Ala ma kota, a Henio ma granat

Mój tato - cywilny uczestnik Powstania, podówczas niespełna 14-letni grabarz zwłok i świadek dramatu, wędrujący przez bombardowane miasto z trzyletnim kuzynkiem na rękach - bardzo się żachnął na wieść, że oto ma się ukazać komiks o Powstaniu. Rozumiem jego obawy. Komiks kojarzy się z rozrywką, przygodą, a wojna to nie żarty. Te dwa światy w powszechnym mniemaniu nie mają prawa się spotkać. Tato chce wspominać Powstanie z powagą, domaga się szacunku dla ofiar, obawia trywializacji, komercjalizacji pamięci. Tyle tylko, że podobne obawy, jakkolwiek uzasadnione, stanęły na drodze edukacji historycznej wnuków.

14.09.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Pokolenie naszych rodziców, doświadczone wojną, oczekuje kultywowania pamięci wedle własnych wyobrażeń o powadze. Przez szacunek dla ofiar respektowano tę potrzebę - stąd szkolne akademie rocznicowe zawsze miały charakter niezwykle ceremonialny. Niestety liczba recytowanych wierszy nijak nie chciała przełożyć się na autentyczne emocje. Poza głęboką niechęcią do Niemców niewiele z tej szkolnej celebry wynikło dla naszej historycznej świadomości. Bo o ile tabliczkę mnożenia i układ trawienny dżdżownicy można wykuć na blachę - to patriotyzmu, dumy, poczucia współuczestnictwa wykuć się nie da.

Przy całej dobrej woli nauczycieli wspomnienia wojenne były pierwsze na liście szkolnych koszmarów, a figurą kombatanta skutecznie straszono niesfornych uczniów. I naprawdę nieważne, jakiej proweniencji był ten kombatant - mur niezrozumienia brał się z różnic językowych. Ludzie "wojenni" mówili łamanym głosem o bohaterstwie i odwadze, a my szturchaliśmy się łokciami i graliśmy pod ławką w kartofla. AK-owcy nie doświadczyli upokorzeń obcowania z głupawymi szczeniakami, którzy za nic mają historię, bo ich do szkół zapraszano rzadko albo wcale. U schyłku życia doczekali się odmiany. Peerel upadł i data "1 sierpnia 1944" przestała być tabu. Po czym zapadła cisza. Przez piętnaście lat pamięć Powstania była "do wzięcia". Ktokolwiek się za nią brał - czynił to nie tak. Nie dość rzetelnie, nie dość dobrze. Nie miał do tego mandatu, był za młody, był za stary, z nie tej opcji politycznej... Jedni bali się patosu, inni bali się kupczenia martyrologią. A lata mijały.

Obchody rocznicowe przed dwoma laty zaskoczyły wszystkich - nagle wezbrała fala patriotycznej egzaltacji. Pamięć Powstania została reaktywowana - tym razem przy udziale i zainteresowaniu młodych. Przyczyniła się do tego widowiskowa oprawa święta - poczty sztandarowe, ułani, konie, szable, akselbanty, znicze, kwiaty i orkiestry dęte, żywe obrazy, przemawiające do zmysłów i wyobraźni. Rozmach i powszechny oddźwięk uroczystości dał satysfakcję kombatantom.

Przypominam sobie jednak epizod podczas sierpniowych obchodów - starszy pan z Krzyżem Powstańczym w klapie głośno beształ defilujących harcerzy, że nie dość składnie maszerują. To był zaledwie drobny zgrzyt w tym niezwykłym dniu, kiedy starzy i młodzi warszawiacy pospołu ocierali łzy na Powązkach, niemniej ujawnia poczucie frustracji byłych Powstańców. Zasługi pozostały nie nagrodzone, krzywdy nie naprawione, rewerencji ze strony wnuków nadal nie dość, ignorancja historyczna młodych zatrważająca... Ale ci nastoletni harcerze po raz pierwszy w życiu chcieli dobrowolnie uczestniczyć w wielkim hołdzie złożonym Powstańcom - żal tę potrzebę zniweczyć pochopną krytyką. I tak też myślę o historycznej edukacji: w jakikolwiek sposób pokolenie wnuków zechce zabsorbować, oswoić legendę Powstania - pozwólmy im na to.

Dzieciak odbiera na innych częstotliwościach niż dorosły. Pompatyczna retoryka, górnolotne frazy o Krwi i Ojczyźnie ogłuszają dziecko. Stanowią sygnał, że oto wchodzimy na wyżyny erystyki dostępne tylko docentom i starcom. Ośmio- czy dziesięciolatek świat postrzega przez detal, szczegół. Syntezy dokona później, kiedy podrośnie.

