Niebezpieczne związki

Siostry Labèque dowodzą, że flirt z muzyką rozrywkową nie oznacza niepoważnego traktowania tradycji.

19.04.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Umberto Nicoletti / MATERIAŁY PRASOWE
/ Fot. Umberto Nicoletti / MATERIAŁY PRASOWE

Muzyka poważna świetnie się sprawdza w niepoważnym kontekście, bo łatwo z niej żartować. Cóż zabawniejszego niż tłum ludzi wpatrzonych w człowieka we fraku, mocującego się z klawiaturą? XIX-wieczna tradycja słuchania muzyki w niemal religijnym skupieniu jest zaskakująco dobrze zakonserwowana. W filharmoniach i operach wciąż można podziwiać wieczorowe toalety eleganckich pań. Zmieniło się tylko jedno: żadna z dam nie zemdleje z wrażenia podczas recitalu fortepianowego. Mdleje się na widok gwiazd muzyki z zupełnie innego świata – jedni nazwą ją rozrywkową, inni popularną. Trudno się dziwić, że artyści występujący w filharmoniach tęsknią za prawdziwą sławą, chcą być ulubieńcami tłumów jak Liszt albo Paganini, zadziwiać muzycznymi sztuczkami i biegłością palców.

Walce i polki

Muzyka rozrywkowa stała się konkurencją dla muzyki klasycznej wraz z narodzinami jazzu. Świadomi tego kompozytorzy chętnie czerpali inspirację z „amerykańskiego wynalazku”. Świetnie odnalazł swoje miejsce na pograniczu George Gershwin, nieco trudniej przychodziło to kompozytorom ze Starego Kontynentu, choć przecież bez jazzu nie powstałby Koncert G-dur Ravela i kilka kompozycji Strawińskiego, a nawet żyjącego w Związku Radzieckim Szostakowicza. Oczywiste związki między nurtem filharmonicznym a sceną jazzową trwają w najlepsze do dziś.

Warto może cofnąć się w czasie do połowy XIX w. i zadać pytanie, czy muzyką rozrywkową nie była działalność rodziny Straussów? Pierwszego stycznia każdego roku słuchamy walców i polek w interpretacji Filharmoników Wiedeńskich. Złota Sala Musikverein i zawsze świetny dyrygent są eleganckim opakowaniem, w którym otrzymujemy doskonale napisaną muzykę rozrywkową połowy XIX w. Dlaczego odruchowo przyporządkowujemy ją do tej samej kategorii, co Brahmsa, Mahlera czy Beethovena? Pewnie dlatego, że gra orkiestra symfoniczna.

Tęsknota za wielką popularnością, jako naturalna potrzeba każdego (?) artysty, wciąż powraca, ale niektórzy wolą się do niej nie przyznawać. Orkiestry ze światowej czołówki nagrywają ścieżki dźwiękowe do filmów hollywoodzkich, gwiazdy scen operowych nagrywają z gwiazdami pop – by nie szukać daleko, wystarczy przypomnieć o spotkaniu Montserrat Caballé i Freddiego Mercury’ego.

Pałac Borgiów

Katia i Marielle Labèque to nie tylko dwie siostry, grające w duecie na fortepianie: to przede wszystkim marka, na którą pracują od ponad 30 lat. Czy słowo „marka” brzmi niestosownie? A czym innym było przedsiębiorstwo muzyczne Straussów, dzięki któremu walc „Nad pięknym modrym Dunajem” znała publiczność w całej Europie, a nawet w Stanach, i to na długo przed wynalezieniem gramofonu?

Siostry Labèque mają swoją wytwórnię płytową, świetnie prosperującą fundację i pałac w Rzymie, w którym razem mieszkają. Choć nie są bliźniaczkami i czasem chodzą własnymi ścieżkami, nie potrafią się rozstać. Pałac należący niegdyś do rodziny Borgiów jest ich kolejnym wspólnym mieszkaniem. Każde musi pomieścić co najmniej dwa fortepiany.

Ich historia zaczyna się na początku lat 50., na południowo-zachodnim wybrzeżu Francji, niepozornie, jak większość karier muzycznych. Starsza, Katia, urodziła się 11 marca 1950 r., młodsza Marielle – niespełna dwa lata później. W domu rodzinnym muzyka była naturalną częścią życia. Ojciec lekarz śpiewał w chórze opery w Bordeaux, matka była muzykiem, studiowała u legendy francuskiej pianistyki Marguerite Long. Pochodząca z Włoch Ada Cecchi szybko odkryła talent muzyczny swoich córek i uczyła je gry na fortepianie. Obie trafiły do Paryskiego Konserwatorium. Już z dyplomem w kieszeni zaczęły szukać repertuaru na dwa fortepiany.

