Stała matka Saharyjka

Mohamed Lamín Haidala uważał się za Saharyjczyka: obywatela kraju, którego oficjalnie nie ma. W jego historii odbijają się losy narodu uparcie usiłującego dowieść swojego istnienia.

17.04.2017

Czyta się kilka minut

Takbar Haddi przed Delegaturą Rządu Hiszpanii w Las Palmas ze zdjęciem pobitego syna. Wiosna 2017 r. / Fot. Katarzyna Zając
Takbar Haddi przed Delegaturą Rządu Hiszpanii w Las Palmas ze zdjęciem pobitego syna. Wiosna 2017 r. / Fot. Katarzyna Zając

Pierwszy raz zobaczyłam Takbar Haddi, jak stała między dużymi zdjęciami swego syna Haidali pod budynkiem Delegatury Rządu Hiszpanii w Las Palmas. Miała na sobie długą żółtą melhfę, tradycyjny strój noszony przez Saharyjki. Na zdjęciach syna widać było siniaki i podrapania, krew na szyi. Był bardzo podobny do matki. Zdjęcia zrobiono w dniu, gdy Marokańczycy pobili go na ulicy w Al-Ujun, stolicy Sahary Zachodniej.

Obok zdjęć Takbar rozwiesiła prześcieradło z napisem: „Gdzie jest ciało mojego syna Haidali?”. Nad nim przyczepiła flagę Frontu Polisario – organizacji walczącej o niepodległość Sahary Zachodniej od Maroka.

Takbar przychodzi tu prawie codziennie od końca lipca 2015 r. Stoi tak, protestując, zwykle od dziesiątej rano do zachodu słońca.

Mówi, że będzie to robić do śmierci.

Chyba że odzyska ciało syna.

Zróbcie mi zdjęcie

31 stycznia 2015 r. Mohamed Lamín Haidala wyszedł z domu swych dziadków w Al-Ujun. Chłodna noc koiła spieczoną słońcem ziemię. W Saharze Zachodniej ziemia jest sprawą życia i śmierci. Sprawą, za którą 21-letni Haidala odda życie.

Pierwszy raz aresztowano go, gdy jako 12-latek założył mundur Frontu Polisario. Sześć lat później próbowano go zabić. Marokańscy policjanci podcięli żyły w nadgarstkach Haidali, by więcej nie wziął do rąk transparentu z napisami: „Wolna Sahara Zachodnia, koniec marokańskiej okupacji”. Rany się zabliźniły. Policjanci mieli ostrzegać, że następnym razem będą skuteczniejsi.

Ten kolejny raz nadszedł owego styczniowego wieczoru, gdy wychodził z domu dziadków. Naprzeciw, w drzwiach sklepu meblarskiego, stanął jego właściciel, jego dwóch siostrzeńców i dwóch pracowników. Marokańczycy. Patrzyli, jak idzie ulicą. Znali się, byli sąsiadami. Pięciu mężczyzn ruszyło za nim. „Saharyjczyk, Saharyjczyk, ścierwo, won!” – mieli krzyczeć. Haidala nie uciekał. Poczuł ból w okolicy serca. Był to kamień, rzucony przez właściciela sklepu. Gdy osunął się na ziemię, mężczyźni doskoczyli. Próbował się chronić, ale ciosy padały z różnych stron. W końcu jeden z nich wbił mu w gardło nożyczki. Uciekli.
Gdy nadbiegła rodzina, Haidala zdążył powiedzieć: „Zróbcie mi zdjęcie, niech wszyscy wiedzą”. Stracił przytomność. Żył jeszcze osiem dni.

Walka o państwo

Sahara Zachodnia leży między Marokiem, Algierią, Mauretanią i Atlantykiem. To kraj, który istnieje tylko na mapie: większość terytorium jest pod kontrolą Maroka.

Do 1975 r. Sahara Zachodnia była kolonią hiszpańską. Hiszpanie dopiero w latach 50. XX wieku zorientowali się, że pod pustynią są wielkie złoża fosforytów, ropy i gazu. Zajęli się eksploatacją. Boom gospodarczy sprawił, że rdzenna ludność Sahary – plemiona berberyjsko-arabskie – porzucała życie nomadów i przenosiła się do miast.

