Cud w głowie

Prof. Tomasz Trojanowski, neurochirurg: Nie zgadzam się na stwarzanie ludziom nadmiernej nadziei, że wyleczenie jest możliwe, na nakłanianie ich do wiary w cuda.

21.04.2014

Czyta się kilka minut

Floribeth Mora, mieszkanka Kostaryki, której powrót do zdrowia został uznany za cud w procesie kanonizacyjnym Jana Pawła II / Fot. Hector Retamal / AFP / EAST NEWS
Floribeth Mora, mieszkanka Kostaryki, której powrót do zdrowia został uznany za cud w procesie kanonizacyjnym Jana Pawła II / Fot. Hector Retamal / AFP / EAST NEWS

ANNA GOC, ARTUR SPORNIAK: Nagłe ustąpienie tętniaka mózgu uznano za cud w procesie kanonizacyjnym Jana Pawła II. Jak powstają tętniaki mózgu?
PROF. TOMASZ TROJANOWSKI: Mechanizm ich powstawania jest złożony. Większość wynika z wady ściany naczynia krwionośnego polegającej na tym, że w jakimś miejscu jest ona słabsza, a płynąca w nim krew, uderzając w tę ścianę, powoduje jej uwypuklenie. Tak powstają tzw. tętniaki workowate i wrzecionowate. Natomiast tzw. tętniaki rozwarstwiające pojawiają się, gdy krew wdziera się pomiędzy warstwy ściany naczynia. Wewnętrzna ściana naczynia ulega zwykle uszkodzeniu w wyniku urazu, zmian miażdżycowych albo zapalnych.
Wszystkie tętniaki są tak samo groźne?
Zależy to m.in. od ich lokalizacji. Tętniaki workowate pojawiają się w rozwidleniach naczyń. Na powstanie tętniaków wrzecionowatych z kolei duży wpływ mają uwarunkowania genetyczne, wrodzona słabość i wiotkość tkanki łącznej. Osoby z takim uwarunkowaniem genetycznym łatwiej ulegają np. zwichnięciom, bo ich tkanka łączna jest bardziej rozciągliwa. To samo dotyczy tętnic, których środkową warstwę stanowi tzw. mięśniówka. Włókna mięśni nie biegną jednak wzdłuż tętnicy, tylko dookoła. W miejscu rozwidlenia tętnicy powstaje punkt, gdzie dwa koła włókien się stykają, ale nie mają ciągłości. Są podatne na rozciąganie. Działające pulsująco ciśnienie krwi może je rozciągnąć – i utworzyć tętniak workowaty.
„Do tętniaka tak umiejscowionego nie można dotrzeć chirurgicznie. Wiązałoby się to ze zniszczeniem tkanki mózgu i śmiercią pacjentki. Medycyna w tym przypadku jest bezradna. Przykro mi” – usłyszała Floribeth Mora od lekarza w kostarykańskim szpitalu. Przypadek jej uzdrowienia został włączony do procesu kanonizacyjnego Jana Pawła II.
Jakiego tętniaka u niej zdiagnozowano?
Wrzecionowatego prawej półkuli mózgu.
Jakie miała objawy?
Objawy opisuje Elżbieta Ruman, autorka książki „Uzdrowiona. Kostarykański cud Jana Pawła II”. Pojawił się silny ból głowy po całonocnej pracy przed komputerem. Ból, pomimo podania lekarstw, nie ustępował przez kilka dni. Lekarz nie zatrzymał kobiety w szpitalu, bo stwierdził, że przyczyną jej stanu jest zmęczenie. Dopiero podczas kolejnej wizyty zdiagnozowano u niej tętniaka. Pojawił się także paraliż lewej strony ciała.
Paraliż to raczej objaw czegoś innego lub objaw towarzyszący tętniakowi. Sam tętniak nie powoduje paraliżu. Tętniak zwykle nie daje żadnych objawów do czasu, dopóki nie zakrwawi. Najgroźniejszy jest wtedy, kiedy pęknie. W czasie prawie całej mojej praktyki zawodowej tętniaki rozpoznawano u chorych zasadniczo dopiero po ich pęknięciu. Obecnie, dzięki badaniom tomograficznym, coraz częściej wykrywamy tzw. tętniaki nieme, które wcześniej nie krwawiły.
