Druga przemiana Prezesa

Prawo i Sprawiedliość po raz kolejny przegrywa wybory. Czy przemiany prezesa Kaczyńskiego są tak nieskuteczne?

04.10.2011

Czyta się kilka minut

Jarosław Kaczyński / fot. KP PiS /
Jarosław Kaczyński / fot. KP PiS /

Wiosna 2010 r. Ustawka dla tabloidu. Prezes w otoczeniu dzieci na komunijnym przyjęciu córki Elżbiety Jakubiak. Prezes ciepło mówi o Gierku i wygłasza przyjacielską odezwę do Rosjan.

Jesień 2011 r. Prezes otoczony przedszkolakami, mający dobre słowo dla Janusza Lewandowskiego czy Jerzego Buzka, którzy grają w ekipie PO, unikający komentowania hipotez o zamachu w Smoleńsku.

Po przegranej walce o prezydenturę Kaczyński sarkał na własną kampanię. Słynne stało się jego tłumaczenie, że był na proszkach, co utrudniało mu chłodną ocenę wybranej strategii. Tyle że i tym razem prezes idzie podobnym kursem. Dlaczego?

Wehrmacht przecieka

Tak jak wtedy, decydują o tym sondaże. One rządzą polityką, wyznaczając kierunki również dla Kaczyńskiego i jego partii. Jest to o tyle ciekawe, że środowisko skupione wokół prezesa jest tradycyjnie nieufne wobec ośrodków badania opinii publicznej. W PiS żywe jest przekonanie, że największe "sondażownie" żyją za pan brat z establishmentem, z którym przecież walczy PiS.

- Kampania parlamentarna 2007. W dużej sondażowni sprawdzamy możliwość wykorzystania "proniemieckości" Tuska. A tu nagle Tusk daje wywiad, w którym mówi, że szykujemy drugiego "dziadka z Wehrmachtu". Skąd wiedział? Musiał być przeciek! - opowiadał nam wzburzony polityk PiS, zwykle chłodny i daleki od snucia spiskowych teorii. Nieufność do ośrodków badania opinii bierze się właśnie z takich opowieści, przekazywanych w partii z ust do ust. W otoczeniu prezesa silne jest przekonanie, że sondażownie do spółki z politykami (również PiS-owskimi) manipulują wydarzeniami.

O spisku w szpitalu

Czwartek, 15 kwietnia 2010 r., piąty dzień po katastrofie smoleńskiej. Jeszcze nie odbył się pogrzeb Marii i Lecha Kaczyńskich. W siedzibie PiS na Nowogrodzkiej dochodzi do pierwszej od momentu tragedii rozmowy o polityce z udziałem prezesa. Są najbliżsi współpracownicy, wśród nich Adam Lipiński, Joachim Brudziński, Marek Kuchciński, Adam Bielan, Mariusz Błaszczak. Temat? Kto stanie do walki o Pałac po śmierci prezydenta. Konkluzja z narady, która nie trwa dłużej niż godzinę, jest prosta - kandydatem powinien być Jarosław Kaczyński. Ostateczna decyzja co prawda nie zapada, ale uczestnicy wychodzą ze spotkania z przeświadczeniem, że polityczny plan został wstępnie nakreślony.

Tyle że dwie godziny później ci sami politycy odbierają telefony od asystenta Kaczyńskiego. Wiadomość jest sucha i brzmi złowieszczo: "Prezes zaprasza do szpitala na Szaserów". Wzywani jadą na Pragę z najgorszymi przypuszczeniami - zapewne coś złego dzieje się z Jadwigą Kaczyńską. Prezes przyjmuje kilku najważniejszych działaczy swej partii w niewielkim pokoiku wypoczynkowym, w sali za ścianą leży jego ciężko chora matka. Wszyscy stoją, w napięciu czekają na to, co ma do przekazania lider. Kaczyński mówi, że zaraz po ich spotkaniu przyszedł do niego polityk PiS (pada nazwisko) w towarzystwie człowieka z instytutu badającego opinię publiczną (pada nazwa dużej firmy). Powiedzieli - ciągnie prezes - że w ich ocenie nie mam szans w wyborach, a takie miałaby Joanna Kluzik-Rostkowska. Kaczyński mówi powoli, robi pauzy, spogląda na twarze zebranych, jakby chciał wybadać, kto spośród nich jest w politycznym spisku.

