Gombrowicz raz jeszcze

Najpierw były dwie pozycje dokumentujące argentyński epizod biografii autora Ferdydurke: Tango Gombrowicz Rajmunda Kalickiego i Gombrowicz w Argentynie Rity Gombrowicz. Niedawno otrzymaliśmy świetną pracę Klementyny Suchanow Argentyńskie przygody Gombrowicza, która znane już fakty uściśliła i wydobyła wiele nowych, znacząco wzbogacając naszą wiedzę o dwudziestu czterech latach, podczas których powstały Trans-Atlantyk, Ślub, Pornografia i większa część Dziennika.
 /
/

Teraz możemy spojrzeć na tamte lata raz jeszcze, oczami Argentyńczyków. Niektóre zebrane w tym tomie relacje publikowano już w “Tangu...", inne czytamy po raz pierwszy. Znalazła się tu także korespondencja, jaką Grinberg i Gombrowicz prowadzili od chwili wyjazdu polskiego pisarza z Argentyny do jego śmierci.

***

Kim jest Miguel Grinberg? Tak o sobie pisze: “Jako pierwsze urodzone w Argentynie dziecko żydowsko-polskiej rodziny, która wyjechała z Warszawy w 1928 roku, zawsze wiodłem życie outsidera. Urodziłem się w Nowym Świecie, ukształtowanym przez patos Starego Świata...". Rocznik 1937, dorastał w okresie dyktatury Perona. W 1962 roku, gdy poznał Gombrowicza, był już jednym z argentyńskich “młodych gniewnych" zwanych Mufados i wydawcą pisma “Eco Contemporáneo". Mufados buntowali się przeciw literackiemu establishmentowi, zarówno prawicowemu, jak i lewicującemu. “Walczyliśmy, by nie dać się otumanić zbiorowym kłamstwom" - wspomina dziś Grinberg. W tej walce autor “Ferdydurke" - powieści wydanej w Argentynie kilkanaście lat wcześniej - miał być ich sojusznikiem.

Tymczasem jednak zbliżał się jego powrót do Europy. “Los (lub Ręka), który wywiódł Gombrowicza z Polski w 1939 roku - zauważa z żalem Grinberg - interweniował ponownie w roku 1963, by wyrwać go z »młodszego« narodu, jak nazywamy Argentynę, akurat w chwili, gdy wyłaniało się w naszym kraju (w jego poezji, kinie, teatrze, malarstwie, rocku progresywnym, w sztuce pop) zjawisko nazwane później pokoleniem lat 60., w dużej mierze ferdydurkowe".

“Oni jak gdyby akurat w owych dniach dostrzegli - pisał potem Gombrowicz o swoich młodych przyjaciołach w “Dzienniku" - że takie coś, jak ja, nie zdarzy im się co dzień: pisarz już »zrobiony«, o nazwisku już znanym, a nie zadający się z osobami powyżej lat dwudziestu ośmiu, artysta o jakiejś specjalnej estetyce, czy specjalnej dumie, które z pogardą i nudą odrzucały ludzi w kulturze urzeczywistnionych, aby garnąć się do młodych... Ależ to jak znalazł, żeby uderzyć owym młodo-starym, jak taranem, w beau monde literacki Argentyny, wywalić drzwi, rozsadzić hierarchie, wywołać skandal...".

“Ale czy rzeczywiście - zastanawia się dziś Jerzy Jarzębski - jako nieomal sześćdziesięciolatek Gombrowicz umiałby jeszcze ruszyć z młodymi do ataku na świętości kultury oficjalnej? Sądzę, że chętnie to otwarcie deklarował, ale gdzieś w nim zaczaiła się już półświadoma niewiara i jakaś niechęć... Gombrowicz doskonale zdawał sobie sprawę, że wyjazd do Europy to ostatnia szansa zdobycia rzeczywistej pozycji w świecie, że - jednym słowem - trzeba rozpocząć na serio chodzenie wokół własnej sprawy, aby, paradoksalnie, poprzez bolesne doświadczenie umierania zdobyć tak upragnioną nieśmiertelność. Pogardzany establishment upomniał się tu o swoje prawa, a są to prawa twarde i w niczym niepodobne do beztroskiego kuszenia, jakie ofiarowuje młodość. Bo »być wielkim pisarzem« znaczy po trosze właśnie - umierać za życia".

