Europa nieskończona i niedokończona

W dniach 17-18 czerwca odbędzie się unijny szczyt w Brukseli - kolejny etap poszukiwania ugody w sprawie Traktatu Konstytucyjnego. Jednym z punktów zapalnych jest treść preambuły. Spierają się o nią nie tylko politycy, ale także filozofowie - poniżej prezentujemy skrócony zapis debaty zorganizowanej wspólnie przez Austriacki Konsulat Generalny w Krakowie i Tygodnik.

MAREK ZAJĄC: - Jak filozof definiuje Europę?

KONRAD PAUL LIESSMANN: - Pytanie o Europę stało się dziś w gruncie rzeczy pytaniem o rekonstrukcję Europy, przede wszystkim w sensie duchowym. Ostatnio słyszymy wiele definicji, jednak żadna nie wydaje się wyczerpująca. Francuski filozof Rémi Brague usiłował powiązać europejską tożsamość ze starożytnym Rzymem, z szeroko rozumianą łacińskością. I miał sporo racji, np. duch prawa rzymskiego nadal przenika fundamenty naszego państwa prawa. Po drugie, mówi się o chrześcijaństwie, przeciwstawiając chrześcijański Zachód islamskiemu Wschodowi. Dziś konflikt między Orientem a Okcydentem nie rozstrzyga o specyfice Europy - choć może jest inaczej? Jako trzeci element wymieniłbym oświecenie, scjentyzm i racjonalizm, który ukształtowały nie tylko kulturowe, ale również społeczne i ekonomiczne oblicze naszego kontynentu. Czwartym korzeniem nowoczesnej Europy jest nacjonalizm - nie w prymitywnej formie z minionego stulecia, ale rozumiany jako proces wykształcania się państw narodowych w XIX wieku.

Te cztery elementy wciąż są ważne - mniej lub bardziej, w zależności od regionu. Łacińskość łatwiej dostrzegamy na Południu niż w słowiańskich regionach kontynentu, natomiast katolicyzm głębiej zakorzeniony jest w Polsce niż Niemczech czy Austrii. Paradoks polega na tym, że na bazie filozoficznych rozważań nie można wykreślić granic Europy, bo wszystkie wspomniane idee przekraczają geograficzne horyzonty kontynentu; eksportowane są stąd na cały świat. Chrześcijaństwo stało się religią globalną, a nacjonalizm jest naszym największym eksportowym szlagierem od XIX wieku - koncepcja ruchów narodowo-wyzwoleńczych dotarła nawet do tych kultur, które nigdy nie wyznawały idei narodu w wydaniu europejskim.

CZESŁAW PORĘBSKI: - Edmund Husserl twierdził, że z perspektywy filozoficznej Europę można zdefiniować poprzez starogreckie odkrycie nieskończonych idei - dobra, prawdy czy sprawiedliwości. Owe idee są nieskończone, zatem Europejczyk stoi przed permanentnym zadaniem ich urzeczywistniania. Z tych greckich początków wynika całkiem sporo zjawisk, charakterystycznych nie tylko dla Europy. Przykładem może być kombinacja nauk przyrodniczych z dążeniem do dobrobytu. To praźródło rozwoju technologicznego, zrazu zjawiska typowo europejskiego, z czasem wyeksportowanego w świat. Nie wolno zatem zapominać o starożytnych Grekach. Po drugie, w dyskusji wokół Traktatu Konstytucyjnego wspomina się o dziedzictwie żydowsko-chrześcijańskim, co tylko po części jest słuszne. Bowiem nie tylko żydowskie elementy w chrześcijaństwie, ale także sami Żydzi, od wieków mieszkańcy tej części świata, mieli ogromy wpływ na kształt Europy.

Wreszcie kilka słów o średniowieczu i oświeceniu: ostatnio czytałem książkę Jacquesa Le Goffa “Czy Europa narodziła się w średniowieczu?". Teza brzmi: tak, Europa narodziła się po upadku cesarstwa rzymskiego. Z mieszaniny najróżniejszych elementów - rzymskich, germańskich, słowiańskich itd. - dopiero w wiekach średnich powstało coś, co można nazwać “Europą". Wtedy mamy do czynienia z wieloma elementami, przesądzającymi o wyjątkowości Europy, np. z koncepcją miasta z samorządem i podatkami, ideą wolności indywidualnej obywateli itd., zatem ze zjawiskami, które zwykło się - niesłusznie - łączyć dopiero z oświeceniem.