Działacze odżegnują się od idei, chybionej zresztą nawet dla laika: Kluzik nie jest wystarczająco znana wyborcom, by stanąć do walki o najważniejszy urząd w państwie. Skąd w ogóle taki pomysł? Od katastrofy minęło raptem pięć dni, w trakcie których nie robiono politycznych badań.

Takie sytuacje wzmagały nieufność wobec wiadomości płynących z "sondażowni". Gdy PiS - w prezydenckiej kampanii Jarosława Kaczyńskiego - zdecydował się pracować z jednym z dużych ośrodków badawczych, "dla pewności" robił też własne sondaże domowym sposobem. - Wieczorem wolontariusze z siedziby na Nowogrodzkiej wykonywali 200-300 telefonów i pytali o opinie. W obecnej kampanii stosowana jest podobna technologia - opisuje polityk PiS-u.

Badania robione przez wolontariuszy metodami chałupniczymi są niedokładne, mogą co najwyżej dać wyobrażenie o trendach wśród wyborców. Ale PiS ciągle je prowadzi - bo z jednej strony nie ufa wielkim "sondażowniom", a z drugiej wie, że zwycięską kampanię można zrobić tylko kierując się słupkami: próbując odczytać oczekiwania wyborców.

Czy PiS to obciach?

Stąd obecny wizerunek prezesa. Do jego "zmiękczania", co jest podstawą kampanii z 2010 r. i tej obecnej, przekonywał socjolog Tomasz Żukowski, doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prezes PiS-u zaufał diagnozie naukowca.

Opowiada uczestnik narad: - Żukowski rysował wykres: dwie przecinające się proste linie, które układają się w kształt krzyża. Pionowa określa stosunek do gospodarki - od liberalnego (na górze) do prospołecznego (na dole). I kreska pozioma określająca poglądy obyczajowe - od lewicowych do konserwatywnych (po prawej stronie). Na tym wykresie SLD było z lewej strony na dole - prospołeczne gospodarczo i obyczajowo lewicowe. Platforma na poziomej osi poglądów obyczajowych w środku - między lewicą i konserwatyzmem, na osi pionowej lekko wychylona w stronę liberalizmu. PiS natomiast w prawym dolnym rogu diagramu - prospołeczny i konserwatywny obyczajowo. Z analiz Żukowskiego wynikało, że większość Polaków ma takie poglądy jak PiS.

Dlaczego zatem obóz Kaczyńkiego systematycznie przegrywa kolejne wybory? Na wykresie Żukowskiego była jeszcze jedna kreska, granica między punktami oznaczającymi PO i PiS. Socjolog określił ją mianem rowu emocjonalnego. Przechodzenie przez ten rów od Tuska do Kaczyńskiego jest utrudnione. Rów to przekonanie, że głosowanie na PiS jest obciachem - czymś, czym nie należy się chwalić. Dlatego PiS-owi i Kaczyńskiemu powinno zależeć na zasypywaniu bariery, na pokazywaniu, że są mili, otwarci i uśmiechnięci, "normalni". Krótko mówiąc: na przekonywaniu wyborców do tezy, że PiS nie jest żadnym obciachem i nie trzeba się go bać.

Z ocen wynikało, że podobnej bariery nie ma między PO a SLD. To znaczy: jeśli SLD miałoby atrakcyjną ofertę, elektorat PO bez problemu odpływałby w stronę Sojuszu.

Panie pójdą z nami

Powrót PiS do strategii "jesteśmy mili i łagodni" był zaskoczeniem dla sztabowców PO. Jeszcze podczas wakacji wielu osobom w partii władzy wydawało się, że wybory będą lekką przebieżką - PiS będzie pokazywał zęby, mówił o "zdradzonych o świcie" w Smoleńsku, wspominał o krwi na rękach Tuska i jego tajnych paktach z Putinem czy Merkel. Na takim tle Platforma pokaże się jako partia racjonalna i proeuropejska.

