Zjednoczone królestwo hipokryzji

Nagły wybuch agresji i bezprawia w brytyjskich miastach ujawnia problemy, które kolejne rządy dotąd zamiatały pod dywan.

16.08.2011

Czyta się kilka minut

Gdy ugaszono już płonące sklepy i samochody, coraz więcej polityków i komentatorów zaczęło rozpatrywać te zamieszki nie w kontekście erupcji bezmyślnej przestępczości, która przeszła przez Londyn i inne miasta w ciągu kilku ciepłych, sierpniowych nocy. Zobaczono w nich raczej krzyk rozpaczy nad stanem brytyjskiego społeczeństwa i jego skrywanych bolączek. Premier David Cameron przyznał, że problem jest w większym stopniu natury moralnej niż politycznej. Choć on sam, jak i cała klasa polityczna, jest też za to odpowiedzialny.

Eskalacja anarchii

Zamieszki nie są dla Londynu czymś nowym. W najnowszej historii miasta do najgłośniejszych starć doszło w Brixton, w kwietniu 1981 r. Z kamieniami na policję ruszyli wówczas młodzi czarnoskórzy mieszkańcy południowych dzielnic, aby przeciwstawić się jej rasistowskim i opresyjnym działaniom. Później, także za rządów Partii Konserwatywnej, doszło do ogromnych protestów przeciw tzw. Poll Tax: blisko 200 tys. demonstrantów wymusiło na rządzie wycofanie się z wprowadzenia podatku, który, zdaniem protestujących, uderzyłby w klasę pracującą. W ubiegłym zaś roku w stolicy protestowali (bezskutecznie) studenci, przeciw podniesieniu o blisko 300 proc. czesnego.

Jednak obecna eskalacja anarchii, dokonująca się bez politycznych haseł i żądań, miała skalę dotąd niewidzianą. Starsi dziennikarze wspominali, że nawet podczas zamieszek w Brixton nie widzieli scen tak dramatycznych. Ogień płonących przedmieść niemal otoczył centrum Londynu. Teraz sądy pracują całą dobę, aby szybko i dotkliwie skazać ponad 1600 aresztowanych. Policja nadal analizuje zapisy z ulicznych kamer i puka do drzwi kolejnych podejrzanych. I nie ma co generalizować: przed wymiarem sprawiedliwości stają także prawnicy (sic!), nauczyciele, sportowcy, pracownicy socjalni, a nawet córka milionera i nastoletnia "ambasadorka" przyszłorocznej Olimpiady. Przedstawiciele wszystkich warstw społecznych, klas, zawodów, religii i narodowości. Za kratkami znalazło się też kilku Polaków.

"Kupuję, więc jestem"

Stojąc przed swą siedzibą na Downing Street, Cameron mówił o "już nie tylko zepsutych, ale i prawdziwie chorych zakątkach społeczeństwa". Pytanie tylko, czy po tak postawionej diagnozie są jeszcze szanse na wyleczenie pacjenta. Pierwszym krokiem wydaje się rozpoznanie choroby i znalezienie winnych, stojących za rozsiewaniem "wirusa". Ale zadymiarze szybko odbili piłeczkę na stronę rządzących. "To wina rządu, wszystko jedno, konserwatywnego czy nie. Robimy to, aby pokazać bogaczom, że możemy robić, co nam się podoba" - mówiły reporterce BBC dwie dziewczyny, które brały udział w zamieszkach.

Znamienne, że większość rozruchów miała miejsce przed sklepami i centrami handlowymi. "Kupuję, więc jestem" - pisał kiedyś George Ritzer; jakże frustrujące musi być więc życie tych, których na takie "bycie" nie stać. Zygmunt Bauman idzie jeszcze dalej, odczytując zamieszki jako przejaw kryzysu konsumeryzmu i "manifest" tych, którym życiowy status nie daje dostępu do popularnych marek. Piekarni nikt nie podpalał - wszak nie o chleb się tu rozchodzi.

O ironio, jeszcze przed ubiegłorocznymi wyborami Nick Clegg - lider Liberalnych Demokratów, a dziś też wicepremier - straszył idących do urn, że dojście do władzy Partii Konserwatywnej i jej zapowiadane reformy mogą skończyć się zamieszkami. Ale sygnały o tym, że niektóre dzielnice są tykającą bombą, pojawiały się też w ostatnich tygodniach. Pod koniec lipca "Guardian" opublikował na swojej stronie internetowej film dokumentalny o zamykaniu młodzieżowych klubów w Haringey, w północnym Londynie. "Nie mamy co robić. Będą zamieszki i problemy" - ostrzegali bywalcy tych ośrodków.

Materiał przeszedł bez echa i dopiero po fakcie zwrócono uwagę na problemy pozbawionych zajęcia nastolatków. "Do plądrowania i podpalania sklepów, przy całkowitym braku szacunku do prawa, popycha ich brak przyszłości i szans rozwoju. Nie mają nic do stracenia" - mówiła Camila Batmanghelidjh, założycielka fundacji pracującej z zagrożonymi dziećmi.

Jeśli wierzyć danym statystycznym, aż 17 proc. brytyjskiej młodzieży jest kwalifikowanych jako NEETs: Not in Employment, Education or Training. Oznacza to, że 600 tys. ludzi poniżej 25. roku życia nie przepracowało nigdy choćby jednego dnia.