W latach 50. i 60. Afryka wyzwalała się z kolonializmu. Również w Saharze Zachodniej rodził się ruch wyzwoleńczy, przebąkiwano o pozbyciu się Hiszpanów, jak też obecnych w regionie Francuzów, i utworzeniu własnego państwa. Na początku lat 70. powstał Front Polisario (Ludowy Front Wyzwolenia Sakiji al-Hamry i Río de Oro – od nazw dwóch prowincji, składających się na hiszpańską kolonię). Podjął walkę o wyzwolenie Sahary Zachodniej spod władzy hiszpańskiej. Początkowo był zaopatrywany w broń przez Libijczyków, później wsparcie nadchodziło przede wszystkim z Algierii.

ONZ naciskała na generała Franco, dyktatora Hiszpanii, by przeprowadził tam referendum niepodległościowe. Gdy Hiszpanie się ociągali, państwa ościenne – Maroko i Mauretania – przygotowały plan zajęcia bogatej kolonii. Zakładał on przyznanie Hiszpanii części udziałów w wydobyciu fosforytów i połowie ryb na wybrzeżu, w zamian za opuszczenie Sahary Zachodniej.

Hiszpania to zaakceptowała. W 1975 r. wojska marokańskie najechały Saharę Zachodnią pod pretekstem odzyskania pradawnych ziem. Hiszpanie się wycofali, zaś z południowego wschodu nadeszły wojska mauretańskie. Dziesiątki tysięcy Saharyjczyków uciekły z domów. Gdy szukali schronienia na pustyni, z nieba sypał się biały fosfor i napalm, zrzucany przez marokańskie lotnictwo. Ci, którzy zdołali uciec, schronili się w obozach w sąsiedniej Algierii. Dziś przebywa tam od 120 do 200 tys. uchodźców i ich potomków.

Front Polisario walczył do 1991 r. Powołał Saharyjską Arabską Republikę Demokratyczną (SARD), pokonał wojska mauretańskie i osłabił siły Maroka. Marokańczycy, chcąc utrudnić działalność Frontu, zbudowali mury o łącznej długości 2700 km. W 1991 r. zawarto rozejm. Przybyła MINURSO, misja ONZ. Miała czuwać nad organizacją referendum. Ale do dziś nie zostało ono przeprowadzone. MINURSO nie ma mandatu, by monitorować prawa człowieka. Saharyjczycy czują się oszukani, rozważają powrót do zbrojnej walki.

Ostatnie dni Haidala

Takbar wyjechała z Sahary Zachodniej w 2006 r. Zamieszkała na Wyspach Kanaryjskich: najpierw na Teneryfie, później w Las Palmas na Gran Canarii. Tu w 2015 r. zaczęła swój protest. Tymczasem jej mąż został w Al-Ujun razem z synami: Haidalą i młodszym Saifem. W Al-Ujun mieszkają też rodzice Takbar, jej siostra, brat i kuzyni.

Ona nie miała szczęścia do mężczyzn. Z mężem się rozwiodła, potem jeszcze dwa razy wyszła za mąż. Dziś jest sama. W rok po przeprowadzce do Hiszpanii urodził się Derray, jej trzeci syn.

Jesienią 2014 r., kilka miesięcy przed śmiercią Haidali, na Teneryfę udało jej się sprowadzić Saifa. Chciała, by synowie żyli lepiej, bezpieczniej. Ale Haidala nie zgodził się na wyjazd z Sahary. Zamieszkał u dziadków.

– Dlaczego został? A kto chce uciekać ze swego kraju? – Takbar odpowiada pytaniem na pytanie. – W Saharze Zachodniej wszyscy młodzi należą do Frontu Polisario, chcą wolności. Nieważne, jakim kosztem.

Haidala też taki był. Od maleńkiego żył dla kraju, który nie istnieje.

Wtedy, na początku lutego 2015 r., Takbar dostała telefon. Dzwoniła rodzina z Al-Ujun: Marokańczycy pobili Haidalę.

– Przyleciałam do Al-Ujun najszybciej jak mogłam. Był 9 lutego. Haidala zmarł dzień wcześniej – wspomina Takbar. 

– Dowiedziałam się, że po pobiciu karetka zabrała go do pobliskiego szpitala Ben Mahdi. Lekarze, Marokańczycy, w pośpiechu tamowali krew i nie podając znieczulenia, zszyli mu dziurę w szyi. Nie zrobili obdukcji, prześwietlenia. Ze szpitala zabrano go na komisariat w Al-Ujun. Marokańscy policjanci rozwiązali mu bandaż na szyi. Szwy puściły. Syn tamował krew bluzką, ale wyrwali mu ją z rąk. Bili go.

Rodzina Haidali dzwoniła na komisariat, aby dowiedzieć się, gdzie jest przetrzymywany. Nie otrzymali odpowiedzi. Przyszli pod komisariat. Twierdzą, że słyszeli krzyki Haidali dochodzące z celi.

