Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Takie pytanie stawia Zuzanna Radzik w artykule „Stos nieprawości” („TP” nr 4/12). Odpowiadając, pragnę przytoczyć przykład takiej rehabilitacji z „polskiego podwórka”. Otóż w październiku 2011 r. w miejscowości Gorzuchowo (arch. gnieźnieńska) uczczono pamięć 10 kobiet, w tym dwóch dziewczynek, które 30 września 1761 r. zostały spalone na stosie. Jedna ze skazanych miała przekląć miasto Kiszkowo i zapowiedzieć, że straci ono prawa miejskie oraz zmieni nazwę. Tak się też stało: pod zaborem pruskim pozbawione praw miejskich Kiszkowo nosiło nazwę Welnau.
Minęło 250 lat, w miejscu kaźni ponownie zapłonął stos, ustawiono krzyż, tablicę informacyjną oraz 10 pamiątkowych głazów. Pośród nich znalazły się dwa mniejsze... Krzyż poświęcił i modlitwę w intencji ofiar odprawił ks. Mirosław Kędzierski. W tej żywej lekcji historii i wspólnej modlitwie uczestniczyli m.in. gimnazjaliści z Kłecka, którzy zapalili przed głazami znicze. Z inicjatywą rehabilitacji „czarownic” wyszło Towarzystwo Miłośników Kłecka i Ziemi Kłeckiej. Przedsięwzięciu towarzyszył wykład dr. Aleksandra Małeckiego z Instytutu Historii UAM.
Warto również odnotować fakt, że 2 listopada 2011 r., w dzień zaduszny, w kościele parafialnym w Kłecku odprawiono specjalną Mszę św. w intencji straconych w Gorzuchowie kobiet.
Tak więc i w Polsce sprawą rehabilitacji czarownic zaczynają interesować się historycy, pasjonaci oraz (albo przede wszystkim) katoliccy księża.