Najniższy szczebel

To z pewnością niezwykły zbieg okoliczności, że gdy w Rzymie w czerwcu 1947 r. ukazał się pierwszy numer "Kultury, emigracja londyńska pogrążona w żałobie po śmierci prezydenta Władysława Raczkiewicza wstępowała w stan kryzysu, który już niebawem sparaliżować miał możliwości jej politycznego działania.

26.09.2006

Czyta się kilka minut

Jerzy Giedroyc, Zofia Hertz i Gustaw Herling-Grudziński w ogrodzie zimowym, 1987 /
Jerzy Giedroyc, Zofia Hertz i Gustaw Herling-Grudziński w ogrodzie zimowym, 1987 /

Dwa bliskie chronologicznie fakty, z których pierwszy zmieni jakość polityki uprawianej poza krajem, drugi zaś, w podobnej perspektywie, postawi znak zapytania nad sensem istnienia emigracji legalistycznej.

W 1945 r. mogło się wydawać, że państwo na obczyźnie, tak zwany potocznie Polski Londyn, było organizmem spójnym. Szybko okazało się jednak, że to pozór. Objęcie prezydentury przez Augusta Zaleskiego w czerwcu 1947 r. rozpoczęło kryzys, którego apogeum stanowił rozłam na dwa ośrodki przyspieszający proces utraty znaczenia całej emigracji londyńskiej. Nie wiemy, czy Jerzy Giedroyc odczuwał z tego powodu satysfakcję. Faktem jest jednak, że obawiał się, czy emigracja rozumiana jako organizacja polityczna będzie w stanie wypełnić stawiane sobie zadania i czy nie ulegnie szybkiej erozji.

Chwila obecna

To że zespół "Kultury" po opuszczeniu Rzymu, gdzie powstał Instytut Literacki, osiadł w październiku 1947 r. w podparyskim Maisons-Laffitte, było dziełem przypadku. Ale było także świadomym wyborem ulokowania się z dala od centrum emigracyjnej polityki. Wyborem, który zapewniać miał dystans oraz niezależność. Giedroyc zamanifestuje ją, wydając książki: Aleksandra Janty "Wracam z Polski" i Melchiora Wańkowicza "Klub trzeciego miejsca". Służyć miały pomocą wszystkim usiłującym wyjść poza ramy oczywistego z perspektywy londyńskiej stosunku do rzeczywistości. Wańkowicz proponował zajęcie wyczekującego stanowiska wobec konfliktu USA-ZSRR, zaś reportażem Janty Giedroyc zwracał uwagę, że Polska powojenna jest światem, w którym zaszły zmiany tak duże, iż do świata sprzed 1939 r. powrotu nie ma. Założenie to, podparte pewnością, że emigracja musi brać je pod uwagę, jeśli chce efektywnie działać, stało się znakiem rozpoznawczym polityki "Kultury".

Londyn uważał, że władze na obczyźnie są kontynuacją porządku przedwojennego i uosabiają ciągłość państwa. Dla Giedroycia rok 1945 stanowił cezurę zamykającą przedwojnie. Nie oznaczało to przekonania o novum sprawy polskiej. Polska nadal leżała między Niemcami a Rosją, nadal sąsiadowała na Wschodzie z narodami żywiącymi nadzieje na odzyskanie lub uzyskanie niepodległości i nadal borykała się z kwestią granic. Wyznaczało to obszary zainteresowań, stanowiło jednak nie kontynuację, raczej schedę po Dwudziestoleciu.

"Kultura" odrzuciła pokusę, której uległa emigracja niezłomna - myślenia przeszłością, czyli adaptowania do potrzeb chwili orientacji wytworzonych na potrzeby odzyskania niepodległości na początku XX wieku. Odkurzonych z przekonaniem, że rzeczywistość nada im nowy sens. Giedroyc z Juliuszem Mieroszewskim - porte-parole Redaktora nie podzielali tego przekonania. Byli orędownikami wyjścia z "mauzoleum skostniałych doktryn", uznając za konieczne posługiwanie się rozwiązaniami zdolnymi sprostać wyzwaniom współczesności.

Kwestią, która stanowiła obszar szczególnego zainteresowania Giedroycia, była polityka wschodnia. Podejście do problemu ULB (Ukraina-Litwa-Białoruś) uznać można za jedną z zasadniczych różnic między "Kulturą" a Londynem. Dla emigracji niezłomnej granica ryska stanowiła fakt o najwyższej doniosłości. Pozostawiała po stronie polskiej Kresy - obszar wyjątkowy, atrybut niepodległości. Sytuowało to odzyskanie ziem wschodnich wśród pierwszoplanowych postulatów Londynu. Dla Giedroycia utrata Kresów była ceną wartą budowy przyjaznych stosunków z niepodległą Ukrainą. U podstaw polityki wschodniej "Kultury" leżała wiara, że ZSRR nie jest konstrukcją skazaną na wieczność. Giedroyc wiedział, że potęgi mają to do siebie, że upadają bądź ulegają rozpadowi, a proces ten zaczyna się zwykle od peryferii.

