Dźwiękowe żywioły

ŁUKASZ IWASIŃSKI: - Wasza twórczość ewoluowała od estetyki psychodelicznego rocka, jeszcze za czasów Atmana, do ekspresji opartej o wynajdywanie i zgłębianie pierwotnych dźwiękowych żywiołów...

ANNA NACHER, MAREK STYCZYŃSKI: - Nie ma czegoś takiego jak "twórcza droga" Karpat Magicznych w sensie jednolitej narracji. Moglibyśmy opowiadać o ścieżkach, zakrętach i zaułkach, czyli wszystkim tym, co łączy się z podróżą, ale trudno mówić o tym, używając liczby pojedynczej. Karpaty Magiczne konsekwentnie przez 10 lat nazywane były projektem - a nie grupą czy zespołem - z tego właśnie względu: zawsze miał on otwartą formułę, składało się na niego wielu rozmaitych współpracowników i nas dwoje jako inicjatorzy zdarzeń opartych na twórczych dialogach i spotkaniach.

Do psychodelicznego rocka zawsze było nam dość daleko, choć jakieś odległe inspiracje być może dają się zauważyć. Pierwotne dźwiękowe żywioły, cokolwiek to znaczy, zawsze były nam zaś bliskie w tym sensie, że nieodmiennie fascynuje nas skomplikowana i subtelna materia leżąca u podstaw dźwięku, zanim jeszcze pojawi się jakakolwiek struktura. Inspiracji w tym zakresie można szukać zarówno w filozofii, na której wyrosła klasyczna muzyka Indii, jak i u amerykańskich minimalistów z La Monte Youngiem i jego twórczym kolektywem na czele.

- Łączenie indoeuropejskiego etno z psychodelią i improwizacją ma u nas długą tradycję, obejmującą zespół Osjan, projekty Kinorskiego czy Kwartetu Jorgi. Czy te formacje i stojące za nimi osobowości miały na Was wpływ?

- Atman zaczynał w tym samym okresie co Osjan i jest elementem twórczego fermentu drugiej połowy lat 70. i 80. - podobnie jak ówczesny teatr alternatywny. Różnica polega na tym, że nie wydaliśmy w tamtym okresie oficjalnych nagrań - graliśmy jednak koncerty i uczestniczyliśmy w życiu kulturalnym. Twórczość Osjana zawsze pozostanie dla nas interesującą propozycją, ale trzeba też sprecyzować, o który Osjan chodzi: najważniejszym dla nas składem pozostanie ten z Tomkiem Hołujem. Do Kwartetu Jorgi muzycznie i estetycznie zawsze było nam daleko, podobnie zresztą jak do folku i tzw. "muzyki świata". Wielu słuchaczy kojarzy nas jednak z takimi obszarami i stąd bierze się ich rozczarowanie, kiedy już wybiorą się na koncert.

- Jacek Ostaszewski pojmował Osjana jako formację kosmopolityczną, natomiast Wojtek Waglewski twierdził, że to zespół przede wszystkim słowiański. Jak Wy widzicie swój kulturowy status?

- "Słowiańskość" nic dla nas nie znaczy; to fikcja literacka. Bardzo mocno inspiruje nas kultura Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej, a brzmienie języków słowiańskich stanowi jej ważny komponent. Tyle tylko że kiedy w Polsce pada określenie "słowiański", większość osób myśli o Biskupinie. Regularnie krążymy między Krakowem, Bratysławą, Budapesztem, Ljubljaną, Triestem i Melnikiem i naprawdę trudno nam myśleć o "słowiańszczyźnie" w formule zaproponowanej przez ruchy neopogańskie i faszyzujące, a wywiedzionej niemal w całości z poczciwego Kraszewskiego. Książką, która rzeczywiście mówi coś interesującego na ten temat, jest "Niesamowita Słowiańszczyzna" Marii Janion napisana w perspektywie teorii postkolonialnej.

"Karpackość" także jest pewną konstrukcją kulturową, ale w odróżnieniu od "słowiańskości" niezawężającą się do kategorii etnicznych czy politycznych. Niesie w sobie ładunek wybuchowy, rozsadzający uzurpacje monokultur związanych z pojęciem narodu czy etniczności. Podczas podróży po obszarach Karpat na każdym kroku utwierdzamy się w przekonaniu, że o kulturze/kulturach najsensowniej da się mówić w kategoriach hybrydowości czy podróży. Postrzeganie Karpat jedynie przez pryzmat kultury chłopskiej (statycznej, przywiązanej do miejsca) jest nieporozumieniem; tutaj od zawsze ludzie się przemieszczali, w różnych celach i na spore odległości. Dość wspomnieć kilka fal migracji wołoskiej, która właściwie stworzyła to, co rozumiemy przez pejzaż Karpat. Prócz tego: wpływy kultury niemieckiej; kultura romska z całym bagażem problemów, jakie ze sobą niesie; kultura żydowska, której brak jest dzisiaj wielką raną; ślady Austro-Węgier, gdzie przemieszczanie się było naturalną strategią życia w ramach wielokulturowego i wielonarodowego społeczeństwa; szlaki słowackich rzemieślników i emigrantów. Procesy te najwyraźniej odzwierciedla lwowski Cmentarz Łyczakowski, gdzie w nazwiskach kilku pokoleń tej samej rodziny kolejno dochodzą (i znikają) brzmienia ukraińskie, polskie, czeskie, niemieckie, żydowskie. To dlatego kultura karpacka traci, jeśli myśli się o niej wyłącznie w wąsko rozumianych kategoriach narodowych. Żeby to jednak zauważyć, samemu trzeba być zanurzonym w owym żywiole ruchu.