Z wojennych opowieści moich rodziców (cedzonych z oporami i niechętnie) zapamiętałam szczególnie dwie. Pierwszą usłyszałam od taty. W ostatnich dniach Powstania, nie mając już nic do jedzenia, zjedli psa zabitego odłamkiem. Druga opowieść pochodzi od mamy - to relacja siedmioletniej podówczas dziewczynki, obudzonej w środku nocy przez hitlerowców, którzy przyszli aresztować dziadka. Mama zapamiętała kruche ozdoby choinkowe babcinej roboty, rzucone przez Niemców na podłogę i deptane oficerskimi butami. Los dziadka, wywiezionego tej nocy i zakatowanego potem w Mauthausen, nie wydawał się dziecku tak przesądzony, jak dotkliwa i dramatyczna zagłada bożonarodzeniowych zabawek.

Te dwa epizody stały się dla mnie, kilkuletniej, synonimem grozy wojennej i uczyniły ze mnie dozgonną pacyfistkę. Z czasem do tych stop-klatek wojennych przybył cały kontekst, wiedza, chronologia... Ale wszystkie moje wyobrażenia o wojnie brały początek z dwóch sugestywnych obrazów krzywdy, upokorzenia, gwałtu, doznawanych przez dziecko. Wyobrażony klimat okupacji rekonstruowany był w mojej głowie poprzez identyfikację z dziewczynką, której podeptano zabawki, i z chłopcem, który z głodu zjadł psa. Tak też pojmuję naturę dziecięcej wrażliwości - dociera się do niej przez emocje.

***

1 sierpnia, w dniu 62. rocznicy, ukazały się dwie książki dla dzieci o Powstaniu. Prekursorskie, bez precedensu. Nie są to komiksy (na te przyjdzie nam jeszcze poczekać), ale cienkie książeczki dla czytelników od lat siedmiu wzwyż. Fabularyzowano w nich wspomnienia dwóch powstańców - "Halicza" i "Motka". Obaj byli harcerzami Szarych Szeregów. Pierwszy (Henryk Kończykowski) walczył z bronią w ręku, drugi (Tymoteusz Duchowski) pełnił służbę w kanałach - przenosił meldunki i amunicję, szukał zagubionych.

Autentycznym opowieściom kształt literacki nadała para pisarzy. Obie ubrano w formę gawędy nastoletnich chłopców, którzy relacjonują swoje doświadczenia powstańcze językiem prostym, nie szczędząc drobnych sytuacyjnych szczegółów, inaczej niż to bywa w szkolnych podręcznikach. "Halicz" opisuje życie w Warszawie przedwojennej, wybuch wojny, uciążliwości życia pod okupacją, wreszcie mały sabotaż, wybuch i upadek Powstania. "Motek" mówi o walce z perspektywy "szczura kanałowego". Kontekst historyczny, gry polityczne w makroskali są tu zaledwie zasygnalizowane - mały czytelnik widzi wojnę z perspektywy równolatka, poprzez epizody, strzępy dialogów, nanizany ciąg żywych obrazów.

Fabułę wspiera szereg autentycznych zdjęć i dokumentów, dopowiadających to, co we wspomnieniach się nie mieści. Jest tu słowniczek trudnych terminów, mapki, zdjęcia opasek powstańczych i broni, cytaty z rozkazów i piosenek. I jakkolwiek książki mają swoje mankamenty, to dziś o nich cicho sza - dla wydawcy brawa za edytorski precedens, który oby znalazł naśladowców. Że jest taka potrzeba, niech świadczy fakt, że pierwszy nakład rozszedł się błyskawicznie.

W Europie Zachodniej książki i komiksy historyczne dla dzieci stanowią znaczący sektor rynku wydawniczego. Proporcja ilustracji do fabuły (z przewagą obrazka) czyni je dostępnymi dla dzieci całkiem małych. Historycy z prawa i z lewa nie muszą się targać za klapy - w tych książkach na początek chodzi o to, kto z kim się bił i z jakim skutkiem. A nawet ta wiedza dla ośmiolatka bywa wiedzą tajemną. Nie śmiem zgadywać, ile procent dziesięciolatków potrafi wymienić, dajmy na to, uczestników I wojny światowej.

Co do komiksów, to będę ich bronić i namawiać wydawców, żeby poszli śladem współczesnych komiksów francuskich i amerykańskich o tematyce historycznej. Od czasu genialnego komiksu "Maus" jestem entuzjastką edukowania dzieci w ten sposób. Bo nie przez solenny referat, ale przez sugestywne obrazy i identyfikację z bohaterem uruchamiają się emocje dziecka.

Roksana Jędrzejewska-Wróbel, "Halicz"; Szymon Sławiński, "Mały powstaniec", Warszawa 2006, wydawnictwo Muchomor.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (38/2006)