Węgorz w morzu Sargassa

Październik roku 1963, Jan Błoński pisze do Sławomira Mrożka z Paryża, dokąd wrócił z Krakowa po wakacyjnej przerwie (pracuje jako lektor na Sorbonie): Okropny tam kapuśniak warzą w narodowym kotle właściciele Polski Ludowej - nad wyraz mdły i postny. Piesków, szarpiących nieszczęsną literaturę naszą, intrygujących, donoszących etc., znacznie się namnożyło.
 /
/

Mrożek, mieszkający wtedy w Chiavari na włoskiej Riwierze, odpowiada: “To ciekawe, że nasze metafory na określenie rzeczywistości polskiej zgadzają się. Ty piszesz o kapuśniaku, ja już od dawna myślę o ciepłej, rzadkiej zupce. Nie zdrowy, krzepki terror, ale właśnie zupunia, w której rozmyje się każdy kształt, zupunia przedwczorajsza, podjeżdżająca cuszkiem... Porcje polskiej prasy są porcjami żałości, nędzy i brudku. O Boże, jakbym chciał móc już tym się nie interesować, żeby mi było nareszcie obojętne, czego one są porcjami. Wszyscy jesteśmy jak rodzice dziecka z wodogłowiem. Idiota, ale zawszeć to własne dziecko".

Zacząłem od cytatów znalezionych już na pierwszych stronach tego sześciusetstronicowego tomiszcza i właściwie miałbym ochotę ograniczyć się do cytowania, z tak smacznym - by pozostać przy metaforyce kulinarnej - i dobrze doprawionym daniem mamy do czynienia. Wypada jednak powiedzieć, jakie są jego składniki.

***

Korespondencyjny dialog dwóch przyjaciół, świetnego krytyka i historyka literatury oraz nie mniej świetnego dramaturga, prozaika i rysownika, prowadzony jest z największą intensywnością w latach 1963-1966, gdy obaj przebywają za granicą: Mrożek w Chiavari, Błoński w Paryżu. Listy z tego czasu stanowią dwie trzecie opublikowanej całości. Także i wtedy zdarzają się dłuższe przerwy, gdy Błoński wraca na wakacje do domu na krakowskich Klinach (Mrożek w październiku ‘65: “To jasne, że z kraju nie pisałeś. Ja także nie wiedziałbym, co Ci odpisać i tak byśmy coś tylko bąkali półgębkiem. Wina spada na okoliczności, nie na nas"). W następnych zaś latach, gdy przez długie okresy rozdziela ich granica systemów, częstotliwość i waga korespondencji słabnie; cezurę najwyraźniejszą tworzy, czemu trudno się dziwić, rok 1968.

We wrześniu 1968 - po Marcu i po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, przeciw której Mrożek zaprotestował listem otwartym w dzienniku “Le Monde" i w paryskiej “Kulturze", odcinając sobie możliwość powrotu do kraju - Błoński (wówczas kierownik literacki Starego Teatru), wyrwawszy się na parę dni na festiwal teatralny do Belgradu, pisze: “Tutaj także siedzimy jak mysz pod miotłą, jako mieszkańcy anus mundi; takeśmy to sobie ze Staszkiem Lemem nazwali. Żeśmy nie pisali, nie dziwisz się chyba... Jak Ci już pewnie wiadomo, zostałeś skreślony z listy pisarzy PRL. Jestem wszakże pewien, że raczej dobrze. Tak to na Ciebie przyszło: »Bóg mi powierzył honor Polaków...« (któż to szydził z Somosierry i szczytnych tradycji?)".

Pojawiło się tu nazwisko zaprzyjaźnionego z Błońskim i Mrożkiem Stanisława Lema; można bez przesady powiedzieć, że jest on trzecim partnerem tej korespondencyjnej rozmowy, jego sądy przywoływane są często przez obu piszących. Powstaje trójkąt indywidualności i umysłowości zaiste niezwykłego formatu, toczących debatę na temat rzeczywistości Peerelu i sytuacji, w jakiej znalazła się polska kultura, przede wszystkim zaś: świadomy siebie pisarz. Rozmowa ostra, bez wygładzania kantów, nie oszczędzająca nikogo, w której punktem wyjścia i zarazem wątkiem głównym staje się pisarstwo Mrożka i jego ewolucja wewnętrzna, znaczona kolejnymi utworami, a także - co się z tym wiąże - jego niejasny status półemigranta nabierającego coraz większego dystansu do kraju.

