Rozważanie o głowie

Definicje nie rozwieją dylematów, przed którymi staje każdy, kto z bliska obserwuje granicę między życiem a śmiercią.

17.02.2009

Czyta się kilka minut

To był początek lat 90. Włóczyłem się po kraju, jeździłem autostopem, zaczynałem jakiś kierunek studiów, potem go rzucałem, a potem zaczynałem kolejny. W końcu upomniało się o mnie wojsko. Ponieważ nie uśmiechała mi się perspektywa dwóch lat spędzonych w armii, zacząłem się starać o zastępczą służbę wojskową. Dano mi do wyboru przerzucanie koksu w ciepłowni i pracę w domu pomocy społecznej. Wybrałem to drugie, intuicyjnie, bez ideologii, żeby spędzić ten czas z ludźmi, a nie przy piecu. I spędziłem tam trzy lata.

Domy pomocy społecznej 20 lat temu wyglądały inaczej niż w tej chwili. Pensjonariusze byli traktowani, hm, powiedzmy, mało podmiotowo. Dzisiaj normą jest to, że ciężko chorych ludzi wywozi się na spacer, że jeżdżą do kaplicy albo mają prawo do osobnej diety. Na początku lat 90. nie było to takie oczywiste. Na początku, jak zobaczyłem, gdzie właściwie się znalazłem, chciałem uciec. Bezmiar cierpienia przytłaczał. Pamiętam np. starszego mężczyznę, który w paniczny sposób bał się śmierci. Miał oczy rozszerzone przerażeniem, o którym wcześniej nie miałem powodu myśleć. Miałem 23 lata i nagle okazało się, że muszę zmienić swoje myślenie o świecie - trafiłem w przestrzeń, której fundamentami są znikomość, wiedza o tym, jak kruche i chwiejne jest nasze istnienie.

Myślę, że wtedy byłem odważniejszy. Gdyby ktoś wówczas zapytał mnie, czy potrafię skrócić cierpienie któregoś z ciężko chorych mieszkańców, pewnie odpowiedziałbym: "tak, potrafię". Minęło kilkanaście lat i nie jestem już tego tak bezwzględnie pewny. Im jestem starszy, tym mniej we mnie pewności. Próby ustanowienia sensownego prawa, regulującego postępowanie z osobami najciężej chorymi, są potrzebne, ale mojej niepewności nie zburzą. Ja po prostu nie wiem, gdzie zaczyna się życie, a gdzie kończy, czy człowiek nie rokuje nadziei, kiedy obumiera mu ostatnia połać kory mózgowej, czy może wtedy, kiedy przestaje pracować pień mózgu. Definicje nie rozwieją dylematów, przed którymi staje każdy, kto z bliska obserwuje granicę między życiem a śmiercią. Zawsze pozostanie niewiedza. Nawet w kwestiach, które podobno dają się rozstrzygnąć metodami naukowymi.

Podobno można zbadać, czy ciężko chory człowiek zachowuje jeszcze swoją podmiotowość, czy też jest jedynie mechanicznym zlepkiem żył, ścięgien, białka, węglowodanów, z którego uleciała świadomość. Przez trzy lata opiekowałem się wieloma osobami, w bardzo różnym stanie, ale ani razu nie spotkałem się z osobą, o której z pełnym przekonaniem mógłbym powiedzieć, że jest pozbawiona jakichkolwiek ludzkich odruchów. Najciężej, najtragiczniej chore osoby, pozamykane na wszelkie możliwe sposoby, dawały czasem z bardzo daleka sygnały, wskazujące, że mają w sobie żywą, czującą istotę.

Nie ma we mnie jednak potępienia dla rodzin, które decydują się na to, co zrobił ojciec Eluany. Również u nas wykonywane są eutanazje ciche, domowe. Czasem rodzina w milczeniu dochodzi do wniosku, że nadszedł czas rozstania, że brakuje sił. Czasem jest przekonana, że chory wysyła sygnały i prosi o przerwanie cierpienia. Jakie sygnały? Wierzę, że jeśli opiekujemy się wiele lat kimś bliskim, powstaje więź, rodzaj instynktu, który pozwala wychwytywać niezauważalne dla innych poruszenia świadomości chorego. Na dodatek wypalenie u osób opiekujących się ciężko chorą osobą przychodzi bardzo szybko. Niektórzy nie wytrzymują. Nie wyobrażam sobie, by je za to karać.

Tym, czego obawiam się najbardziej, jest przesuwanie granic człowieczeństwa. Jeszcze chwila, a pogubimy się zupełnie, nie wiedząc, gdzie przebiega linia między życiem a śmiercią, między człowiekiem świadomym a nieświadomym. Wiedza biologiczna coraz bardziej nas przerasta i coraz trudniej się w niej odnaleźć. Ostatnio słuchałem transplantologa, który opowiadał, że niewiarygodny postęp medycyny pozwala na następujące przypuszczenie: już wkrótce będzie do pomyślenia człowiek składający się wyłącznie z głowy. Cała reszta będzie skomplikowaną aparaturą, zapewniającą dopływ krwi, tlenu, witamin, substancji mineralnych. Teraz pytanie: czy sama głowa jeszcze jest człowiekiem, czy też czymś, kimś innym, jakąś nową formą istnienia.

Moim zdaniem odpowiedź może być tylko jedna: to również będzie człowiek.

Jacek Baczak (ur. 1967) jest kierownikiem Powiatowego Ośrodka ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Bielsku-Białej. Laureat nagrody Kościelskich 1996 za głośny tom prozy "Zapiski z nocnych dyżurów", w którym opisał swoją pracę w domu pomocy społecznej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2009