Gdybym był gościem pana Pospieszalskiego...

... W czasie prowadzonej przezeń telewizyjnej debaty o tej nieszczęsnej preambule do konstytucji europejskiej, to bym chyba nie zdzierżył, poprosiłbym o głos i wypaliłbym następującą orację w trzech punktach. Albo może dałbym spokój, bo oracja byłaby za długa, więc lepiej, że ją tu spiszę. Preambuła jest bowiem tematem może niezbyt ważkim, lecz symptomatycznym i znamiennym.

11.07.2004

Czyta się kilka minut

Ale najpierw powiem, że na podstawie kilku zaledwie emisji wysoko cenię ten program TV pana Pospieszalskiego. Umie on zgromadzić interesujących uczestników, sprawiedliwie dawać im szansę wypowiedzi, trzymać się tematu i przede wszystkim nie dopuszczać, żeby wszyscy krzyczeli naraz, co jest notoryczną cechą wielu innych polskich dyskusji. Może jedną z przyczyn tego panowania nad debatą jest imponująca kondycja nie tylko umysłowa, ale i fizyczna pana Pospieszalskiego, który cały czas stoi!

A oto moje trzy punkty, które chciałyby spór o podkreślenie w preambule chrześcijańskiej genezy Europy skierować w łożysko nieco odmienne od tego, w jakim ten spór się toczy (także w owym programie).

1) Papież powiedział zwięźle i celnie, że nie podcina się korzeni, z których się wyrosło. W zasadzie nikt nie kwestionuje faktu, że są to korzenie przede wszystkim chrześcijańskie. Ale różnym osobom wystarczyłoby wśród całego katalogu korzeni (np. filozoficznych, demograficznych, geograficznych) wymienić w preambule także “religijne". Dla niczyjej wiary takie uogólnienie nie stanowiłoby żadnego zagrożenia ani obrazy.

Co więcej, te chrześcijańskie korzenie bardzo są poplątane, a niektóre w perspektywie dziejów - wręcz brzydkie, więc po co się do nich odwoływać: religia bezprzymiotnikowa, nie obciążona historią, zupełnie w preambule wystarczy.

Odpowiedzieć nietrudno: taka religia to fikcja. Jeśli rzeczywiście mamy mówić o tym, skąd przychodzimy i dokąd idziemy, czy historia czegoś nas uczy i czy potrafimy odnaleźć twardy, archimedesowy punkt podparcia, żeby nie utknąć w bezruchu - nie rozmydlajmy historii, nie odcieleśniajmy jej, bo w końcu staniemy - jak ostrzegał Norwid - przed “upiorowym myśleniem myślenia". Sensowny stosunek do wszelkiej tradycji polega na ciągłym wyborze konkretów. Zdaje się, że w chrześcijaństwie święci, lepiej niż instytucje, nie pozwalali, żeby wyschły ewangeliczne wody strumienia, który niekiedy całkiem wąskim nurtem torował sobie drogę po skalistym dnie. Pionierzy zjednoczonej Europy - Schuman, De Gasperi, Adenauer - na pewno wiedzieli, z jakich wyrastają korzeni. Wiedziała o tym także matka Teresa z Kalkuty. Ileż razy oni wszyscy musieli kontemplować słowa św. Pawła, że w obliczu Stwórcy nie masz poganina ani Żyda, wolnego i niewolnika... “Nie kłamcie jedni wobec drugich, boście zwlekli z siebie starego człowieka z uczynkami jego, a przyoblekli się w nowego, który wciąż się odnawia...". Człowiek, który wciąż się odnawia! Kilku dyskutantów jakby zapomniało, że to w chrześcijaństwie nie tyle diagnoza, ile obowiązek. Bo zaraz dalej św. Paweł mówi: “A ponad wszystko miejcie miłość"...

2) Między takie słowa wchodzi się z lękiem, choćby dlatego, że powszedniość bywa tak od nich odległa. Tym bardziej chciałbym, żeby mój głos w dyskusji nie lekceważył powszedniości. Powiedzmy zatem wyraźnie, że te wstępne, nadmiernie wzniosłe uwagi powinny teraz ustąpić miejsca refleksji nad taktyką i strategią.

Co przeszkadza wielu osobom stwierdzić prostą prawdę historyczną, dotyczącą cywilizacji europejskiej? Widzieliśmy już - lęk przed tym, co w chrześcijaństwie bywało złem, a może i lęk przed tym, aby w wyborze tradycji przez taką czy inną grupę to zło nie wypłynęło na wierzch. Lepiej zatem dać sobie spokój z jakąkolwiek bliżej określoną tradycją religijną, żeby nie otwarły się śluzy tradycji złych? Takie rozumowanie byłoby trochę podobne do zakazu używania noża dla dokrojenia chleba, bo jak wiadomo można z noża zrobić zły użytek.

3) Możemy wyliczyć wiele jeszcze tego rodzaju sporów (wynikających np. stąd, że w szkołach wielu krajów uczono, że właściwie początkiem historii jest Rewolucja Francuska). Ale istotne pytanie z dziedziny strategii psychologicznej sprowadza się do takiej kwestii: czy unikanie z jakichś względów (może też przez delikatność wobec innych wyznań) wyraźnego nazwania własnych korzeni zostanie przez obcych poczytane za delikatność właśnie, czy za objaw słabości? Czy spór o tę formułę pozwoli coś wyjaśnić, lepiej się porozumieć, czy będzie tylko obstrukcją? Tu chodzi już nie tylko o niewiele może znaczącą preambułę, ale o postawę wobec przeszłości, wobec gotowości do dialogu ze społecznościami, które wyrastają z innych korzeni. Czy lepiej takiemu dialogowi posłuży niema dyskrecja wobec historii, czy też dobitne określenie odrębnej, lecz otwartej postawy własnej? I w wypadku sporu w swoim, europejskim gronie - jakie są granice ustępstw i uporów? Wydaje mi się, że te pytania z dziedziny - powtarzam - strategii, są istotniejsze niż pytania o korzenie, bo tu odpowiedź jest oczywista, podczas gdy rozstrzygnięcie strategiczne zależy od sytuacji, od receptywności partnera, od talentów dyplomatycznych i nawet od wyników głosowania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2004