Robimy badania tomograficzne częściej?
Tak, na przykład po urazach albo wtedy, kiedy szukamy powodu bólu głowy. Dzięki temu w wielu przypadkach tętniaki są diagnozowane, gdy jeszcze nie powodują objawów.
Jakie są rokowania dla pacjenta, u którego tętniak pęknie?
Prawie jednej trzeciej pacjentów nie udaje się w takich sytuacjach dowieźć do szpitala. Umierają na miejscu. Potocznie nazywa się to udarem mózgu, fachowo – udarem krwotocznym. Pacjenci, którzy docierają do szpitala, mają często objawy uszkodzenia mózgu spowodowane gwałtownym wzrostem ciśnienia wewnątrzczaszkowego. Krew, wylewając się do przestrzeni wokół mózgu, podnosi ciśnienie wewnątrz czaszki, a to zaburza przepływ krwi przez mózg. Dlatego zapytałem, czy u wspomnianej pacjentki pojawiły się jakieś objawy – tętniak zwykle jest bezobjawowy.
Floribeth Mora była wcześniej zdrowa. W książce są także jej wyniki badań.
Przy tętniaku rozwarstwiającym powstaje ubytek w śródbłonku. Krew może wedrzeć się pomiędzy warstwy ściany naczynia i je rozdąć. Rozdzieranie ściany naczynia może boleć, bo jest ono unerwione. Takie tętniaki mają szanse na samoistne wyleczenie, gdy zakrzep zamknie miejsce uszkodzenia śródbłonka. Sama obecność tętniaka workowatego czy wrzecionowatego nie wywołuje zwykle niedowładu, paraliżu. Tętniak rozwarstwiający zwęża naturalne światło naczynia i upośledza przepływ krwi do obwodowej części naczynia. Może to doprowadzić do niedokrwienia obszaru mózgu zaopatrywanego przez to naczynie – stąd mógł wziąć się niedowład. Po samowyleczeniu tętniaka krew mogła znowu popłynąć prawidłowym strumieniem. Stopień zwężenia i zmniejszenia przepływu krwi był taki, że komórki nerwowe przeżyły i nie uległy martwicy – po przywróceniu dopływu tlenu i substancji odżywczych powróciła prawidłowa funkcja mózgu.
Skoro jednak watykańska komisja zdiagnozowała tętniaka wrzecionowatego, na pewno posiadano dokładną dokumentację i więcej danych niż te, które udostępniono w książce. Kościół jest pod tym względem bardzo skrupulatny. Nagłego powrotu rozdętego naczynia do normalnej średnicy – przy tętniaku wrzecionowatym – też nie potrafiłbym wytłumaczyć.
Wierzy Pan w cuda?
Tak – przy definicji cudu jako zjawiska, którego powstania nie można wyjaśnić za pomocą dostępnych narzędzi naukowych i wiedzy. W katolicyzmie uważa się, że cuda służą umocnieniu wiary, gdyż wskazują na sprawczość Boga.
Czy jako lekarz spotkał się Pan z przypadkiem, który można nazwać cudem?
Nowoczesna medycyna oparta na faktach próbuje wszystko zrozumieć i kategoryzować. Jednak przebieg choroby czy ryzyko kalectwa mają określone prawdopodobieństwo wystąpienia. Nie rozpatrujemy tego typu przypadków w systemie zero-jedynkowym. To nie jest tak, że ktoś jest wyleczony albo niewyleczony. Można być wyleczonym w różnym stopniu.
Na podstawie posiadanej wiedzy potrafimy np. powiedzieć, że 80 proc. pacjentów ma szansę na całkowite wyleczenie, następne 10 proc. – na częściowe. Idąc dalej, 9 proc. pacjentów ma szansę na wyleczenie w długim okresie, a 1 proc. umrze.
Gdy ktoś, kto nie rokował, np. z groźnym nowotworem mózgu, przeżywa, mówi Pan o cudzie?
