Katalog wątpliwości

Krucyfiks jako symbol wartości kultury europejskiej czy tożsamości narodowej to interpretacje sformułowane ad hoc, by obronić krzyż sejmowy, a nie zgrzeszyć przeciw sumieniu prawnemu.

23.01.2012

Czyta się kilka minut

Zaszczyt to dla mnie, że prawnik tak znakomity jak prof. Andrzej Zoll zechciał zająć się zastrzeżeniami i wątpliwościami takiego laika jak ja. Z tym większym zakłopotaniem muszę napisać, że jego argumenty mnie nie przekonały. Dlaczego? O tym za chwilę. Przedtem jednak kilka innych spraw.

***

Profesor Zoll wyraża żal, że pisząc artykuł „Okiem laika” nie zapoznałem się z tekstami ekspertyz in extenso. Ja też tego żałuję – nie umiałem do nich dotrzeć przez internet, okazało się dla mnie to zbyt trudne. W tej chwili już je znam i w rezultacie w dwóch punktach muszę się trochę zdystansować do własnego artykułu.

Okazuje się mianowicie, że w ekspertyzie profesorów Dariusza Dudka i ks. Piotra Stanisza nie ma wyrazu „zasiedzenie” (użytego przez Ewę Siedlecką w „Gazecie Wyborczej”), jest tylko formuła: „zaistnienie długotrwałego, stabilnego i powszechnie akceptowanego zjawiska faktycznego, posiadającego pewne znaczenie prawne”. Stan ten nie ma charakteru prawotwórczego, ma jednak „specyficzne znaczenie prawne” jako „swoisty precedens konstytucyjny”, a nawet „konwenans, czyli zwyczaj konstytucyjny”. Argument ten uważają wymienieni profesorowie za najważniejszy.

Nie bardzo wiem, co o tym sądzić. (Pół żartem powiem, że kiedy czytam określenia „swoisty”, „specyficzny”, to domyślam się, że sprawa nie jest jednoznaczna). Nie wiem, czy zalegalizowanym zwyczajem konstytucyjnym może się stać sytuacja spowodowana działaniem niewątpliwie bezprawnym, a przy okazji dodam – niewątpliwie nieetycznym, bo nieuczciwym wobec kolegów-posłów, którym powszechny w Polsce głęboki szacunek dla krzyża odbiera odwagę, by zaprotestować przeciw aktowi politycznemu (opinia prof. Zolla), ale dokonanemu przy użyciu krzyża.

Nie wiem także, czy do owego „zwyczaju konstytucyjnego” należy na zasadzie analogii prawnej stosować restrykcje, które obowiązują wobec prawa zasiedzenia (postępowanie w dobrej wierze, brak sprzeciwu, termin 20 lat). W każdym razie 14 lat to jak na zwyczaj niedużo. (Tu zwolennikom argumentu zwyczaju podrzucam informację, że w Sejmie II Rzeczypospolitej, przynajmniej do 1928 r., krzyż wisiał; jak było potem – nie wiem). Ale są zwyczaje dobre i niedobre, żywotne i przestarzałe, z którymi należy zerwać. I zrywa się. Praktyka Watykanu jest tego najlepszym przykładem.

***

Może nietrafnie wywiodłem konsekwencje wypowiedzi doc. dr. hab. Ryszarda Piotrowskiego o krzyżu jako symbolu tożsamości narodowej. Formułuje on tę tezę ostrożnie („można by pozostawić...”) i ma zrozumienie dla sprzeciwów, jakie może ona wywołać. (Natomiast profesorowie Dudek i Stanisz bez zastrzeżeń piszą o „chrześcijańskiej tożsamości Narodu Polskiego”, co oznaczałoby, że kto nie jest chrześcijaninem, temu polska tożsamość narodowa nie przysługuje). Wracając do opinii doc. Piotrowskiego: nazywając krzyż „źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwałości i rozwoju”, zmienia on sens tego sformułowania, które w konstytucji (art. 5) odnosi się nie do jednego, lecz do różnych dóbr kulturowych.

Muszę wreszcie dodać, że sprawą niejasną stał się dla mnie tryb zamówień dokonanych przez marszałek Sejmu Ewę Kopacz i ich realizacji. Czy zamówiła ona jedną ekspertyzę u dwóch uczonych KUL-owskich (co mało prawdopodobne), czy też u jednego, a on z własnej inicjatywy (uzgodnionej z marszałkiem lub nie) wciągnął do współpracy kolegę? Jeśli tak, to formalnie rzecz biorąc, była to istotnie jedna ekspertyza, ale podpisy pod nią dwóch uczonych niewątpliwie podwyższały jej rangę. O to jednak marszałek Kopacz winić nie można.