Naprawa stosunków polsko-ukraińskich miała być wstępem do zmiany odniesienia wobec Rosji. "Kultura", wbrew Londynowi, zachęcała, by nie identyfikować komunizmu z rosyjskością, wyzbyć się uprzedzeń, odrzucić stereotypy. Podobny sposób myślenia towarzyszył kwestii niemieckiej. W tym przypadku uznanie granicy na Odrze i Nysie miało stanowić punkt wyjścia do normalności. Słowem Giedroyc usiłował rozbijać resentymenty, Londyn - raczej je konserwować, ufając, że nadaje to sens walce i ocala tożsamość.

Działanie polityczne emigracja legalistyczna sprowadzała do posługiwania się instrumentarium, którym dysponowało państwo na obczyźnie, oraz prezentowania stałego zestawu postulatów. Giedroyc rozumiał uprawianie polityki inaczej. Czyniąc z "Kultury" instrument walki politycznej, usiłował narzucać propozycje rozwiązań. Edukować elity, co wydać się może niedorzeczne, jednak w ich polityczne wyrobienie Redaktor powątpiewał od zawsze. Swoim działaniom chętnie nadawał formę "polityki kulturalnej". Miała ona ośmielać, nadwątlać fundamenty ideowe systemu. Tworzyć przekonanie, że komunizm w sensie doktrynalnym może być kwestionowany, a przez to tracić magnetyzującą moc, która dla części krajowych intelektualistów stanowiła wytłumaczenie co najmniej ich bierności.

Odwilż i potop

Narzędziem realizacji tego pomysłu była "sprawa" Miłosza wyklętego w Londynie; przede wszystkim jednak publikowanie klasyki literatury antykomunistycznej, książek kwestionujących praktykę komunizmu z perspektywy lewicowej: Koestlera, Orwella, Dżilasa, Silone. Te i inne tworzyć miały rynek idei, skłaniać do uwalniania się od rzeczywistej lub pozornej władzy materializmu dialektycznego i intelektualnego konformizmu. "Kultura" nie zapominała przy tym o autorach polskich, cenni byli zwłaszcza marksiści krytykujący marksizm. Stąd edycja pism Andrzeja Stawara czy antysowieckich wierszy Władysława Broniewskiego.

Cele działania politycznego traktował Giedroyc realistycznie, definiując je jako walkę o sprawy możliwe do urzeczywistnienia. Mieroszewski dopowiadał, że polityka to "umiejętność dobierania środków w celu sprostania wymogom sytuacji". Obaj byli wizjonerami obdarzonymi polityczną intuicją. Wierzyli, że sukces przybiera w polityce postać porządku kolejnych realizowanych po sobie zadań i, podobnie jak wchodzenie po drabinie, rozpoczyna się od szczebla najniższego.

Przekonanie, że realność idei bądź pomysłów wynika nie z ich treści, a z możliwości wcielenia w życie, oraz uznanie za dopuszczalne zmiany poglądów przy zachowaniu niezmienności zasad czyniły czymś oczywistym kolizję światów "Kultury" i Londynu uznającego hasła wypisane na sztandarach w końcowej fazie wojny za stałe i niepodlegające dyskusji bez względu na szanse ich realizacji.

Nie ulega wątpliwości, że odmienności Londynu i "Kultury" sprzyjał sposób pojmowania sensu działalności poza krajem. Londyn stworzył ze sposobu zorganizowania się, przekonań politycznych i kultury obieg w zasadzie zamknięty. Produkt powstały poza krajem, bez względu na to, jaką przybierał formę, kierowany był w głównej mierze do emigrantów. Wedle Giedroycia istotą emigracji było służenie interesom kraju. Nie przez iluzoryczne przekonanie o reprezentowaniu go na zewnątrz, lecz inspirację. Sens "Kultury" polegał na "przyleganiu" do rzeczywistości krajowej, szybkim reagowaniu na sytuację, nawet wyprzedzaniu wypadków.

