Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Większość utworów wykonanych na zabrzańskim koncercie była zaaranżowana całkowicie inaczej niż w wersjach płytowych, dzięki czemu salę wypełniły świeże, bardziej dynamiczne wersje piosenek znanych z albumu "Quiet Nights" i z wcześniejszych nagrań kanadyjskiej artystki.
Słuchacze oczekujący, że koncert będzie głównie popisem samej Krall, musieli przeżyć zaskoczenie: znakomicie wyważone były proporcje brzmienia całego zespołu. Mając okazję obserwowania konsoletowych machinacji akustyka czuwającego nad nagłośnieniem, zauważyłem, że przez większość czasu wręcz łagodził brzmienie fortepianu i wokalu, dając możliwość zaistnienia pozostałym muzykom. Dzięki temu między innymi, solowe wejścia gitarzysty Anthony’ego Wilsona i perkusisty Karriema Rigginsa elektryzowały od pierwszej do ostatniej nuty.
Diana nie pozostawała im dłużna, raz stawiając na harmoniczną gęstwinę ("I’ll string along with you"), raz na polifonizujące konstrukcje á la Brad Mehldau ("Walk on by", który rozpoczęła świetnym solo na fortepianie), wijące się w pulsie, ale cały czas pozostające pod kontrolą wykonawczyni. Imponująca była współpraca fortepianu z gitarą w piosence "So Nice", skrzącej się od instrumentalnych fajerwerków i świetnego wyczucia czasu w szaleńczym tempie.
Jednym z najlepszych momentów koncertu był utwór "Let’s face the music and dance" - także zagrany żywiej niż na płycie "When I look in your eyes", artykulacyjnie perfekcyjny, w aranżacji na kwartet emanujący drapieżną energią. Z kolei ostatni utwór, "Cheek to cheek", przywodził na myśl gonitwę poranka i podśpiewywane "Heaven, I’m in heaven" przy kawie: zaczął się lekko jak puszyste cappuccino, rozwinął w błyskawiczne i mocne espresso i zakończył jak duża filiżanka białej kawy - wszystko od niechcenia, leciutko, ale w pośpiechu.
No i bisy: "East of the Sun, West of the Moon" oraz cudownie swingujące "Boy from Ipanema" - żadnych tam brazylijskich słonecznych obrazków, tylko listopadowa Kanada - jedynie Diana Krall umie tak zaśpiewać ten utwór.
Diana zagra jeszcze 25 listopada we Wrocławiu. Piękna blondynka, która na scenie jest prawdziwym jazzmanem.
Diana Krall - śpiew, fortepian, Anthony Wilson - gitara, Robert Hurst - bas, Karriem Riggins - perkusja, 7 listopada 2009 r., Zabrze, Dom Muzyki i Tańca.