***

Przechodzę ad rem.

1.) Prof. Zoll zarzuca mi, że wyjątkowo skrzywdziłem prof. Romana Wieruszewskiego, nazywając jego ekspertyzę „umyciem rąk”, podczas gdy jest ona „obszerna i pogłębiona”, a wskazane przez niego warunki, które muszą być spełnione, aby uznać obecność krzyża w sali sejmowej za zgodne z konstytucją, są całkowicie zrozumiałe. Otóż, ja nie kwestionowałem ani trafności wywodów prof. Wieruszewskiego, ani ich zrozumiałości. Ale wymienił on tylko warunki legalności krzyża, natomiast w swojej konkluzji nie dał odpowiedzi, czy warunki te zostały spełnione, a o to go pytano. I ten brak odpowiedzi uznałem za „umycie rąk”.

2.) Prof. Zoll broni trafności konstytucyjnego terminu „bezstronność” użytego zamiast neutralnego „neutralność”, bo „neutralność” jest dwuznaczna – może oznaczać zarówno separację, jak i współpracę i współdziałanie. Język prawniczy bywa osobliwy. Chyba historyk czy politolog zapytany, co znaczy „neutralność”, nie powiedziałby, że chodzić tu może o współpracę i współdziałanie. No, ale jeśli tak to nazywają prawnicy, można było dwoma słowami do¬określić specyfikę owej neutralności i z niej skorzystać. Piszę to wszystko tylko dla porządku, bo istota naszego sporu jest gdzie indziej. Prof. Zoll mówi o bezstronności państwa wobec związków religijnych, i takie sformułowanie nie budzi zastrzeżeń. Co prawda w kontekście preambuły Konkordatu można mieć wątpliwości, czy rzeczywiście państwo zachowuje bezstronność w sensie równego dystansu wobec wszystkich wyznań. Nie jest to zarzut – po prostu wątpliwość wynikająca z treści preambuły. Mój zarzut w stronę prof. Zolla zmierza w innym kierunku. Art. 25 dotyczy stosunku władz publicznych do przekonań religijnych, a to – w moim laickim rozumieniu – coś zupełnie innego niż stosunek do związków religijnych.

3.) Prof. Zoll zapewnia, że profesor Lech Morawski w swej ekspertyzie głęboko uzasadnił odwołanie się do art. 5 konstytucji jako argument w sprawie krzyża. Jako przykład podaje fakt, że „ochrona dziedzictwa i tożsamości narodowej została uznana za fundament decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka”. Co prawda prof. Morawski pisał nie o ochronie, ale o strzeżeniu, jednak można powiedzieć, że są to synonimy. I znowu chodzi mi tu o co innego – obaj profesorowie jakby nie widzą różnicy między obowiązkiem strzeżenia czy ochrony a uczczeniem, otaczaniem kultem. Przecież krzyż w Sejmie umieszczono nie po to, by ocalić go przed jakimś niebezpieczeństwem, lecz by go uczcić.

4.) Prof. Zoll odrzuca mój pogląd, iż zawieszenie krucyfiksu było symbolicznym zawłaszczeniem obiektu przestrzeni publicznej, bo krzyż ten został zawieszony nie z motywów religijnych, ale politycznych (jakich – tego nie skonkretyzował). Jest to tylko domysł, ale załóżmy, że trafny. Czyn ten jednak został dokonany przez użycie przedmiotu sakralnego, więc wydaje mi się, że niezależnie od intencji sprawców, sakralizacja tu nastąpiła. Ale nawet jeśli zgodzić się, że nie było tu motywów religijnych – czyn nadal pozostaje nielegalny jako p o l i t y c z n e zawłaszczenie obiektu przestrzeni publicznej.

5.) Słusznie wytyka mi prof. Zoll, że napisałem, iż uchwała Sejmu z 3 grudnia 2009 r. nie ma nic wspólnego z obecnością krzyża w polskim Sejmie. Tymczasem rzeczywiście uchwała ta implicite obecność tę afirmuje. Ale po pierwsze – czy taka implicytna tylko afirmacja „przesądza sprawę” i krzyż zostaje tym samym zalegalizowany – jak orzeka prof. Zoll? Przyznam się, że jako laik mam co do tego wątpliwości, lecz nie śmiem na ten temat polemizować. Zauważę tylko, że obecność krzyża legitymizuje się tu tylko pośrednio i ex post uchwałą, która z podobnych przyczyn legitymizacji wymaga.

