Koszmar nocy letniej

„Bestiarium” Różyckiego to utwór niezwykle interesujący i literacko pożywny...

09.04.2012

Czyta się kilka minut

„Bestiarium” to pierwsza powieść Tomasza Różyckiego. Pierwsze skojarzenie? Oto dojrzały, uznany poeta z Opola powtórzył ruch innego dojrzałego, uznanego poety z Opola – Jacka Podsiadły, który przed czterema laty opublikował powieść „Życie, a zwłaszcza śmierć Angeliki de Sancé”.

JĘZYK I WYOBRAŹNIA

Oba te wystąpienia wzbogacają pejzaż prozatorski, z roku na rok coraz bardziej płaski i monotonny, coś nam jako czytelnikom polskiej prozy komplikują, a może i wybijają nas z drzemki. Łączy je zatem to, że są nieoczywiste, wymagające, no i raczej nie mogą liczyć na sukces. Ekscentryczna powieść Podsiadły przeszła bez większego echa, los „Bestiarium” również wydaje się przesądzony. Bo to rzecz do smakowania i podziwiania, nie zaś do wchłonięcia. A jednak „Bestiarium” to utwór niezwykle interesujący i literacko pożywny, a przy okazji sprawdzian dla nas. Czy potrafimy jeszcze czytać niekonsumpcyjnie i niespiesznie?

O ekskluzywnym charakterze tego przedsięwzięcia świadczy to, iż lepiej (co nie znaczy, że wyłącznie) skomunikują się z nim ci, którzy znają twórczość poetycką Różyckiego. Nie chodzi o to, że w poezji autora „Kolonii” należy szukać klucza do zrozumienia „Bestiarium”, ani też o to, że jedno z jego najgłośniejszych dzieł, poemat „Dwanaście stacji”, łączy się problemowo z powieścią. Idzie o sprawę elementarną – o zachowanie powagi.

Nie kryję, że zaniepokoiły mnie określenia wydrukowane na okładce książki („oniryczna, surrealistyczna, zabawna”); oczywiście ukuło mnie to ostatnie, choć i przedostatnie należałoby oprotestować. W moim odczuciu mamy tu do czynienia nie tyle z radosnym kaprysem czy niezobowiązującym ekscesem prozatorskim wybitnego poety, ile z kolejną odsłoną „historii”, jaką Różycki opowiada nam bez mała od początku; „historii” osobistej, obsesyjnej, dręczącej. Rzecz w tym, że także w powieści Różycki przedstawia się nam jako poeta, odsyłając nas w pierwszej kolejności do spraw języka, formy i wyobraźni.

PODZIEMNE OPOLE

Bezimienny bohater, „magister filologii obcej”, budzi się o czwartej nad ranem w obcym mieszkaniu. Jesteśmy w Opolu, w środku lata, choć lato to nietypowe – od przeszło miesiąca codziennie nad miastem przechodzą burze. Bohater nie kryje, że nadużył alkoholu, budzi się tedy z ogromnym kacem, ale już po chwili sam nie ma pewności, czy to, czego doświadcza, jest „snem na kacu, zmorą nocną, koszmarem”, czy właśnie wstał, by ruszyć w drogę powrotną do domu. Tkwi w zawieszeniu i będzie w nim tkwił aż do ostatniej strony.

Miasto nasiąka wodą, z wolna traci kształty i materialność, jaźń bohatera także ulega „rozmiękczeniu”. Zrazu lewituje nad miastem, „wpływa” przez okno do jednej z opolskich kamienic, gdzie spotyka prababkę Apolonię. A może zjawę podobną do niej? Nic tu nie jest pewne, figury „Bestiarium” należą do fantasmagorii; postaci nie tylko są widmowe, ale i sklejone z nie wiadomo jakiej materii. Zapewne ze wspomnień bohatera, z rodzinnych plotek i legend, przeróżnych zasłyszeń, ale też z czystej imaginacji.

Sens spotkania z Apolonią nie jest jasny, uchwytna jest natomiast funkcja tej postaci w opowieści. Babka jako najstarsza osoba spośród krewnych bohatera personifikuje dawną świetność rodu, odsyła do tego, co zostało utracone na Kresach, gdzieś pod Lwowem. Ale też nie ma pewności, że to, co utracone, rzeczywiście miało wartość. Może to tylko rodzinne bajania, typowe dla wysadzonych z siodła? Różycki – co najpełniej wykazał w „Dwunastu stacjach” – ma do tych spraw stosunek ambiwalentny.