“Mrożek - zauważa we wstępie do książki Tadeusz Nyczek - będzie walczył o swoją nową tożsamość: obywatela świata. Do tego będzie mu potrzebna, w roli narzędziowni pojęciowej, rozprawa z Gombrowiczem, który tę walkę na swoim podwórku nie tylko wygrał, ale i zaproponował podstawowe chwyty zapewniające zwycięstwo. Mrożek miał ambicje nie mniejsze. Dokuczał mu tylko brak spójnego systemu. Ale lektura całości jego korespondencji ukazuje dowodnie, że nawet jeśli nie stworzył własnego systemu, to wygrał innym sposobem: wolną amerykanką, czyli antysystemem. Po prostu konsekwentnie, z żelazną logiką demontował wokół siebie wszystko, co stało mu na drodze: konwencjonalny patriotyzm, frazeologię narodową, ustrojową, międzynarodową, międzyludzką i ogólnoludzką. Postanowił wszystko nazywać po imieniu i dla nikogo i dla niczego nie mieć żadnej litości. Łącznie ze sobą".

***

A teraz można już wrócić do cytowania. To prawdziwa przyjemność, bo listy Błońskiego i Mrożka są - o czym dotąd nie wspomniałem, ale co rozumie się samo przez się - po prostu świetną, żywą literaturą. I choć, jak zauważa Nyczek, realia dookolnego świata pojawiają się w nich nader rzadko, to przygody umysłu, stanowiące główny ich przedmiot, wciągają niby powieść.

Więc jeszcze dwa fragmenty z Mrożka. Pierwszy z lutego 1966 (na dwa lata przed Marcem!), diagnoza dotycząca Polski: “Podobno partia konkuruje teraz z Kościołem na wyścigi, kto będzie większym endekiem, a kto wie, czy naród nie przygląda się temu wyścigowi z zadowoleniem, bo ten naród trochę to lubi. Polacy są ptakami coraz to bardziej złocistymi, o czym codziennie ich się oficjalnie zapewnia. Co do Żydów, nie ma oficjalnej specyfikacji, ale złocistość polskiego ptactwa sugeruje, że inni nie biją takim blaskiem. Czuję to stąd i zowąd. Do tej pory uciekałem przed tym, co w naszym powojennym państwie było uniwersalnego, teraz nie przestając uciekać przed Demoludem, przychodzi także pora uciekać po prostu przed ojczyzną. Przed tym, przed czym przed wojną, w całkiem innym ustroju, uciekali ludzie co wrażliwsi, a oni mieli, mogli mieć jeszcze to złudzenie, że właśnie Demolud zbawiłby ich przed ojczyzną, lewicowali więc. Okazało się, że przyszedł Demolud, z ojczyzną wziął się pod ręce i razem jak nie łupną. Jak to lekarstwo, co miało wytępić bakcyle, a okazało się, że bakcyle bardzo je lubią i tyją od niego".

I drugi z września 1971: “Jednym z moich sekretów, które dopiero teraz mogą pójść do archiwum, było poczucie obcości, dręczące mnie w Polsce od dzieciństwa. Obcość, więc nieprzystosowanie, nieprzystosowanie, więc strach. Że w pewnym okresie byłem uważany za superpolskiego pisarza, takiego prawie od kotleta schabowego i Kościuszki, to tylko sukces mojej mimikry, choć i nie tylko, bo było w tym także dręczące drążenie mojego własnego koszmaru, zabiegi magiczne, zaklinanie. (...) I przez całe życie byłem jak węgorz urodzony w morzu Sargassa i prujący od tego morza gdzie indziej, dalej o połowę globu. Nie, nie mogłem też w końcu zgodzić się, przyjąć, na los polskiego inteligenta, w Polsce, w drugiej połowie XX wieku. Nazywam to zuchwalstwem, bo być może za to zawsze grozi kara. Ale przecież, w ostatecznym rozrachunku, ja nie po to zdejmowałem jeden płaszczyk, żeby włożyć jakiś drugi, choć taki czy inny paltocik po drodze mógł mi się podobać. I teraz właściwie jestem bez palta, dość dokumentnie rozebrany. Tak, że zaczynam podejrzewać, że gdzieś w tym wszystkim chodziło nie o zamiany, ale o depouillement [ogołocenie] zasadnicze". (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 610. Wstęp: Tadeusz Nyczek. Na końcu indeks osób, w tekście przypisy. Dwie małe poprawki: uczony rosyjski Szkłowski, korespondent Lema wspomniany na s. 74, to chyba nie literaturoznawca Wiktor, lecz astrofizyk Josif; ojciec włoskiego dziennikarza i polityka Jasia Gawrońskiego, dyplomata II RP, miał na imię Jan, nie Wacław.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2004