Na ziemi zawsze gdzieś jest wiosna

SCOTT J. KELLY, astronauta: Z kosmosu widać susze i pożary, ale też to, jak niewiarygodnie piękna jest nasza planeta. Za to nie widać granic politycznych.

25.04.2022

Czyta się kilka minut

Scott J. Kelly w kopule Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, lipiec 2015 r. / NASA / GETTY IMAGES
Scott J. Kelly w kopule Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, lipiec 2015 r. / NASA / GETTY IMAGES

WOJCIECH BRZEZIŃSKI: Tęskni Pan za widokami?

SCOTT J. KELLY: Tak, brakuje mi widoku Ziemi. Brakuje mi nieważkości. Ale najbardziej tęsknię za ludźmi, z którymi byłem w kosmosie. Za naszą pracą. Za robieniem czegoś, co jest wielkim technicznym wyzwaniem i ma wielkie znaczenie. Brakuje mi wysiłku i skupienia, które są do tego potrzebne. Tego brakuje mi o wiele bardziej niż samej nieważkości.

Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, ile pracy macie na pokładzie stacji.

Większość czasu poświęcamy na pracę. Dla siebie mamy najwyżej parę godzin w tygodniu tuż przed snem i zazwyczaj dzień wolnego w weekendy. Mamy program zwany OSTPV (Onboard Short Term Planner View – red.), który stale podsuwa nam kolejne zadania. Daje nam też od razu podgląd procedur, informacje o cyklach dnia i nocy, o zasięgu łączności. Ale przede wszystkim zarządza naszym całym życiem.

Czy po powrocie na Ziemię czuł Pan, że coś zmieniło się w tym, jak postrzega Pan świat?

Tam stale masz przed oczami Ziemię. Widzisz, jak delikatna jest jej atmosfera. Planeta jest piękna, ale widać też, że duże jej części są niemal stale przesłonięte przez zanieczyszczenia, i jak znikają lasy deszczowe. Latałem w kosmos przez 17 lat i w tym czasie zaszły bardzo wyraźne zmiany. Z kosmosu widać susze na Ziemi, pożary i ekstremalne zjawiska pogodowe. Ale widać również, jak niewiarygodnie piękna jest nasza planeta. Rzeczą, której stamtąd nie widać, są granice polityczne. Widzisz potężne lądy i wiesz, że tam, na dole, są ludzie.

To wszystko ma w różnym stopniu wpływ na każdego, kto trafia w kosmos. Im więcej czasu tam spędzasz, tym więcej masz czasu na zastanowienie się nad tym wszystkim i zapewne im dłużej tam jesteś, tym silniej to na ciebie wpływa.

Czy samotność i izolacja są problemem?

To bardzo indywidualna kwestia. Dla mnie nie były wielkim problemem. Oderwanie od rodziny, przyjaciół, od samej Ziemi jest trudne, ale można nauczyć się z tym żyć. Widziałem oczywiście ludzi, którzy płakali z tęsknoty za rodziną, ale to nie zdarza się często. Ja sam, gdyby pojawiła się pilna potrzeba, zostałbym tam dłużej.

Przeżył Pan w kosmosie zarówno osobiste tragedie – w 2011 r. Pańska bratowa, kongresmenka Gabrielle Giffords, została postrzelona przez zamachowca – jak i globalne katastrofy. Jak przeżywa się takie wydarzenia 300 km nad powierzchnią Ziemi?

Zło dziejące się na Ziemi zawsze na ciebie wpływa. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna to najbardziej skomplikowane urządzenie, jakie kiedykolwiek stworzyła ludzkość – i gdy coś złego dotyka naszą planetę i jej mieszkańców, to będąc na pokładzie stacji, trudno uciec od przekonania, że te wszystkie problemy powinno dawać się rozwiązać łatwiej. Że powinniśmy umieć żyć w pokoju i doceniać to, co mamy. Kiedy dzieje się coś tak strasznego jak to, co obecnie robi Putin, to bardzo trudno pogodzić ze sobą te dwie sprawy: piękno planety i zło, do którego zdolni są ludzie.

Sama stacja kosmiczna jest może jednym z najlepszych symboli tego, do czego jesteśmy zdolni, kiedy pracujemy razem, ale ostatnie wydarzenia pokazały, że to bardzo delikatny symbol. Szef Roskosmosu groził, że odpowiedzią na sankcje nałożone na Rosję może być zniszczenie stacji.