Tyle że PiS zręcznie zszedł z linii ciosu. Mówi jeden z byłych sztabowców Kaczyńskiego: - Jeśli w zasięgu jest zwycięstwo, prezes potrafi iść na kompromisy i być do bólu pragmatyczny.

Oczywiście "jastrzębie", tacy jak Antoni Macierewicz, podróżują po kraju i spotykają się z twardym elektoratem partii, ale w centralnym nurcie kampanii ich nie ma. Jest uśmiechnięty i unikający konfrontacji Kaczyński.

Platforma została zaskoczona takim obrotem sprawy i próbowała sprowokować Kaczyńskiego. Sławomir Nowak kilka tygodni temu mówił o "cykorach z PiS", którzy unikają kampanijnych starć, a Tusk w podwórkowym stylu zarzucał prezesowi tchórzostwo. Tyle że PiS-owcy zręcznie przepuszczali ciosy. Zamiast wdawać się w starcie, wypuścili plakat z młodymi uśmiechniętymi kandydatkami swej partii.

Sztabowiec, który pracował przy kilku ostatnich kampaniach: - Mężczyźni przy wyborach często zachowują się emocjonalnie niczym kibice na stadionie. Kobiety często patrzą chłodniej, trzymają domowe budżety, myślą, co będzie lepsze dla ich dzieci. Zwrócenie się do nich jest zręcznym ruchem.

Podobnie zręczny jest ruch z propagandowym filmem "Lider" o Kaczyńskim. Zero przaśności, nowoczesny, świetnie montowany i, co najważniejsze, z precyzyjnie wycyzelowanym przekazem, który ma obalać stereotypy. Choćby te, że prezes był mamisynkiem i że po śmierci brata emocjonalnie nie jest zdolny do zajmowania się polityką.

W "pakiecie" jest jeszcze książka Kaczyńskiego, w której pisze on o swojej wizji państwa, a zarazem sprzedaje ploteczki, co oczywiście zawsze interesuje media. Całość projektu spinają billboardy ze zdjęciem prezesa: oficjalnie chodzi o promocję książki, ale to jak puszczanie oka w reklamach piwa bezalkoholowego. Jasne jest, że idzie o ominięcie przepisów o finansowaniu kampanii. Co z tym może zrobić Platforma? Niewiele, bo wyborczej rozgrywce o Sejm i Pałac Prezydencki sześć lat temu stosowała niemal dokładnie ten sam trik.

Kaczyński czyta o piłkarzach

Oczywiście, Kaczyński ma też słabe punkty.

Były sztabowiec: - Tusk jest znakomity w kontaktach na ulicy. Nie boi się, wychodzi, zagaduje i zazwyczaj nie ma potknięć. To ważna umiejętność. Kaczyński tłumu nie znosi. W poprzednich kampaniach sprowadzaliśmy na tego typu spotkania "Pisowców po cywilnemu" z rodzinami, nawet z innych miejscowości. Wszystko po to, by poczuł się swobodniej.

Polityk PiS: - Tusk potrafi publicznie powściągnąć nerwy. Pójdzie do kibiców, którzy na niego bluzgają. Nie wybuchnie, jeśli jakiś facet na rynku w miasteczku rzuci do niego: "Jesteś palantem i oszustem!". Gdyby tak powiedział Kaczyńskiemu, ten mógłby wypalić: "spiep... dziadu!" , jak kiedyś jego brat. Dlatego prezes nie nadaje się do takiego objazdu Polski, jaki ma Tusk.

Prezes unika też bezpośredniego, telewizyjnego starcia z Tuskiem. Nie chce takiego pojedynku, choć uchodzi za zręcznego polemistę i choć liderowi opozycji powinno zależeć na debacie z szefem rządu; wypunktowaniu błędów, które ten popełniał w trakcie lat rządzenia.

Współpracownik Kaczyńskiego: - W głowie prezesa głęboko siedzi przegrana debata z Tuskiem w 2007 r.

przed rekordową widownią. Do tego stopnia, że w kampanii 2010 r. bronił się rękami i nogami przed konfrontacją z Bronisławem Komorowskim, który nie uchodził przecież za mistrza tego typu pojedynków.

