Klimatyczne relacje oficera z prezydentem

Polacy masowo uczą się angielskiego i trzeba się z tego cieszyć. Ale są też minusy: język angielski coraz silniej wpływa na polski. I nie jest to dobry wpływ.

06.01.2009

Czyta się kilka minut

Angielskie budki telefoniczne /fot. KNA-Bild /
Angielskie budki telefoniczne /fot. KNA-Bild /

Kiedyś w popularnej rozgłośni komercyjnej dziennikarz użył określenia: "fatalna kobieta". Któż tak bez ogródek mówi publicznie o kobiecie? Z kontekstu wynikało niezbicie, że chodzi o "kobietę fatalną". Ale dziennikarzowi obce były widocznie subtelności językowe. Nie przyszło mu do głowy, że "fatalna kobieta" i "kobieta fatalna" to dwie zupełnie różne istoty.

Obywatele "Polskiej Rzeczypospolitej"

Ten drobny przykład ilustruje zjawisko wcale nie drobne. Przeciwnie, urastające ostatnio do rozmiarów plagi językowej. Chodzi o fatalny (tak, fatalny!) wpływ języka angielskiego na polski.

Jednym z jego najbardziej widocznych przejawów jest - jak widać - wędrówka przymiotnika, który coraz częściej lokuje się przed rzeczownikiem. Właśnie tak, jak to jest w angielskim. "Armia polska" staje się "polską armią", "komunikacja miejska" - "miejską komunikacją", "województwo mazowieckie" - "mazowieckim województwem". Tylko patrzeć, a okaże się, że wszyscy jesteśmy obywatelami "Polskiej Rzeczypospolitej".

Jeszcze gorzej jest, gdy - jak w wypadku "kobiety fatalnej" - zmienia się też znaczenie. Bo np. "kraj trzeci" to nie to samo co "trzeci kraj", jak niektórym zdarza się niefrasobliwie mówić czy pisać.

Polacy masowo uczą się angielskiego i niewątpliwie znają go coraz lepiej. Można się z tego tylko cieszyć. Ale ma to też, niestety, minusy: angielski coraz silniej wpływa na polski i nie jest to dobry wpływ.

Nie tylko dlatego, że pojawia się coraz więcej słów pochodzenia angielskiego czy wręcz żywcem przeniesionych z angielskiego. To jeszcze nie jest najgorsze. Bywa przecież tak, że odpowiednie polskie słowa jeszcze nie powstały i prościej jest posłużyć się angielskim. Tak jest choćby w technice komputerowej. Choć i w tej tak zanglicyzowanej dziedzinie nie wszyscy się z tym godzą, bo np. Francuzi nawet tu bronią swego języka jak lwy.

"Prezydent" składa "aplikację"

O wiele gorzej jest, gdy polskie słowa są wypierane przez spolszczone wersje słów angielskich. Ciekawe, że z reguły nie ma żadnej po temu potrzeby, bo angielskie mają dokładnie to samo znaczenie co polskie, nie wnoszą więc niczego nowego. Przykłady? Składanie "aplikacji" (application) zamiast zwyczajnego "wniosku" czy utrzymywanie "relacji" (relations) zamiast po prostu "stosunków".

Słowa polskie i angielskie mogą też brzmieć tak samo czy podobnie, ale nie całkiem to samo znaczyć. Co się wówczas dzieje? Słowo angielskie cichaczem wpycha się do polszczyzny. Efekt bywa i komiczny, i żenujący. Cóż bowiem można rzec, gdy słyszymy o "prezydentach" jakiejś firmy, banku czy organizacji? Rzeczonym "prezydentom" nie przychodzi pewnie do głowy, że w Polsce można być prezydentem jedynie państwa albo miasta. A firmą czy stowarzyszeniem kieruje prezes lub przewodniczący - po angielsku właśnie "president".

Równie cudaczny jest "oficer prasowy" - "press officer". Można by sądzić, że anglosaski Zachód doszczętnie się zmilitaryzował, tylu tam oficerów... Tymczasem w angielskim słowo "officer" to niekoniecznie polski oficer, lecz również funkcjonariusz czy urzędnik.

