Historia ciągle otwarta

Alicja Klich-Rączka: Moi pacjenci z wiekiem wcale o obozie nie zapominają. To, co się wydarzyło we wczesnej młodości, dzieciństwie, pozostaje w naszej pamięci znacznie żywsze i z czasem nabiera większego znaczenia.

23.01.2017

Czyta się kilka minut

 / Fot. Andrzej Banaś
/ Fot. Andrzej Banaś

PATRYCJA BUKALSKA: Prowadzi Pani od wielu lat w Krakowie przychodnię dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Oni sami często mówią o sobie nadal: „więźniowie”. Skąd ta różnica: „więźniowie” i „byli więźniowie”?

ALICJA KLICH-RĄCZKA: Gdy o nich mówię, zwykle mówię „więźniowie obozu”, bo ta historia się nie zamknęła. Przychodnia nazywa się „dla byłych więźniów”, są stowarzyszenia „byłych więźniów”. Natomiast w ich głowach nie ma „byłych”. Oni nadal tym żyją, nawet jeśli o tym nie mówią. Ich rodziny próbują się z tym uporać, nawet jakoś to zatrzeć, bo przecież ci ludzie byli i są nie tylko więźniami Auschwitz, robili często wiele ważnych rzeczy. Ale jednak zwykle się to nie udaje. Jeden z moich pacjentów przyszedł i powiedział: „Usunąłem swój numer, myślałem, że tak się z tym rozprawię, ale to tylko numer...”.

Pani pierwsze spotkanie z więźniami Auschwitz?

Byłam już lekarką po specjalizacji. Zaczęłam pracować w „Poradni dla byłych więźniów” w 2004 r., a w 2010 r. przejęłam jej kierownictwo. Przychodnia powstała w 1987 r., z inicjatywy niemieckiego stowarzyszenia Maximilian-Kolbe-Werk [Dzieło im. Kolbego, powstałe w Niemczech zachodnich na początku lat 70. XX w. – red.]. Prowadziła ją początkowo pani doktor Helena Ślizowska. Dołączyłam, kiedy okazało się, że ze względu na wiek byli więźniowie potrzebują już nie tylko opieki internistycznej, ale też geriatrycznej.

Geriatrą nie jest chyba popularną specjalizacją? Skąd zainteresowanie starszymi osobami?

Jeszcze w Liceum Medycznym zakładałam Koło Opieki nad Starszymi, czyli moja przygoda z geriatrią zaczęła się właściwie przed studiami. Może wpływ na to miała babcia, z którą spędzałam dużo czasu w dzieciństwie. To ona zwracała mi uwagę na los ludzi starszych, zwłaszcza na wsi, gdzie często byli przydatni dopóty, dopóki mogli pracować. W każdym razie to ona mnie uwrażliwiła na problemy starszych. Powiem tak: kochać dziecko jest łatwo, bo jego piękno jest oczywiste. A starość to jest piękno ukryte: w zmarszczkach, pochylonej sylwetce, ale i w mądrości. Od ludzi starszych możemy się wiele nauczyć.

Czy wśród Pani pacjentów, ludzi starszych, byli więźniowie kacetów się wyróżniają? Mają jakąś cechę wspólną?

Każdy to indywidualność, z osobną historią. Ale jednak coś ich łączy: są silniejsi od przeciętnego człowieka w ich wieku. Fizycznie silniejsi, odporniejsi. Może dlatego, że tylko silniejsi przeżyli „marsze śmierci”. Ta selekcja – choć brzmi to brutalnie – dokonała się już tam... Są ponadprzeciętni z wielu względów.

W jaki sposób obozowe doświadczenie wpłynęło na ich charaktery?

Mają oczywiście syndrom stresu pourazowego, nieraz cierpią na depresję, dręczą ich koszmary. Ciekawe, że z wiekiem wcale o obozie nie zapominają. Tak to już jest, że to, co wydarzyło się we wczesnej młodości, w dzieciństwie, pozostaje w naszej pamięci znacznie żywsze i z czasem nabiera większego znaczenia. Ci ludzie mieli to nieszczęście, że właśnie lata ich młodości przypadły na czas obozowy. Nie zapominają o tym, przeciwnie: ciągle do tego wracają. Żona jednego z moich pacjentów mówi, że codziennie na śniadanie oprócz bułek i kawy ma porcję opowiadań z Auschwitz. Dzieci byłych więźniów też mówią, że rosły w atmosferze obozu. Choć są również takie osoby, które o obozie nie chciały mówić przez całe lata...

Są też bardziej zdystansowani do spraw małych. Nie przeszkadzają im drobiazgi, jak brak klimatyzacji w autobusie. Uważam, że mają też większą zdolność wybaczania. I mam na myśli nie tylko wybaczanie ludzkich małości, ale i fakt, że potrafią rozmawiać, a nawet przyjaźnić się z Niemcami. Tego zresztą się od nich nauczyłam: że ludzie dzielą się tylko na złych i dobrych. Choć jednak mówią, że mogą wybaczyć, ale nie mogą zapomnieć... Uważam, że byli więźniowie są skarbem. Niestety z każdym miesiącem, z każdym rokiem ich ubywa.

Jak Pani sobie radzi z ich odchodzeniem? Na pewno jest Pani z nimi zżyta – poza godzinami pracy organizuje Pani ogniska i spotkania, jeździcie na Kresy, na pielgrzymki do Włoch.

To bardzo trudne, choć odchodzenie pacjentów jest wpisane w moją specjalizację. Nie ukrywam jednak, że każde odejście pacjenta, z którym jestem zaprzyjaźniona, głęboko mnie dotyka. Nasze relacje wykraczają poza stosunki lekarz–pacjent. To moi przyjaciele. Moje dzieci i moi rodzice też ich tak traktują. Moje córki nazywają moje pacjentki swoimi babciami, mimo że mają przecież swoje babcie. Zapraszały je do przedszkola na Dzień Babci, potem na swój ślub itd. Każde odejście jest więc dla mnie odejściem bliskiego człowieka. Zostaje pustka. Mam poczucie, że jestem w pewien sposób świadkiem, uczestnikiem historii, która odchodzi razem z nimi. Czuję się uprzywilejowana, że mogłam ich poznać. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2017