Nowa ikona światowej lewicy

Jacinda Ardern zaproponowała w Nowej Zelandii inną politykę niż Trump, Johnson czy Bolsonaro. Wygrała: najpierw w walce z pierwszą falą epidemii, potem w wyborach.

26.10.2020

Czyta się kilka minut

Premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern podczas kampanii wyborczej. Auckland, 10 października 2020 r. / FIONA GOODALL / REUTERS / FORUM
Premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern podczas kampanii wyborczej. Auckland, 10 października 2020 r. / FIONA GOODALL / REUTERS / FORUM

Już wcześniej było wiadomo, że jest najpopularniejszym nowozelandzkim premierem od dawna. Ale skala zwycięstwa, które Jacinda Ardern odniosła 17 października, przekroczyła oczekiwania. Pierwszy raz od reformy systemu wyborczego w 1996 r. – z anglosaskiego na mieszany, który sprzyja rządom koalicyjnym – centrolewicowa Partia Pracy będzie rządzić sama.

Ma za sobą spektakularną karierę. Trzy lata temu, w wieku 37 lat, niespodziewanie została szefową rządu, stając na czele sojuszu Partii Pracy, Zielonych i małej populistycznej partii New Zealand First (trzy lata temu ta ostatnia była „języczkiem u wagi” – teraz bardzo straciła). Wkrótce potem Ardern zaszła w ciążę. Ciężar opieki nad dzieckiem wziął na siebie jej partner, co wciąż jest na tyle rzadkie, że zainteresowało światowe media. W roli globalnej ikony progresistów Jacinda Ardern szybko zastąpiła premiera Kanady Justina Trudeau.

– Wymagania, które stawiano polityczkom, zwłaszcza młodym, często były sprzeczne: z jednej strony miały zachowywać się „jak kobiety”, z drugiej lidera kojarzono z cechami przypisywanymi mężczyznom. Ona pokazała, że silne przywództwo można zdefiniować inaczej – mówi „Tygodnikowi” dr Claire Timperley, politolożka z Uniwersytetu Wiktorii w Wellington. Timperley podkreśla, że Ardern nie odgrywa roli „matki narodu”.

„Najważniejsze jest pozbycie się strachu przed byciem życzliwym i empatycznym. Ze smutkiem myślę o tym, że tak duży nacisk kładliśmy na asertywność i siłę, że założyliśmy, iż wykluczają one życzliwość i empatię. A gdy przyglądamy się wyzwaniom stojącym przed światem, właśnie tego szczególnie potrzebujemy. (...) Można być i empatycznym, i silnym” – tak Ardern podsumowywała swoją polityczną filozofię w rozmowie z dziennikiem „The Guardian”.

Skutecznie wobec epidemii

Test przyszedł szybko, w postaci trzech kryzysów: najpierw największego w historii kraju zamachu terrorystycznego (w meczecie w Christchurch), potem erupcji wulkanu Whakaari, wreszcie pandemii. Wynik ostatnich wyborów pokazuje, że w oczach obywateli test zdała.

Po Christchurch skupiła uwagę na ofiarach, odmawiając nawet wymieniania nazwiska terrorysty i podkreślając, że nie reprezentuje on Nowozelandczyków. Szybko doprowadziła do wprowadzenia zakazu sprzedaży karabinów półautomatycznych i szturmowych. Kilka miesięcy później znów przeprowadzała naród przez żałobę – tym razem po śmierci 21 osób, które zginęły w efekcie erupcji Whakaari.

Największe uznanie zdobyła sposobem, w jaki reagowała na pandemię, jak wyjaśniała działania rządu podczas codziennych briefingów i transmisji live na Facebooku. Nie pouczała, lecz wspierała i jednoczyła „naszą drużynę pięciu milionów” (tylu mieszkańców liczy Nowa Zelandia). Analizująca style przywództwa dr Suze Wilson z Massey University dodaje do tego autentyczność. – Ona bardzo skraca dystans. To buduje zaufanie, bo ludzie czują, że nikogo nie odgrywa – mówi „Tygodnikowi”.