- Czy Europa jest dziś wspólnotą wartości? A może to czysta utopia?

KONRAD PAUL LIESSMANN: - Europa jest wspólnotą tylko wtedy, gdy jej członkowie podzielają podobne wartości. To nie znaczy, że wszyscy wyznajemy jedną religię czy światopogląd. Chodzi raczej o styl życia, wspólną kulturę, z gruntu europejską. Romanizm, gotyk, barok, impresjonizm były zjawiskami europejskimi, nie rozwinęły się poza naszym kontynentem, pominąwszy sztukę kolonialną. Można zresztą wymienić europejskie wartości nie tylko estetyczne, ale też społeczno-polityczne: dzięki rewolucji francuskiej i Napoleonowi dysponujemy kodyfikacją praw człowieka. Ortega y Gasset napisał niegdyś: Europejczycy są Europejczykami, bo podobnie czują, myślą, uprawiają sztukę i naukę, kochają. To wszystko prawda, nawet w przypadku miłości: przecież istnieje charakterystyczny dla Europy wzorzec seksualności i małżeństwa. Dzięki takim wartościom czujemy się Europejczykami, nawet jeżeli jesteśmy podporządkowani odmiennym formom państwowości i sprawowania władzy.

Z drugiej strony można powiedzieć, że Europa nigdy nie była jednością polityczną. Błędem jest nazywanie rozszerzenia Unii mianem “ponownego zjednoczenia". To kompletne novum w historii kontynentu, dlatego zresztą tak trudno określić, dokąd w przyszłości dotrzemy. Powstanie imperium, super-państwo narodowe, związek krajów albo - ukochany koncept Brytyjczyków - gigantyczna strefa wolnego handlu? Europa stanie się ojczyzną? Może lepsza byłaby Europa ojczyzn? Potrzebujemy europejskiej tożsamości, a może - jak marzą niektórzy - europejskiego nacjonalizmu? Co z Rosją, z islamskimi sąsiadami, z Ameryką - nieco zbyt wyrośniętym dzieckiem Starego Kontynentu? Po 1 maja 2004 roku Europa liczy 400 milionów mieszkańców, zdecydowanie więcej niż USA. Powstała nieprawdopodobna siła gospodarcza, wsparta naukowym know-how. Jak Unia jako podmiot polityczny poradzi sobie z własną potęgą? - odpowiedź na to pytanie rozstrzygnie o przyszłości.

CZESŁAW PORĘBSKI: - Europejczycy budują wspólnotę wartości nieprzerwanie od starożytności. W dyskusji wokół Traktatu Konstytucyjnego często pada pytanie, co należałoby do niego wpisać z europejskiego dziedzictwa, jakie mają być jego aksjologiczne fundamenty. Tu dostrzegam niezwykle groźne zjawisko: w jednym dokumencie politycy chcieliby zdefiniować i uregulować niemal wszystko. Proszę wziąć do ręki projekt unijnej konstytucji - grubą, liczącą ponad 500 stron księgę, bez żadnego porównania np. z konstytucją USA. Jednak europejscy politycy i tak nie byli zadowoleni, wciąż chcieli coś dopisywać. Niepokoi mnie tendencja, aby niemal wszystkie aspekty ludzkiego życia - przedszkola, szkoły, bezrobotnych, podmioty gospodarcze itd. - regulować w ramach ustawy zasadniczej.

We wstępie do tej opasłej księgi Valéry Giscard d’Estaing opowiada: cała praca nad projektem zaczęła się właściwie tak, że w jednej z brukselskich restauracji rozmawiałem z Giuliano Amato, byłym premierem Włoch. To była bardzo udana rozmowa. Na początek naszkicowałem na serwetce strukturę konstytucji. Amato się z tym zgodził. Wzięliśmy się zatem do roboty, nawet się nie spostrzegliśmy, jak szybko upływał czas. Ostatni goście już zniknęli. Kelnerzy byli zadziwieni, ale w końcu osiągnęliśmy nasz cel - ustaliliśmy nie tylko całą strukturę, ale także liczbę ewentualnych artykułów, dokładnie 48.

Mój Boże, gdyby tak zostało, mielibyśmy konstytucyjny majstersztyk! Zadziwiające jest przy tym, że ponad połowa Europejczyków, w tym np. 64 proc. Francuzów, deklaruje gotowość przeczytania konstytucji - pięciuset stron z wprowadzeniem i protokołami.