A "rekordy"? "Baza rekordów" w żadnym razie nie oznacza, że mamy do czynienia z instytucją związaną ze sportem. "Rekordy" (records) to zapisy, np. w katalogach bibliotecznych. Ale skoro o sporcie mowa, nie sposób pominąć tych sprawozdawców z  Pekinu, którzy mówili o dokonaniach polskich "atletów". Nie chodziło jednak o ciężarowców czy przedstawicieli dyscyplin, w których trzeba wykazać się siłą. W angielskim bowiem "athletes" to lekkoatleci. Albo sportowcy w ogóle.

Albo: "formuła". "Dzięki nowej formule twoje włosy, itd…" - słyszymy. Tymczasem angielskie "formula" to po prostu skład - kosmetyku, lekarstwa, żywności. Dodajmy, że włosy cechuje już nie puszystość, lecz "objętość" - angielskie "volume". "Twoje włosy nie mają objętości..." - choć w świetle fizyki to chyba niemożliwe?  Poza tym krajobraz bywa "sceniczny" ("scenic" - malowniczy), a wnętrze nie nastrojowe, lecz "klimatyczne" (climatic).

"W czym mogę pomóc?"

Przywędrowały do nas także bezmyślne tłumaczenia wyrażeń, które w angielskim mają tradycję, ale w polskim są bez sensu i brzmią dziwacznie.

W tej kategorii mieszczą się tak modni ostatnio "ojcowie założyciele" (founding fathers) i stopień najwyższy przymiotników w nowym wydaniu: "drugi najwyższy", "trzeci najmniejszy", "czwarty najładniejszy" itd. W angielskim "second highest" brzmi normalnie, ale w polskim najwyższy jest tylko jeden szczyt czy budynek, drugi z rzędu nie ma już na to szans.

Wreszcie nieszczęsne, a powszechne "W czym mogę pomóc?" wyparło niestety elegancką formułkę "Czym mogę służyć?". Są osoby, które na to rzeczowo odpowiadają, iż "może mi pan pomóc w umyciu samochodu" (zrobieniu zakupów, itp.). Ale rzadko zdarza się, by ktoś pojął, o co w tym chodzi.

Szczególne zasługi na polu krzewienia wpływów angielskiego ma sfera reklamy, organizacji pracy i żargon tzw. HR, czyli zasobów ludzkich (trudno doprawdy powiedzieć, które z tych określeń jest gorsze). Networking, outsourcing, coaching - w imię czego właściwie zwykły Polak całe to straszne słownictwo ma rozumieć i stosować? Nie mówiąc o tym, że trudno pojąć, czemu zwykłe nękanie, dokuczanie i dręczenie awansowało do miana "mobbingu".

Dziwne rzeczy dzieją się też z nazwiskami rosyjskimi i bułgarskimi, które często, wbrew zasadom ortografii, są pisane w transkrypcji angielskiej. Pianista Grigorij Sokołow stał się Grigory Sokolovem, a skrzypek Maksym Wengerow - Maxime’m Vengerovem. Tym fatalnym praktykom hołduje nie tylko część dziennikarzy, ale także Filharmonia Narodowa. Nawet jeśli rosyjscy artyści żyją za granicą i w swych paszportach mają wpisane nazwiska w nowym, przeważnie angielskim brzmieniu, jakie to ma znaczenie dla polskiego odbiorcy?

Nieuzasadnioną karierę zrobiło też małe słówko: "ty". Czy jesteś zadowolona ze swego ostatniego filmu? - tak polski dziennikarz pyta w wywiadzie zagraniczną aktorkę. Czyżby znał ją blisko? Skądże. To tylko skutek błędnego mniemania (kwestię dobrych obyczajów pomińmy), że angielskie "you" to polskie "ty". Gdzie się podział "pan" czy "pani"?

***

Jeszcze parę lat temu atleta oznaczał siłacza, oficer oficera, a na opakowaniach kosmetyków był skład, nie formuła. Czy da się te zmiany powstrzymać? Pytanie, obawiam się, retoryczne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.