej znajdą się chopiniści potrafiący wyzwalać piękno z dzieł tego twórcy, w drugiej - poszukujący sposobów dotarcia do owego piękna, a w trzeciej - zrezygnowani. Niżej o tych należących do grupy drugiej i trzeciej.

Wieszcz tonów

Arthur Schnabel (1882-1951) do historii sztuki pianistycznej przeszedł jako niedościgniony interpretator utworów Beethovena i Schuberta, Chopin natomiast nie miał w nim dobrego tłumacza. Wprawdzie w młodości sięgał po Preludia op. 28, Sonatę b-moll i Koncert e-moll, ale później zrozumiał, że ta muzyka nie leży w jego strefie. Pianiści proweniencji germańskiej przeważnie Chopina omijali. Szwajcar Edwin Fischer (1886-1960), fantastyczny interpretator Bacha, ani jednego dzieła Chopina publicznie nie przedstawił. Z pewnością natomiast kompozycje Polaka przerabiał ze swoimi uczniami, m.in. Alfredem Brendlem, Paulem Badurą-Skodą i Danielem Barenboimem. Brendel do Chopina wycieczkę odbył i płytę z wielkimi polonezami pozostawił, jednak trzeba ją uznać za kształcący go incydent. Sam pewnie skonstatował, że intelektualnie wyliczony Chopin przestaje być sobą. Barenboim po Chopina sięga, ale skutek jest opłakany. Udaje się to natomiast Badurze-Skodzie, przy czym inteligencja artyście podpowiada, by lepiej mazurki omijać.

Z mistrzów europejskich Chopina lubił włączać do swych programów Arturo Benedetti Michelangeli (1920-1995). Szczególnie upodobał sobie mazurki, które grał okropnie, dźwiękiem "obiektywnym", bez zrozumienia ich charakteru tanecznego i melodycznego. Klarze Haskil (1895-1960), uczennicy Cortota i Lazara Levy’ego, Chopin się przeważnie udawał. Nie grała zbyt dużo jego dzieł, ale dobre wzory wpojone przez profesorów chopinistów i śpiewny, naturalny ton, jakim dysponowała (wszak była też skrzypaczką!), bardzo się przydawały. Zapomniany dzisiaj, ale pół wieku temu święcący triumfy, Ukrainiec z Sambora, Edward Steuermann (1892-1964), uczeń Busoniego, Schönberga i Humperdincka, nazywany był filozofem fortepianu. Cudownie grał Schuberta, Schumanna i Liszta. Mimo nalegań jego wielbicieli, Chopina publicznie nie wykonywał, chociaż być może w klasie, z uczniami Jakubem Gimplem (1906-1989, bratem skrzypka Bronisława) i ­Mourą Lympany (1916-2005), jego dzieła zgłębiał?

Szpiczaste basy

Vladimir Horowitz (1903-1989) przez dziesięciolecia uchodził za chopinistę. Wprawdzie wyżej ceniono go za interpretacje ultrawirtuozowskich dzieł Liszta i Rachmaninowa, to jednak jego wizja Chopina miała swoich zwolenników. Fascynowały ich ekstremalna dynamika, "szklista" wirtuozeria, przesadnie eksponowane "szpiczaste" basy, uwypuklane wątki poboczne i ekstrawagancja. Manifestowana postawa, negująca romantyczny styl preferujący potoczystość przebiegu muzycznego oraz niwelujący wyrazowe skrajności, odczytywana była przez jego miłośników za początek nowej ery. Niestety, ten demiurg sztuki pianistycznej, poza kilkoma zaślepionymi naśladowcami, kontynuatorów nie znalazł. Dzisiaj śmiesznie brzmią jego przerysowane wykonania Chopina, a szczególnie mazurki, quasi-sentymentalne walce z wybijanym akcentem na trzecią miarę.

Światosław Richter (1915-1997) świadom był swych ograniczeń. Chopina grywał, ale nigdy mazurków i polonezów (poza Polonezem-Fantazją As-dur); nawet preludia pokazywał w małych wiązankach, wybierając sobie najbliższe. Nie miał pięknego dźwięku, grał w sposób surowy, wewnętrznie zamknięty, jakby obawiając się efektu końcowego. Tempo rubato niezgłębione było przezeń nigdy. Mimo mądrości, rozległych horyzontów intelektualnych, wyjątkowego wyczucia barw i form, Chopin pozostał jego nierozwiązanym problemem artystycznym do końca...

Jeden z największych dziwaków i ekscentryków pianistycznych XX wieku Kanadyjczyk Glenn Gould (1932-1982) zgłębiać Chopina nawet nie próbował. En block zanegował cały romantyzm i po taką literaturę z reguły nie sięgał. Liszt pojawił się tylko jako autor transkrypcji symfonii Beethovena, Brahms stanowił "wypadek przy pracy", Schumanna prawie nie widział, a Chopin? Chopin, najprawdopodobniej, nie dawał mu długo spokoju, bo wziął się w końcu za jego Sonatę h-moll. Na arcydzieło Chopina spojrzał po swojemu i tę wizję uwiecznił na płycie. Postąpił tak chyba tylko dlatego, by pokazać, że nie jest to sonata, lecz symfonia fortepianowa, czyli monumentalna konstrukcja dźwiękowa o doskonałej architekturze, której piękno leży w samej budowli. Co pozostało z Chopina, jego duchowości, głębokiej ekspresji i przesłania? Poza brzmieniami ułożonymi wertykalnie, nic!

***

Trudno omówić wszystkich wielkich, dla których Chopin był nierozwiązywalną zagadką, ale warto chociaż niektórych tutaj przywołać. Wilhelm Backhaus (1884-1969) Chopina grał tylko w młodości (głównie etiudy) i był nawet jurorem III Konkursu Chopinowskiego w Warszawie (1937); Walter Gieseking (1895-1956) nigdy nie wstawiał do programów mazurków i koncertów, ale czasem mogła się w nich pojawić Barkarola, Berceuse, nokturn, preludium lub etiuda, a nad Chopina przedkładał Szymanowskiego; Wilhelm Kempff (1895-1991), specjalista od klasyków i niemieckich romantyków, sporadycznie grywał III Balladę, Fantazję, III Scherzo, Poloneza-Fantazję, impromptus, Berceuse, 2 sonaty, Koncert f-moll, mazurki op. 7 i in., pokazując, jak blisko polskiemu twórcy jest do Mozarta, szczególnie, gdy pozbawi się go tempa rubato; Rudolf Serkin (1903-1991) miał również problem z "czasem kradzionym" (określenie Liszta), stąd poza 3 etiudy (nagrane w 1928 r.) i 24 preludia (utrwalone w 1976 r.) nie wyszedł; wzorem miał być dla niego Artur Rubinstein...

Uczennica Fryderyka Chopina, księżna Marcelina Czartoryska, poruszając sprawę wykonawstwa dzieł swego nauczyciela, zwykła była mawiać: "trzeba intuicji, a nie tradycji - trzeba pracy, która czasem potrafi wywołać tę intuicję. (...) Przyszłam do przekonania, że tradycja to frazesik - jeśli praca nie wywoła intuicji, to i tradycja na nic się nie przyda".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Cadenza (50/2010)