Redaktor i Autor

To było jedno z najbardziej owocnych spotkań w dziejach naszej zeszłowiecznej literatury. "Doszła do mnie wiadomość, że Pan zapytywał o mój adres; ja również od dawna pragnę skomunikować się z Panem - pisał 26 maja 1950 r. Gombrowicz z Buenos Aires do Giedroycia w Maisons-Laffitte. - Napisałem ostatnio dramat pt. »Ślub«, który ukazał się tutaj w wydaniu książkowym, po hiszpańsku (oryginał polski). Teraz zaś, prawdopodobnie już w przyszłym miesiącu, ukończę powieść pt. »Trans-Atlantyk«. Otóż zastanawiam się, co z tymi rzeczami zrobić, zważywszy iż w Kraju nie mają one żadnych szans"...

Minęły prawie trzy lata - i "Trans-Atlantyk" wraz ze "Ślubem" zostały wydane jako tom pierwszy Biblioteki "Kultury". "Książka wreszcie ukazała się. Myślę, że wypadła zupełnie dobrze" - z właściwą sobie powściągliwością pisał Giedroyc 2 lutego 1953. "Melduję, że otrzymałem klatkę, w której uwięził Pan dla potomności moją sroczkę i mego lwa. Zwierzęta w dobrym stanie i kazały Pana pozdrowić, a sama klatka wcale niczego, taka właśnie jak przystoi" - odpowiadał Gombrowicz. "Bardzo się cieszę, że książka się Panu podobała. Niestety, nie spodziewam się sukcesu sprzedażnego - to znowu Giedroyc. - Zdaje się, podawałem Panu wysokość nakładu: 1500 egz.".

List z 1950 roku nie był pierwszym kontaktem między obu panami. Giedroyc poznał Gombrowicza już przed wojną i za jego właśnie sprawą pisarz znalazł się w 1939 r. wśród pasażerów inauguracyjnego rejsu "Chrobrego" do Argentyny. "»Ferdydurke« przeczytałem od razu, gdy się książka ukazała - wspominał w "Autobiografii na cztery ręce" - bez oburzenia, ale i bez zachwytu". "Trans-Atlantyk" spodobał mu się znacznie bardziej. A 13 kwietnia 1953 r. pisał: "Forma »Fragmentów z dziennika« jest bardzo dobra i namawiałbym Pana na jej kontynuowanie". Ta zachęta niewątpliwie przyczyniła się do powstania jednego z arcydzieł polskiej prozy. Współpraca trwała do śmierci Gombrowicza i przez cały ten czas Giedroyc był jego jedynym polskim wydawcą, wyjąwszy krótki epizod popaździernikowej odwilży, kiedy w kraju ukazały się "Trans-Atlantyk" wraz ze "Ślubem", "Ferdydurke", "Bakakaj" oraz "Iwona".

Zapis relacji pomiędzy Autorem a Redaktorem zawiera ich korespondencja. Nie była to relacja bezproblemowa. "Moja współpraca z Gombrowiczem możliwa była tylko dzięki temu, że bezpośrednie kontakty między nami były bardzo rzadkie - to znów Giedroyc w "Autobiografii". - Jako pisarza ceniłem go niezmiernie, zwłaszcza »Dziennik«. W ogólności pisarz interesował mnie w nim bardziej niż człowiek". W listach znać wyraźnie tę rezerwę, powracają chwile napięcia, wyczuwa się powściąganą irytację Redaktora ("Bardzo nie lubię listów utrzymanych w tonie pozwu komornika"), gdy Autor nie tylko nie poddaje się żadnym sugestiom, zwłaszcza tym, które dotyczą jakiegokolwiek doraźnego zaangażowania publicystycznego, ale w dodatku traktuje "Kulturę" jak normalny dom wydawniczy, ignorując jej trudną sytuację. Redaktor jednak przechodzi nad podobnymi spięciami do porządku dziennego, świadom, z jak wybitnym twórcą ma do czynienia. Autor natomiast w równym stopniu świadom jest, jak ważnego ma w Redaktorze sojusznika w utrzymywaniu kontaktu z czytelnikami i w budowaniu swojej pisarskiej pozycji, także w świecie (wszak jednym z architektów sławy Gombrowicza był związany z kręgiem "Kultury" Konstanty Jeleński). Redaktor i Autor wypełniają więc swoje życiowe role - trudno tu mówić o bliskości, zażyłości czy tym bardziej przyjaźni. Świadectwem nieusuwalnego dystansu, "dialogu dwóch odmiennych temperamentów", pozostało arcydzielnie (i wiernie, jak zaświadcza Giedroyc) opisane przez Gombrowicza spotkanie w Maisons-Laffitte, już po wymienieniu kilkuset listów...

Korespondencja Giedroycia i Gombrowicza po raz pierwszy wydana została przed trzynastoma laty, jako tom I serii Archiwum "Kultury". Tamta edycja była jednak wyborem, teraz otrzymujemy całość; liczba listów wzrosła z trzystu dziewięćdziesięciu jeden do siedmiuset piętnastu (plus telegram Rity Gombrowicz zawiadamiający o śmierci męża i list Izy Neyman opisujący ostatnie godziny jego życia). Znacznie poszerzono przypisy, nową postać uzyskał też wstęp edytora, Andrzeja St. Kowalczyka. I choć, jak zauważa Kowalczyk, Gombrowicz "nie należy do wielkich epistolografów minionego wieku", ten akurat zbiór korespondencji jest bardzo ważny dla poznania jego osoby i jego stosunku do własnego dzieła. (Czytelnik, Warszawa 2006, ss. 740. Listy poprzedzone krótkim słowem wstępnym Jerzego Giedroycia. W aneksie dwa fragmenty z "Dziennika" oraz przedmowa Gombrowicza do francuskiego przekładu "Pornografii". Na końcu nota wydawcy oraz indeks osób.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2007