Dobra dymisja

Janusz Kochanowski, Rzecznik Praw Obywatelskich: Sprawa Olewników nie jest ani pierwszą, ani ostatnią, która demaskuje paraliż polskiego wymiaru sprawiedliwości, a przede wszystkim organów ścigania. Rozmawiali Dariusz Jaworski i Michał Olszewski

27.01.2009

Czyta się kilka minut

Dariusz Jaworski, Michał Olszewski:Jak państwo polskie chroni swoich obywateli?

Janusz Kochanowski: W skali od 1 do 10, powiedziałbym, że na 3 z plusem.

Skąd taka słaba ocena?

Najlepszym przykładem jest tragedia rodziny Olewników. Ale państwo polskie nie chroni nas też wystarczająco przed eksploatacją i niesprawiedliwością, której polscy obywatele doświadczają w innych krajach.

W których krajach?

Najnowszy przykład. Zainteresowaliśmy się w biurze RPO doniesieniami z Nowego Jorku: Polacy skarżą się, że na tamtejszym lotnisku są bezwzględnie traktowani. Amerykańskie służby bez postawienia zarzutów zakuwają ich w kajdanki, odmawiają prawa do telefonu, przetrzymują. Nie wiem, na ile zarzuty te odpowiadają prawdzie. Kilka dni temu spotkałem się z przedstawicielami ambasady amerykańskiej, którzy poważnie odnieśli się do tych zarzutów, zobowiązali się do zmiany praktyki, i ze zrozumieniem przyjęli postulat, aby przedstawiciel polskiego konsulatu mógł na miejscu obserwować, w jaki sposób nasi obywatele są traktowani. Tego rodzaju praktykę "wizytacyjną" stosowałem, za zgodą władz brytyjskich, gdy byłem konsulem generalnym w Londynie. I dawała ona świetne rezultaty.

Przede wszystkim jednak ważne jest, aby obywatel polski miał poczucie, że pozostaje pod ochroną władz swojego kraju, na które ma prawo liczyć. Zarówno w kraju, jak za granicą.

Czy sprawa rodziny Olewników jest jedynie ciągiem nieszczęśliwych wypadków, czy ponurym symbolem państwa, które zamiast chronić, poprzez swoją bierność i bezduszność przyzwala na niszczenie?

Proszę nie żartować z tymi wypadkami. Sprawa Olewników nie jest ani pierwszą, ani, obawiam się, ostatnią, która demaskuje paraliż polskiego wymiaru sprawiedliwości, a przede wszystkim organów ścigania. A przypadek Romana Kluski, którego w biały dzień i za przyzwoleniem władzy próbowano ograbić z uczciwie zgromadzonego majątku? A ujawniony i opisany przez "Tygodnik" przypadek Rumuna Claudiu Crulica, który zagłodził się na śmierć na oczach służby więziennej? A sprawa Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, która w pierwszej instancji ciągnęła się 14 lat?

Warto zresztą prześledzić, jak przebiegają ostatnie postępowania w sprawie Olewników. Wielki szum, solenne obietnice polityków, zainteresowanie mediów. I proszę: postępowanie po śmierci Franiewskiego [jednego z zabójców - red.], który jako pierwszy w więzieniu popełnił samobójstwo, trwało 13 miesięcy; postępowanie po śmierci drugiego samobójcy - Kościuka - toczy się od dziewięciu miesięcy. Podobnie w sprawie Crulica. Wyć się chce.

A ile powinny trwać?

Miesiąc, dwa, najwyżej trzy - nie dłużej.

Teraz to Pan żartuje. Prokuratorzy i sędziowie mogą natychmiast narazić się na zarzuty, że prowadzą sprawę zbyt szybko, a przez to niedbale, pod z góry przyjętą tezę.

Litości! Postępowanie prowadzone szybko i sprawnie nie jest automatycznie postępowaniem złym. Wina leży po stronie niekompetentnych prokuratorów i sędziów oraz fałszywych fundamentów, na których opiera się funkcjonowanie polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Stawia Pan bardzo ciężki zarzut.

Ale sprawa jest oczywista. Weźmy np. "nierozwiązywalny", zdawałoby się, problem przewlekłości postępowań, za który zbieramy cięgi w Strasburgu. W czasie transformacji ustrojowej kognicja, czyli zakres kompetencji w polskich sądach, wzrosła czterokrotnie. Sądy zaczęły zajmować się np. prowadzeniem rejestrów czy wykonaniem grzywien i kar pieniężnych. Nic więc dziwnego, że nie wystarcza czasu i środków na sprawy, których istotą jest rozstrzyganie sporów.