Klasycznie wykształcone, ambitne siostry mierzą bardzo wysoko. W 1969 r. realizują swój pierwszy album. Pod okiem jednego z największych kompozytorów XX w., Oliviera Messiaena, nagrywają jego „Visions de l’Amen”. Później będą współpracowały z Lucianem Berio, Pierre’em Boulezem i Louisem Andriessenem, będą też stymulowały twórczość kompozytorską, zamawiając nowe utwory.

Świadome znaczenia poszukiwań autentycznego brzmienia, grają muzykę Mozarta na fortepianach historycznych. Współpracują ze specjalistami ze świata muzyki dawnej, występują z czołowymi orkiestrami i dyrygentami. Goszczą w renomowanych salach koncertowych i w telewizji śniadaniowej, na ich prywatne koncerty wpada Madonna, częstym gościem jest Sting. Na czym polega ich fenomen?

Pół miliona egzemplarzy

11 lat po nagraniu płyty z dziełem Messiaena siostry Labèque miały już w dorobku 5 krążków z tzw. poważnym repertuarem. Szósta płyta pozornie nie była przełomowa, bo przecież „Błękitna Rapsodia” George’a Gershwina od lat mieści się w szeroko pojętym kontekście filharmonicznym.

Był rok 1980. Od chwili, gdy Gershwin napisał słynne glissando klarnetowe otwierające „Rapsodię”, minęło ponad pół wieku, a utwór został opracowany przez muzyków wszelkich gatunków na niezliczoną liczbę sposobów. Siostry Labèque przetranskrybowały kompozycję na dwa fortepiany, a płyta sprzedała się w rekordowej na rynku muzyki klasycznej liczbie pół miliona egzemplarzy. Od tej informacji zaczyna się większość biogramów sióstr, bo trudno przemilczeć znaczenie krążka z „Błękitną Rapsodią” i Koncertem F-dur. Wątek jazzowy silnie zaznaczył się w ich dyskografii – współpracowały z Chickiem Coreą, Herbiem Hancockiem. W przekraczaniu rzekomych granic międzygatunkowych chętniej bierze udział Katia: w 2009 r. ukazała się płyta „Shape of My Heart”, na której pianistka towarzyszy m.in. Stingowi.

Na płytach i koncertach zestawiają Gershwina z Bachem, Bernsteina z Brahmsem, albo grają Mozarta na fortepianach historycznych. Regularnie występują na największym festiwalu muzycznym Europy BBC Proms. Nigdy nie straciły wyczucia i świeżości – w każdej z dziedzin, jakimi się zajmują. Flirt z muzyką rozrywkową nie każdemu wychodzi na dobre. Jedni, jak świetny skrzypek Vadim Brodski, nie wracają już po „skoku w bok” do repertuaru klasycznego, inni – jak wybitnie utalentowany kontratenor Philippe Jaroussky – nie odnajdą się w formie prostej z pozoru piosenki „Bésame mucho”. Potrzeba flirtu z muzyką innego świata zdarza się też wśród gwiazd muzyki pop. Kilka lat temu wspomniany już Sting postanowił spróbować sił w XVI-wiecznym repertuarze angielskim. Kompozycje Johna Dowlanda w jego interpretacji przeminęły bez echa.

***

Siostrom Labèque udało się zachować równowagę. Ich dokonania są jednym z nielicznych dowodów, że flirt z muzyką rozrywkową nie musi oznaczać rezygnacji z poważnego traktowania tradycji klasycznej, z jakiej się wyrosło. Artystki nie rezygnują z ambitnych programów złożonych z kompozycji współczesnych, dobrze rozumieją specyfikę brzmienia instrumentów historycznych i umieją na nich grać. Mają w sobie pasję wciąż młodych, szalonych dziewczyn, które postanowiły podbijać muzyczny świat. Jedno nie daje mi spokoju: jak sobie radzą z tym wszystkim? Może w rzymskim pałacu czas płynie dwa razy wolniej...


AGATA KWIECIŃSKA jest krytyczką muzyczną, dziennikarką Programu II Polskiego Radia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17-18/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „52. Muzyczny Festiwal w Łańcucie