Sondaże wskazują, że ponad 80 proc. mieszkańców ufa rządowi w walce z epidemią. Nowa Zelandia wymieniana jest wśród krajów, które najlepiej sobie z nią radzą. Oczywiście – niezbyt licznemu państwu, rozciągniętemu na wyspach, było łatwiej. Ale kluczowe było też to, że wedle zasady „go hard and early” rząd szybko wprowadził drakoński lockdown, jednocześnie rozbudowując system testowania i śledzenia dróg zakażeń.

Suze Wilson dodaje, że rząd włożył spory wysiłek w informowanie o swoich działaniach, badaniach naukowych i zagrożeniach, oraz sugerował, jak się odnaleźć w codzienności pandemii: – Przekazywanie na bieżąco wiarygodnych informacji stworzyło wspólnotę ludzi, którzy rozumieli naturę problemów i co musi zostać razem zrobione. To budowało zaufanie.

Bez wielkich reform

Jednak nie wszystko się udało. Zawiedzeni poczuli się zwłaszcza wyborcy, którzy liczyli na poważne reformy ekonomiczne i społeczne. A oczekiwania były ogromne. Trzy lata temu Claire Timperley pisała, że Ardern ma potencjał, by przeprowadzić wielką transformację. Teraz przyznaje, że jej nie było. – Zbudowała duży kapitał polityczny, ale nie wykorzystała go do przeprowadzenia budzących kontrowersje inicjatyw, zastanawiam się, po co go trzyma – mówi dziś. Z drugiej strony, to właśnie umiarkowanie przyciągnęło do Ardern centrowych wyborców.


Czytaj także: Lidia E. Kelly: Ardern na złe dni


Ardern jest jednym z najbardziej progresywnych przywódców w świecie anglosaskim. Jej rząd jako jeden z pierwszych przyjął cel neutralności klimatycznej do 2050 r., choć eksperci podkreślają, że muszą pójść za tym konkretne działania (przede wszystkim redukcja emisji metanu w rolnictwie). Jako pierwszy ogłosił też, że budżet nie będzie już tylko podporządkowany wzrostowi PKB, ale priorytetem jest też „well-being”, czyli dobrostan ludzi i środowiska (trudno jeszcze ocenić rezultaty tej deklaracji).

Priorytetem premier miała być walka z ubóstwem dzieci, ale choć zrobiła więcej niż poprzednicy, nie odniosła znaczącego sukcesu. Wśród krajów rozwiniętych Nowa Zelandia jest na drugim miejscu pod względem samobójstw młodych. Eksperci wskazują, że rozwiązanie problemu wymaga zatrzymania pogłębiających się nierówności i skutków dyskryminacji rdzennych mieszkańców. Ardern wykluczyła też wprowadzenie podatku dla najbogatszych. Spektakularną porażkę poniósł KiwiBuild, program budowy tańszych mieszkań. Co gorsza, towarzyszący pandemii kryzys może pogłębić społeczne i ekonomiczne nierówności. – Ardern okazała się nie tyle politykiem wielkiej transformacji, co stopniowej zmiany – komentuje Claire Timperley.

Kobiety radzą sobie lepiej?

Przywódczyń, które dobrze radzą sobie podczas pandemii, jest więcej. W światowych mediach pojawiła się teza, że kobiety okazały się skuteczniejsze – wskazywano na Angelę Merkel (Niemcy), Tsai Ing-wen (Tajwan), Mette Frederiksen (Dania), Katrin Jakobsdottir (Islandia) czy Sannę Marin (Finlandia).

