Tawerna z widokiem na słupki

Doktor Janicki: Sposób myślenia wIII RP to bolszewia. Simon: Bolszewików już nie ma. Są za to wysokie podatki. Janicki: Wracam do Polski. No, chyba że Tusk wygra. Simon: Do Polski Kaczorów nie wrócę.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

W sobotę przy polskiej "ścianie płaczu" w Londynie dwóch młodych dopija na rogu tyskie. Jeden popluwa nerwowo pod siebie. Właśnie stracił pracę na budowie.

Wybory? Nie, nie pójdą, nie ma sensu, nawet się nie zarejestrowali.

Niedaleko ściany (legendarny mur z ogłoszeniami o pracę dla Polaków) stoi Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny. W "Zjednoczeniu", organizacji pomagającej przyjezdnym Polakom, czuwa Ewa Zeller. Podczas kampanii podejmowała w domu Donalda Tuska ciastem i obiadem. Mąż, dziennikarz polonijny, zasiądzie w niedzielę w komisji. Państwo Zeller martwią się, jak komisja zdąży obsłużyć 8, 5 tys. zarejestrowanych. Bo wychodzi na to, że na jedną osobę przypadnie dziesięć sekund.

Przy polskim sklepie murarz spod Radomia. Pójdzie jutro do kościoła, a potem do urny zagłosować na PiS. Sondaże? Zmanipulowane. Przez kogo? Przez grupę pracodawców. - Pracodawcy - ścisza głos i rozgląda się na boki - są powiązani wiadomo z kim. Na Tuska nigdy nie zagłosuję. Miałem w rodzinie akowców, Niemcy ich rozstrzelali. Ja wiem, czy to nie stary Tusk strzelał?

Kilkaset metrów dalej mężczyzna po pięćdziesiątce z dużą torbą stoi przy ulicznej barierce. Nie zagłosuje i w ogóle nie będzie się z niczego tłumaczył. Może za to sprzedać fajki za trzy funty od paczki. Dziś sobota, schodzą dobrze, już poszło 20 wagonów.

Nieopodal w budynku Hammersmith Hall polskie targi pracy. Grupka młodych pod budynkiem pali papierosy. Zagłosują na LiD, bo "mają dosyć twinsów". "Twinsy" przy władzy - wstyd.

Lewackie ścierwo
 

Niedzielny poranek. Polonijna nauczycielka Dorota Chmielewska, historyk, od osiemnastu lat na emigracji, zmierza na wybory. Deklarowana tożsamość? Wykształciuch-emigrant. Pani Dorota nawet "Szkło kontaktowe" ogląda przez satelitę.

W POSK-u po jedenastej tłumy. W kolejce prawie sami młodzi. W pobliżu znudzeni funkcjonariusze Metropolitan Police. To Polacy stoją w kolejce. Ale pan policjant - młody, uśmiechnięty Hindus - nie bardzo wie, po co. Kazali, to przyszedł i pilnuje.

Doktor Jacek Janicki, były dyrektor polskiego szpitala, anestezjolog, "bardziej Kaczyński niż Kaczyńscy", przełożył powrót z Wyszkowa do Anglii na niedzielne popołudnie, bo chciał zagłosować. - Kaczor wisi mi trzy stówy. Wyślę rachunek do kwatery głównej - żartuje.

Simon Lam - specjalista od marketingu i właściciel dwóch firm w Londynie - w konsulacie głosował na Tuska.

Lam i Janicki: emigranci, specjaliści, ludzie sukcesu.

Niedziela wyborcza, popołudnie. Siadamy na Victoria Coach Station (to tu przyjeżdżają i odjeżdżają polskie autokary) w pubie Traveller's Tavern, gwar, w tle łoskot ruchliwej londyńskiej ulicy. Simon i doktor Janicki usiądą przy kufelku kronemberga. Pogawędzą - rzeczowo i spokojnie - o tym, co dobre dla Rzeczypospolitej.

Simon L. kiedyś był Szymonem J. Nazwisko wziął po swojej pięknej żonie - Portugalce z Macau. Imię zmienił, bo lepiej pasowało do nazwiska. Simon L., rodowity wrocławianin, jest naprawdę szczęśliwym człowiekiem. Nie ma dnia, by nie mówił do siebie: "Life is good".