Babka pojawi się jeszcze na dłuższą chwilę w finale powieści, tymczasem nasz bohater spotyka się z wujem Janem. Ten oprowadza go po podziemnym mieście, a właściwie – jak czytamy – po „państwie podziemnym”. Niepochwytna jest jego natura: w labiryncie piwnic i komnat, rozciągających się pod całym miastem, znaleźli schronienie przeróżni „grzesznicy” (wuj wchodzi w rolę Wergiliusza oprowadzającego po Dantejskim Piekle). I znów – niezbyt precyzyjne to rozpoznanie, gdyż podopieczni wuja, „obywatele podziemnego państwa”, to nade wszystko „tak zwane drugie pokolenie”. U Różyckiego znaczy to najpewniej, że są to potomkowie przesiedleńców ze Wschodu, którzy osiedli na Ziemiach Odzyskanych (tu: na Śląsku Opolskim). Ich biografie – tak jak życiorysy rodziców (pierwsze pokolenie) – również są pęknięte, nieudane. Wuj, który wie, że za chwilę miasto zaleje potop, buduje dla nich arkę, pragnie ich ocalić. Ów wuj robi coś jeszcze: kresowiakom, którzy z racji wieku odchodzą z tego świata, podstawia pod usta puste butelki. W ten sposób archiwizuje ostatnie tchnienia – dźwięki, barwy, zapachy Kresów. Chwali się głównemu bohaterowi, że zgromadził już 311 takich flaszek.

Bohater spotyka kolejnych krewnych, m.in. swoich kuzynów. Najważniejszą postacią jest tu stryj Rekuńcio, który nie boi się nadciągającego potopu. Przeciwnie – z wielką wodą wiąże wielkie nadzieje. Na zdrowe oczyszczenie i nowy, wspaniały początek. Według niego potop zgładzi świat, który znalazł się w głębokim, cywilizacyjnym i duchowym kryzysie. Oczywiście idzie o powtórzenie scenariusza znanego z Biblii, ale chodzi o coś jeszcze – raz na zawsze skończy się rozpamiętywanie przeszłości i przeżywanie traumy przesiedleńczej. Zniknie rodzinna szajba, choć nie zniknie rodzaj ludzki. Zostanie parka, która da początek nowemu gatunkowi – to główny bohater i wyswatana przez stryja kuzynka naszego nocnego wędrowca, Figa.

STRYJ, WUJ I SNY

Blisko finału dochodzi do pojedynku między wujem i stryjem. Kto ma rację, czy stryj, który twierdzi, że pielęgnowanie pamięci i adorowanie przeszłości to „zabobony, zaklęcia, modlitwy jakieś (...), kicz i sentymentalizmy”, czy raczej wuj, który zarzuca oponentowi, że ten zestarzał się do reszty, zgorzkniał, stał się nihilistą? Bohater – a właściwie sam Różycki – nie rozstrzyga tego sporu. Bo chyba obaj krewni mają rację. Przeszłość – jak wszystko w „Bestiarium” i poza nim – naznaczone jest dwuznacznością i nierozstrzygalnością. W tym duchu – a jakże! – utrzymany jest ścisły finał utworu, którego tu nie zdradzę.

Zapyta ktoś, a gdzie w tym wszystkim tytułowe bestiarium? Przecież nie chodzi tylko o to, że z wielką wodą, która zalała Opole, popłynęły także zwierzęta z tamtejszego zoo. I tu wypada wrócić do powagi i integralności dzieła Różyckiego. Otóż powieść ta pozornie utrzymana jest w krotochwilnym nastroju: ot, spotkania z szurniętym krewnymi – ani oni straszni, ani groźni, groteskowi raczej. Nie chcę powiedzieć, że pod maską dobrotliwości skrywają się potwory, chcę podkreślić, że mimo wszystko „Bestiarium” ma więcej wspólnego z horrorem zaludnionym przez zombie niż z oniryczną, estetyzującą, zrodzoną z zapatrzenia w prozę Brunona Schulza, przechadzką. Chcę wierzyć, że pierwsza powieść Tomasza Różyckiego – tak jak jego dzieło poetyckie – lokuje się bliżej bieguna intymności niźli kreacjonizmu. A zatem ostatecznie chcę wierzyć, że autor – ten z krwi i kości – naprawdę miewa koszmarne sny, w których wuj ze stryjem biorą się za łby. I nie jest to wcale śmieszne.


Tomasz Różycki, „Bestiarium”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2012