Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dziękuję za druk opowieści pani Zuzanny Radzik i wyrażam jej wielkie słowa uznania. Ta wspaniała osoba zaimponowała mi szczerą, prostolinijną postawą i bezkompromisowym dążeniem do prawdy. Dzięki niej poczułam, że nie jestem sama, a nas - świeckich kochających Kościół i nie potrafiących pogodzić się z jego wadami - jest więcej.
Papież powiedział kiedyś, że człowiek jest drogą Kościoła, ale chyba niewielu serio potraktowało jego słowa. Świeccy żyją swoim życiem, hierarchia swoim. Można by napisać książkę o zgorszeniach: ukrywaniu prawdy o złu i braku reakcji na zło; znikomym udziale świeckich w sprawach decyzyjnych Kościoła („My mówimy, a wy, maluczcy, siedzieć cicho”); odmiennych standardach życiowych kleru i świeckich; niewystarczającej nauce dla ludzi potrzebujących drogowskazu. Przykłady? Oto one.
Ksiądz rozmawia podczas imprezy towarzyskiej o samochodach: „Lanos? E, lanos to nie samochód”. Podczas innej imprezy inny kapłan, z miną zatroskaną: „Gdy mam depresję, zawsze wyjeżdżam do Wiednia”. Warto przyjrzeć się, jak potraktowano komunikat biskupów na temat UE. Gdy ludziom trzeba dodać otuchy, powiedzieć, by przestali się bać, bo otrzymują szansę dla siebie i przyszłych pokoleń, biskupi piszą o zagrożeniach i rozmywają swoje stanowisko, mówiąc, że to sprawa sumienia (rozumowanie pewnego księdza: „Unia jest za aborcją, więc jeśli głosujesz za Unią, jesteś za aborcją”, czyli - musisz się z tego spowiadać).
Niedawno z aresztu zwolniono księdza oskarżonego o defraudację dużych pieniędzy (sprawa Stella Maris). Wyszedł za poręczeniem 100 tys. złotych. Skąd je miał? Jeśli wyłożył je arcybiskup, to z czyjej kasy? Ilu dzieciom można byłoby kupić za to obiad, zapytajcie panią Janinę Ochojską. Dlaczego biskup bierze w czymś takim udział? Kocham mój gdański Kościół i czuję taki wstyd... Co mam robić, widząc to i czując się odpowiedzialna za świętość Kościoła? Nic nie robić, to grzeszyć zaniechaniem. Zwłaszcza, jeśli jestem nauczycielem, który ma wychowywać młodych ludzi (jakże już zniechęconych do Kościoła), i piszę do lokalnej prasy (także katolickiej).
Kiedy słyszę od moich uczniów, jak daleko od Kościoła układają sobie świat, jest mi przykro i wiem, że to nie do końca ich wina. Prawdopodobnie nikt ich nie poprowadził piękną drogą ku wierze. Opadają mi ręce, gdy słucham o ich skrzywionych wyobrażeniach Boga i Kościoła. Zgodnie z zasadą ks. Janusza St. Pasierba „kogo bardziej powinno to obchodzić, jak nie samych katolików”, staram się pisać o tych sprawach na łamach prasy katolickiej. Napisałam tekst historyczny o wspólnej historii Polaków i Żydów - nie poszło, bo „u nas nie pisze się o Żydach”. Tekstu o pieniądzach w Kościele też nie wydrukowano, bo „czasy są złe” i „zewsząd nas atakują”. Dlatego szczerze cieszę się z tekstu pani Zuzanny. To znak, że musimy mimo wszystko próbować inicjować zmiany, wzbudzać ferment i ponawiać próby mówienia o podobnych sprawach. Im nas będzie więcej, tym lepiej, tym skuteczniej.
Jestem dumna, że mój Kościół ma też twarz pani Zuzanny.
AGNIESZKA TOMASIK (Sopot)