O 24-letnim życiu opowiada za pomocą stron internetowych. Coś o małżonce? Oto prywatna strona państwa L. Pierwsza praca w zawodzie? Proszę, tu jest stosowna website. Biuro? Piccadilly Circus oglądane na satelitarnych mapach Google. O, ten budynek na lewo od neonów. Simon najchętniej głosowałby przez internet, nad konkretnymi ustawami. Klik - wyższe podatki. Klik - żołnierze wyjeżdżają z Iraku.

Simon wynajmuje nowoczesny 1-bedroom flat w centrum Londynu. W dużej firmie pracuje jako specjalista od marketingu. Oprócz tego prowadzą z żoną dwa biznesy.

Zorganizowany. Ma nawet swoją story spisaną w komputerze.

O sobie pisze: "Tolerancyjny. Uważam, że »ciapaci« i »czarni« to wartościowi ludzie. Wspomagam trzy organizacje charytatywne. Jedna pomaga w Trzecim Świecie, druga chroni lasy równikowe, trzecia zapobiega wojnom. Oszczędzam wodę. Przynoszę swoją torbę do supermarketu".

O tym, co mu się w Londynie udało (jest tu od trzech lat): "uścisnąć rękę Billowi Gatesowi na konferencji Microsoftu; przelecieć się lotnią; lecieć pierwszą klasą w Emirates; prowadzić ferrari 150. Spróbować kawioru w Moulin Rouge i zobaczyć piramidy Machu Picchu".

Doktor Janicki nie lubi komunistów i ekologów. Mówi o sobie: konserwatysta. Już w latach 80. uważał, że powinno być jak w wierszu: "a na drzewach zamiast liści...". O rodzinnym Augustowie: - Kiedyś szare i brudne miejsce. Teraz błyszczy, są nowe drogi. Żeby jeszcze to lewackie ścierwo, pardon, ale jak pomyślę o ekologach siedzących na drzewie, to mnie cholera bierze, byłoby jeszcze lepiej.

Janicki ma 20 lat więcej niż Simon. Uśmiechnięty, sympatyczna twarz, z wyglądu najwyżej czterdziestka. Kiedy Simon przychodził na świat, Janicki kończył medycynę. W Anglii zarabia dziesięć razy więcej niż w wyszkowskim szpitalu jako anestezjolog i ordynator. - Dlaczego wyjechałem? Dla mnie, prostego chłopaka z Augustowa, znalezienie się w zachodnim szpitalu, gdzie jest najnowocześniejszy sprzęt i sami mądrzy jak w serialach ludzie, było czymś nieosiągalnym - tłumaczy.

Simon i doktor Janicki nie byli w Anglii na spotkaniach wyborczych. Nie widzieli też pewnie plakatów. Nic dziwnego: polscy politycy kampanię na Wyspach przespali.

Najbardziej przespał ją PiS, nie wysyłając do Wielkiej Brytanii nikogo z partyjnej wierchuszki. W LiD aktywny był Ryszard Kalisz (trzy wizyty na Wyspach), ale niektórzy pokpiwali, że na spotkanie w londyńskim Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym przyszła jedna osoba (poseł Kalisz twierdzi, że spotkanie było po prostu konferencją prasową).

PO do boju wysłała na Wyspy Donalda Tuska, ale wiele do życzenia pozostawiała "kampania uliczna" (jeszcze w przedwyborczą sobotę wolontariusze partii w Londynie nie mieli plakatów, bo te nie dojechały).

Interes narodowy i mój
 

Za oknem Travellers Tavern na walizkach od trzech godzin siedzi piątka Polaków z Gliwic. Przy nich trzynaście tobołów. Siedzą i czekają na cud.

Dwa tygodnie temu przeczytali w lokalnej gazecie ogłoszenie. Miły pan zaklepał robotę dla wszystkich, jak leci, no, więc wsiedli i przyjechali. Na Victorii, kilka godzin temu, odebrał ich pan Kamil. Też miły - młody w dresie Reeboka. Zażądał 200 funtów od osoby za pracę. Odmówili. Nie mieli. Poza tym nie taka była przecież umowa. Pan Kamil tylko westchnął i zapewnił, że zaraz przyjedzie bus i zabierze do biura. A w ogóle to on się bardzo spieszy. Zaraz będzie bus, za dziesięć minut. Do widzenia państwu.