W 2007 r. Kaczyński i jego sztab dali się podejść konkurentom. Prezes, wówczas szef rządu, miał przygotowaną teczkę z różnymi informacjami - cenami produktów żywnościowych, składem polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Kilka tygodni wcześniej, w trakcie wizyty w Helsinkach, był na meczu Finlandia-Polska. Jego sztabowcy spodziewali się ze strony Tuska zaczepki w stylu: "Skoro pan się tak interesuje futbolem, to proszę podać skład kadry".

Dlatego Kaczyński przed debatą wkuwał nazwiska piłkarzy. Ściągawkę, w razie kłopotów, miał w teczce. Sięgnął po nią już w trakcie programu, żeby w pytaniu do Tuska zacytować konkretne dane. "Kaczor, nie ściągaj!" - syknął do niego młodzieniec usadzony wśród publiczności. Kaczyńskiego zamurowało. Zrezygnował z sięgania po dokumenty, siłował się z futerałem na okulary, które zakładał, zdejmował, trzymał w dłoniach. - Ta sytuacja kompletnie go rozbiła. On ciężko znosi chamstwo - opisuje nasz rozmówca z PiS-u.

W kończącej się kampanii Kaczyński również wykręcił się z debaty jeden na jeden. - Tusk lepiej wypada w telewizji. Jest młodszy, wysportowany, wygląda na bardziej energicznego. Sztab PO, wiedząc o słabych stronach Kaczyńskiego, przyszykowałby coś niespodziewanego, co wybiłoby prezesa z równowagi. Poza tym, nawet remis niewiele dawałby Kaczyńskiemu. Tylko zdecydowane, miażdżące zwycięstwo mogłoby ponieść PiS w górę. A o pokonanie zręcznego Tuska byłoby ciężko - mówi jeden z byłych stronników prezesa.

Pula do wzięcia

PiS próbuje więc pokonać partię premiera innymi sposobami. Przekaz jest prosty: Tusk jest bezradny, nieodpowiedzialny, zadłuża państwo, nie radzi sobie z rządzeniem. My sobie poradzimy, nie obiecujemy gruszek na wierzbie, jesteśmy racjonalni i normalni. Za kilka dni zobaczymy, czy ta kreacja przyniesie zwycięstwo.

Twarzą obecnej kampanii PiS jest 31-letni poseł Adam Hofman. Nie jest to polityk, do którego Kaczyński miałby sto procent zaufania.

- Przy słynnej awanturze o ratyfikację traktatu lizbońskiego w 2008 r., gdy obaj Kaczyńscy się pogubili, Hofman spiskował m.in. z Kazimierzem Marcinkiewiczem na temat budowania nowej siły na prawicy - mówi jeden z polityków PiS. - Prezes to wie. Wie też, że Hofman w 2010 r. był o krok od związania się z PJN.

W PiS żartem mówi się o tym, co się stanie w razie wyraźnej przegranej. Dzień po wyborach jest kolejna miesięcznica smoleńskiej katastrofy. Prezes tradycyjnie pojawi się pod Pałacem, tym razem w towarzystwie dawno niewidzianego u jego boku Antoniego Macierewicza. Potem wezwie na Nowogrodzką Hofmana i obarczy go winą za porażkę. Zrobi tak, bo partia, przegrywająca kolejne starcie z Platformą, będzie żądała winnych i ich krwi.

Jest też inny scenariusz. Zwycięstwo. Wtedy Kaczyński wypuści na zakulisowe negocjacje zaufanego Adama Lipińskiego. Jeśli ten nie złoży koalicji, tragedii nie będzie. Dla wszystkich jest jasne, że wygrana PiS 9 października nie musi oznaczać przejęcia władzy.

Pytanie, czy Kaczyński w ogóle chciałby władzy bez wyraźnego mandatu, władzy w czasie kryzysu, którą na dodatek musiałby się dzielić z koalicjantami? Czy w jego interesie nie jest poczekać i wkrótce zagrać o całą pulę?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2011