Niestety, niektórzy próbują mieszać w ten program politykę. To niefortunne, bo sam program stacji kosmicznej powstał w konsekwencji zimnej wojny. Był sposobem na pokojową współpracę z Rosjanami, z ich inżynierami i naukowcami. Teraz został zatruty przez Dmitrija Rogozina, szefa rosyjskiej agencji kosmicznej. Moim zdaniem ten człowiek nie powinien być szefem czegokolwiek.

Czy wydarzenia na Ziemi wpływają na astronautów? Na to, na ile są w stanie współpracować?

W minimalnym stopniu. Szczerze mówiąc, kiedy jesteś w kosmosie, najważniejsi dla ciebie są inni członkowie załogi. Wspieramy się nawzajem, współpracujemy, polegamy na sobie, budujemy przyjaźnie. Życie wszystkich członków załogi zależy od każdego z nas. Ale wiem też, że Putin jest nieprzewidywalny i wiem, że byłby w stanie zrobić coś, co wpłynęłoby na relacje między członkami załogi. Przekroczyć czerwoną linię, której naruszenie sprawiłoby, że współpraca stałaby się bardzo trudna. Na szczęście na razie nie jesteśmy na tym etapie.

Przyjaźń jest ważna? W końcu spędzacie razem od sześciu miesięcy do roku w bardzo ograniczonej przestrzeni.

Ogromnie ważna. Umiejętność dogadywania się z innymi członkami załogi, od których nie masz ucieczki, jest kluczowa dla zdrowia psychicznego, samopoczucia i możliwości wykonywania zadań.

Zawsze ze wszystkimi nie da się dogadać. Konflikty muszą się pojawiać.

Oczywiście, wielokrotnie byłem ich świadkiem. Sam bywałem w kosmosie z ludźmi, z którymi nie było mi po drodze, ale w procesie rekrutacji astronautów duży nacisk kładzie się na to, by zatrudniać osoby zdolne do dobrej współpracy z innymi. Nawet jeśli czasem się nie dogadujemy, to nigdy nie widziałem, żeby takie spory przerodziły się w coś poważnego, co mogłoby mieć negatywne skutki dla bezpieczeństwa załogi.


CZYTAJ TAKŻE

ZIEMIA JEST PLANETĄ. ROZMOWA Z NICOLE STOTT, astronautką i malarką: Ten widok, gdy go już raz ujrzysz, staje się częścią ciebie. Widać stamtąd, że nie ma czegoś takiego jak druga strona globu >>>


Humor też, zdaje się, jest tam istotny. W 2016 r. udostępnił Pan na Twitterze nagranie z pewnego pościgu za brytyjskim astronautą Timem Peake’em…

Gdy byłem na orbicie, zadzwonił do mnie mój brat i powiedział „wysyłam ci kostium goryla”. Spytałem dlaczego. Odparł, że jeszcze nigdy w kosmosie nie było goryla. Pierwszy kostium wyleciał jednak w powietrze razem z kapsułą Dragon, która eksplodowała podczas startu. Brat się jednak uparł i wysłał kolejne przebranie. Ostatecznie udało mu się mnie namówić, żebym je założył.

I pogonił Pan w nim Tima Peake’a. Pozostajecie w kontakcie po misjach?

Tak, jestem w kontakcie zarówno z amerykańskimi kolegami, jak i astronautami z innych krajów. Mam ciągle kontakt z trzema czy czterema rosyjskimi kosmonautami, z którymi byłem na orbicie.

Rozmawialiście po rozpoczęciu wojny?

Tak. Niektórzy z nich są po właściwej stronie historii. Inni są zupełnie zindoktrynowani. To wariactwo. Czasami ludzie, których zupełnie bym nie podejrzewał o ultranacjonalistyczne przekonania, dają się ponieść propagandzie. Nie winię do końca ich samych. Winię cały rosyjski system. Putin jest mistrzem manipulacji i propagandy. Kontroluje media i informacje docierające do obywateli. Ale dziwne jest to, że ci sami ludzie doskonale rozumieją, że nie żyją w wolnym społeczeństwie, że dziennikarze w Rosji wypadają z okien, że wybory są fałszowane. Mimo to wierzą w propagandę. Trudno to pojąć.

Od początku rosyjskiej inwazji jest Pan bardzo aktywny na Twitterze. Pisze Pan po rosyjsku o wojnie, zaangażował się Pan w publiczną dyskusję z Rogozinem. Co chce Pan osiągnąć?