Państwo T. siedzą na walizkach. Wokół plecaki, plecaczki, torebki, śpiwory, reklamówki z jedzeniem. Siedzą i patrzą. Wybory? Płakać się chce, proszę pana, jak tu o wyborach myśleć?

Nieco dalej, przy stole, nieśmiałe wymiany zdań. O wstydzie.

Janicki: - Nie wiem, jak Kwaśniewski może bezkarnie jeździć po świecie i się uchlewać.

Simon: - Wstyd to przyniosła Fotyga, cała Europa się śmieje.

Janicki: - Co z tego, że nie potrafi w mediach wystąpić? Ważne, że walczy o nasze interesy.

Pobrzękują szklanki, między stolikami uwijają się kelnerki. Mija godzina. Państwo T. siedzą. Jakby się uparli, by zostać ruchomą dekoracją okien w Travellers Tavern. Przenieśli się tylko kilka metrów bliżej ulicy. Siedzą i patrzą na przejeżdżające samochody. Być może przyjedzie kuzyn spod Londynu, może da nocleg, coś do jedzenia. Może załatwi robotę. Cokolwiek, choćby na początek.

Nad pustoszejącymi kufelkami z kronenbergiem dyskusja o poglądach.

Janicki: Nie zawsze miałem takie skrajne. To była przemiana, krótka i prozaiczna. Moja żona była zawsze bardziej skrajna niż ja. Po 11 września powiedziała, że wszystko już dawno przewidział Waldemar Łysiak. Nie wiedziałem, kto to Łysiak, bo jego nazwisko specjalnie pomijano w mediach. Jak Łysiak coś wspomniał o Ziemkiewiczu, sięgnąłem po Ziemkiewicza. Od 2005 roku ani razu nie sięgnąłem po "Gazetę Wyborczą". Dlaczego Kaczyński? Lubię stanowczość i konsekwencję. Robią, co do nich należy: sprzątają. Są skuteczni - rozwalili WSI. A Ziobro? Niepotrzebnie wplątał się emocjonalnie w sprawę doktora G., to efekt jakichś jego tłumionych kompleksów, ale porządkuje, choćby wprowadzając sądy 24-godzinne jak Gulliani w Nowym Jorku. Podobają mi się, bo wzbudzają furię w pewnych mediach. I są twardzi.

Simon: - PiS, Lepper i LiD to socjaliści. Te partie to biurokracja i kontrola państwa. A PO jest proeuropejskie i bardziej skłonne chronić środowisko. Chcę niskich podatków i decentralizacji.

Janicki: - Dlaczego mówię "lewackie ścierwo", "czerwoni", "różowi"? Wielu zwolenników PiS tak mówi, a ja się nie wstydzę swoich poglądów.

Simon: - Dla mnie historia: komunizm, stan wojenny nie mają w wyborach znaczenia. Liczy się mój interes.

Stanie
 

Pod konsulatem w samym centrum Londynu tłumy. Kolejka - kilkusetmetrowy, kolorowy, roześmiany sznurek, jakby rząd narciarzy zrzucony spod wyciągu na Kasprowym Wierchu do centrum Londynu. Kolejka zakręca trzy razy, wbijając się w kolejne uliczki. Na ostatniej prostej ożywienie i lekki popłoch: reporter TVN biega z mikrofonem.

Na pierwszej prostej pan Andrzej - kierowca, około sześćdziesiątki. Pan Andrzej chętnie odpocznie od tego stania, przejdzie na drugą stronę i opowie wszystko o stopniowym procesie rozkradania majątku narodowego Rzeczypospolitej.

Stanie go nawet nie zmęczyło. Stał ponad dwadzieścia lat temu za pralką. Stał za cukrem. Może stanąć po głos na Kaczyńskiego. Zresztą, tamto stanie i to stanie to zupełnie inne stania, Przede wszystkim, ludzie teraz życzliwi. A wtedy? Gotowi się pozjadać. Poza tym wtedy, oprócz zwykłych stojących, stali stacze, oddający miejsce w kolejce za pieniądze. Tu staczy nie ma. Chyba.

- Kogo okradli? Mnie, pana i ich wszystkich - pan Andrzej robi zamaszysty ruch ręką przez całą New Cavendish Street, jakby wyprowadzał tenisowy backhand - Proces rozkradania trwa, ale został na chwilę zminimalizowany!

