Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dzięki garstce chorych, ich rodzin i lekarzy zrzeszonych w akcji „Schizofrenia – otwórzcie drzwi”, jedna z najbardziej skrywanych chorób przestała być tematem tabu. Sukces krakowskiego hotelu „Cogito”, w którym pracują osoby po kryzysach psychicznych, pokazał, że zdiagnozowana choroba psychiczna nie musi wykluczać ze społeczeństwa i oznaczać braku zatrudnienia. To nie wszystko: Polacy przestali bać się psychiatrów i psychologów, co całkiem niedawno wydawało się nie do pomyślenia.
Równocześnie jest to moment, w którym po raz kolejny trzeba przypomnieć, że system szpitalnictwa psychiatrycznego nadal zbudowany jest na złych podstawach. Funduje go tzw. osobodzień. Najważniejsze, by w salach były komplety albo przynajmniej stany zbliżone do pełnego obłożenia. Część szpitali to miejsca zapomniane, zniszczone i przeniknięte grozą. Brak pieniędzy i złe rozwiązania logistyczne skutkują tym, co dziennikarze „Tygodnika” obserwowali podczas wizyty w szpitalu rybnickim – jednym z największych i najważniejszych ośrodków w kraju – gdzie personel w razie zagrożenia miał się komunikować przestarzałymi pagerami. Nie jest to przypadek odosobniony. Doniesienia pacjentów z gnieźnieńskiej „Dziekanki” sugerują wręcz, że nad częścią polskich szpitali psychiatrycznych nadal unosi się duch „Lotu nad kukułczym gniazdem”.
Na poziomie odbioru społecznego zmieniło się dużo. Dokładnie tyle, ile pozostało do zrobienia na poziomie rozwiązań systemowych.