Wiem, że wielu Rosjan korzysta z mediów społecznościowych za pomocą szyfrowanych połączeń VPN. Wiem też, że mam tam sporo odbiorców. Uważam, że to szansa na zmianę ich poglądów, na zwrócenie ich uwagi.

Czy w tych okolicznościach współpraca między Rosją a Zachodem w kosmosie ma jeszcze przyszłość?

Ma przyszłość w kontekście wiążących nas umów dotyczących programu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, ale dopóki w Rosji nie dojdzie do całkowitej zmiany reżimu, nie sądzę, by USA czy którekolwiek z zachodnich demokracji jeszcze kiedykolwiek współpracowały z Rosją nad pokojowymi badaniami kosmosu. Dlaczego mielibyśmy współpracować z mordercą?

Europejska Agencja ­Kosmiczna odwołała swoją marsjańską misję, która miała być realizowana wspólnie z Rosją. Inne misje są przekładane albo zawieszane. Jak wiele tracimy, rezygnując z tej współpracy? I ile traci Rosja?

My przede wszystkim tracimy możliwość kontaktu i współpracy. Rosja ma broń jądrową i możliwości jej rozprzestrzeniania. Jednym z celów naszej współpracy z Rosją było to, żeby zająć czymś tamtejszych inżynierów. Żeby zajmowali się czymś dobrym, a nie złym. To jest wpływ, który teraz stracimy.

Ale to oni tracą o wiele więcej – dostęp do międzynarodowych inwestycji, które są im niezbędne. Tracą także prestiż wynikający z posiadania programu kosmicznego, który bez współpracy z Zachodem będzie tylko cieniem minionej chwały. Rosjanie będą musieli zwalniać ludzi, odwoływać programy. Kto wie, czy rosyjska agencja kosmiczna w ogóle to przetrwa.

Jeśli idzie o Międzynarodową Stację Kosmiczną, nie potrzebujemy już Rosjan, by transportować tam astronautów czy zaopatrzenie, ale potrzebujemy ich, by podtrzymywać jej funkcjonowanie. To symbioza. Bez niej funkcjonowanie stacji byłoby bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe.

Tyle że dziś stacja to tylko jeden z komponentów programu kosmicznego, mamy komercyjne firmy, które wożą w kosmos prywatnych astronautów, mamy wreszcie program Artemis zakładający loty na Księżyc i Marsa. To duża zmiana?

Komercyjne loty w kosmos to duży krok w stronę obniżania kosztów lotów kosmicznych. Droga jest długa, ale zazwyczaj wielkie skoki składają się w rzeczywistości z wielu drobnych kroczków. Warto jednak pamiętać, że kosmiczne firmy komercyjne, takie jak SpaceX, nie istniałyby, gdyby nie NASA. To rządowa agencja zleciła im budowę pojazdów kosmicznych i przeznaczyła miliardy na kontrakty na wożenie załóg i ładunków w kosmos. Rola agencji kosmicznych jest nadal kluczowa. W przypadku programu Artemida, którego celem jest powrót na Księżyc, najtrudniejsza nie jest strona techniczna czy naukowa, ale polityczna. Budowanie poparcia wśród ludzi i wśród polityków, którzy decydują o wydawaniu pieniędzy. Mój brat mawiał, że najważniejsza nie jest inżynieria rakietowa tylko politologia. Na szczęście sam jest teraz politykiem.

Podobno w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy na ISS ma polecieć Tom Cruise, który chce tam nakręcić film. To dobry pomysł?

Znakomity. To kolejny sposób na komercjalizację kosmosu, zarabianie na lotach kosmicznych i poszerzanie dostępu do nich. To bardzo ważne dla całego społeczeństwa.

I myśli Pan, że Cruise będzie się dobrze bawił w kosmosie?

Trudno powiedzieć, bo to bardzo indywidualna sprawa. Latałem z ludźmi, z typowymi naukowcami, którym robiło się niedobrze w samolotach, a którzy w stanie nieważkości czuli się doskonale. Widziałem też doświadczonych pilotów myśliwskich i doświadczalnych, którzy chorowali przez tydzień. Nie ma tu reguły.

Czy warto to wszystko robić? Warto tak się poświęcać dla lotów w kosmos?