Chora Brytania

Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w brytyjskim społeczeństwie brakuje też wzorców. Celebrytami czyni się dorobkiewiczów; szeroko omawia się prostackie zachowania i skandale z udziałem gwiazd sportu i estrady. Postmodernistyczny świat, w którym ze świecą szukać śnieżnobiałych przykładów do naśladowania, jest wylęgarnią oportunistów, gotowych zaryzykować, aby się błyskawicznie wzbogacić i mieć to, na co zwykle ich nie stać. Liczą, że grzeszki ujdą im na sucho, podobnie jak ich idolom z bulwarówek. Chyba dlatego wśród aresztowanych za kradzież plazmowych telewizorów i markowych ubrań jest tak wiele osób niepasujących do obrazu przestępcy plądrującego ulice Londynu.

A przykład płynie też od elity politycznej. Gdy w parlamencie politycy ze wszystkich partii i jednym głosem, niczym w czas wojny, potępiali dantejskie sceny na ulicach, żaden nie uznał za właściwe uderzyć się w pierś i przyznać, że jest współodpowiedzialny za moralny upadek kraju. Jeszcze rok temu to właśnie oni, posłani do Westminster, byli na pierwszych stronach gazet - z powodu takiego korzystania z poselskich przywilejów, które graniczyło z łamaniem prawa. O wypłacaniu wielomilionowych premii dla finansistów londyńskiego City w czasie kryzysu nie ma co wspominać. Choć od podpalających sklepy różnią ich metody wzbogacania się za wszelką cenę (tu bardziej wyszukane), czystych rąk nie ma nikt. Cameron ma rację, Wielka Brytania jest poważnie chora - ale nie z powodu zamieszek.

Nawet policjanci, niegdyś ostoja szacunku i zaufania, coraz mniej pewnie mogą spojrzeć w lustro. Świadomość częstych przypadków rasizmu i zastanawiająco wysokiej śmiertelności w aresztach ma już każdy. Gdy niedawno wybuchła "afera podsłuchowa", okazało się, że wielu policjantów było korumpowanych przez korporację medialną Ruperta Murdocha [patrz "TP" nr 32 - red.]. Teraz, po zamieszkach, do listy niewygodnych pytań doszła kwestia opieszałości przy badaniu śmierci niejakiego Marka Duggana, od której ruszyła lawina sierpniowych wydarzeń - oraz, jak przyznał premier, zła strategia powstrzymania anarchii.

Zamieszki odcisnęły się też na jednej z pasji Brytyjczyków: sporcie. Odwołano kilka imprez, głównie piłkarskich. Ale większym zmartwieniem dla władz są nastroje przed przyszłoroczną Olimpiadą. Zdjęcia płonącego Londynu nie mogły obiec światowych mediów w gorszym momencie. W sierpniu miasto gości serię próbnych turniejów, obserwowanych przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski.

Brytyjska prasa jest świadoma, że przed mistrzostwami świata w piłce nożnej w RPA sama kwestionowała to, czy RPA zapewni kibicom bezpieczeństwo. W tonie "cywilizacyjnego zacofania" krytykowano też wybór Rosji i Kataru na gospodarzy futbolowego mundialu w 2018 i 2022 r. Odpowiedzialny w rządzie za londyńską Olimpiadę minister Hugh Robertson zapewnia teraz, że nie ma powodów do obaw...

Szukając (także) bohaterów

Zjednoczone Królestwo staje się królestwem hipokryzji. Każdy na każdego zrzuca winę: biedni na bogatych, bogaci na biednych, konserwatyści na "New Labour", laburzyści na panią Thatcher, policja na przestępców, przestępcy na policję, politycy na media społecznościowe, a media społecznościowe... A właśnie!

Podczas nadzwyczajnej sesji parlamentu pojawiły się głosy, czy wolność tych tzw. social media nie powinna zostać ograniczona. Ten sam rząd, który popierał rewolucje na Bliskim Wschodzie, w Iranie i północnej Afryce - inspirowane także w mediach społecznościowych - teraz był otwarty na sugestie, że Twitter oraz Blackberry Messenger wpłynęły na rozprzestrzenianie się anarchii po stolicy i mobilizację grup nastolatków. Choć Research In Motion, twórcy marki BlackBerry, zapewniają, że dołożą starań, by pomóc policji w ujęciu inspiratorów zajść, kanadyjską korporację zdążyła już dopaść fala krytyki.

Ale "kozioł ofiarny" zamieszek okazał się też... narzędziem, dzięki któremu zmobilizowano setki osób do wspólnego sprzątania ulic. Twitterowy hashtag#riotcleanup spontanicznie skrzyknął mieszkańców, którzy z miotłami i plastikowymi workami zaczęli pomagać służbom porządkowym i właścicielom drobnych biznesów, które ucierpiały na skutek starć. O tym w parlamencie już nie debatowano.

Inspirująca była też postawa wielu imigrantów. W dzielnicy Dalston - nieopodal okolicy, gdzie wybuchły zamieszki - na ulice wyszli Turcy, by bronić swego majątku. Wielu muzułmanów zebrało się wokół meczetu we wschodnim Londynie, by chronić świątynię i okoliczne sklepy przed grabieżą. Poczucie jedności ratowali brytyjscy sikhowie w Southall w zachodnim Londynie: "Jako wspólnota musimy o siebie nawzajem zadbać. Policja nie da rady być wszędzie w taką noc" - spokojnie tłumaczył jeden z nich.

Wiele wody upłynie w Tamizie, zanim socjologowie, politycy i zwykli obywatele przestaną szukać odpowiedzi na pytanie o konkretną przyczynę zamieszek. Wielowątkowość wydarzeń daje pole do popisu przy wywodach i analizach. Zapewne wiele się będzie mówić też o zanikającym zaufaniu do współobywateli i o tym, że zamieszki mogą się powtórzyć. Na Wyspach przeważa więc przygnębienie stanem społeczeństwa, w którym zawodzą i ci "na dole", i elita. A kraj, jak chyba nigdy przedtem, potrzebuje moralnych bohaterów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2011