„Brutus” i „Overlord”

RAFAŁ WNUK: Roman Czerniawski oszukał samego Hitlera. To dzięki Czerniawskiemu powiodła się operacja "Overlord": lądowanie aliantów wNormandii.

19.04.2011

Czyta się kilka minut

Roman Czerniawski /
Roman Czerniawski /

Andrzej Brzeziecki: Gdy wybucha wojna, Roman Czerniawski jest 29-letnim lotnikiem. Jak przeistoczył się w superszpiega?

Rafał Wnuk: O jego wyborach życiowych wiemy tyle, ile sam opowiedział. Wydaje się, że miał cechy, które predestynują do roli agenta. Lubił ryzyko, miał łatwość nawiązywania kontaktów, znał języki: świetnie francuski, nieźle niemiecki. Dla Polaka szpiegującego przeciw Niemcom we Francji miało to znaczenie. I jeszcze jedna istotna w tym rzemiośle cecha: był przystojny. Podobał się kobietom i potrafił z tego zrobić użytek.

Jego działalność we Francji nie była wyjątkiem. Jakim cudem Polakom udało się tam stworzyć tak skuteczny wywiad, lepszy niż francuski i angielski?

Polacy byli w innej sytuacji psychologicznej niż rodowici Francuzi. Po 1939 r. Polska, choć przegrała kampanię wrześniową, jako państwo pozostawała w wojnie z Niemcami - Polacy nadal walczyli o przeżycie ich państwa. Tymczasem Francja podpisała kapitulację, powstała Francja Vichy i wielu Francuzów w latach 1940-42 "przelało" pragmatycznie lojalność na Vichy. Wywiad francuski rozpadł się albo był lojalny wobec Vichy i przestał współpracować z Brytyjczykami. Ci zaś w okresie międzywojennym starali się być w miarę lojalni wobec Francuzów i przed wojną ich siatki we Francji były słabe. Po 1940 r. musieli tworzyć je od zera. Szpiegować mógł więc ten, kto tam fizycznie był: Polacy, często oficerowie Oddziału II (wywiadowczego) Wojska Polskiego, przybyli tu przez Węgry i Rumunię. Wielu było wyśmienitymi specjalistami w tym rzemiośle. Pamiętajmy, że francuski był podstawowym językiem dyplomacji, polsko-francuskie kontakty wojskowe przed 1939 r. były silne. Oficerowie ci nie mieli kłopotu z funkcjonowaniem we francuskim otoczeniu. Po wejściu Niemców byli na miejscu i pierwsi potrafili dotrzeć do tych, którzy byli niezadowoleni z niemieckiej dominacji.

Czyli do kogo?

Ciekawie omawia to jeden z meldunków siatki Czerniawskiego, działającej pod kryptonimem "Interallie", a opisujący początki jej działalności. Wymieniono tam grupy, z którymi najłatwiej się współpracowało. Nie byli to ludzie z "głównego nurtu", ale zwłaszcza wtopieni w społeczeństwo francuscy Żydzi. Chętnie angażowali się w działania wywiadowcze przeciw Niemcom. Potem Cyganie i duchowieństwo rzymskokatolickie, zwłaszcza jezuici. To pewnie wynikało z zadań specjalnych nałożonych na jezuitów przez Watykan. Wreszcie ludzie, którzy walczyli w Hiszpanii przeciw Franco: mieli doświadczenie walki, ufali sobie, ich znajomość pogranicza francusko-hiszpańskiego była bezcenna - pierwsze ścieżki kurierskie z Paryża do Londynu, z jakich korzystała siatka Czerniawskiego, prowadziły przez Madryt. Francuzi zaczęli dominować w siatkach polskiego wywiadu dopiero około 1943 r.

Jednym ze źródeł sukcesu Czerniawskiego, ale też kłopotów, była Mathilda Lily Carré o wiele mówiącym pseudonimie "La Chatte", "Kotka". Kim była?

Pseudonim był uzasadniony, związany z charakterem jej urody. Musiała być kobietą fascynującą, oddaną Czerniawskiemu i zazdrosną o inne kobiety obecne w jego życiu. Odpowiadała za kontakty z terenem i łączność. Siatka "Interallie" była czymś naprawdę niezwykłym, prekursorem wielu działań szpiegowskich przeciw Niemcom. Dzięki niej wiedziano niemal wszystko o wybrzeżu Morza Północnego, portach, stoczniach. Mało tego: część siatki przetrwała wpadkę w listopadzie 1941 r. i dalej pracowała. Dyskutowałbym natomiast z tezą, jakoby "Kotka" była przyczyną wpadki. Niemcy dotarli do niej, bo wcześniej aresztowali wywiadowców pracujących w jednym z sektorów siatki.

