Sanktuaria bez zaplecza

Prof. Antoni Jackowski, geograf religii: We francuskim Lourdes pielgrzym wydaje średnio 70 euro dziennie. W polskich sanktuariach nie zostawia często nic.

28.07.2014

Czyta się kilka minut

 / Rys. Lech Mazurczyk
/ Rys. Lech Mazurczyk

ANNA GOC i BŁAŻEJ STRZELCZYK: Dokąd najchętniej pielgrzymują Polacy?
Prof. ANTONI JACKOWSKI:
To zwodnicze pytanie. Frekwencja jest najprostszym kryterium oceny rangi sanktuarium, niewiele mówi o duchowości tych miejsc. Weźmy np. sanktuarium La Salette w Alpach. Dotarcie do niego nie należy do łatwych. Można powiedzieć, że jest prawie niedostępne. I choć jest jednym z najważniejszych miejsc świętych w Europie, frekwencję ma niską.

Które z naszych sanktuariów znają turyści z zagranicy?
Łagiewniki, choć to sanktuarium wymaga pewnego rodzaju przygotowania duchowego. Duchowość Męki Pańskiej nie jest tak prosta jak duchowość maryjna, do której jesteśmy przyzwyczajeni od dziecka. Jednak ludzie coraz częściej potrzebują nadzwyczajnej pomocy duchowej. I na to zapotrzebowanie odpowiedział ruch miłosierdzia. Obrazki Jezusa Miłosiernego są na całym świecie. Znajomi przesłali mi zdjęcie muzułmańskiej gospody w Indonezji, w której nad barem wisiał Jezus Miłosierny. Jeden z księży opowiadał mi, że znalazł ten obraz na Madagaskarze, przypięty na drzewie w lesie. Sam byłem w świątyni katolickiej w Indiach, do której przychodzili też hindusi, oddając temu obrazowi hołd w sposób podobny jak bóstwom indyjskim.

Do Łagiewnik przyjeżdżają pielgrzymi z kilkudziesięciu krajów świata. Czym różni się publiczność polskich sanktuariów?
W środowisku wiejskim najbardziej popularny jest Licheń. Z kolei na Jasną Górę pielgrzymi przyjeżdżają regularnie ze wszystkich stron Polski i ze wszystkich grup społecznych.

Na transparentach, które niosą, wypisują hasła odwołujące się do aktualnych problemów, także politycznych. Manifestują?
W tradycję pielgrzymek na Jasną Górę wpisana jest manifestacja. W czasie zaborów to sanktuarium było miejscem, do którego Polacy przychodzili, by wyrażać swoją polskość – powtarzało się to corocznie aż do odzyskania niepodległości.
Później Kościół to wykorzystał. Myślę, że w okresie międzywojennym społeczeństwo nie było tak podzielone jak dziś. Tamte manifestacje miały też inne cele: ­dziękowano za odzyskanie niepodległości. Pielgrzymki jasnogórskie stanowiły wtedy jeden z głównych czynników integracji Polaków żyjących dotąd w trzech zaborach. Po II wojnie światowej zaczęły się represje wobec tych, którzy chodzili na pielgrzymki – np. zwalniano ich z pracy. Dlatego wśród pielgrzymów zaczęli dominować ludzie starsi. Aby uniknąć represji władz, gdy organizowano pielgrzymkę do Kalwarii Zebrzydowskiej i chciano wynająć autokar, mówiono np., że jedzie się zobaczyć obóz w Oświęcimiu.
Po wyborze Jana Pawła II pielgrzymki stały się ponownie manifestacjami patriotycznymi.

Jaki charakter mają te manifestacje dziś?
W pielgrzymowaniu na Jasną Górę wykorzystywane są – w moim przekonaniu niesłusznie – motywy pozareligijne. Pocieszeniem jest to, że zaczyna chodzić także rozsądnie myśląca młodzież. Oni idą i rzeczywiście mają pomysł na lepszą Polskę. Ich pokolenie ma szansę zmienić charakter zgromadzeń na Jasnej Górze.

Czy chodzimy z intencjami?
Robi to chyba większość pielgrzymów. Ja też. Matka Boża Częstochowska i Matka Boża z Lourdes uratowały mi życie. Wiele osób ma wobec Niej dług wdzięczności. W polskich pielgrzymkach przeważa motyw religijny, podczas gdy na Zachodzie jest on decydujący dla mniej niż połowy pielgrzymów. Tam taki wyjazd staje się też częściowo formą spędzania wolnego czasu, a same sanktuaria obok funkcji religijnej pełnią funkcję kulturowo-turystyczną. Biura podróży przygotowują oferty łączone: np. tydzień w podróży religijnej, a potem tydzień wypoczynku nad morzem.

Kłopot w tym, że otoczenie polskich sanktuariów raczej nie zachęca do spędzania w nim czasu wolnego.
To spory problem. Nawet w Kalwarii Zebrzydowskiej – która ma świetne warunki naturalne do stania się atrakcją turystyczną – stopień przystosowania przestrzeni wokół sanktuarium nie sprzyja dłuższemu pobytowi. Pielgrzymki traktują sanktuarium jako miejsce docelowe, skąd od razu wraca się do domu bez zatrzymywania się w okolicy choćby na dobę.