Leżał tam trzy dni na gołej ziemi. 2 lutego policjanci obmyli mu twarz i szyję, zabrali przed sąd. Na sali rozpraw zjawiło się dwóch z pięciu oprawców. Sąd wszystkich uniewinnił. Haidalę, ze względu na zły stan zdrowia, też wypuszczono do domu. O wszystkim opowiedział rodzinie.

– Dzień później syn przestał mówić. Ropa zalewała żołądek. Jego brat zabrał go do szpitala. Lekarz, Marokańczyk, odmówił pomocy – Takbar pokazuje skan wypisu ze szpitala. – Haidala wył z bólu. Rodzina zebrała więc oszczędności i przewiozła go do szpitala w Agadirze w Maroku. To tysiąc kilometrów. Jechali kilkanaście godzin. Zmarł w Agadirze – opowiada.

– Nie mogłam tego tak zostawić – dodaje matka.

„Idź do diabła”

Posterunek policji w Al-Ujun.

Dzień po śmierci Haidali: „Proponujemy pani 90 tys. euro i prosimy, by nie nagłaśniać sprawy. Zależy nam na dyskrecji. Pokażemy ciało syna” – tak miał powiedzieć matce Haidali marokański policjant. Miał podsunąć jej akt zgonu, według którego syn zmarł w wyniku ulicznej bójki.

Takbar wspomina, że popatrzyła mu w oczy. „Idź do diabła. Mój syn nie jest na sprzedaż” – powiedziała. Żądała ponownej sekcji zwłok, która wykaże przyczynę śmierci syna. Oraz dokumentów ze szpitala, w którym zszywano mu rany. A także ponownego niezależnego śledztwa i ukarania sprawców.

„Chcę też pochować mojego syna” – oznajmiła. Miała usłyszeć: „Zapomnij o tym”. Nie zobaczyła więcej syna. Nie wiadomo, gdzie złożono jego ciało.

Odwoływała się w ministerstwie sprawiedliwości i prokuraturze. Nie dostała odpowiedzi.

Tymczasem oprawcy Haidali wciąż nachodzą rodzinę Takbar, mieszkającą w Al-Ujun. Aktywna jest także marokańska tajna policja. Ktoś obrzucił ich dom kamieniami. Kamień trafił siostrę Takbar w oko, prawie pozbawiając ją wzroku.

Za kulisami

Według amerykańskiej organizacji Freedom House, Sahara Zachodnia jest w czołówce krajów, gdzie nie przestrzega się praw człowieka i wolności obywatelskich. W raporcie Amnesty International w latach 2010-14 odnotowano 173 przypadki tortur i pobić na terenie Sahary Zachodniej i Maroka. Zastraszanie, duszenie, podtapianie, nadużycia psychiczne i seksualne to metody, którymi rząd Maroka zwalcza saharyjską opozycję. Zagraniczni dziennikarze pracujący w Saharze Zachodniej są śledzeni przez policję, nie pozwala się im rozmawiać z miejscową ludnością.

Bartek Sabela, autor książki o Saharze Zachodniej „Wszystkie ziarna piasku”, mówi: – Wszyscy, którzy wjeżdżają do Al-Ujun, są bacznie obserwowani. W momencie, gdy zachodzi podejrzenie, że prowadzą jakąś „nieturystyczną” działalność, są wyłapywani i usuwani z okupowanego terytorium.

– Sahara Zachodnia jest okupowana przez Maroko, ale społeczność międzynarodowa niechętnie używa słowa „okupacja” – dodaje Sabela. – Francja, Hiszpania i po części USA pomagają Maroku w utrzymaniu stanu zawieszenia, torpedują rozwiązanie konfliktu. Zarazem, paradoksalnie, żadne państwo nie uznaje zwierzchnictwa Maroka nad Saharą Zachodnią. Z perspektywy prawa międzynarodowego to teren nieuregulowany. Maroko korzysta z tego, plądrując zasoby naturalne i pozwalając na to zagranicznym firmom, utrudniając Saharyjczykom dostęp do rynku pracy i edukacji.

Sabela twierdzi, że przypadek Haidali nie jest jednostkowy: – Rozmawiałem z wieloma młodymi ludźmi, biorącymi udział w demonstracjach, słyszałem relacje z marokańskich więzień, gdzie powszechne są wyroki bez procesu, tortury i morderstwa.
Czy to możliwe, aby – jak twierdzi Takbar – marokańska policja płaciła za milczenie? Sabela: – Płacenie za milczenie albo za przejście na stronę marokańską jest powszechne. W latach 90. nawet niektórzy działacze Polisario, sowicie wynagrodzeni, przeszli na drugą stronę. Król Maroka Muhammad VI jest bogaty i hojny.