Czerniawski, pseudonim "Armand", zwerbował kobietę, z którą żył, a ich mieszkanie służyło za lokal siatki?

Tak, to były błędy. Ale nie Mathildy, lecz jego. On jakby myślał kategoriami wywiadu sprzed 1914 r., a może zbyt wierzył we własną szczęśliwą gwiazdę i zgubiła go pycha. Nie powinni razem mieszkać, i to w takim miejscu. "Kotka", złapana w mieszkaniu, owszem, zaczęła mówić, ale nie wiem, czy można czynić jej z tego zarzut. Nigdy nie byłem złapany przez Abwehrę i nie wiem, jakich "argumentów" użyto... Czerniawski najwyraźniej pojawił się w mieszkaniu albo się do niego zbliżył, gdy było "spalone", a nie zadziałał system ostrzegania.

Skąd Niemcom przyszło do głowy, aby próbować go przewerbować?

Oskar Reile - pułkownik Abwehry, który go przesłuchiwał i potem prowadził - pozostawił obszerne wspomnienia. Wynika z nich, że to był jego pomysł. Niemcom brakowało ludzi w Wielkiej Brytanii i po złapaniu Czerniawskiego zrobili coś, co każdy wywiad by zrobił: podjęli próbę przewerbowania szpiega, aby mieć swojego człowieka po drugiej stronie. Reile miał spore doświadczenie, przed 1939 r. pracował na odcinku polskim i sądził, że zna polską mentalność. Istotnym argumentem było 64 ludzi, aresztowanych z siatki "Interallie": Reile obiecał Czerniawskiemu, że nie zginą. Ale głównie werbował go na antykomunizm: miał podkreślać wspólne zagrożenie sowieckie. Reile twierdził też później, że wyobrażał sobie, iż Czerniawski mógłby odegrać rolę łącznika między Niemcami a Polakami. Abwehra chciała mieć zaufanych Polaków na wypadek, gdyby nastąpiła zmiana geopolityczna.

Abwehra miała podstawy, aby sądzić, iż polski patriota pójdzie na współpracę?

Trzeba pamiętać, że Abwehra różniła się od służb specjalnych SS. Grała na innych instrumentach i inną melodię. Chciała np. budować autonomie narodowe w Europie Wschodniej. Ale jastrzębie z SS byli bardziej wpływowi i w efekcie na Wschodzie zaprowadzono brutalne rządy. Mimo to Abwehra próbowała budować alianse: z Białorusinami, Ukraińcami. W końcu wojny także z Polakami. Jestem przekonany, że gdybyśmy mieli dostęp do akt z lat 1944-45, okazałoby się, że przemarsz zgrupowania AK "Góry-Doliny" z Nowogródczyzny do Puszczy Kampinoskiej był grą Abwehry, tak jak sprawa Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Dodajmy, że atmosfera w okupowanej Francji różniła się od tej nad Wisłą. Wreszcie, w 1941 r., gdy Reile przesłuchiwał "Armanda", choć już wiadomo było na Zachodzie, co się dzieje w Polsce, to pełnej świadomości, jak brutalny jest reżim niemiecki, jeszcze nie było. ­Reile mógł sądzić, że między nim a Czerniawskim nie ma nieprzekraczalnej bariery.

"Armand" mówi Reilemu, że godzi się być niemieckim agentem, pseudonim "Brutus". Po fikcyjnej ucieczce trafia do Anglii. Ale zamiast współpracować z Niemcami, oszukuje ich. Jakie znaczenie miała dezinformacyjna działalność "Brutusa"?