Korelację między płcią a efektywną walką z pandemią widzą brytyjskie badaczki Supriya Garikipati (Uniwersytet Liverpoolski) i Uma Kambhampati (University of Reading), które analizowały dane z prawie 200 państw. Jednak tylko w 17 z nich przewodzą kobiety; niektórzy twierdzą, że to za mała próba, by wyciągać wnioski. W każdym razie, z ich analizy – odwołującej się do teorii gender – wynika, że kobiety miały działać bardziej zdecydowanie przy zamykaniu gospodarek, mniej obawiały się skutków ekonomicznych i w pierwszej kolejności dążyły do uniknięcia śmierci ludzi. Ich zdaniem może to wynikać z tego, że kobiety są bardziej otwarte na współpracę i dialog oraz lepsze w komunikacji z obywatelami.

O podsumowanie publikowanych w ostatnich miesiącach badań poprosiłam prof. Ruth Carlitz z wydziału nauk politycznych Tulane University w Nowym Orleanie. Carlitz przestrzega, że wnioski są wyciągane za szybko: – Dowody na bezpośredni związek między płcią przywódcy a sukcesami w walce z pandemią nie są zbyt mocne. Badania wskazują natomiast, że wyższej efektywności sprzyja tu wysoki poziom zaufania społecznego i niski poziom korupcji w danym kraju. Kluczowa jest też oczywiście jakość instytucji państwowych.

Zdaniem prof. Carlitz korelacja może być odwrotna: niekoniecznie chodzi o to, że kobiety z racji płci lepiej sobie radzą, ale że społeczeństwa, które wybierają na przywódcę kobietę, statystycznie częściej mają wysoki poziom zaufania społecznego.

Styl to nie wszystko

Odmienność stylu Ardern widać zwłaszcza na tle liderów stylizujących się na macho, jak Donald Trump czy Boris Johnson, których rządy prof. Keith Grint z Uniwersytetu Oksfordzkiego nazywa „przywództwem na prozacu”. – Tacy liderzy są zainteresowani tylko dobrymi wiadomościami, nie obchodzi ich jakakolwiek krytyka. Albo ją ignorują, albo nawet nie dowiadują się o niej od podwładnych – mówi Grint „Tygodnikowi”.

Czy pandemia może okazać się punktem zwrotnym, bo dowiedzie nieskuteczności takich liderów? – Chciałabym wierzyć, że to początek nowej fali politycznych przywódców, ale na razie jest zbyt mało przykładów, aby stawiać taką tezę – uważa prof. Ruth Carlitz. Przyznaje jednak, że bada głównie przywódców autorytarnych. – Fascynujemy się Trumpem i Bolsonaro, a przecież budowanie na ich podstawie trendu dla całego świata to postępowanie selektywne. Na opowiedzenie czeka historia alternatyw – dodaje.

Prof. Grint też się waha: – Po doświadczeniu kilku lat rządów prawicowych populistów można oczekiwać, że wyborcy będą chcieli spróbować czegoś zupełnie innego. Ale nie wiem, czy to będzie zmiana na stałe, czy tylko odbicie wahadła.

Jego zdaniem, aby konkurować z takimi politykami jak Trump, potrzebna jest przekonująca oferta polityczna. – Tu nie chodzi tylko o styl przywództwa. Wydaje mi się, że popularność prawicowych populistów jest opóźnioną reakcją na kryzys z 2008 r., a więc konieczny jest też zwrot ideologiczny – mówi „Tygodnikowi”. Grint uważa przy tym, że silna wiara w wolnorynkowe rozwiązywanie wszystkich problemów jest jednym z czynników, które nie sprzyjają efektywnej walce z pandemią.

DRUGA KADENCJA będzie dla Jacindy Ardern trudniejsza, bo jej rząd będzie musiał zmierzyć się ze skutkami kryzysu ekonomicznego wywołanego przez lockdown. Nowa Zelandia jest w recesji, a kryzys może pogłębić nierówności. Choć więc Ardern ma teraz wystarczające poparcie, by podjąć poważne reformy, może wówczas stracić wyborców centrowych.

W każdym razie, po ostatnich wyborach Nowa Zelandia ma najbardziej zróżnicowany i jeden z najmłodszych parlamentów w historii. Na 120 miejsc prawdopodobnie 57 zajmą kobiety. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2020