- Do pewnego momentu Wasza muzyka zdawała się dryfować w obszary coraz bardziej "organiczne" czy też "ekologiczne", uciekać od cywilizacji. Zgłębialiście archaiczne etniczne formy i techniki wykonawcze, wydaliście rejestrację głosów fok, delfinów i dźwięków morza. Z czasem coraz śmielej zaczęliście eksperymentować z pracą studyjną i elektroniką. Jednak zeszłoroczna, oparta w dużym stopniu na technologiach cyfrowych, hałaśliwa płyta "Mirrors", poświęcona żywiołowi prądu, była dla wielu zaskoczeniem.

- Zaskoczeniem mogła być tylko dla tych, którzy dali się zwieść własnym i recenzenckim wyobrażeniom. Możemy tylko uśmiechnąć się ironicznie i odesłać do naszej pierwszej płyty, gdzie pojawiają się stare radzieckie podróbki moogów (znakomite brzmieniowo) czy gitara elektryczna i sporo nagrań terenowych. W początkowym okresie istnienia Projektu nieźle zresztą obrywaliśmy za drastyczną zmianę formuły. Płyta "Ethnocore", która stała się hitem w pewnych środowiskach nowojorskiej awangardy, w Polsce właściwie nigdy nie została należycie oceniona.

Elektryczność jest równie naturalna jak powietrze czy woda - stanowi o funkcjonowaniu każdego organizmu żywego, w dodatku w nie do końca wyjaśniony sposób. Zawsze byliśmy zainteresowani dekonstrukcją układu natura-kultura, to znaczy przekonania, że z jednej strony mamy nieskażoną naturę, a z drugiej złowieszczą cywilizację. Tego typu narracja stała się w Polsce niesamowicie popularna, może dlatego, że - paradoksalnie - pozwala się łatwo pozbyć niepokojów sumienia, kiedy niszczone są resztki dzikiej przyrody.

Związek z naturą jest dla nas bardzo ważny i bliskie są nam estetyki dające owemu związkowi wyraz, także minimalizm niektórych nurtów współczesnej elektroniki czy cała filozofia muzyki oparta na rozmaicie traktowanych "field recordings": od Daniela Dunna po Muslimgauze.

- Nagrywanie płyty to też swoisty rytuał, bliższy jednak ideom postindustrialu niż rytuałom kultur pierwotnych...

- Tak sformułowane pytanie jest przykładem tego, jak działają binarne struktury myślenia, w których często jesteśmy uwięzieni. Po pierwsze: rytuały kultur pierwotnych - w takiej wersji, w jakiej poznała je szeroka publiczność - także są silnie mediatyzowane, choćby dlatego że musiały zostać zarejestrowane i wydane. Po drugie: warto zapoznać się z kilkoma anegdotami z badań terenowych takich antropologów jak Franz Boas czy Margaret Mead. Dokumentacja zdjęciowa czy dźwiękowa powstawała w podobny sposób jak w atelier czy studio. Status takich dokumentów jest szalenie interesujący, ale nie da się ich żadną miarą uznać za "dowody".

Dla nas rygorystyczne rozróżnianie pomiędzy brzmieniem rzekomo "naturalnym" a spreparowanym jest niewiarygodne i podejrzane. Może zabrzmi to okrutnie, ale nie ma dla nas nic zabawniejszego niż grupa odtwarzająca "rytuały pierwotne" (na przykład pieśni obrzędowe), która przed koncertem godzinami ustawia brzmienie kolejnych instrumentów, upierając się przy owej "naturalistycznej", "wioskowej" narracji.

Prowadząc warsztaty improwizacji wokalnej, często pokazujemy ludziom, że proces intelektualny oraz intuicja, instynkt i spontaniczność nie stoją ze sobą w sprzeczności. Dla nas ważny jest jeszcze element przyjemności, dezawuowany w estetykach modernistycznych, postrzeganych najczęściej jako rygorystycznie intelektualne. Jeśli przestaniemy znajdować w muzyce przyjemność, przestaniemy grać.

Projekt Karpaty Magiczne został powołany przez Annę Nacher i Marka Styczyńskiego w 1998 roku, po rozwiązaniu zespołu Atman. Grupa zdobyła uznanie na całym świecie, a w Stanach Zjednoczonych uchodzi za jedną z najważniejszych europejskich formacji z kręgu etnopsychodelii. Taka kategoryzacja jest jednak uproszczeniem, w twórczości Karpat Magicznych spotykają się tradycje etniczne z wielu rejonów świata, minimal music, ambient, elektroakustyka; przenikają do niej zarówno wątki muzyki współczesnej, jak i popu - często w zaskakujących konfiguracjach.

20 października 2007 r. o godzinie 19.00 Karpaty Magiczne wystąpią w Krakowie w Teatrze Groteska przy ul. Skarbowej 2.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2007