Przede wszystkim próbujemy zidentyfikować czynniki, które mają wpływ na to, czy pacjenci z jakąś chorobą przeżyją i jaki będzie wynik leczenia. Na przykład w wielu nowotworach młody wiek jest niekorzystnym czynnikiem, gdyż choroba rozwija się wtedy szybciej. Odwrotnie jest w przypadku glejaków: to starsi umierają na nie szybciej. W przypadku glejaka wielopostaciowego, najbardziej złośliwej postaci pierwotnych nowotworów mózgu, średni czas życia od rozpoznania to cztery miesiące. Po operacji czas ten wydłuża się średnio do ośmiu miesięcy. Jeśli doda się radioterapię, to chory zyskuje kolejne dwa miesiące. Jeśli dołączy się chemioterapię – kolejny miesiąc. Ale to tylko średnia. Niektórzy odchodzą po dwóch miesiącach, inni żyją dwa lata.
Oceniając rokowanie, w onkologii stosujemy miarę odsetka przeżyć określonego czasu. Można np. sprawdzić, jaki procent leczonych przeżywa pięć lat od rozpoznania. Człowiek, u którego rozpoznajemy glejaka, według statystyki ma szanse na przeżycie jednego-dwóch lat. Ale ktoś dożywa pięciu lat. Czy to cud? Raczej nie. Powiedziałbym, że taki pacjent znalazł się w nielicznej grupie osób przeżywających pięć lat. Jednak liczba prowadzonych w tych przypadkach obserwacji jest ograniczona: nie mamy statystyk wskazujących, ile osób z tej grupy przeżyje kolejne pięć lat. Ich życie można uznać za cud, ale możemy też powiedzieć, że nie mamy wystarczającej wiedzy, żeby wysunąć jakiekolwiek wnioski. Może się okazać, że wpływ na przebieg choroby miały inne czynniki: sposób leczenia, wiek pacjentów, cechy genetyczne albo inne cechy, których nie potrafimy obecnie rozpoznać.
Powiedział Pan kiedyś swojemu pacjentowi: „to cud”?
Mam do czynienia z ludźmi, którzy radzą sobie z chorobą lepiej, niż wskazywałyby na to ich rokowania. Wśród pacjentów mam proboszcza, który remontował kościół. Zaakceptował swoją chorobę – glejaka – wiedział, co się z nią wiąże i jakie są rokowania. Modlił się tylko, żeby mógł dokończyć remont. Mówił mi, że jest to dla niego szalenie ważne. Przy rutynowym leczeniu stan jego zdrowia zaczął się polepszać. Udało mu się dokończyć remont. Ostatnio zapytał mnie, czy może jeździć na rowerze. Już ponad 10 lat żyje z glejakiem. Prof. Adam Kunicki, twórca krakowskiej neurochirurgii, opisywał wielu pacjentów ze złośliwymi glejakami, którzy żyli nadzwyczaj długo, nawet kilkanaście lat. Można to zakwalifikować do cudów, jeżeli w kilku niezależnych źródłach potwierdzi się prawidłowość rozpoznania histopatologicznego.
Kiedy pacjenci oczekują cudu?
Najczęściej w sytuacjach beznadziejnych. W mojej specjalności dotyczy to osób, które mają poważnie uszkodzony mózg lub rdzeń kręgowy. Jednak nie zgadzam się na stwarzanie ludziom nadmiernej nadziei, że wyleczenie jest możliwe, na nakłanianie ich do wiary w cuda. W tej dziedzinie zdarza się wiele nieporozumień i nieprawidłowości. Przykładem jest używanie określenia „wybudzanie” na leczenie stwarzające warunki do samoistnej naprawy uszkodzeń powstałych w wyniku choroby, zatrucia czy urazu mózgu. Tymczasem chorego nie można wybudzić ze śpiączki, tak jak ze snu fizjologicznego czy śpiączki farmakologicznej. Jeśli człowiek ma trwale uszkodzony pień mózgu – tam znajduje się twór siatkowaty decydujący o stanie przytomności – lekarz nie jest w stanie go wybudzić. Może do tego doprowadzić tylko naturalny proces zdrowienia przy tzw. odwracalnym uszkodzeniu mózgu. Wielu chorych z ciężkim uszkodzeniem mózgu umiera z powodu powikłań, np. zapalenia płuc, zanim dojdzie do samoistnej naprawy uszkodzeń mózgu. Lecząc, dajemy szansę naturze, zapewniamy jej czas, by mogła naprawić uszkodzenia. Samoregeneracja w takich przypadkach polega nie na przywracaniu życia ­obumarłym komórkom, lecz na przywracaniu ich zawieszonej funkcji. Dotyczy to pacjentów, których komórki nerwowe żyją, ale nie mają wystarczająco dużo energii, by funkcjonować.