6.) W końcowej części swego tekstu prof. Zoll dowodzi, że gdyby krzyż został zawieszony w Sejmie tylko jako obiekt kultu, uprawniony byłby zarzut dyskryminowania mniejszości. Tymczasem – pisze prof. Zoll – krzyż ten jest w sali sejmowej symbolem szlachetnych wartości związanych z chrześcijańskimi korzeniami Europy, identyfikacji z kulturą europejską, prawdy, piękna i sprawiedliwości, poświęcenia dla drugiego człowieka. Podobnie argumentują profesorowie Dudek i Stanisz. Chybiona to jednak linia obrony. Przede wszystkim różne pozareligijne treści, jakie wiąże się w Polsce z krzyżem, są inne od tych, które chciałby widzieć prof. Zoll. Np. krzyż jest znakiem sprzeciwu tzw. cywilizacji śmierci, albo patronuje wyznaniowemu pojmowaniu przynależności narodowej („Tylko pod krzyżem...”). Po drugie – dla większości Polaków krucyfiks, zarówno poza Sejmem, jak i w sali sejmowej, jest przede wszystkim obiektem kultu religijnego i ta jego funkcja prymarna nieuchronnie dominuje w ich świadomości nad innymi myślami i uczuciami. Posługuję się tu intuicyjnymi domysłami, chyba jednak prawdopodobnymi. A zresztą od takich domysłów nie stronią także eksperci i prof. Zoll.

Krucyfiks jako symbol wartości kultury europejskiej czy tożsamości narodowej to interpretacje – tak mi się przynajmniej zdaje – sformułowane ad hoc, by obronić krzyż sejmowy, a nie zgrzeszyć przeciw sumieniu prawnemu. Skądinąd przychodzi mi na myśl, że niektórzy katolicy takiej połowicznej sekularyzacji (u doc. Piotrowskiego – nacjonalizacji) postawiliby zarzut kapitulanctwa.

W ostatniej chwili dopisuję: z tą argumentacją prof. Zolla niezgodne jest chyba stanowisko Józefy Hennelowej („W przestrzeni publicznej”, TP nr 3/12), która uważa, że krzyż to nie znak, nawet nie symbol, lecz „obecność świadectwa i jego konsekwencje”, „wymiar świętości” – słowa Jana Pawła II.

6.) Prof. Zoll zwraca wreszcie uwagę, że w życiu publicznym różnych państw „element religijny występuje jako część ceremoniału, a krzyż jest elementem wielu godeł państw, herbów miast, orderów itp.”. Na pewno tak jest, ale znaleźć można łatwo także kontrprzykłady, dowodzące, że element religijny nie jest tu sprawą obojętną; nawet czerwony krzyż zastąpiono w większości krajów muzułmańskich czerwonym półksiężycem, a w Izraelu – gwiazdą Dawida. Wiadomo też dobrze, że krzyż bywał znakiem organizacji powszechnie dziś potępianych, jak Ku-Klux-Klan, nazizm (Hakenkreuz) czy węgierscy strzałokrzyżowcy. Jeśli zaś chodzi o krzyż jako motyw tylko dekoracyjny, to właśnie dlatego nie należałoby powoływać się na tę jego funkcję, gdy chodzi o krzyż jako symbol religijny, kulturowy czy nawet polityczny.  

Tytuł artykułu pochodzi od redakcji

HENRYK MARKIEWICZ (ur. 1922) jest historykiem i teoretykiem literatury, nestorem polskiego literaturoznawstwa, nauczycielem kilku generacji humanistów. Emerytowany profesor UJ, członek Polskiej Akademii Umiejętności i Polskiej Akademii Nauk. Wieloletni redaktor „Polskiego Słownika Biograficznego”. Autor wielu klasycznych rozpraw historycznoliterackich i teoretycznych, redaktor antologii oraz leksykonów, m.in. „Wymiarów dzieła literackiego” (1984), „Literatury pozytywizmu” (1986), „Teorii powieści za granicą” (1995), „Polskich teorii powieści” (1998).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2012