Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Obrazują one przewagę jednej z opcji na osi prawica-lewica w głosowaniu mieszkańców poszczególnych gmin. Osi, która przez pierwsze 15 lat po demokratycznym przełomie pokrywała się z osią podziału według przywiązania do tradycji solidarnościowej lub do dziedzictwa PRL. Na mapie tej rzucają się w oczy cztery białe plamy - obok Galicji oraz pogranicza Mazowsza i Podlasia są nimi Kaszuby oraz rdzenny Śląsk. Przez lata w geografii politycznej było oczywistością, że Kaszubi i Ślązacy głosują tak jak Podhalanie i Podlasianie. Do czasu. Po wykorzystaniu w kampanii "dziadka z Wehrmachtu", w powiatach, gdzie podobne losy nie były wyjątkiem, przewaga PO nad PiS wzrosła w ciągu dwóch lat ośmiokrotnie.
Wydawać by się mogło, że to doświadczenie będzie wystarczającą przestrogą przed wszelką nieostrożnością w tej delikatnej materii. Jednak w "Raporcie o stanie państwa" jako koronny dowód na brak patriotyzmu rządzącej ekipy Jarosław Kaczyński przywołał "ostentacyjne akcentowanie przez Donalda Tuska swojej kaszubskości". Sprawa nadaje się na podręcznikowy przykład samobójczego gola w polityce.
W momencie, kiedy naprawdę jest co wytykać rządowi, podnoszenie takiego argumentu jest najmilszym prezentem, jaki prezes PiS mógł dać swoim przeciwnikom. Wszystkie nieprzychylne mu media i wszyscy konkurencyjni politycy jak jeden mąż rzucili się do obrony Kaszubów i Ślązaków przed jego insynuacjami. Zwolennikom PiS w najlepszym wypadku pozostało się zżymać na przeinterpretowanie, wrogość mediów i wykorzystanie jednego tematu do odciągnięcia uwagi od reszty raportu.
Doświadczony polityk powinien mieć na tyle wyobraźni, by przewidzieć, jak zareagują na takie stwierdzenia osoby myślące choć trochę inaczej niż on. Wszak od jego sugestii wcale nie jest daleko do myśli, że "ostentacyjne akcentowanie swojej góralskości" to "zakumflowana opcja" Goralenvolk, zaś wieszanie w Krakowie portretów "Najjaśniejszego Pana" to wstęp do kolejnego rozbioru.
Gdyby chodziło o losy niewielkiej partii, nie byłoby większego sensu się tym zajmować. Jednak Kaczyński zgromadził pod swymi skrzydłami większość tych, którzy stanowią potencjalną alternatywę dla obecnego rządu. Takie wpadki prowadzą ich w ślepy zaułek bezsiły, zaś w rządzących potęgują poczucie bezkarności. Przekonanie, że na każdy zarzut skierowany pod ich adresem najlepszą odpowiedzią jest: "to popatrzcie, kto wygra, gdy my przegramy".