KONRAD PAUL LIESSMANN: - To absurd. Zarówno to, że większość Europejczyków zamierza przeczytać stricte prawniczy tekst, jak i to, że konstytucja jest tak szczegółowa. Ustawa zasadnicza nie powinna regulować szczegółowo polityki gospodarczej czy społecznej, ale określić kilka fundamentalnych zasad. Gdy patrzę na tę księgę, na myśl przychodzą mi polityczne gry i kompromisy albo zacięta walka o narodowe interesy, a nie europejska wspólnota wartości. Tu nie chodzi tylko o zagrożenie totalitaryzmem w tym znaczeniu, że jakaś scentralizowana struktura chce z Brukseli kontrolować życie obywateli. Niebezpieczeństwo tkwi także w tym, że najprostsze problemy polityczne prowokować będą spory konstytucjonalistów.

I jeszcze jedno: rozważając kwestię tożsamości Niemców po II wojnie światowej Jürgen Habermas i inni ukuli pojęcie “patriotyzmu konstytucyjnego", czyli patriotyzmu nie na gruncie historii, krwi albo innych mitów, ale wynikającego z akceptacji konstytucji, która bierze w obronę prawa człowieka i obywatela. Dla jednoczącej się Europy nie widzę innej szansy niż właśnie patriotyzm konstytucyjny. Tymczasem liczące pół tysiąca stron kompendium na pewno nie wzbudzi patriotycznego zapału.

- Wróćmy do wspólnoty wartości: Kościół twierdzi, że jeżeli nie wpiszemy do konstytucji invocatio Dei, wymienione w niej wartości pozbawimy najskuteczniejszej gwarancji, którą stanowi wszechmogący Bóg. Bez Niego nawet godność i nienaruszalność życia człowieka będą traktowane w kategoriach politycznego kompromisu - taki zapis będzie można usunąć w dowolnym momencie...

CZESŁAW PORĘBSKI: - Dyskusja wokół ostatecznego ugruntowania europejskiej wspólnoty wartości, fundamentów powstającej konstrukcji politycznej niesie pewne niebezpieczeństwa. Jeżeli pójdziemy zbyt daleko w jedną stronę, zagrozimy ewentualnemu kompromisowi. W sporach wokół invocatio Dei wciąż powraca pomysł preambuły z polskiej konstytucji, w której mowa jest nie tylko o Bogu, ale także o wartościach, które niewierzący rozumieją podobnie jak chrześcijanie, choć wywodzą z innych źródeł. To byłaby dobra formuła także dla zjednoczonej Europy.

Na marginesie chciałbym wspomnieć o kuriozalnym rozstrzygnięciu Traktatu Konstytucyjnego: w preambule wspomina się o religijnym dziedzictwie, ale w przepisach szczegółowych mówi się o Kościołach, uznanych przez prawo danego kraju. W tym samym artykule wymienia się też - al pari z religiami i Kościołami - organizacje filozoficzne. Unia deklaruje gotowość wspierania wartości wyznawanych przez wymienione instytucje. To chyba przesada, żeby np. Kościół ewangelicki w Niemczech traktować al pari z jakąś organizacją filozoficzną.

KONRAD PAUL LIESSMANN: - Ten przepis ma sens: zapobiega dyskryminacji wspólnot religijnych, których nie uznało państwo, np. Austria nie zalegalizowała dotąd świadków Jehowy. Gdyby nie taki zapis, zasada wolności religijnej byłaby martwa.

Wracając do preambuły: skoro zakładamy, że konstytucja ma wskazać duchowo-historyczne korzenie Europy, musielibyśmy wpisać do preambuły wszystko, o czym już wspomnieliśmy podczas naszej rozmowy. Mogłoby się tam naturalnie znaleźć odwołanie do chrześcijaństwa, ale w takim razie również do islamu. Za niebezpieczne uważam ograniczanie preambuły do chrześcijańskiego pojęcia Boga, ponieważ projekt muszą poprzeć wszyscy obywatele Europy - także miliony agnostyków i ateistów. Trzecia sprawa: niemal wszystkie kraje Europy przyjęły zasadę rozdziału Kościoła od państwa. Można by powiedzieć: w porządku, papier wiele zniesie, na dolarze widnieje napis “In God we trust", a przecież także ateiści chętnie płacą dolarami. Kłopot w tym, że moim zdaniem umieszczenie Boga na banknocie nie stanowi większego problemu, ale w konstytucji - tak. Mogę zgodzić się na odwołanie do religijnych, historycznych czy filozoficznych korzeni Europy, ale Bóg w preambule konstytucji - nie, to byłoby sprzeczne z europejskim duchem.

