Egipskie ulice są bezpieczne

Piotr Ibrahim Kalwas, polski pisarz żyjący w Egipcie: Jednym z głównych problemów świata arabskiego jest społeczna dychotomia. Z jednej strony bogate, laickie elity, a z drugiej rzesze biednych, bogobojnych ludzi zdanych na łaskę swych szejków.

23.01.2012

Czyta się kilka minut

MARCIN PAZUREK: Od wybuchu egipskiej rewolucji mija rok, wielu ona zaskoczyła.

PIOTR IBRAHIM KALWAS: Mnie też. Mało kto się spodziewał tak szybkich i radykalnych zmian w świecie arabskim. Choć ten gniew narastał od dawna: bieda, brak swobód i praw obywatelskich, terror, jawne i monstrualne złodziejstwa dyktatur i ogromne bezrobocie doprowadziły w końcu do wybuchu.

Ostatni rok w Egipcie to jakby polski Sierpień ‘80, stan wojenny i wybory 1989 r. w jednym. Widzi Pan podobieństwa między Polską a egipską rewolucją?

Byłbym ostrożny w porównywaniu współczesnego Egiptu i PRL-owskiej Polski. To jest często nadużywane przez polskich polityków i analityków. Tak, są analogie, ale to jednak inne światy. W Polsce przed 1989 r., mimo wielkich kłopotów ekonomicznych, nigdy nie było takiej nędzy jak w Egipcie. Tajna policja nie torturowała tak masowo ludzi i nie mordowała ich skrytobójczo na taką skalę. Kwitła kultura i sztuka, była też pod koniec dobrze zorganizowana i popierana przez Zachód opozycja. W Egipcie tego nie było, tu był strach, przemoc wszechobecnych i kompletnie bezkarnych służb bezpieczeństwa, a zwłaszcza morze nędzy i zacofania. Tu ciągle wielu ludzi nie umie pisać i czytać, na prowincji dzieci pracują fizycznie od najmłodszych lat.

Natomiast podobieństwo między Polską i Egiptem, i całym zbuntowanym światem arabskim, to tęsknota za wolnością i demokracją. Ale i do tego podchodzić trzeba ostrożnie. Wielu młodych, tęskniących za demokracją Egipcjan o sekularnych poglądach, będących siłą napędową antymubarakowego powstania, mówi dziś, że antydemokratyczni i antyzachodni islamiści porwali im rewolucję.

Wybory do egipskiego parlamentu wygrywali islamiści. Salafici, przedstawiciele najbardziej radykalnego nurtu wśród islamistów, szokują pomysłami na moralne uzdrowienie kraju. Co o triumfie islamistów sądzi polski muzułmanin?

To było do przewidzenia. Każdy, kto żyje dłużej w Egipcie, zdaje sobie sprawę, że to społeczeństwo jest bardzo religijne i wyniki demokratycznych wyborów nie powinny nikogo dziwić. I nie jest tu tak, jak było w PRL, gdy spora część Polaków uciekała się do religii pokazowo, tylko jako do środka walki z reżymem. Nie, tu to jest sprawa niezależna od polityki. Religia, różnie zresztą pojmowana przez Egipcjan, jest podstawą życia większości ludzi. Wykorzystują to politycy i szefowie partii islamskich. W takim biednym, fatalnie wyedukowanym społeczeństwie populiści i religijno-polityczni kaznodzieje czują się jak ryby w wodzie.

Trzeba jednak rozróżnić islamistów – na Braci Muzułmanów i na salafich. Świat Zachodu często wrzuca ich do jednego worka, a to dwa odmienne światy, dwie różne wizje islamu. Bracia Muzułmanie, skupieni w partii Wolność i Sprawiedliwość, często odwołują się do „modelu tureckiego”, jest wśród nich dużo intelektualistów, ludzi z wyższym wykształceniem i wpływowych biznesmenów. Natomiast poglądy salafich to dosłowna interpretacja Koranu, pomieszana z antyzachodnią retoryką i antymodernizmem. To ciemnota i niebezpieczny, ksenofobiczny, wojowniczy populizm. To ludzie, którzy chcą wstrzymać czas, a nawet cofnąć jego koło. Choć i wśród nich są różne frakcje, także bardziej otwarte.

Salafi uzyskali około 20 proc. głosów, a zwycięscy Bracia Muzułmanie prawie 50 proc. Wszyscy czekają teraz, z kim Bracia wejdą w alians polityczny i utworzą rząd. Jeśli z partiami sekularnymi, które zajęły trzecie miejsce, to można być ostrożnym optymistą co do najbliższej przyszłości Egiptu.

Jaka jest kondycja współczesnej literatury egipskiej?

Muszę przyznać, że mało wiem o współczesnej literaturze egipskiej: na co dzień posługuję się dialektem egipskim i słabo znam klasyczny arabski, w którym powstają książki. Oczywiście czytam wszystko, co wychodzi po polsku, ale literatura egipska jest rzadko tłumaczona w Polsce. Zresztą sami wykształceni Egipcjanie mówią, że tak popularni na Zachodzie współcześni pisarze egipscy, jak Alaa al-Aswany czy Chalid al-Chamisi (tłumaczeni w Polsce), to nie jest wielka literatura. Wydaje mi się, że nie ma tu obecnie pisarza na miarę Nagiba Mahfuza czy Tahy Husajna.