Kościołowi na tym nie zależy?
Niestety wciąż jeszcze panuje nieufność władz kościelnych wobec organów samorządowych i odwrotnie. Jeśli do tych pierwszych zgłasza się architekt z pomysłem na plan zagospodarowania przestrzennego, opiekunowie sanktuariów nie wiedzą, jak reagować. Dla nich najważniejszą sprawą jest to, aby obiekt nie utracił swej funkcji jako miejsce kultu. To, co pielgrzym będzie robił poza czasem modlitwy i pobytu w sanktuarium, jest dla nich mało interesujące. Kilka lat temu podczas badań prowadzonych w Lourdes przeprowadzaliśmy rozmowę z dyrektorem tamtejszego lotniska, jednego z największych lotniczych portów czarterowych w Europie. Pytaliśmy, dlaczego nie latają tam czartery z Polski. Powiedział: „Byłem w Warszawie, wasze władze kościelne powiedziały, że nie są tym zainteresowane”.

Jak to uzasadniły?
Tym, że przeżycie religijne jest większe, gdy pielgrzym wkłada wysiłek fizyczny w dotarcie do sanktuarium. Gdy przyjedzie zmęczony. To chyba dlatego nasze ośrodki pielgrzymkowe ciągle nie są najlepiej przygotowane do przyjmowania wielkich rzesz pielgrzymów, zwłaszcza zagranicznych. Chodzi przede wszystkim o brak odpowiednio rozwiniętej infrastruktury. Licheń np. jest dobrze przygotowany do przyjęcia osób chorych, ale wiele sanktuariów nie ma infrastruktury przystosowanej dla niepełnosprawnych. Mimo że można przypuszczać, iż takie osoby uczestniczyłyby w pielgrzymkach chętniej.

Nie chcemy zarabiać na sanktuariach?
To, jak się wydaje, dla nas wciąż rzecz wstydliwa. W skali roku w Lourdes pielgrzym wydaje średnio, poza wydatkami na hotel, 70 euro dziennie. W Polsce pielgrzymi nie wydają często nic. Nie nocują, mają własny prowiant, a wydatki ograniczają do zakupu pamiątek i ofiary na sanktuarium.

To zniechęca zagranicznych pielgrzymów do odwiedzania naszych sanktuariów?
Odpowiem anegdotą. Jechałem kiedyś do Łagiewnik z grupą amerykańskich studentów. Jadąc od strony miasta ul. Zakopiańską, trzeba w pewnym miejscu przejechać przez tor kolejowy, co samo w sobie było dla nich sporą atrakcją. Trafiliśmy akurat na zamknięty szlaban. Przed nosem przejechała nam malutka ciuchcia ciągnąca kilka wagonów towarowych. Oni wszyscy wyskoczyli, zaczęli robić zdjęcia. Byli zdziwieni, że przed tak ważnym sanktuarium jedzie ciuchcia i zatrzymuje cały ruch. Priorytet powinien mieć ruch do sanktuarium, a ciuchcia niech się przesuwa w nocy.
Jasna Góra i Łagiewniki mieszczą się dziś w grupie 30 największych sanktuariów chrześcijańskich na świecie. Wszystkie inne z tej grupy są świetnie zagospodarowane i przygotowane do przyjęcia turystów. Nasze są pod tym względem na końcu.

Sanktuaria budujemy dla siebie?
W jakimś sensie tak. W Częstochowie przez szereg lat wybudowano niewiele hoteli. Nie dlatego, że nie było chętnych. Potencjalni inwestorzy wyraźnie podkreślają, że trudno byłoby im konkurować z domami rekolekcyjnymi, z których – umówmy się – pielgrzymi zagraniczni korzystają rzadko. M.in. dlatego, że niewiele o nich wiedzą. Standard usług jest niższy niż w hotelach, ale nocleg jest tani. Nie wszyscy pielgrzymi akceptują taką formę zbiorowego, grupowego noclegu, wolą większą anonimowość i wyższy standard obsługi. A takie możliwości stwarza tylko hotel.

Nie brzmi to zbyt dobrze w perspektywie Światowych Dni Młodzieży, których gospodarzami będziemy za dwa lata.
W czasie ich trwania pielgrzymi i tak przyjadą do polskich sanktuariów. Choćby po to, aby poznać te najważniejsze, a także zobaczyć urocze sanktuaria regionalne i lokalne, m.in. na Podhalu. Dużą atrakcją będą na pewno świątynie drewniane, z których większość jest na liście UNESCO. A że czasami zobaczą plastikowe kaczuszki w oczku wodnym koło sanktuarium – nic to nie znaczy. Podobne szkaradki możemy znaleźć na całym świecie.

Jak Pan ocenia tzw. pielgrzymki ekstremalne – konne, rowerowe, motocyklowe, na rolkach czy biegowe?
Jestem optymistą. Sądzę, że forma jest mało ważna. Jeśli prowadzi je dobry duszpasterz, cel religijny nie jest zagrożony. Nie bardzo rozumiem też oburzenie ludzi na fakt, że młodzi pielgrzymi wędrujący pieszo na Jasną Górę wieczorem kolację przygotowują sobie na grillu. Co to komu szkodzi? Religijność tej młodzieży jest duża. A po dotarciu do sanktuarium i złożeniu pokłonu Matce Bożej wrócą do domów bogatsi o doświadczenia duchowe, których nikt im nie odbierze. I to jest w tej pielgrzymce najważniejsze!

Prof. ANTONI JACKOWSKI jest emerytowanym pracownikiem Zespołu Geografii Religii Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od wielu lat zajmuje się geograficznymi aspektami zjawisk i procesów religijnych. Z jego inicjatywy w 1995 r. powstał poświęcony tym zagadnieniom periodyk naukowy „Peregrinus Cracoviensis”, jedyne tego rodzaju czasopismo w Europie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2014