CZESŁAW PORĘBSKI: - Nie zapominajmy, że Europa nie jest wyłącznie wspólnotą wartości, ale także cierpienia, które przyniósł zwłaszcza XX wiek. Odwołanie do Boga jako fundamentu ładu prawnego znalazło się np. w konstytucji Niemiec. Ten zapis jest wynikiem właśnie tragicznych doświadczeń z czasów nazistowskiej dyktatury. Widziano tyle nikczemności, że gdy po kilku latach Niemcy postanowili uroczyście zdefiniować zasady nowego porządku, dla niektórych nie było pozbawione sensu rozpocząć konstytucję od imienia Boga. Wiara jest jak błogosławieństwo, oczywiście nie dane każdemu, ale przecież wcale nie wykluczające nikogo ze wspólnoty obywateli. Dlatego niezwykle cenna byłaby właśnie polska formuła, zaproponowana przez Stefana Wilkanowicza na łamach “Tygodnika Powszechnego".

Z drugiej strony chciałbym przestrzec przed zbyt daleko idącym łączeniem refleksji nad Europą jako wspólnotą wartości i kwestii aksjologicznych podstaw porządku konstytucyjnego Unii Europejskiej. To są dwie różne sprawy. Niby rzecz oczywista, ale zapomina się o tym. Owa refleksja nad Europą jako wspólnotą wartości była podejmowana, zanim powstała Unia, i pewnie będzie trwać także wtedy, gdy Unia Europejska przestanie istnieć (UE nie będzie zapewne końcem historii Europy). W kontekście dyskusji nad Traktatem Konstytucyjnym zapomina się, że już niebawem może się okazać możliwe i wskazane takie rozszerzenie EU jako konstrukcji politycznej, że w jej ramach znajdą się narody i państwa, które z Europą jako długotrwałą wspólnotą wartości mają mało wspólnego. Całkiem wyobrażalne jest, że ta konstrukcja polityczna obejmie nie tylko Turcję, ale i Afrykę Północną. Morze Śródziemne było już kiedyś Mare Nostrum. Kto wie, czy taka perspektywa nie jest lepszą odpowiedzią Europy na fundamentalizm islamski niż obecne lamenty nad amerykańskim unilateralizmem. Dlatego sądzę, że owe aksjologiczne podstawy porządku konstytucyjnego Unii nie powinny być definiowane zbyt wąsko. Mówiąc dosadnie: invocatio Dei nie powinno być rozumiane jako invocatio Christianitatis.

KONRAD PAUL LIESSMANN: - Rozumiem ideę wspólnoty cierpienia. Rozumiem też starania, aby wartości fundamentalne zakotwiczyć w transcendencji, tym samym wyłączając je spod władzy bieżącej polityki. To prawda, że Europa ma korzenie także w dziedzictwie żydowsko-chrześcijańskim - jednak wyłącznie “także". Nie znalibyśmy prawnego pojęcia osoby bez starożytnego Rzymu, nie praktykowalibyśmy demokracji bez antycznych Greków i nie chlubilibyśmy się prawami człowieka bez francuskich ateistów.

Sprawa druga: szacunek dla zasad bądź wartości nie zależy - niestety - od ich uzasadnienia. Można prześladować i mordować innych bez względu na to, czy wpisaliśmy Boga do konstytucji. Problem leży gdzie indziej: co zrobić, żeby obywatel Europy nie był traktowany wyłącznie jak zwierzę użytkowe. Inaczej mówiąc: żeby w naszym świecie nie obowiązywało jedynie kryterium produktywności, ale także ludzkiej godności i wolności.

W zjednoczonej Europie mamy na piśmie zagwarantowane cztery wolności: przepływu kapitału, towarów, usług i podróży. Biorąc pod uwagę moc obowiązującą, Unia nie zna na razie innych wartości. Te cztery wolności dominują nad wszystkim, są bezwzględnie chronione. Nie ma komisarza, który kontrolowałby przestrzeganie wolności religijnej, za to jest komisarz, który stoi na straży wolnej konkurencji. To jednoznacznie pokazuje, gdzie są priorytety.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2004