Odpowiedź na to pytanie musi się składać z kilku elementów. Przede wszystkim jesteśmy odkrywcami. To część naszego DNA. Gdybyśmy nimi nie byli, ciągle mieszkalibyśmy w jaskiniach, nigdy nie pokonalibyśmy oceanów. To właśnie ten pociąg do odkrywania pcha nas w kosmos.

Są też powody całkiem pragmatyczne. Dzięki programom kosmicznym napędzamy rozwój technologii wykorzystywanej tu, na Ziemi. Ona od dawna wpływa na jakość naszego codziennego życia, daje nam wygodę, zdrowie, bezpieczeństwo, dzięki lotom kosmicznym rozwinęliśmy telekomunikację i komputery.

Kiedy ludzie zadają to pytanie, zazwyczaj mają na myśli pieniądze. Ja spędziłem rok na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i mogę z absolutną pewnością powiedzieć, że przez ten cały czas nie widziałem tam żadnych pieniędzy. Pieniądze nie lecą w kosmos. Są wydawane na Ziemi, służą do stworzenia dobrze płatnych miejsc pracy. Przekładają się na podatki, na wsparcie dla lokalnych społeczności, firm. To ważny element globalnej gospodarki.

Ale nawet gdyby to wszystko okazało się nieprawdą i jedynym, co dawałby nam program kosmiczny, byłaby inspiracja dla dzieci na całym świecie do studiowania nauki, matematyki i inżynierii, to i tak byłoby to warte każdego wydanego centa. Większość tych dzieci nie zostanie astronautami ani nawet nie będzie pracować w przemyśle kosmicznym. Osiągną jednak inne, równie ważne albo ważniejsze rzeczy, które wpłyną na nasze życie, gospodarkę, bezpieczeństwo. To niesamowita inwestycja w naszą przyszłość.

Wróciłby Pan?

Bez sekundy wahania. Choć nie wiem, czy chciałbym znowu poświęcić aż rok swojego życia. ©


SCOTT J. KELLY jest wyjątkowy, bo… nie jest do końca wyjątkowy. Nie byłoby prawdą stwierdzenie, że w 60-letniej historii podboju kosmosu był on na orbicie kimś niepowtarzalnym. Przeciwnie, przebywał tam również ktoś bardzo do niego podobny – jego brat bliźniak Mark. Choć obydwaj zaliczyli po cztery misje kosmiczne, nigdy nie spotkali się na orbicie. Bliźniacy dali jednak NASA szansę na przeprowadzenie badania, którego wyniki mogą wpłynąć na życie milionów ludzi na Ziemi.

NA POKŁADZIE Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) Kelly wraz z rosyjskim kosmonautą Michaiłem Kornienką spędził niemal rok między marcem 2015 a marcem 2016 r. Przeprowadził setki eksperymentów, ale to on sam i jego brat byli przedmiotem być może najważniejszego z nich. Aby sprawdzić, jaką cenę płaci ludzki organizm za długotrwałe pozostawanie w stanie nieważkości, naukowcy monitorowali niemal każdy aspekt fizjologii Kelly’ego i porównywali zmiany z wynikami badań jego brata bliźniaka, który został na Ziemi. Na podstawie tych badań powstały setki prac naukowych, które mogą pomóc w przygotowaniu przyszłych długoterminowych misji kosmicznych na Księżyc czy Marsa, ale mogą mieć także istotne znaczenie dla zdrowia ludzi pozostających na Ziemi. Zrozumienie, dlaczego nieważkość powoduje utratę tkanki mięśniowej, osłabienie kości czy zmiany ekspresji genów, ma pomóc w opracowaniu terapii na groźne schorzenia dotykające milionów pacjentów. Zaś sam astronauta, choć przeszedł już na emeryturę, wciąż pilnie śledzi badania kosmosu.

PO INWAZJI Rosji na Ukrainę Kelly wykorzystał swoją popularność – i doskonałą znajomość rosyjskiego – do przebijania się przez bańkę rosyjskiej propagandy. Publicznie wytykał kłamstwa rosyjskich mediów i urzędników, m.in. szefa Roskosmosu Dmitrija Rogozina. Ten w odpowiedzi zaatakował Kelly’ego, grożąc mu, że jego tweety mogą doprowadzić do „śmierci” Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Tuż po wybuchu wojny Kelly zwrócił też rosyjski medal „Za zasługi w badaniach kosmosu” i poprosił o przekazanie go „rosyjskiej matce, której syn zginął w tej niesprawiedliwej ­wojnie”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2022