Gombrowicz nie stanął więc na czele literackiej rewolucji młodych Argentyńczyków, ale Grinberg pozostał wierny jemu i jego dziełu. Listy, które krążyły pomiędzy Buenos Aires a Berlinem i Vence, to właściwie kronika lojalnego udziału młodego Argentyńczyka w batalii o sławę, jaką wówczas toczył Gombrowicz. W tej batalii, na ogół bardzo serio, bywały i momenty zabawne.

Grinberg wspomina na przykład, jak udało mu się doprowadzić do szybkiego wznowienia “Ferdydurke" w Argentynie. Bankier, który mu wtedy mecenasował, przeczytawszy powieść Gombrowicza zachwycił się nią i - oburzony, że nie ma jej w księgarniach, jako że pierwsze wydanie dawno zostało wyczerpane - dał Grinbergowi bilecik polecający do pewnego człowieka. Człowiek okazał się dyrektorem generalnym dużego wydawnictwa Sudamericana i podjął decyzję bez żadnego wahania - bowiem kochający literaturę bankier był zarazem prezesem zarządu tej oficyny...

W książce teraz wydanej, która także przecież zaświadcza o wierności, jaką Grinberg zachował wobec Gombrowicza, splata się wiele wątków. Tłem kolejnego “portretu wielokrotnego" Gombrowicza jest tutaj panorama nieznanych nam realiów życia kulturalnego w Argentynie lat 60. i dekad następnych, wewnętrznych napięć i sporów. Grinberg wskazuje przy tym na pewne - zauważone już przez Gombrowicza - zbieżności między Argentyną a Polską, na przykład “pełne odwzorowanie antagonicznych sekt kulturalnych".

Równocześnie snuje szersze refleksje na temat historii Argentyny, którą widzi jako niekończącą się traumę “bratobójstw, ojcobójstw i dzieciobójstw", i na temat społeczeństwa argentyńskiego, które powstało w wyniku wymuszonego przemocą pomieszania ras. Z tej perspektywy analizuje Gombrowiczowskie fascynacje dające się streścić w słowie “Retiro". Przy czym owa nieistniejąca już dzielnica na skraju buenosaireskiego portu, będąca uosobieniem sił nocy i grzechu, łączy się tu nie tyle z ciemnymi wtajemniczeniami natury erotycznej, ile z fałszywą wizją “Edenu niedojrzałości", idealizacją młodości, która - jak sam pisarz później zrozumiał - była w istocie młodością nie tyle triumfującą, ile poniżoną.

***

Ponad wszystko zaś jest to książka bardzo osobista. Wspominając lubelskie obchody Roku Gombrowiczowskiego w październiku 2004 Grinberg pisze: “Czułem potrójne emocje - w pewien sposób reprezentowałem bowiem argentyńską stronę Witolda, polskiego ducha moich rodziców i pamięć rodziców moich argentyńskich przyjaciół o polskich korzeniach. Wzniosłem za nich toast wódką na moście na Warcie, gdy po podróży busikiem użyczonym lubelskim aktorom przez policję przyjechałem do Wrocławia na zaproszenie dyrekcji Teatru Polskiego. Ot, życie artystów".

A we wstępie Rity Gombrowicz, znacząco zatytułowanym “Argentyna, jego miłość", przeczytamy, że opowieści jej męża o Argentynie “miały w sobie coś z pięknego mitu". Gdy w skrzynce pocztowej w Vence Gombrowicz znajdował listy z Buenos Aires, chował je bez czytania, by przedłużyć moment radosnego oczekiwania i “dopiero po obiedzie oddawał się niespiesznemu ich smakowaniu".

I jeszcze kadr ostatni. “W lipcu 1969 roku, w ostatnich dniach jego życia, w Vence panowały wielkie upały. U Witolda nasiliły się dolegliwości związane z astmą. Postawiłam obok niego wentylator. Pęd powietrza rozwiewał mu włosy. Zaniepokojona, czy cyrkulacja nie jest zbyt silna, chciałam wyłączyć wiatrak. Zostaw, powiedział, to mi przypomina Argentynę. Część jego życia umarła w Argentynie". (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2005, s. 176. Przełożyli: Ewa Zaleska i Rajmund Kalicki. Autorzy: Miguel Grinberg, Virgilio Pińera, Jorge Rubén Vilela, Jorge Di Paola Levin, Mariano Betelú, Humberto Riva, Juan Carlos Ferreyra, Oscar Barney Finn, Jorge Lavelli, Manuel Galvez, Juan Carlos Paz. Posłowie zatytułowane “Ostatnie kuszenie Gombrowicza" - Jerzy Jarzębski).

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2005

Podobne artykuły