Dlaczego?
Ponieważ komórka nerwowa potrzebuje odpowiedniej ilości energii – glukozy i tlenu. Jeśli zmniejsza się dopływ krwi, komórka nie umrze od razu. Najpierw przestanie działać. Zachowana zostanie jednak jej budowa i struktura. Jest to sytuacja, kiedy przepływ krwi wystarcza do utrzymania komórki przy życiu, ale nie wystarcza do jej normalnego funkcjonowania: przekazywania impulsów w układzie nerwowym. Jeśli z czasem poprawi się przepływ krwi, komórka zaczyna funkcjonować.
I to jest cud?
Pewnie nie taki, jak te opisywane w Biblii – natychmiastowe uzdrowienia, których nie można w żaden sposób wytłumaczyć. Jak choćby historia wskrzeszenia Łazarza. Niektórzy uważają, że podobne uzdrowienia dzieją się np. podczas tzw. mszy św. o uzdrowienie.
A nie dzieją się?
Podejrzewam, że możemy w tych przypadkach mieć do czynienia z chorymi z urojenia. To nie oznacza, że te osoby nie są chore, gdyż choroba psychiczna może też powodować somatyczne zmiany. Zmiany te dość spektakularnie mogą ustąpić pod wpływem silnych bodźców psychicznych. Mój kolega z kliniki wezwany do dziecka, które od kilku dni leżało w bezruchu i nie reagowało na otoczenie, rozpoznał u niego histerię i zastraszając je, uzyskał natychmiastowe cudowne uzdrowienie. Rodzice dziękowali mu potem w prasie „za cudowne przywrócenie życia”.
Czy chory może sobie pomóc nastawieniem psychicznym?
Pozytywne nastawienie człowieka mobilizuje. Znam wiele takich przypadków, w tym chłopca z ciężkim niedokrwieniem mózgu połączonym z niedowładem prawej połowy ciała i zaburzeniami mowy. Był on jednak silny psychicznie, miał fantastycznych rodziców, którzy nie rozczulali się nad nim, tylko go mobilizowali. Miał też kolegów, którzy go wspierali i pomimo choroby zabierali na imprezy czy mecze. Stopniowo cofał się u niego niedowład, poprawiała mowa. Są ludzie, którzy dzięki sile woli i determinacji potrafią wyjść ze strasznej biedy.
Dzisiaj paradoksalnie cud zamiast wzmacniać wiarę, może działać na jej niekorzyść. Dla wielu Bóg interweniujący w prawa przyrody jest wewnętrznie sprzeczny – zawiesza porządek, który sam stworzył.
Teologowie i filozofowie uważali, że Bóg czyni cuda po to, by umocnić wiarę. Cuda mogą być zgodne z prawami natury, ale nie można wykazać ich naturalnej przyczyny. Często cudów dokonywali np. nie do końca wierzący kapłani czy ludzie, u których pojawiały się wątpliwości. I wtedy dawany był im jakiś znak. Przypominam sobie historię o wątpiącym proboszczu, który szedł do umierającego z wiatykiem i włożył hostię do brewiarza. Gdy otworzył brewiarz, wokół hostii była krew.
Nie gorszą Pana takie cuda?
Nie potrzebuję cudów, żeby wierzyć. To jest pewnie kwestia filozofii życiowej, wychowania, miejsca urodzenia. Nie neguję jednak tego, że ludzie potrzebują wypełnienia obszaru niewiedzy jakąś ideą. Tą ideą często jest Bóg.

Prof. dr hab. TOMASZ TROJANOWSKI (ur. 1947) jest profesorem nauk medycznych, neurochirurgiem, kierownikiem Katedry i Kliniki Neurochirurgii i Neurochirurgii Dziecięcej Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 4 w Lublinie, przewodniczącym Komitetu Nauk Neurologicznych PAN. Został uhonorowany m.in. Orderem Rycerskim Świętego Sylwestra, nadawanym przez papieża za szczególne zasługi dla nauki i sztuki, a także Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Był bliskim przyjacielem ks. abp. Józefa Życińskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2014