Mało tutaj się też czyta książek, niestety. Czytelnictwo upada wszędzie na świecie, ale w Egipcie jest bardzo źle. O sytuacji może też świadczyć fakt prawie kompletnego braku profesjonalnych księgarni. A w tych, które są, sprzedaje się literaturę mało wartościową. To smutne, bo dotyczy kraju o dużym i starym dziedzictwie intelektualnym.

Aleksandria była kiedyś perłą światowej kultury.

W Kairze jest lepiej, jest tam też sporo antykwariatów. Ale w Aleksandrii, gdzie mieszkam, jest tragicznie, w księgarniach nie ma prawie ambitnej literatury. Pamiętam, jak byłem w Maroku: w Casablance czy Rabacie księgarnie pękały od literatury arabskiej i światowej. Trzeba dodać, że po francusku, bo po arabsku wychodzi mało tłumaczeń literatury, sztuki czy filozofii. Jest to związane z fatalną edukacją i zacofaniem intelektualnym świata arabskiego. Tu czyta elita, zwykle zsekularyzowana, znająca języki, otwarta na świat. Biedni ludzie zajmują się wiązaniem końca z końcem, a nie czytaniem. Do tego dochodzi czasem niechęć ludzi prostych i religijnych do intelektualnych wartości Zachodu. Choć nie jest to regułą, jak to bywa przedstawiane w Europie.

Na pewno jednak występuje tu, jak w wielu krajach arabskich, zjawisko społecznej dychotomii: z jednej strony bogate, wykształcone, laickie elity, a z drugiej rzesze biednych, pozbawionych edukacji, bogobojnych ludzi zdanych na łaskę swych szejków, których kondycja intelektualna pozostawia często, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia. To konflikt tradycjonalizmu i modernizmu, stara i długa historia, dotycząca nie tylko świata arabskiego. Na dłuższą metę to zjawisko niepokojące, takie wielowiekowe budowanie wielkiego muru przez obie strony...

W swej ostatniej książce „Dom” przedstawia Pan ujmujący obraz Aleksandrii i jej szczęśliwych mieszkańców. Czy zamieszki na tle religijnym, które przetoczyły się przez Egipt, nie zachwiały Pańskiej wiary w pokojową naturę Egipcjan?

Nie, absolutnie nie. Na pewno, jak zawsze przy okazji takich rewolt, nastąpił wzrost przestępczości. Jednak i tak egipskie ulice są ciągle bezpieczne, bezpieczniejsze od ulic wielu polskich miast. Egipcjanie są społeczeństwem dobrze zorganizowanym oddolnie; tu wszyscy się znają, nawzajem pilnują swych domów i pomagają sobie. Taka jest tu tradycja. Zorganizowali rewolucję, która zdumiała świat, rewolucję, która mimo licznych ofiar nie przemieniła się w krwawą wojnę domową jak w Libii czy Syrii. Podobnie, a nawet jeszcze lepiej przebiegła rewolucja w Tunezji. To dlatego, że Tunezja i Egipt były od dawna otwarte na świat. Rzeź, jaką swym narodom urządzili Kaddafi i Asad, wiąże się m.in. z tym, że tamte państwa były zamknięte i zdane na łaskę, a raczej niełaskę swych satrapów.

Egipcjanie to ludzie ceniący spokojne, trochę beztroskie życie. Gwałt, przemoc to tutaj rzadkość. Zamieszki religijne często nie mają podłoża religijnego, zaczynają się z innych powodów, a religia jest w nich wykorzystywana. Ale bez wątpienia konflikt koptyjsko--muzułmański istnieje i czasem prowadzi do wybuchów. Wszystkie reżimy egipskie grały na tym konflikcie.

Świat arabski jest skazany na konflikt z Zachodem?

Nie, to pobożne życzenie wszelkiej maści nacjonalistów, ksenofobów i ekstremistów, zarówno zachodnich, jak i muzułmańskich. Problemem natomiast jest słaba wzajemna znajomość swoich pryncypiów kulturowych. Stereotypy po obu stronach, często powielane przez media, powodują narastającą niechęć i lęk. Bieda i brak perspektyw przyciąga do Europy miliony Arabów i Afrykanów, głównie muzułmanów. Na łodziach nie przypływają do Europy intelektualiści i artyści. To coraz większa rzesza zabiedzonych półanalfabetów, którzy Zachód znają tylko z YouTube’a i amerykańskich filmów z dolnej półki. Przywożą do Europy bagaż swego zacofania. Ci ludzie w większości nie potrafią, a często nie chcą żyć inaczej niż w swych krajach. Tak, to prawda, przywożą złe nawyki. Ale dokładnie to samo o Europejczykach mówią niektórzy muzułmanie. 

ROZMAWIAŁ W ALEKSANDRII MARCIN PAZURE

PIOTR IBRAHIM KALWAS (ur. 1963) jest pisarzem i podróżnikiem; w 2000 r. przeszedł na islam, w 2008 r. osiadł w Egipcie. Autor książek, m.in. „Czas”, „Salam”, „Dom”. Na pytanie, czy Egipt może być domem polskiego pisarza, mówi: „moją stuprocentową ojczyzną jest język polski”. Mieszka w Aleksandrii, która „fascynuje od pierwszego dnia naszego życia w tym mieście: jego dziedzictwo jest wręcz przytłaczające. Czasem czuję się tak nasiąknięty tym zmurszałym ze starości miastem, że chciałbym z niego wyjechać, aby od razu tęsknić. Ale nie ruszam się, trwam na moim tarasie i patrzę na morze, na północ”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2012