Zasadnicze znaczenie dla wykształcenia założeń polityki wobec kraju miały wypadki w Poznaniu w czerwcu 1956 r. Giedroyc zobaczył w Poznaniu odruch dowodzący nabierania przez robotników "świadomości klasowej", przejaw nastrojów antysowieckich, jednak nie, w przeciwieństwie do interpretacji londyńskich, niepodległościowych. Poznań nie był więc irredentą, a protestem wynikającym z pobudek socjalnych, co nie znaczy, że pozbawionym politycznego znaczenia; był przejawem oddolnej destalinizacji, procesu trudnego do zahamowania i groźnego dla systemu. W opublikowanym wówczas w "Kulturze" artykule sformułowano prawdy tyleż nie nowe, co oczywiste, a przy tym profetyczne. Śmiertelnym zagrożeniem dla totalitaryzmu jest "solidarność mas ludowych. Gdzie ta solidarność krzepnie - tam odwilż staje się potopem".

Popieranie wydarzeń podobnych poznańskim pojmował Giedroyc jako jedyną drogę osłabienia i zlikwidowania reżymu. Jednocześnie krytykował reakcje Londynu na Poznań, widząc w nich objaw dezorientacji i braku programu.

Kostium ewolucjonisty

W październiku 1956 r. "Kultura" poparła Władysława Gomułkę, warunkując to prowadzeniem przez nowego szefa partii polityki demokratycznych reform. Londyn przyjął tę deklarację jako zejście z linii niepodległościowej, nieledwie zdradę. Giedroyc był jednak pewny swego. Kiedy Gomułka odszedł od ideałów Października, tragedia Węgier dowiodła, że systemu nie da się obalić siłą, a sytuacja międzynarodowa nie rokuje nadziei na rychłą zmianę, Redaktor uznał, że rzeczywistość w kraju można zmieniać oddziałując na inteligencję, przez nią zaś, stymulując nacisk, na komunistyczną władzę. Że trzeba pożegnać się z rolą likwidatora komunizmu, ku któremu skłaniał się Londyn, nie mając zresztą ku temu żadnych narzędzi, i przywdziać kostium ewolucjonisty. Wprowadzać system w demokratyczny dryf. Naruszać spoistość doktrynalną w imię przekonania, że ideologia jest jedyną legitymacją systemu i starać się go modernizować. Prowadzić do fazy, kiedy realny socjalizm stanie się demokratyczny. Innymi słowy, przestanie być systemem.

Założenia te były aktualne jeszcze na początku lat 70. Do tego czasu Giedroyc zdawał się ufać, że system posiada zdolność do wewnętrznego przekształcania się. W kilka lat później deklarował już, że stracił tę wiarę. W 1976 r. poparł krajową opozycję, z czego nie należy wyciągać wniosku, że niektóre z założeń "ewolucjonizmu" zostały przez "Kulturę" zarzucone.

Sens istnienia "Kultury", sprowadzający się do napędzania mechanizmu oporu i wspierania opozycji oraz przypominania o konieczności współdziałania inteligencji i robotników (to oni przecież robili rewolucje), oddalał ją od zastygającego w legalistycznej formule Londynu. W latach 60. można w zasadzie mówić już o dwóch światach, a w związku z tym nie używać terminu "emigracja" bez precyzującego go rozróżnienia. Emigracje były dwie - niezłomna i ta mająca swój sztab w Maisons-Laffitte.

Rozróżnienie to wydaje się na miejscu również dlatego, że "Kultura" stanie się zapleczem opozycji krajowej, a trafność przewidywań Giedroycia i Mieroszewskiego potwierdzi Sierpień 1980 r. Londyn zaś, chcąc nie chcąc, żegnać się będzie z samym sobą i swoją wizją Polski. Będzie kontynuować funkcję symboliczną, rolę strażnika pamięci, która nie przyniosła wprawdzie doraźnych korzyści politycznych, której jednak nie należy lekceważyć.

W latach 80. Redaktor nadal traktował obecność poza krajem jako możliwości działania na jego rzecz. Przejawem tego są choćby zabiegi na rzecz przyznania Lechowi Wałęsie pokojowej Nagrody Nobla. Kiedy świat komentował tę nominację, w Londynie godność prezydenta Rzeczypospolitej na obczyźnie sprawował sędziwy Edward Raczyński. W latach 30. był wraz z bratem Rogerem protektorem pism redagowanych przez Giedroycia - "Buntu Młodych" i "Polityki". Pół wieku później był już tylko uosobieniem nikłej więzi łączącej "Kulturę" z pozostałościami emigracji niezłomnej. Triumf? Bardziej potwierdzenie, że droga, którą poszła "Kultura", nie okazała się wyborem złym.

Dr hab. RAFAŁ HABIELSKI (ur. 1957) jest historykiem, pracownikiem Instytutu Badań Literackich PAN i Instytutu Dziennikarstwa UW. Zajmuje się dziejami politycznymi i kulturą emigracji powojennej. Opublikował m.in.: "Życie społeczne i kulturalne emigracji", "Polski Londyn" oraz (z Andrzejem Friszkem i Pawłem Machcewiczem) "Druga Wielka Emigracja 1945-90".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2006