Popatrzmy zresztą na codzienną praktykę. Zazwyczaj jak idziemy do sądu, na wokandzie przed salą rozpraw wisi kilkanaście spraw, choć wiadomo, że odbędą się najwyżej dwie, trzy. Pozostałe zostaną przełożone, bo świadkowie lub strony zachorują albo nie odbiorą wezwania. Istnieje zresztą cała praktyka doprowadzania do odraczania spraw.

Kolejne etaty w prokuraturach i sądach zlikwidują ten paraliż?

Nie. Mamy ok. 10 tysięcy sędziów i aplikantów. To potężna armia, druga w Europie pod względem wielkości po Niemczech, ale też Niemców jest ponad dwa razy więcej. Potrzebne jest przede wszystkim ograniczenie kognicji i zwalczenie przewlekłości postępowań, co stanowiłoby wyzwanie o znaczeniu cywilizacyjnym. Mam nadzieję, że nowy minister sprawiedliwości będzie chciał zmierzyć się z tym problemem. Ale sama techniczna sprawność postępowania, która nota bene była lepsza w PRL-u, nie oznacza jeszcze zmiany istoty rzeczy.

Na co więc cierpi polski wymiar sprawiedliwości?

Na absolutny brak etosu. A przecież to nie jest służba jak każda inna. Zawody prawnicze wymagają poświęcenia i przekonania, że chce się walczyć po stronie dobra. Marzy mi się etos jak w amerykańskich filmach sensacyjnych albo westernach, gdzie dobro i sprawiedliwość w końcu zwyciężają. Jest prawnik albo szeryf, który za wszelką cenę dąży do prawdy. Tymczasem w Polsce prawnik, gdyby mógł, najchętniej zajmowałby się czynnościami notarialnymi, bo to proste i dochodowe.

Z tego, co Pan powiedział, wynika, że dymisję ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego przyjął Pan z zadowoleniem. Czy traktuje Pan tę decyzję jak PR-owski gest, czy może próbę odbudowania etosu odpowiedzialności?

Drobne uściślenie: minister nie podał się do dymisji, tylko został zmuszony do podania się do dymisji, a to jest istotna różnica. Ale nawet mając wiedzę o tych subtelnościach, odpowiadam: to była dobra decyzja. Szkoda, że trzeba było aż trzech samobójstw, żeby odwołać szefa więziennictwa.

Dla porównania: po ujawnieniu sprawy Crulica błyskawicznie do dymisji podali się dwaj wysocy rangą dyplomaci rumuńscy: ambasador w Polsce i szef tamtejszego MSZ.

Potraktowali sprawę honorowo. Ponieważ doszło do śmierci ich obywatela, musieli za to zapłacić. W Polsce do dymisji nie podał się nikt. Szef aresztu, gdzie zagłodził się Rumun, i szef okręgowego inspektoratu służby więziennej zostali zdymisjonowani. Szef więziennictwa nie poniósł wówczas żadnej odpowiedzialności. W polskiej polityce i w polskim wymiarze sprawiedliwości gest dymisji, który ma wymiar symboliczny, praktycznie nie istnieje. Nie płaci się za popełnione błędy. Dlatego nie ma też poczucia odpowiedzialności za wykonywaną pracę, która jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości, nie jest zwykłą pracą, ale misją.

Zostańmy jeszcze przez chwilę przy więziennictwie. Przy okazji sprawy Crulica na jaw wychodzić zaczęły przerażające szczegóły. Choćby ten, że umierających więźniów transportuje się do szpitali, żeby nie zawyżać statystyki zgonów w zakładach karnych. Do tego dochodzi przeludnienie w celach.

Sporządziliśmy listę podobnych przypadków. W ostatnich latach w polskich zakładach karnych miały miejsce udokumentowane 82 tzw. wypadki nadzwyczajne, czyli zgony, gwałty lub pobicia w okolicznościach, które rodzą różnego rodzaju podejrzenia i wskazują na patologie systemu. Młodego chłopaka posadzono ze starą grypserą, zakończyło się to dla niego usunięciem śledziony. Albo starszego mężczyznę wrzucono do celi młodocianych - kolejny kardynalny błąd. Większość tych spraw nie została dobrze wyjaśniona bądź prokuratury decydowały o umorzeniach. Znowu wracamy do opieszałości: postępowanie w sprawie śmierci Rumuna nadal trwa i nie zamierza się zakończyć. To już 10 miesięcy od ujawnienia sprawy, a ostatecznych konkluzji jak nie było, tak nie ma.