W 2011 r. rząd Maroka znowelizował konstytucję. Jej artykuł 22 mówi, że stosowanie tortur, wyrządzanie krzywdy drugiej osobie, traktowanie jej w nieludzki i poniżający sposób jest przestępstwem i podlega karze.

Protest

Dwa miesiące po śmierci Haidali, w kwietniu 2015 r., Takbar wróciła do Hiszpanii.

15 maja rozłożyła się pod konsulatem Maroka w Las Palmas i zaczęła głodować. To był jej pierwszy strajk. Przez 36 dni jadła cukier i piła wodę. Spała na ziemi pod kocami. Rozwiesiła napis: „Marokańczycy zabili mi syna”.

O strajku głodowym zrobiło się głośno. Dziennik „El País” nazwał Takbar „Matką Odwagi”. Partia Podemos zaprosiła ją do Parlamentu Europejskiego. Takbar, nie przerywając protestu, pojechała do Strasburga i opowiedziała o Haidali.

Sprawą zainteresowali się politycy. Teresa Rodríguez, sekretarz generalna lewicowej partii Podemos, ogłosiła 24-godzinny strajk głodowy, solidaryzując się z Takbar.

Do strajku dołączyło 50 osób: każda z nich głodowała dobę. Na portalach społecznościowych ruszyła akcja #JusticeForHaidala, której organizatorzy żądali ustalenia przyczyn śmierci chłopca. Przyłączali się obrońcy praw człowieka. Wsparcie zapewnił aktor Viggo Mortensen, znany z „Władcy pierścieni”. W Buenos Aires aktywiści protestowali na ulicach.

Rodzina Takbar mieszkająca w Al-Ujun zaczęła dostawać pogróżki.

Takbar pod koniec strajku wymiotowała krwią. Musiała go przerwać i poddać się leczeniu. Gdy doszła do siebie, dostała zaproszenie od ONZ. Przemawiała przed Radą Praw Człowieka. Wysłała też list do premiera Hiszpanii Mariana Rajoya, prosząc o pomoc w odzyskaniu ciała syna. Nie dostała odpowiedzi.

Konsulat marokański w Las Palmas wyraził „zdumienie” protestem Takbar. Zapewnił, że rząd oferował rodzinie wydanie ciała Haidali, i dodał, że uważa go za przestępcę.

Takbar prostuje: – Złożyli taką propozycję, ale pod warunkiem, że nie przeprowadzimy sekcji zwłok i nie doprowadzimy do wszczęcia śledztwa ani osądzenia sprawców śmierci syna.

Ciała nie zwrócono. Miesiąc po przerwaniu strajku głodowego Takbar zaczęła „cichy” protest pod budynkiem Delegatury Rządu Hiszpanii na placu Feria w Las Palmas. Jej protest trwa do dziś.

Mi hijo, mi corazón

Ósmego dnia każdego miesiąca Takbar upamiętnia śmierć syna, zapraszając znajomych na plac Feria, gdzie codziennie stoi.
Dziś założyła czarną melhfę. Wygląda w niej na więcej niż swoje 43 lata. Schodzą się jej znajomi, sami Hiszpanie. Uśmiechają się. Takbar też próbuje. Przechodnie zerkają, niektórzy podpytują. Takbar opowiada o Haidali każdemu, cierpliwie, choć robiła to już setki razy.

– Hiszpania jest głucha, ślepa i niema. Jak cały świat. Saharyjczycy od 41 lat umierają w więzieniach – ubolewa.

– Marokańczycy zabili mi syna i będę o tym mówić. Zobacz, ilu Saharyjczyków umarło, ilu jest w więzieniach – Takbar podaje laminowane tabliczki, z których zerkają dziesiątki twarzy. Poniżej widnieją data uwięzienia, zaginięcia lub śmierci.

Świeczki płoną obok portretu Haidali. Pojawiają się plakaty: „Hiszpanio, weź na siebie odpowiedzialność”. Takbar zamieści te zdjęcia na profilu na Facebooku „Mi hijo, mi corazón” („Mój syn, moje serce”), roześle znajomym.

Robi to codziennie. Codziennie dostaję od niej dwa, trzy zdjęcia z kolejnego dnia protestu na placu Feria. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2017