W Travellers Tavern, nad złocistym kronenbergiem dyskusja o polskich autorytetach. Janicki: - Wałęsie nie do końca ufam. Jego przeszłość jest niewyjaśniona.

Simon: - Wałęsa to mój bohater.

Janicki: - Bartoszewski? Nie jest moim autorytetem, poza tym przesadził w krytyce Kaczyńskich. A Macierewicz, mówiąc o agenturalnej przeszłości ministrów spraw zagranicznych, przesadził, ale wiele się nie pomylił.

Simon: - Wszędzie tylko tropienie esbeków i agentów.

Dochodzi 19. Zniknęli państwo T. z trzynastoma tobołkami.

Janicki: - Skąd u mnie zaciekły antykomunizm? Nie wiem, gen jakiś czy co. Dla mnie to nie antykomunizm, ale szacunek dla Polski. Mam to po ojcu. Był raczej prostym człowiekiem, kiedyś bokserem Gwardii Wrocław, ale kraj swój kochał, nawet za komuny.

Simon: - Urodziłem się w roku 1983 we Wrocławiu. Tata jest informatykiem z zawodu, pierwszą firmę założył na początku lat 90. Szybko się uniezależniłem. Już wieku 17 lat pracowałem na nocki w McDonaldzie.

Czekamy na słupki wyborcze. W końcu przychodzą. No tak - wzdycha Janicki - Kaczory pójdą się dziobać. Polacy dali się zmanipulować.

Powroty
 

Simon jeździ do Polski raz na trzy miesiące. Jak nie może, ściąga rodzinę do siebie. Ostatnio - brata, mamę i ponad 80-letnią babcię, która namawia go na PiS. Kupił im bilety lotnicze do Londynu i przejazd do centrum wielką białą limuzyną.

Doktor Janicki w Polsce był już 18 razy. Ach, te powroty i wyjazdy. Janicki ma ochotę w samolocie schować się pod siedzenie ze wstydu, jak Polacy klaszczą pilotowi, że tak ładnie wylądował. Zachodzi do wyszkowskiego szpitala, odwiedza kolegów, żeby posłuchać, jaką zrobił im przykrość, że wyjechał, a oni muszą w Polsce harować. - Ale to doskonała ekipa - podkreśla.

Janicki nie musiałby pytać o wyszkowską rzeczywistość - zna ją aż za dobrze. Pamięta swój rekord - 17 dyżurów w karetce w jednym miesiącu (początek dyżuru o 15., koniec następnego dnia rano); pamięta strajki pielęgniarek z okresu dyrektorowania i jak ludzie oskarżali dyrekcję, że to przez nią dzieci pielęgniarek chodzą głodne. Pamięta słowa żony, żeby zrezygnował, bo nie da się z nim w domu wytrzymać.

Za oknami Traveller's Tavern ciemno. Doktor Janicki musi uciekać, zaraz autobus do Worthing, a jutro w południe pierwsze operacje. Simon L. o ósmej, pod krawatem, pójdzie do biura w centrum Londynu.

Dopiero nazajutrz, w poniedziałek, przeczytają o wyborach w portalach internetowych. W poniedziałek też pierwsze komentarze brytyjskiej prasy. "Guardian" podkreśli, że ze zwycięstwa Tuska ucieszy się Europa, a "Times" zwróci uwagę na rolę młodych ludzi w odrzuceniu ekipy Kaczyńskiego.

W Polsce do popołudnia nie będzie wiadomo, czy głosy emigracyjne nie przepadną (kłopoty z dostarczeniem danych). Poza granicami kraju wygra zdecydowanie Platforma. Na Wyspach wygrana jest przygniatająca. Tylko w Stanach Zjednoczonych wygra PiS.

Po 19.00 spłyną dane z Walii i Anglii: na Platformę głosowało 62 proc. wyborców, na PiS - 11 proc., a na LiD - ok. 9 proc.

W Traveller's Tavern coraz ciszej. Jacek Janicki, "bardziej Kaczyński niż Kaczyńscy" w autobusie, w drodze do pracy w Worthing. Za parę miesięcy wróci do Polski Tuska. A Simon? Po zwycięstwie swojej Platformy wyjedzie nareszcie z tego londyńskiego brudu i chaosu.

Do Australii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2007