Do Anglii nie trafiał byle kto. Jeszcze przed wpadką Czerniawski był pierwszym człowiekiem, który nadawał przez radio z okupowanego Paryża, i pierwszym podniesionym przez brytyjski samolot z kontynentu i zabranym do Londynu; było to we wrześniu 1941 r. To pokazuje, jakie miał znaczenie. Gdy znalazł się w Anglii po "ucieczce", Brytyjczycy i Polacy długo sprawdzali go na okoliczność, czy Niemcy aby go nie przewerbowali. I on tę próbę przechodzi pomyślnie! Pokazał tu olbrzymie możliwości. Dopiero po prześwietleniu przyznał się do zgody na współpracę z Niemcami. Został przekazany Brytyjczykom i zaczął pracować jako podwójny agent. Odegrał kluczową rolę w przygotowaniu do operacji "Overlord": lądowania w Normandii. Był jednym z czterech istotnych podwójnych agentów, wykorzystanych w tej operacji - ale wśród nich był numerem jeden. Przed Niemcami grał rolę człowieka uplasowanego w alianckim dowództwie: w ich oczach był oficerem łącznikowym Eisenhowera, naczelnego wodza aliantów; kimś kto ma pełny wgląd w codzienne funkcjonowanie głównego alianckiego sztabu. Przez dłuższy czas przekazywał informacje w większości prawdziwe, dzięki temu jego wiarygodność Niemcy oceniali bardzo wysoko. Zdobyte zaufanie pozwoliło mu wprowadzić Niemców w błąd w chwili lądowania w Europie: informował Abwehrę, że desant będzie w Calais.­ Od 1942 r. całą tę grę prowadzono pod tę jedną operację. Był to sukces wywiadu brytyjskiego, nie polskiego. Ale Polak pomógł go odnieść.

Polak, który oszukał Hitlera?

Tak. Oczywiście, nad tym pracował cały trust mózgów. Ale operacja "Overlord" powiodła się w olbrzymim stopniu dzięki niemu. O jego klasie świadczy, że do końca wojny Niemcy mu wierzyli. Przekonał ich, że na skutek sukcesu w Normandii alianci zrezygnowali z lądowania w Calais i to, co miało być jedynie przyczółkiem, stało się głównym miejscem uderzenia. Po Normandii Czerniawski odegrał też ważną rolę podczas bombardowania Londynu rakietami V-2: miał potwierdzać Niemcom, czy trafiają w centrum miasta. Twierdził, że spadają na przedmieścia, rakiety więc przesterowano i w efekcie bombardowane były słabo zaludnione północne przedmieścia, a nie centrum.

Kiedy Niemcy poznali prawdę?

Dopiero w 1972 r., w dramatycznych okolicznościach. Czerniawski napisał na emigracji książkę "Wielka sieć", gdzie opisał wiernie swoją rolę we Francji do chwili wpadki. O tym, co było potem, napisał tylko, że uciekł i że Anglicy zobowiązali go do tajemnicy. Książka trafiła do Reilego, który po lekturze napisał artykuł. Można go streścić tak: "przedstawiasz się jako bohater, a pracowałeś dla nas, byłeś zdrajcą". To podchwyciła część polskich środowisk emigracyjnych. Czerniawski znalazł się w sytuacji bez wyjścia: z jednej strony zobowiązanie milczenia, z drugiej oskarżenia. Zwrócił się do Brytyjczyków i ci wydali coś w rodzaju żelaznego listu: szef wywiadu brytyjskiego poinformował, że Polak nigdy nie zdradził sprawy alianckiej. Nie podano szczegółów, ale zapewniono, że wszystko, co robił, robił za wiedzą i zgodą aliantów. Afera trwała dobry rok, ale prawda do szerszej publiki docierała latami.

Czego wciąż nie wiemy o Czerniawskim?

Tego, czego nie wiemy, jest więcej, niż tego, co wiemy. Wiemy dużo o jego służbie w czasie wojny. Nie wiemy, co robił po 1945 r. A on kręcił się w różnych ciekawych miejscach, miał kontakty z wywiadem francuskim, brytyjskim i amerykańskim. Nie wierzę, że SIS z niego zrezygnowało. Jak długo pracował, dla kogo? Gdyby Brytyjczycy odtajnili akta dotyczące jego aktywności po 1945 r., poznalibyśmy zapewne mnóstwo ciekawych szczegółów.

Dr hab. RAFAŁ WNUK (ur. 1967) jest pracownikiem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i wykładowcą KUL. W latach 90. członek Polsko-Brytyjskiej Komisji Historycznej, szukającej w brytyjskich archiwach materiałów polskiego wywiadu z II wojny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Oczy aliantów (17/2011)