Równie trudno zaakceptować fakt, że w Polsce ponad 30 tysięcy skazanych z różnych przyczyn uchyla się od kary. To demoralizujące, kiedy słyszę od znajomego sędziego, że przestępca, którego skazał na karę pozbawienia wolności i nakazał aresztować na sali sądowej, kłania mu się na ulicy.

Na szczęście sytuacja pod wieloma względami zmienia się na lepsze. Statystycznie, na mapie więziennictwa europejskiego wcale nie wyglądamy źle.

Pan znowu żartuje. Specjaliści od służby więziennej wskazują, że na jednego więźnia w Polsce przypadają 3 m kw. powierzchni - to mniej niż wynoszą norweskie normy regulujące hodowlę lisów.

Polecam statystyki King’s College London. Wynika z nich, że norma unijna dotycząca przeludnienia jest w Polsce przekroczona o sześć procent. Dla porównania: w Grecji - o ponad 40 proc., we Francji - 18 proc. Oczywiście należy pamiętać o niskiej normie owych trzech metrów. Ale w końcu Polska jest krajem na dorobku.

Okazuje się również, że problemem nie jest areszt tymczasowy. Polska zajmuje trzecie od końca miejsce, jeśli chodzi o procent tymczasowo aresztowanych wśród osadzonych ogółem. U nas jest to nieco ponad 11 proc., a w Turcji - 60.

Tyle że u nas w areszcie czeka się na proces nawet kilka lat.

O to trzeba mieć pretensje nie do służby więziennej, tylko do prokuratorów i sędziów. To również wina naszej kulawej sprawiedliwości.

Część środowiska prawników uważa, że milowym krokiem do uzdrowienia sytuacji byłoby wyjęcie prokuratorii spod władzy ministra sprawiedliwości.

Mam nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie. Pomysł jest niedobry i doprowadziłby do powstania w Polsce kolejnej kulawej i niebezpiecznej korporacji zawodowej.

Na razie mamy do czynienia z sytuacją odwrotną: prokuratorzy stali się elementem gry politycznej.

Tak, i sytuacja się pogarsza. Kolejni ministrowie nie muszą już nawet wydawać dyrektyw, bo prokuratura intuicyjnie wyczuwa, skąd wieje wiatr. Ale wyjęcie jej spod jurysdykcji ministra nie zmieni nic na lepsze, jeśli nie uzdrowimy stosunków wewnątrz tej grupy zawodowej. A one są fatalne... Ziobro próbował to zmienić, ale przegrał.

Pan protestuje przeciwko obowiązkowej przynależności do samorządów zawodowych, ale zwolennicy takiego rozwiązania wskazują, że zniesienie tego wymogu obniży poziom moralny i merytoryczny zawodów prawniczych.

Monopol nigdy nie służy dbałości o przestrzeganie standardów etycznych i merytorycznych. Jest wręcz odwrotnie. Jeśli rzeczywiście nam na nich zależy, musimy dopuścić element konkurencji i zapewnić wolność wykonywania zawodu, która zresztą wynika z Konstytucji. A jeśli chodzi o wolność, a nie przymus stowarzyszania się, to zapisana została jeszcze w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, która została przyjęta już 60 lat temu.

Mówiąc nieco ironicznie: można tylko pozazdrościć, jak skutecznie prawnicy i lekarze dbają o swoje interesy. Wywalczyli np. zwolnienie z obowiązku prowadzenia kas fiskalnych. W jedności siła…

Powiem w takim razie jeszcze inaczej: jednym z efektów tego, że korporacje prawników i lekarzy w Polsce królują niepodzielnie, jest fałszywa solidarność środowiskowa, prowadząca do aberracji.

Jest Pan zwolennikiem powstania komisji śledczej do zbadania sprawy Olewników. Ona przecież niczego nie zmieni.

Skąd ta pewność?

Bo nie będzie zajmowała się chorym systemem, tylko jego najbardziej bulwersującym fragmentem.

Być może zedrze dzięki temu zasłonę ze spraw, o których Polacy nie mają pojęcia. Można powiedzieć, że to będzie jak czerwona kartka dla patologii systemu.

Pan w to naprawdę wierzy? Równie prawdopodobne jest, że otwieramy kolejną arenę do walki politycznej.

Wierzę, bo nie mam innego wyjścia. Może to będzie przełom, na który czekamy.

Janusz Kochanowski (ur. 1940) jest prawnikiem. Były konsul generalny w Londynie i prezes fundacji "Ius et Lex". Od roku 2006 Rzecznik Praw Obywatelskich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2009